Fenomenologia pospolitości

Wstęp do bloku tematycznego na stronie startowej

Znowu dzwoni budzik. Za oknem trochę szaro, w pokoju trochę chłodno. Pies jeszcze może wylegiwać się na swoim posłaniu, a ja już idę do łazienki, bo czekają na mnie jak zwykle codzienne obowiązki. Śniadanie, zakupy, praca, obiad, sprzątanie, praca, kolacja… Niekiedy rozrywki w rodzaju awarii sprzętu domowego, opłacania rachunków, kilku ciekawych rozmów, niezwykle udanego skoku wiewiórki za oknem.

W tle rozważania o ludzkiej naturze. Ludzie są piękni i różni, ale raczej różni. Wielcy, ale też posiadający swoje nieredukowalne ciemne strony. To dobrze, że sąsiad pomógł założyć lampę w kuchni, ale trochę gorzej, gdy nie można dogadać się z urzędniczką w stosunkowo prostej sprawie. Takie właśnie ciekawe przemyślenia przychodzą mi do głowy podczas rozpalania w kuchennym piecu.

Tak by się gdzieś gnało, gnało
Tak by się nam serce rwało
Do ogromnych, wielkich rzeczy
A tu pospolitość skrzeczy
A tu pospolitość tłoczy
Włazi w usta, uszy, oczy…

Czy naprawdę by się gnało? A może właśnie ta przeraźliwie skrzecząca i skrzypiąca jak nienasmarowane drzwi pospolitość jest jakimś istotnym wyborem, niepowtarzalnym i atrakcyjnym wyzwaniem… Może nie warto od niej uciekać do rozmaitych wytworów wyobraźni, do mniej lub bardziej groźnych iluzji, które przysłaniają rzeczywistość… Może warto skupić się czule na każdej chwili, próbując odnaleźć w niej pełne goryczy piękno…

Może tylko od nas zależy, czy szare poranki, codzienną rutynę, banalne kłopoty potraktujemy jak nieprzyjemnie skrzeczącą pospolitość, czy też będą one ważne i cenne jak chleb nasz powszedni, o który wielu prosi w codziennej modlitwie.

Zbigniew Nosowski, Mistyka codzienności
Ryszard Legutko, Sofiści i demokracja
Martin Heidegger, Troska jako bycie jestestwa
Wojciech Bonowicz, „Świat bez nas by sie zastoł…” Ks. Józef Tischner o wierze góralskiej
ks. Andrzej Miszk, W sobotni ranek przy herbacie
Wojciech ‘Jacob’ Jankowski, Izdebka
Alicja, Sposób na jesień

 

10 Comments

  1. Anonim

    Akurat ja cenie sobie szara

    Akurat ja cenie sobie szara zwyczajnosc i przecietnosc. Moze dlatego ze zawsze w jakis przedziwny sposob byłam inna, odbiegałam od przecietnosci w doł albo w gore i w zwiazku z tym moje zycie takze.

    Tak ze dla mnie własnie przecietnosc była bardzo pociagajaca i do ktorej dazyłam.Tyle ze zawsze jakos tak sie dzieje ze przydarza mi sie cos niepowszedniego. Zwłaszcza negatywnego, ale nie tylko.Pozytywy tez czasem bywaja.

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    Warto zwrócić uwagę, że

    Warto zwrócić uwagę, że na 10 “inteligentów polskich” dziewięciu cytuje ten fragment zmaieniając “pospolitość” na “rzeczywistość”. A tu rzeczywistośc wcale nie skrzeczy. Skrzeczy okrutnie pospolitość właśnie, a szczególnie ta intelektualna.

     
    Odpowiedz
  3. ajendryczko

    Jadwigo, nie wierzę w to co

    Jadwigo, nie wierzę w to co piszesz. Bo pierwsze zdanie przeczy drugiemu. Albo może nie. W każdym razie lubię Cię czytać, chociaż zbyt dużo depresji w Twoich wypowiedziach. Ale może tak jest, a ja tylko udaję, nie wiem. Nasze życie w 99 % rozgrywa się w szarej i nudnej codzienności. A te 1 % niepowszedniości, to też nie same negatywy. Co to znaczy: byłam inna? Każdy z nas, jak się zastanowimy, jest inny. W czym byłaś inna? Źle Ci z tym? Piszesz, że przydarza Ci się coś niepowszedniego. To się każdemu przydarza, Ty tylko myślisz i przyjmujesz rzeczywistość w sposób rozumny. Dobre doprawienie kotleta mielonego to już jest coś niecodziennego. Piszesz dalej: pozytywy też czasem bywają. Ten Twój wpis to pozytyw. Czy dla Ciebie? – nie wiem. Ale dla mnie – oczywiście tak. Bo zdaję sobie sprawę, że i u innych życie codzienne, ze wszystkimi nudnościami i uciążliwościami, jest podobne jak i moje. Pozdrawiam,

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Istotą codzienności jest

    Istotą codzienności jest jej uciążliwa rutyna, opór zapadających z poczucia bezsiły powiek, jakby osmalonych sadzą jesiennej szarugi. Opór płuc, które nie chcą wdychać ciężkiego, wilgotnego powietrza, wdzierajacego się bezlitośnie za kołnierz, pospolitość mijanych pomiędzy kałużami przechodniów, schylonych w swej popielatości, skurczonych w dziwnym odczuciu trwogi wobec najprostszej czynności, zniechęcenia do porannego przecupnięcia w drżeniu niewyspania i drgawkach chłodu do łazienki, jak zwykle ochydny smak blendamed, nierozruszana szczęka z ledwością przeżuwająca poranną kanapkę z pomidorem, ból głowy i senność po godzinach rozmów, kolejna kawa na głodny żołądek, obiad za godzinę, nie, za dwie, piekące i podkrążone oczy po wieczorach pośród książek, wyrwanych, wywalczonych pomiędzy fakturą vat, rachunkami, okienkiem w banku z ciągle tą samą, znudzoną i sfrustrowaną kasjerką i kolejką pośród zazwyczaj niemiło pachnącymi ludźmi w sklepie. Kojący szum samochodu, zapach tapicerki, w tle cichutko sączy się jazz, duży silnik daje radę. Godzina jazdy, nie chce mi się wysiadać, najchętniej rozłożyłbym fotel i zasnął, ale kontrahent czeka, trzeba otworzyć drzwi, węglowy smród polskiego miasta uderza w twarz, trzeba ubrać marynarkę, płaszcz, zizimno… Biuro, rozmowy, rachunki, cennik, cięcia kosztów, najlepsza oferta, tak, najlepsza, pieczątka, namiar, tak, zrobimy dotawę, zxamówimy, zamówimy, codziennie to samo… W takim razie do jutra. Samochód, po co mi trzysta koni, skoro już godzinę stoję w korku, zaraz pojadę pod prąd, kur… Klakson, papieros, komórka, kochanie, spóźnię się. Jest 19.30, a na jutro trzeba przygotować jeszcze jakieś zajęcia, na 8.45., ja pier… trzeba było zostać biednym nauczycielem, nie pchać się w biznesy, a gdybym był biednym nauczycielem, pewnie klął bym tak samo…

    Codzieność jest pospolitością, jest szara, brudna i cuchnąca jak kałuże rozchlapywane przez samochody ze zmęczonymi ludźmi, spędzającymi połowę swojego życia na długich dojazdach do i z pracy, w której ciągle zerkają na zegarek, aby tylko kolejny dzień minął szybko, byle do piątku, a od niedzielnego poranka znów myśl o zbliżającym się chłodnym poranku, kiedy nie możemy poczuć się jak kot zwinięty w kłębek na fotelu.
    Cześć kochanie, zobaczymy się pod wieczór, zaparzymy herbatę, teraz witamy w biurze pośród obcych twarzy, w szkole pośród uczniów, których się kocha, ale jakoś męczą, męczą, boli gardło, studenci mają po środzie kaca i nie są rozmowni, wykład przerwany z powodu ważnego i nudnego jak flaki z olejem spotkania w firmie, szum klawiatury, telefony, rutyna, nuda, nuda, nuda, nuda z załatwianiem kontraktów, wyjazdami handlowymi, powtarzane do znudzenia cisnącego się na usta przekleństwami, byle tylko zareklamować towar i sprzedać, choć nic mnie nie obchodzi mój własny biznes, to tylko pieniądze, nie warte czasu poświęconego na nudne fakturowanie, przyjmowanie przedstawicieli, załatwianie nowych maszyn. Nuda, nuda, nuda, nuda, nuda, spaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaać….

    To właśnie jest opór szarej, codziennej tkanki, BÓL POSPOLITOŚCI i własnej wśród niej nijakości, poczucie zagubienia i zaplątania, pomimo najlepszej organizacji i najbardziej szlachetnych intencji – poczucie ciągłej dezorganizacji, rozsypki.

    Cierpienie jest opornością. Wynika z braku głębszego związku wyidealizowanej myśli człowieka z nagą, żałosną jak pejzaż polskich dróg, rzeczywistością. Stanowią twardą, materialną tkankę życia, której nikt, nigdy nie oswoi. Jest to najtrudniejsze do zrozumienia. Dlatego to właśnie szara rzeczywistość stanowi największe wyzwanie, a jako zasób niezgłębionej jeszcze wiedzy – najgłębszą głębię. Dlatego powierzchnia jest głębiną.

    Jestem zmęczony. Dobranoc… 🙂

     
    Odpowiedz
  5. Anonim

    Bartoszu Ty powinienes byc

    Bartoszu Ty powinienes byc szczesliwy….
    “zniechęcenia do porannego przecupnięcia w drżeniu niewyspania i drgawkach chłodu do łazienki, jak zwykle ochydny smak blendamed, nierozruszana szczęka z ledwością przeżuwająca poranną kanapkę z pomidorem,”

    sa ludzie ktorzy nie maja łazienek, sa ludzie ktorzy nie maja blendamed i sa ludzie ktorzy jedza suchy chleb – bez pomidora….

    “ból głowy i senność po godzinach rozmów, kolejna kawa na głodny żołądek, obiad za godzinę, nie, za dwie, piekące i podkrążone oczy po wieczorach pośród książek, wyrwanych, wywalczonych pomiędzy fakturą vat, rachunkami, okienkiem w banku z ciągle tą samą, znudzoną i sfrustrowaną kasjerką i kolejką pośród zazwyczaj niemiło pachnącymi ludźmi w sklepie.”

    sa ludzie ktorzy nie maja z kim rozmawiac, sa ludzie ktorzy nigdy do banku nie pojda i sa tacy ktorych marzeniem jest bt wyjsc do sklepu ( sa na wozku inwalidzkim) lub nie maja za co czrgokolwiek kupic.

    “wykład przerwany z powodu ważnego i nudnego jak flaki z olejem spotkania w firmie, szum klawiatury, telefony, rutyna, nuda, nuda, nuda, nuda z załatwianiem kontraktów, wyjazdami handlowymi, powtarzane do znudzenia cisnącego się na usta przekleństwami, byle tylko zareklamować towar i sprzedać, choć nic mnie nie obchodzi mój własny biznes, to tylko pieniądze, nie warte czasu poświęconego na nudne fakturowanie, przyjmowanie przedstawicieli, załatwianie nowych maszyn.”

    sa tacy ktorzy nie maja pracy i w zwiazku z tym sa wyrzucani z mieszkan na bruk.
    A jezeli zas chodzi o zareklamowanie towaru i zwiazane z tym uczucia – polecam znana ksiazke E. Kazana “Układ”

     
    Odpowiedz
  6. ahasver

    Ponadto każdy ma swoją

    Ponadto każdy ma swoją miarę codzienności, rutyny, znudzenia i cierpienia 🙂

    Nie można porównywać sytuacji różnych ludzi.
    Najwyżej wykażmy się empatią.

     
    Odpowiedz
  7. ahasver

    Pani Jadwigo, skoro czara

    Pani Jadwigo, skoro czara goryczy nigdy nie zostanie przelana, ponieważ człowiek może znieść wszystko, każdy powinien być szczęśliwy, nawet głodujący żebrak na ulicy, kiedy pomyśli, co cierpią dzieci w Somalii. DZieci w Somalii też powinny być szczęśliwe, kiedy uświadomimy im, że niektórzy źli ludzie lubią torturować innych ludzi.

    Nie istnieje miara cierpienia ani szczęścia. Pomimo, że jestem zasobnym człowiekiem, a obecnie również spełniającym się i szczęśliwym, miałem myśli samobójcze i leczyłem się na depresję, ponieważ stwierdziłem, że życie jest bezsensownym, nie wartym porannego wstawania absurdem. I nadal podtrzymuję to twierdzenie, nikt nigdy nie będzie w stanie użyć słusznego argumentu w obronie życia i szczęścia; zawsze będę za pomocą logicznych i rzeczowych argumentów deprecjonował życie i dobro. Nikt z Was nie jest i nie będzie w stanie wyprostować moich ścieżek myślowych. Po prostu nauczyłem się żyć dla siebie i swoich najbliższych, których kocham, co nie zmienia faktu, że żyję na krawędzi, z poczuciem możliwości wykonania gwałtownego manewru na drodze, kiedy pędzę z prędkością 200 km/h i w każdej chwili mogę skręcić do lasu tylko i wyłącznie dlatego, że wpadłem we frustrację z powodu papierosa, który przestał mi smakować. Psychika człowieka jest CIEMNOŚCIĄ i nie należy odmierzać szczęścia ani tworzyć miar cierpienia.

    Jestem bogaty, szczęśliwy, uczę innych i samego siebie, mam cudowną kobietę i syna, dla których zrobię dosłownie wszystko, kota, psa i od tygodnia trzy samochody, ale życie samo w sobie nie przedstawia dla mnie żadnej wartości, ponieważ jest POSPOLITE, przezroczyste, pozbawione cudów i nie potrafiące odpowiedzieć człowiekowi na jego marzenia. No dobra, czasem się spełniają, ale… W 95,9% życie to po prostu kicha, nuda i senność… No, może w 50%, bo jest jeszcze miłość i pasja.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code