Egzystencja

Szanowni Państwo. Pragnę zaprezentować Państwu słowo wstępne oraz pierwszy, krótki rozdział rock’n’rollowego eseju swojego autorstwa, który będzie dostępny od lutego (po sesji egzaminacyjnej), na razie za pośrednictwem skrzynki mailowej. Książka liczy 100 stron + 10 stron ilustracji. Jej celem jest afirmacja każdego aspektu spośród najważniejszych sfer egzystencji istoty ludzkiej rzuconej-w-świat.

Książka składa się  siedmiu rozdziałów, traktujących kolejno o: 1) Egzystencji jako zamieszkiwaniu świata, 2) o rzeczy – i byciu pośród rzeczy, 3) o nauce jako otwarciu rzeczy ku metafizyce, 4) o technice i jej pięknie, zawierającym w sobie naukową i metafizyczną otwartość, będącej zarazem istotnym nośnikiem afirmatywnych wartości w kierunku sztuki, 5) o sztuce jako poetycznym sposobie egzystencji, wydobywającej z materii pewną jej "istotność", 6) o dzikiej przyrodzie jako skarbie ludzkiej tożsamości i mistycznej świątyni ponad konfesjami, 7) o świątyni i religii jako swoistym tabernaculum kultury symbolicznej człowieka.  

Celem opracowania jest propagowanie afirmatywnej postawy wobec rzeczywistości w duchu Baudellaire’owskiego i Nietzsche’ańskiego dziecka. Ma ono zamiar dotrzeć do jak najszerszego grona czytelników, którzy kochają myśleć, uważają, że myślenie jest jest niczym oddychanie, do którego często zniechęca hermetyczny, wyizolowany język filozoficznej metanarracji. Książka jest aktualnie w trakcie takiej adaptacji językowej myśli w niej zawartych, aby jej czytanie sprawiało Czytelnikowi przyjemność.

Puentą eseju jest naiwna i optymistyczna (jest to zabieg i forma "intelektualnej przemocy", niemniej w dobie postmodernistycnego marazmu warto czasem "filozofować młotem", po kowalsku – cygańsku) wizja jedności i pokoju ze światem, którym warto się zachwycać, stąd jego otwarty na pokonywanie barier między nauką i religią, techniką i sztuką, tożsamością człowieka i przyrodą, a także pomiędzy religiami, wymiar. Książka jest prosta i składa się jakby z klocków, które Czytelnik połączy ze sobą, jeśli wysili troszkę umysł.

Opracowanie jest póki co projektem, ukończonym w 90 %, o którym pragnę Państwa uprzedzić i poinformować w ramach tzw. "akcji marketingowej" – zwał jak zwał. Aktualnie jestem w trakcie poszukiwania potencjalnego wydawcy. Przyznam, że będąc człowiekiem z leksza stukniętym, a przez to w jak zwykle żałosnej sytuacji finansowej, chciałbym zarobić na ziemniaki, kawę, czynsz i benzynę do malucha, co by z głodu nie zdechnąć, samochodu nie zapuścić i móc normalnie studentów filozofii nauczać, a nie jak dziad jakiś w swetrze z łatami i tanim dezodorantem z biedronki wypachnionym. Nie liczę na konkretny zysk, bo ani na filozofii jako asystent, ani jako pisarz  zarobić się nie da, ale, cholera, dorabiać trza. Trzeba jakoś żyć w tym brutalnym kapitaliźmie od Amerykanów. Gdyby ktoś wiedział o jakiejś fuszce, można dać mi cynk – adres mailowy na okładce – też projekcie, póki co.

Wiem, że nie powinno się zamieszczać dłuższych tekstów w internecie,bo wtedy nikt ich nie czyta w przerwie na kawę, ale są drukarki, mozna sobie wydrukować. 

Na zdrowie!


 

Tu i teraz, wysoko
 
Jesteśmy zwykłymi, prawymi ludźmi, nie pozbawionymi choćby krztyny wrażliwości i inteligencji. Nie są dla nas wszystkim posiadane pieniądze ani dobra materialne i nawet w czasach niedostatku, kiedy na obiad spożywamy kaszę z marchewką, a samochód, którym jeździmy to leciwy, acz z powodów natury ideologicznej zadbany mały fiat, troszczymy się, aby pośród codziennych, wynikających z rozlicznych problemów natury egzystencyjnej trosk, znaleźć czas na rozważania stricte egzystencjalne.
 
Nawet podczas sztormu i oporu zdarzają się przebłyski myśli wysokiej, jakby z zaświatów ogarniającej Całość i sytuację, w której znaleźliśmy się niczym tonący w wirze. Ktoś będzie się tutaj dopatrywał ingerencji sił wyższych, ktoś inny – podzielności uwagi i lotności dobrze wytrenowanego umysłu. Tak, trenujemy swoje umysły, mamy czas na odwagę i jesteśmy z tego dumni. Czas na odwagę, czas na myśl najwyższą i najbardziej subtelną jest zawsze. Każda istota żywa chce być szczęśliwa. Każdy byt ma swój czas. W innym wypadku ginie. Na perswadowaniu nie tylko możliwości, ale wręcz konieczności myśli zahaczającej wręcz o poetycką finezję powinniśmy się skupić my, filozofowie, poeci, artyści, naukowcy, inżynierowie i nauczyciele. 
 
Powodem tego jest pewność, że brak refleksji, choćby najbardziej abstrakcyjnej i niepotrzebnej z pragmatycznego punktu widzenia, prowadzi do głupoty i obniżenia jakości bycia człowiekiem. Ludzi bezmyślnych, którym z oczu przebija pustka, a z twarzy gnuśność i tępota, nie uważamy za mniej ludzkich, nie kochamy ich mniej. Jest ich nam tylko żal i bardzo im współczujemy. Z tego właśnie powodu nawet takich ludzi pragnęlibyśmy nauczyć, że ich życie jest czymś wspaniałym, jest cudem, który rozbłysnął i który gaśnie za każdym razem, kiedy przestajemy o tym myśleć.
 
W dobie kryzysu ekonomicznego i poczucia braku stabilności wyjątkowo trudno nakłonić ludzi, aby poświęcili czas na refleksję. Nawet najbogatsi ludzie ledwo wiążą koniec z końcem – poza ogromnymi zyskami mają dziś równie ogromne wydatki i często pomagają ludziom biedniejszym, których krach gospodarczy po drugiej stronie Atlantyku dotknął najmocniej i zdruzgotał. Jakże więc poświęcać czas na refleksję filozoficzną w momencie, kiedy duszę ogarnia lęk o dobrobyt najbliższych i nie sposób skoncentrować się na finezji, głębi i wysokości, wymagających dobrego nastroju i większej koncentracji? Czy czymś najbardziej szlachetnym w czasach, kiedy nic już nie jest stabilne i pewne, nie jest właśnie rycerskie dążenie do przetrwania?
 
Tak: przetrwanie w czasach bezwzględnego, brutalnego kapitalizmu wymaga postawy dzielności. Człowiek jest jednak rycerzem, a nie wołem roboczym. Powinien przyjąć postawę wysoką i dumną, i pomimo własnych problemów, starać się pomóc innym. Rycerska postawa wymaga wysokiej etyki i wzniosłej refleksji podczas każdej, nawet najbardziej prozaicznej czynności.
 
O ileż bardziej przyjemny jest widok człowieka z błyskiem w oku i uśmiechem na twarzy, który bezinteresownie wyciąga pomocną dłoń w kierunku drugiego człowieka. O takim człowieku myślimy, że jest piękny i dzielny, że jest kimś twardym i nie pozbawionym poczucia humoru. Za takimi ludźmi tęsknimy bardziej niż za zamkniętym w sobie egoiście o ponurej twarzy, który tak jakby nie chciał po prostu żyć.
 
W dobie dekadencji i powszechnego marudzenia tym bardziej powinniśmy udowodnić sobie dzielność ducha i szlachetność. Jesteśmy ludźmi – i im częściej myślimy o tym, co znaczy być człowiekiem, wymarzonym przez Fryderyka Nietzschego jako Nadczłowiek, tymczasem możliwego do aktualizacji każdego dnia, tym częściej spotykamy się z przejawami postawy wysokiej u samych siebie i u innych. 
 
Naszym zdaniem nie trzeba na nią poświęcać czasu, ponieważ przy wystarczającej higienie umysłu i ducha refleksja taka towarzyszy nam w każdej codziennej czynności, nawet podczas wymiany świec zapłonowych w samochodzie. Czy warto filozofować? W powszechnym mniemaniu filozofia to zbiór oderwanych od życia abstrakcji. Właśnie, że nie. Oderwana od życia jest myśl, że bez abstrakcji jesteśmy w stanie żyć inaczej niż zniechęceni do innych, zamknięci na piękno nauki, poezję techniki, prawdę sztuki, rozumność religii, zgorzkniali niewolnicy systemu.
 
Filozofia jest czymś bardzo wysokim i szlachetnym, ponieważ dostępnym tylko człowiekowi, który o tym wie. Kto o tym wie? Każdy, kto tylko przekroczy szkolne schematy i spróbuje sam stworzyć własną filozofię, nie siląc się przy tym na oryginalność. Nawet bowiem jeśli wszystko już było i powiedziano już wszystko, to nigdy nie będzie tak, że powiedziano już wszystko za każdego. Nawet jeśli stosujemy w życiu myśl, którą ktoś już pomyślał – to nasza wersja będzie nie do podrobienia, jedyna w swoim rodzaju – i niepowtarzalna. Warto znać filozofów. Ale warto też zdobyć się na odwagę i pomyśleć tak ot: Po swojemu.
 
Nie wszyscy z nas upierają się za wszelką cenę, aby z filozofii za wszelką cenę czynić naukę. Od czasów emancypacji nauk przyrodniczych takie stanowisko nie ma zbyt dużych szans na przetrwanie. Filozofia jest dziedziną wolnej myśli i powinna raczej stanowić sztukę słowa służącą podkreślaniu subtelności życia. Tym, co ostało się w filozofii jest wielka narracja, którą buduje, łącząc obiektywną prawdę z podkreśleniem najwyższej rangi indywidualności i wolności każdego człowieka.
 
Filozofia nie rości sobie pretensji do odkrywczości. Byłoby wielkim nietaktem domagać się od tej zacnej, starej jak ludzkość dziedziny, jakichkolwiek naukowych nowinek czy funkcji zaspokajania głodu ciekawości lub praktycznej stosowalności. Od tego są nauki przyrodnicze oraz technika. Filozofia jest dla dużej części z nas sztuką słowa i myśli, i podobnie sztukom pięknym – zostawia świat w spokoju takim, jakim właśnie jest. Nie chodzi wpierw o to, aby zmieniać świat, tylko aby umieć się nim zachwycać, delektować niczym dobrym winem czy wspaniałą muzyką.
 
Wszelka zmiana wymaga wielkiej energii, a tej nie uzyskamy z destruktywnego, tylko z afirmatywnego podejścia do życia. Zadaniem filozofii jest afirmacja egzystencji, choćby poprzez jej krytyczną polemikę. Dopiero po nabyciu pewnej postawy życiowej możemy przyczynić się do walki z głodem na świecie, dbałości o środowisko naturalne, o kulturę i technikę. Wszystkie ludzkie problemy tkwią w mentalności. Nie ma problemów technicznych czy egzystencyjnych. Człowiek człowiekowi jest wrogiem, nikt nikomu dziś nie pomaga i stąd właśnie epatuje źródło nieszczęścia. Żyjemy na niezbyt szczęśliwej planecie.
 
Dla jednych – w tym dla autora – drogą ku radości życia jest słuchanie energetycznej muzyki, kontemplacja dzieł sztuki malarskiej czy wsłuchiwanie się w dźwięk silnika zabytkowego pojazdu, a dla innych – brzmienie słowa. Naszym zdaniem człowiek, którego pasją są klasyczne samochody bądź muzyka rockowa nie będzie dziwił się temu, że ktoś kocha słowa. Tym bowiem, co cechuje prawdziwą, szczerą pasję, jest otwartość na pasję innego i chęć przynajmniej częściowego zapoznania się z nią.
 
Każda szczera pasja z całą swoją powagą potrafi przekazać zarazem swoją prostotę. Nawet dziedziny wielce złożone i wymagające całego życia studiów nabierają szlachetności swego smaku dopiero wtedy, kiedy zrzucają etos niedostępności i bycia czymś tylko dla wtajemniczonych. Nie chodzi tutaj o pozbycie ich piękna jego czaru, tylko o uświadomienie możliwie wielkiej ilości bliźnim tego, że czymś najbardziej mistycznym, nie-dostępnym, złożonym, tajemniczym i zdumiewającym jest zwyczajne życie w jego codziennej, powszechnej prostocie. Kosmos i wieczność są właśnie w tej chwili.     
 
Niniejsza niewielka rozprawa nie rości sobie najmniejszych pretensji do bycia jakimś novum. Autor ma nadzieję na to, że Czytelnik będzie się uśmiechał, zaskoczony tym, co sam wie. Książka jest serdecznym toastem wzniesionym wraz z Czytelnikiem za niesamowitość nagiego faktu egzystencji, kielichem prostego, ale – taką nadzieję ma autor – smakowitego wina, które podczas lektury zostanie wypite za zdrowie wszystkich i wszystkiego, po prostu za życie. Niech Czytelnik nie obawia się zagmatwania w jakiś totalizujący system myślowy i nie spodziewa prób znalezienia przez autora tropu do klucza – wytrychu do tajemnicy wszystkiego. Jest bowiem różnica między chęcią ogarnięcia wszystkiego przy pomocy zawsze zbyt ciasnego na fenomen świata intelektu, a intelektualną otwartością na Całość. Ta pierwsza zazwyczaj prowadzi do budowania zamków na lodzie, a druga – do rozkwitu w zachwycie nad niesamowitością tego, że jesteśmy – wysoko i dostojnie – Tu i Teraz
 
Na zdrowie!
 
_____________________________________________________________________________
 
  
I
 
 

Egzystencja jako zamieszkiwanie świata

 
 
Egzystencja to zamieszkiwanie przez człowieka jego świata. O zamieszkiwaniu mówimy tylko wtedy, kiedy jest w pełni rozumne. W innym przypadku jest to tylko "mieszkanie gdzieś" po to wyłącznie, aby np. nie umrzeć z zimna, „pomieszkiwanie gdzieś” zupełnie z przypadku, a nie z wyboru lub z konieczności. Rozum nie dąży tylko do bezwzględnej kalkulacji zysków i strat, kiedy decydujemy się na pewne miejsce tymczasowego bądź stałego zamieszkiwania. W takim bowiem przypadku ludzkość nie zamieszkiwałaby całej Ziemi.
 
Rozumność oznacza również pewną relację na poziomie emocjonalnym, np. przywiązanie do ojczystej ziemi albo zachwyt nad krajobrazem środkowych Karpat czy norweskich fiordów. Rozum uwzględnia potrzeby uczuciowe człowieka. Nie separuje ich od całości struktury psychofizycznej organizmu i od funkcji intelektu jako odrębnego bytu; byłby to błąd reifikacji, tzn. mnożenia bytów ponad miarę. Paradoksalnie przyczyniłoby się to do zubożenia fizykalnego zamieszkiwania pośród przyrody (w tym własnego organizmu). Rozum jest więc z konieczności afirmatywny względem struktury organizmu i osoby człowieka jako pewnej funkcjonalnej całości.
 
Zamieszkiwanie to według Martina Heideggera "coś więcej" niż mieszkanie. Zamieszkiwać oznacza: Móc przekroczyć miejsce zamieszkiwania, rozwijać się w nim, ale i do niego powrócić, zastając to, co już było. Zamieszkiwać oznacza zatem: mieć swoje własne miejsce i kontynuować z niego swoją egzystencjalną wędrówkę, czyli nie zatracając korzeni – udawać się dalej.
 
Kto jednak porusza się, nie tracąc swojego miejsca? Przede wszystkim istota myśląca: Sięgająca pamięcią w przeszłość, świadoma teraźniejszości – i przewidująca. Poruszać się w myśli oznacza myśleć w pełni, tzn. nie tylko kalkulować, ale i czuć. Myśleć oznacza przede wszystkim kontynuować. Miejsce zamieszkiwania – a może nim być nawet sam człowiek – samo jest sferą continuum, rozciągającą się od tego, co było, do tego, co będzie, jaśniejąc na horyzoncie i obdarowując człowieka nadzieją nawet podczas sztormu.
 
W poniższym tekście, którego najważniejszym założeniem jest maksymalna ogólność i uniwersalność, celowo pominę poszczególne przykłady i postaram się dokonać spokojnej refleksji nad zamieszkiwaniem człowieka na świecie. 
 
 

Zamieszkiwanie – wolność po śmierć

 

 

Zamieszkiwać oznacza móc rozwijać się, nie tracąc swojego miejsca, z którym w dużym stopniu jest się tożsamym – czy będzie to nomadyczny świat globtrotera, uroczyste zacisze pustelnika, czy miejsce pojęte jako człowiek po prostu – wraz z jego uniwersum. Wolny, nie będący na wygnaniu człowiek, nie jest w miejscu uwięziony. Wolność pozwala na wędrówkę, a zarazem na powrót do własnego miejsca w każdej chwili. Wolność i zamieszkiwanie są nierozłączne.
Zamieszkiwać oznacza zarazem egzystować we właściwym sensie, to znaczy – zgodnie z własną istotą. Egzystencja, będąc wędrówką – nie jest wykorzeniona. Zakorzenienie wyklucza przypadkową bądź przymusową tułaczkę. Ma więc swój początek i koniec. Jest skończona, ponieważ jako fenomen, będący przebłyskiem Całości wszechświata – ma swoje miejsce Tu i Teraz, w tym momencie. Bycie – jest momentem.
 
Moment jest korzeniem współczesności, a ta jest zarazem otwarta na przeszłość, której szereg uwarunkowań przyczynił się do zaistnienia fenomenu każdego bytu, na przyszłość – ponieważ niczym efekt motyla najdrobniejsze drgnięcie szarej eminencji zmienia losy kosmosu, a także na symboliczną nieskończoność czasu Boskiego. Moment jest zawsze momentem czegoś wobec niego zewnętrznego (transcendentnego). Stanowi przebłysk, lśnienie, okamgnienie (augenblick) jakiegoś źródła światła, podobne błyśnięciu Słońca w morskiej fali. W metaforze tej możemy ujrzeć jak pozorne jest oddzielanie skończoności od nieskończoności.
 
W kontakcie z jakkolwiek pojętą (choćby jako jakaś uniwersalna energia natury) Boskością, egzystencja traci ograniczoność swojej tożsamości. Rośnie wzdłuż i wszerz, ekspanduje i rozwija się aż do śmierci. Boskość niech pozostanie dla niewierzącego alegorią nieskończoności. Moment jest na nią otwarty. Otwartość taka stanowi warunek konieczny wolności.
 
Zmienić tożsamość raz na zawsze, (unifikując się z jakąś kosmiczną energią, czy też symbolicznie – z Bogiem) można tylko przez śmierć i jej egzystencjalną antycypację. Śmierć stanowi ostatni, acz niedościgniony (ponieważ niemożliwy do doświadczenia) akt egzystencji. Jest fenomenem ostatnim w życiu, tak więc potwierdzającym, że dokonano już wszystkiego, co można było dokonać w tym właśnie, a nie innym życiu, losie, doli. Śmierć daje więc ostateczne potwierdzenie wolności jako wszystkich możliwości egzystencji.
 
Śmierć „jest” aktem umykającym człowieczej władzy. Strukturalnie i symbolicznie odsyła do transcendencji, choćbyśmy nie wierzyli w pośmiertne istnienie. Śmierć „jest” Boska. Jej zadanie człowiekowi przez człowieka jest zarazem odebraniem jego własnej śmierci. Prowadzi do zachwiania psychiczną konstrukcją oprawcy – i zmienia ją na zawsze. Pytanie o to, na ile struktura tożsamościowa człowieka jest w stanie pozostać niezachwianą przy zadawaniu śmiertelnego ciosu, jest pytaniem o zakres bycia człowiekiem: o granice wolności. Czy warto ten zakres eksplorować? Niewątpliwie.
                            
Zadanie śmierci jest jej odebraniem. Właściwa, nie pochodząca z woli innego śmierć stanowi zawsze potwierdzenie wolności i godności. Śmierć jest uroczysta; na tym polega jej przezwyciężenie, że przestaje stanowić piętno. Pozostawienie człowieka wolnym wiąże się wprost z umożliwieniem mu jego własnej śmierci.
 
Akt zabicia bliźniego jest jednym z modusów wolności, ale nigdy nie obnaży wolności w całej jej krasie. Negacja (a taką jest pozbawienie innego jego śmierci) od czasów buntu najinteligentniejszego i najpiękniejszego spośród Archaniołów jest instancją umożliwiającą wolność wobec homogenicznej, absolutnej władzy pierwszej przyczyny. Zabicie drugiego człowieka jako negacja jego egzystencji jest potwierdzeniem panowania nad drugim człowiekiem – a więc wolności oprawcy. Czy jest jednak pełnią rozumnej wolności?
 
Rozum neguje, ale nie niszczy przy tym; rozum zachowuje i rozwija, jest konstruktywny. Po tym możemy poznać Wielki Rozum, że nie odrzuca żadnych możliwości, to znaczy: Nie prowadzi do deprecjacji. Rozum jest wolny, czyli przekraczający samego siebie. Nie dokona tego za pośrednictwem autodestrukcji, którą byłaby negacja bez pozostawienia jakiejkolwiek alternatywy. Będąc krytycznym i sceptycznym, skłonnym do maksymalnej relatywizacji, zarazem konserwuje swoje obiektywne granice jako narzędzia, dzięki którym modernizuje swoje dotychczasowe osiągnięcia, odkrycia, konstrukcje, a także dokonuje afirmacji życia drugiego człowieka jako swojej własnej możliwości.
 
W ramach granic rozum konstruuje, pozwala dokonać aktu wytworzenia dzieła sztuki czy techniki, a także pozostawienia i afirmacji życia i wolnej śmierci innego człowieka jako potencjalnej struktury swojej własnej możliwości. Konstrukcja i krytyczno – sceptyczna polemika może negować cały świat i odrzucać wykraczające poza jego ramy otoczenie, może także stanowić krzyk buntu przeciwko samemu rozumowi. Krzyk egzystencjalnego bólu skierowany przeciwko światu stanowi wyraz wolności, daje bowiem możliwość zapytania o sens wszystkiego. Taki krzyk jest konstruktywny. Jeśli kruszy mury, pozwala odbiorcy patrzeć na to kruszenie.
 
Dekonstrukcja leży w granicach działania rozumu. Stanowi dojście do granic, po których przekroczeniu dochodzimy do zwyczajnego zniszczenia z całą swoją „banalnością zła”. Do granic bycia wolnym człowiekiem. Do aktu pozbawienia kogoś jego Wszechświata, jego domu i historii – jego zamieszkiwania. Do możliwości negacji wolności, życia – dobra. Możliwość zabicia drugiego człowieka, zło samo, stanowią modi wolności. Zabicie jednak uniemożliwia ostatecznie wolność wobec drugiego człowieka.
 
Nasuwa się pytanie o wojnę sprawiedliwą: Czy w przypadku wojny, np. z terrorystami, nie umożliwiamy przez akt zabicia drugiego człowieka lepszych relacji z tymi, którzy dzięki interwencji zbrojnej przetrwali? Czy uszczuplając wolność drugiego człowieka, a przez to i swoją własną wolność, nie dajemy wolności innym? Czy wolność i rozum, sztuka, jaką jest dzieło życia, potrzebują ofiar?
 
Niewątpliwie dzieło potrzebuje poświęcenia. Poświęcenie jest rozumowe, jeśli tylko jest konieczne. Rozum rozważa granice – kompetencje swojego postępowania i rozszerza je, jeśli to rozszerzenie zlikwiduje barierę uniemożliwiającą wolność. Ograniczając własną wolność w pewnych aspektach, umożliwiamy ją w innych, bardziej zgodnych z istotą wolności; zazwyczaj na rzecz wolności wyrzekamy się dowolności. Czy likwidując źródła dowolności, jakie stanowią akty fanatyzmu bądź anarchizmu, przez pozbawienie życia ich propagatorów, rozszerzamy wolność, czy uszczuplamy ją?  
 
Istotą wolności jest właściwa forma bycia wobec własnej śmierci. Polega ona na zrozumieniu relacji pomiędzy swoją aktualną egzystencją i własną śmiercią – potwierdzeniem spełnienia egzystencji. Przyjęcie własnej śmierci, pogodzenie się z tym, że ona nastąpi, następuje tylko w sferze wolności jako uświadomionej Konieczności, a więc w sferze relacji z absolutną innością wobec samego Siebie. Inność wobec siebie aktualnego jest Koniecznością. Pamiętajmy, że inność odnajdujemy również w (lub za pośrednictwem) innym człowieku lub czymś-innym, nieznanym, tajemniczym w sobie samym. Warunkiem wolności jest więc w miarę możliwości zachowanie życia drugiego człowieka, jeśli nie stanowi ono bezpośredniego zagrożenia dla życia.
 
Jako tożsamy z sobą we właściwy sposób (a więc również z nieuniknioną innością w sobie samym), umożliwiam sobie bycie sobą właściwym i pełnym, o ile dopuszczam do siebie inność-innego, tzn. tajemnicę, obcość, nieznane, wyzwanie, pewien napominający nas do zmiany i poszukiwania, wewnętrzny zew.
 
Dopuszczanie takie oznacza między innymi pozwalanie innemu człowiekowi na jego własną śmierć. Oznacza to umożliwienie innemu stanąć wobec jego śmierci. W życiu rzutuje to dbałością o wolność własną i troską o wolność drugiego człowieka. Stanowi to korzeń jakiejkolwiek właściwej etyki, najmocniejszą kartę moralności. Tylko wtedy mogę stanąć sam wobec własnej śmierci, kiedy mogę się do niej ustosunkować bez ingerencji drugich osób. Zrozumiemy to, nie ingerując w tajemnice drugiego człowieka. Stosunek takiego wzajemnego szacunku, a także oparty na uznaniu inności w sobie samym szacunek do samego siebie umożliwia wyłącznie relacja wolności (możliwość wyboru).
 
Wolność zachodzi „wobec” czegoś, co jest wobec niej zewnętrzne, tzn. inne. Sferą inności jako wolności dla samego siebie jest właśnie inny (człowiek), a także uznanie w sobie obszaru tajemniczego i niepoznanego. Jestem innym nie tylko dla drugiego człowieka, ale przede wszystkim – dla samego siebie. Dochodzi do relacji wymiany, do „sprzężenia zwrotnego”: Poświęcam się dla innego przez to, że wykraczam poza siebie. Inny poświęca się mnie przez to, że w moim kierunku „wykracza poza siebie”.
 
Dajemy innym swoją wobec nich inność. Owa inność to przestrzeń wolności. Przez poświęcenie tylko zyskujemy, ponieważ relacja z drugim człowiekiem zawsze stanowi cenną jakość dla rozumu. Jako twórcy pozwalamy innemu-odbiorcy na pozostanie sobą, a jako odbiorcy, pozwalamy innemu-twórcy – wkroczyć ku Sobie. Warunkiem takiej relacji jest wspólne przetrwanie, ale i więcej: przeżycie, czyli wspólne rozwinięcie w sobie wzajemnie życia, jakaś forma rozkwitu, afirmacji. Rozumna egzystencja jest afirmacją, wzajemnym szacunkiem i podnoszeniem.
 
Obszar inności stanowi o możliwości przekraczania samego siebie jako wciąż innego. Przekraczanie takie, w zależności od stanowiska nazywamy transgresją lub transcendencją. Ruch taki stanowi warunek egzystencji jako zamieszkiwania.  
 

Nowoczesność jako continuum

 
Rozumnie zamieszkuje świat tylko ten człowiek, który jest wolny – gdziekolwiek by zamieszkiwał. Zamieszkiwanie obejmuje w ostateczności cały Kosmos. Warunkiem zamieszkiwania kosmosu jest posiadanie miejsca, z którego możemy weń spoglądać i do którego możemy powracać. Miejsce takie jest przystanią w kosmicznej wędrówce, bez której wędrówka zamienia się w tułaczkę.
 
Sztuka zamieszkiwania polega na wprowadzaniu harmonii pomiędzy elementami zamieszkiwania (które wskażemy poniżej). Aby było to możliwe, niezbędny jest wielki rozum. Nie chodzi tu bynajmniej o rozum pojęty jako jakaś wyabstrahowana, substancjalna forma, przed której trybunałem stawiamy nierozumnego, drżącego w lęku i głupiego człowieka; taki rozum jest zazwyczaj mały i pyszny, prowadzi do szafowania przerastającymi go sprawami, takimi jak wiara i sfera emotywna (emocji i uczuć wyższych) życia człowieka, a w konsekwencji – choćby do aktów obskurantyzmu takich jak zniszczenie większości cerkwi w dawnym Związku Radzieckim, nie mówiąc o tragediach historii, których przywoływanie samo w sobie jest czymś straszliwym.
 
Rozum umożliwia zamieszkiwanie kosmosu, poprzez abstrakcję łącząc człowieka z gwiazdami, najmniejsza miarę – z największą. Mały rozum koncentruje się wyłącznie na redukcji człowieka do powszedniości i pomija niesamowitość egzystencji.
 
Wielki rozum potrafi wykazywać najzwyczajniejsza, szara eminencja – wystarczy trochę zdroworozsądkowej „prawości”, tzn. dzielności, woli życia i dobrej woli, czegoś, co polski filozof Tadeusz Kotarbiński, autor niedoścignionego „Traktatu o dobrej robocie”, nazwał roztropnością. Istotną cechą roztropności poza intelektualną podbudową jest przede wszystkim dobre nastawienie, pewna pozytywna emocjonalnie „racjonalność rozumu”.
 
Rozum oznacza tutaj najwyższą funkcjonalną instancję egzystencji człowieka. Ogarnia całokształt struktury życia duchowego człowieka – sferę intelektu, wiary i uczuć. Utrzymuje swoje elementy w harmonijnej całości i dopuszcza do lokalnych, czasem dramatycznych zawirowań w obrębie samego siebie po to, aby w ostatecznym rozrachunku przyczynić się do psychicznej korzyści człowieka i wskazania mu miejsca jego zamieszkiwania.
 
Rozumny jest całokształt świata człowieka, który umownie („metaforycznie” i nieostro) można podzielić na cztery dominanty: 1. egzystencja, 2. sztuka, 3. nauka, 4. technika, 5. egzystencja pośród rzeczy i 6. sfera mistyczna. Są to najbardziej ogólne składowe tożsamości człowieka – nie tylko jako istoty zdeterminowanej przez czynniki kulturowe, kulturalne i społeczne, ale jako zagadkowego fenomenu w ogóle. 
 
Dążąc do spójności pomiędzy tymi elementami, rozum dąży do kosmicznej uniwersalności. Abstrahuje od lokalnych struktur recepcji świata, dążąc od mitów, podań i metaforycznych obrazów świata do porozumienia z pozostałymi kodami językowymi, będącymi alegorycznym, przednaukowym, choć nie irracjonalnym sposobem przedstawienia kosmosu za pomocą symbolicznych obrazów i wyobrażeń.
 
Mylą się jednak orędownicy globalnego scjentyzmu twierdzący, że powinnością uniwersalnego języka, do którego dąży rozum, jest wykorzenienie kodów pomniejszych, bardziej ograniczonych i stanowiących lokalny pryzmat percepcji uniwersum. Atrybutem wielkiego rozumu jest bowiem afirmacja całości rozumnych osiągnięć człowieka, a jej warunek stanowi continuum, nieprzerwany rozwój, w obrębie którego przeszłość zachowywana jest nie tylko jako zachowane i zakonserwowane, zabytkowe świadectwo postępu, ale przede wszystkim – jako aktualność, która zmieniła tylko swoją formę na bardziej współczesną. Podobnie kosmopolityzm polega na umiejętności rozumnego obcowania wśród lokalnego kolorytu i na empatycznym, pełnym szacunku przystosowaniu się, a nie na jego negacji w świetle rzekomo bardziej światłej etyki poznawczej praxis.
 
Francuski myśliciel, Odo Marquard, w niewielkiej książeczce pt: „Apologia przypadkowości” zawarł taką oto tezę, że najbardziej nowoczesne jest unikanie nowoczesności za wszelką cenę. Umożliwia to ponadczasowość i zdrową proporcję pomiędzy zapewniającym poczucie sensu, częściowo naiwnym wyobrażeniem na temat świata i nagim faktem, który rewolucjonizując światopogląd, przyczyniłby się do utraty poczucia continuum. Większą naiwnością od pozostawiania marginesu dla własnej, dziecinnej wiary w mity jest przekonanie, że ich obalenie zapewni egzystencji oświecenie.
 
Wiara w światło nauki zbawiającej egzystencję od niejasnych wyobrażeń jest mitologizacją intelektu bazująca na naiwnym przekonaniu, że fakt rzeczywiście obala mit. Żadne alegoryczne przedstawienie nie jest ciemne. Akt obskurantyzmu polega częściej na fanatycznym zaślepieniu, z którym współcześnie mamy do czynienia częściej pośród szarlatanów światopoglądu naukowego, a nie na snuciu alegorycznych narracji świata.
 
Mit jest pewnym zbiorem symboli, obejmującym odmienną sferę ludzkiej egzystencji i nie wchodzi w konflikt z faktualną tkanką nauki. Stawianie w opozycji rzekomo antytetycznych dziedzin mitu i faktu świadczy o logicznym błędzie ekwiwokacji, polegającym na zmieszaniu różnych płaszczyzn rozumowania. Dowodzenie za wszelką cenę nierozumności poetyckiej metafory samo w sobie jest aktem wysoce nierozumnym. Kosmiczna uniwersalność rozumu polega na umiejętności sprawnego poruszania się pośród całego dorobku ludzkiej kultury i cywilizacji, przy umiejętności ich zachowywania i delektowania się zarówno afirmacją piękna i niezwykłości podań religijnych jak i cudownością nowego odkrycia naukowego. Nowoczesny rozum wszędzie poszukuje pewnego continuum.
 
Nowoczesność pozostaje harmonijną formą zamieszkiwania człowieka w świecie, pod warunkiem, że zachowuje czasową ciągłość pomiędzy tradycją i nadciągającą zmianą, do której dystansuje się w celu wprowadzenia nieuniknionych, lecz powolnych zmian. Niespieszność jest w pełni rozumna – nowe odkrycia przecież nie uciekną. Cierpliwość świadczy o szacunku do przeszłości i o poważnym traktowaniu możliwych konsekwencji naukowych odkryć.
 
Dystans świadczy o zachowaniu emocjonalnej powściągliwości i intelektualnym krytycyzmie, czyli o cechach, które pozwalają zachować swoistą estetykę wysokiego gustu, pozwalającego wpierw bacznie przyjrzeć się ocenianej rzeczywistości, po czym w sposób tym bardziej podkreślający smak, im z mniejszą łapczywością delektujący się intelektualną strawą, rozsmakować się i docenić nowe odkrycie naukowe czy teorię. Głębi smaku sprzyja z resztą możliwość porównania novum z klasyką, dlatego koneser tym bardziej nie naciska na separowanie nowoczesności od sprawdzonych już rozwiązań.     
 
Haptus – dotykanie, gustus – smakowanie czasu jest wolne i rozumne tylko wtedy, kiedy jako forma zamieszkiwania człowieka w kosmosie, dąży do rozumnej uniwersalizacji, zachowując przy tym różnorodność oraz kontynuację. Kontynuacja polega na ruchu ku innemu, nowemu, przekształconemu. Nowoczesność to zatem współ-czesność, czyli czasowość otwarta na przyszłość, lecz zachowująca tradycję. Współ-czesnosć to współ-uczestnictwo przeszłości i otwartości na przyszłość w aktualnym momencie, który będąc zachowanym, wciąż staje się nowym. Na takiej właśnie nowo-czesności polega ciągłość – continuum.
 
Hurraoptymistyczny futuryzm należy dziś do zweryfikowanych już jako anachronizm, niesłusznych ideologii, w imię postępu odrzucających to, co wyciągamy z przeszłości jako cenne – i zadziwiająco efektywne. Nie tylko z potocznego doświadczenia, ale również z naukowej empirii i najbardziej rewolucyjnych paradygmatów teoretycznych zawsze wynikała mądra nauka, według której postęp wymaga ciągłości i czasowej rozległości obejmującej myślą również przeszłość.
 
Rozwój człowieka i wszelkich narzędziowych modusów jego egzystencji wynikających z działania w obrębie przyrody nie polega na wyłomie z dotychczasowych struktur percepcji i recepcji świata, tylko na ich modernizacji. Rewolucje kończą się fiaskiem, ewolucje – pomagają dźwignąć to, co dotychczasowe, na wyższy poziom, nie wykorzeniając żadnego z aspektów tożsamości człowieka. W tym też znaczeniu ewolucyjna eksploracja kosmosu jest zarazem konserwacją zasobów wiedzy na jego temat. Bez odniesienia do dawnych interpretacji firmamentu, nie moglibyśmy uzasadnić wartości współczesnej nam nauki, a przede wszystkim – doprowadzilibyśmy do destrukcji tożsamości człowieka jako istoty zamieszkującej nie tylko rozległość przestrzenną, ale i czasową.       
 
Kosmos i Ziemia
 
Nauka w obrębie swoich aksjomatów wytycza granice znanego kosmosu. Podobnie sztuka i religia w obrębie własnej symboliki tworzą wizerunki wszechświata zamieszkiwanego przez człowieka. Są to sposoby ujmowania rzeczywistości przez pryzmat odmiennych fenomenów ludzkiego egzystowania. Uniwersalną, wspólną tym fenomenom granicę kosmosu stanowi granica tożsamości człowieka, do której ma odniesienie każda dziedzina rozumowej działalności. Punkt wyjścia jest w ostateczności zawsze ten sam: Człowiek.
 
Granicy nie należy utożsamiać z barierą; jest przenikalna, często efemeryczna i płynna, a w sensie hermeneutycznym – stanowi często początek do wyjścia w jakimś kierunku. Granica między człowiekiem i kosmosem jest zarazem znakiem ich jedności. Kosmos odnosi się do całokształtu ludzkiego zamieszkiwania w świecie za pośrednictwem ludzkich zmysłów i rozumu, człowiek wobec kosmosu sytuuje się jako swoisty odblask Całości, okamgnienie (augenblick) wszystkiego.
 
Symbolicznie można ów kosmiczny świat człowieka wyrazić za pomocą metafory Martina Heideggera, przedstawiającej wszechświat za pomocą czwórboku, którego każdy kąt reprezentuje następujące elementy składowe: 1.) Świat Istot Nieśmiertelnych – Tworzy go mniej lub bardziej zwarta struktura wszystkich alegorycznych i symbolicznych wytworów człowieka, które wskazują na sferę Inności wobec wszelkiej doczesności. W chrześcijańskiej alegoryce jest to Królestwo nie z tego świata. 2.) Świat istot śmiertelnych – Jest to z pozoru tylko upadła w powszechność świata codziennego egzystencja człowieka w świecie, zespół bardziej lub mniej ukształtowanych relacji pomiędzy jego jednostkami. Kształtuje się jako bycie człowieka pośród narzędzi, dóbr kultury i techniki, a także w codziennym współegzystowania wobec innego człowieka (a także własnej inności). 3.) Świat Ziemi – Jest to bezpośrednie i pierwotne otoczenie człowieka, w którym egzystuje, czyli rodzina, przyroda, pogoda, architektura, samochód etc. Ziemia zarazem stanowi granicę pierwotną, pierwszy punkt wyjścia człowieka w kierunku kosmosu i transcendencji. 4.) Świat Nieba – Dla istoty świadomej, jaką jest człowiek, Świat Nieba jest możliwie najbardziej uniwersalnym kontekstem egzystencji człowieka, dzięki któremu może egzystować na Ziemi poprzez właściwe wykorzystanie własnych duchowych (intelektualnych, emocjonalnych, symbolicznych, twórczych) możliwości.
 
Na przecięciu przekątnych czworokąta można ulokować fenomen człowieka. Egzystencja w pełni rozumna odnosi się do wszystkich kątów zamieszkiwania, stanowiąc granicę – punkt wyjścia wszelkich relacji. Rozumność dopuszcza własną otwartość na wewnętrzne i zewnętrzne wobec niego wyzwania. Oznacza to konieczność przyjęcia sfery wykraczającej poza rozum, obejmujący cztery kąty. Czwórbok stanowi bowiem wraz z człowiekiem miejsce graniczne, a nie ograniczenie w znaczeniu bariery. Jest to punkt wyjścia.
 
To, co przekracza (i co pozwala przekroczyć) czworokąt rozumnego zamieszkiwania, nie stanowi dziedziny irracjonalności, tylko pewną rozumną intuicję przygotowaną na konieczność ustawicznego przekształcania samego rozumu. Tym, co nakierowuje człowieka na wyjście z obrębu miejsca zamieszkiwania, a zarazem dzięki pewnej możliwości powracania do niego – rozszerzania granic miejsca, jest projekt.
 
Rozum ujmuje takie wyzwania przyszłości wpierw w sposób symboliczny. Każdy projekt ma kilka etapów. Pierwszym z nich jest obrazowa wizja, wychodząca od tego, co wpierw pomyślane. Tym, co wpierw pomyślane, jest alegoryczne wyobrażenie, bazujące bądź na mitologicznym wizerunku pewnej rzeczywistości, bądź na faktach nauki. Drugim etapem jest przekształcenie wizji zgodnie z przyjętą strukturą symboliczną bądź znakową. W pierwszym przypadku będzie to pewna mitologia lub religia, w drugim – paradygmat jakiejś dziedziny nauki. Ostatnim etapem jest rozumna interpretacja wizji. Im silniejsza i bardziej możliwa do utrzymania w obrębie wybranej struktury interpretacja, tym bardziej udana jest realizacja projektu, a wraz z nim transcendencja bądź transgresja człowieka.
 
Im bardziej odległa od aktualnych możliwości weryfikacji jest perspektywa horyzontu, ku któremu rozum zmierza wraz z własnym projektem, tym bardziej złożony jest zbiór alegorii snujących jego wątek-opowieść (w przypadku narracji mitologiczno – religijnych) bądź zbiór hipotez do sprawdzenia (w przypadku teorii naukowej). Współczesnyfilozof Josef Simon twierdzi, że rozwój każdego systemu znaków, czy będzie to zbiór terminów naukowych oznaczających dowiedzione empirycznie fakty, czy zbiór metafor, rozszerza wymyślanie pewnego znaku UltraZ. Znak „Z” jest ostatnim słowem, którego używamy w celu określenia pewnej rzeczywistości, do której się odnosi. Poza nim jest już tylko rzecz, którą wskazuje. UltraZ nie oznacza rzeczy, tylko możliwy stan rzeczy, który należy sprawdzić, rozszerzając zbiór znaków A-Z w przypadku powodzenia w weryfikacji hipotezy. Tym, co jest specyficzne dla UltraZ jest według Simona to, iż znak ów wynika z wymyślaniasobie. Projekt nie byłby tutaj możliwy, gdyby nie ludzka ciekawość – i fantazja. 
 
Uniwersalnym pojęciem od wielu wieków oddającym wykraczanie człowieka w jego zamieszkiwaniu w kierunku wytyczonym przez projekt, jest transcendencja. Transcendencja (w sceptycznych czasach również transgresja) jest powinnością rozumu. Bez wykraczania poza siebie w śmiałym zadawaniu najbardziej tajemniczych pytań, rozum stanąłby w poprzek siebie. Stałby się bezmyślny, czyli nierozumny.
 
Transcendentność (transgresywność) jest głównym rysem charakterystycznym istoty ludzkiej. Bez pytań o Wielki Kosmos nie byłoby odpowiedzi, a bez nich – ludzkości. Zbiorem odpowiedzi jest kultura i cywilizacja, symbolicznie ujęta jako zbiór wartości wyższych eksplorowanych przez teologię, filozofię i sztukę, a faktualnie – jako zasób danych nauk przyrodnicznych. UltraZ Josefa Simona stanowi abstrakcję. Najbardziej odległy, transcendentny bądź po prostu „kosmiczny” abstrakt pozostaje jednak wierny Ziemi. Dzieje się to podobnie kosmosowi, który otwiera swoją przestrzeń dopiero dzięki możliwości wyjścia w kierunku jego eksploracji z miejsca zamieszkiwania, jakie stanowi dla ludzkości Ziemia.
 
Ziemia stanowi ciało niebieskie, planetę – jednostkę w układzie współrzędnych dopiero wtórnie. Wpierw jest miejscem zamieszkiwania. Pojedyncze, pierwotne miejsce nie pozostaje w rozdzieleniu od jego okolicy. Okolicą Ziemi pojętej jako miejsce zamieszkiwania jest wszechświat w Całości, jako swoista rzeczywista abstrakcja, rozwarta między mikroorganizmami czy strukturami na poziomie cząstek elementarnych po przestrzenie obliczane w makroskali.
 
W sensie egzystencjalnym Ziemia jest najbardziej tożsama z ciałem człowieka. Stanowi fenomen – punkt wyjścia, o którym Blaise Pascal pisał jako o rzeczywistości zawieszonej pomiędzy Nieskończonością i Nicością. Ciało, rozpostarte pomiędzy tym, co największe i tym, co najmniejsze, jest tożsamym z Ziemią miejscem zamieszkiwania. W tym sensie Kosmos stanowi pewien czasoprzestrzenny modus zamieszkiwania człowieka, a Ziemia – pewną otwartość, punkt wyjścia, do którego człowiek zawsze wraca. W tym rozumieniu kosmos jako exodus, pojęcie najdalszej wędrówki człowieka, pozostaje wierny Ziemi.    
 
Aby egzystencja w pełni wypełniała powinności transcendencji człowieka ku celom za każdym razem wyższym, każde miejsce zamieszkiwania, każdy punkt wyjścia w myśleniu, jest swoistym przestworem, miejscem otwartym na to, co nie-skończone. To ustawiczne przesuwanie się granicy istoty człowieka jako sedna jego tożsamości, owo wymykanie się ostatecznemu poznaniu i konieczność jej eksploracji za pośrednictwem coraz bardziej złożonej i subtelnej aparatury pojęciowej czy symboliki sztuk pięknych jest atrybutem egzystencji jako zamieszkiwania. Ustawicznie wraz z poznaniem przesuwający się punkt dojścia, metafizyczny telos czy eschaton wszelkich religii to właśnie UltraZ, powszechnie przedstawiany w dziejach jako Bóg.
 
Za pośrednictwem Świata Istot Nieśmiertelnych, świata idei, myśli, wytworów symbolicznych, współegzystuje człowiek na Ziemi i z Ziemią w ten sposób, że współkształtuje na jej łonie Świat Istot Śmiertelnych tak, aby umożliwił mu samą transcendencję, czyli rozwój pojęty w najszerszym i możliwie najbardziej długoterminowym przekraczaniu stanu obecnego. Instancją, na którą powołuje się człowiek w takim transcendującym zamieszkiwaniu, jest jakkolwiek rozumiany Świat Nieba. Dla człowieka wierzącego będzie to Bóg z anielską hierarchią, dla niewierzącego – np. intuicyjna teleologia świata nauki albo możliwy horyzont Całości, którą nauka próbuje ogarnąć lub na nią wskazać. Całość oznacza Kosmos, który człowiek zamieszkuje w swej kosmicznej wędrówce, będąc zarazem wiernym Ziemi.   
 
Wierność Ziemi jest synonimem rozumnego zamieszkiwania człowieka w kosmosie. Każdy samoistny wędrowiec, udający się w kierunku transcendencji, zachowuje zarazem dbałość o miejsce, do którego powraca z wędrówki po okolicy i pośród przestworzy. Taka troska o miejsce oznacza umiejętność zachowywania i utrzymywania granic, czyli przede wszystkim – własnej tożsamości. Tylko byt zorganizowany i świadomy własnego zorganizowania jest w stanie być strukturą na tyle zwartą i spójną, aby być zdolnym do przełamywania barier.
 
Za pomocą sztuki, religii i nauki człowiek wprowadza granice Kosmosu – jest nią jego własna tożsamość wobec tzw. „zewnętrznej strony świata”, świata przyrody, gwiazd, planet, Ziemi, gór, lasów, pól, dróg i miast. Granicą Kosmosu jest granica pomiędzy nim a człowiekiem. Granica nie oznacza zamknięcia. Wręcz przeciwnie: Punkt graniczny to punkt wyjścia ku otwartości – temu, co nie jest zamknięte. Punkt wyjścia zawsze umożliwia ruch ku nieskończonemu.
 
Jak już zaznaczyliśmy, granica nie oznacza barier: Te ostatnie ustawia wyłącznie metafizyczny przesąd, jakoby istota, tożsamość, jakakolwiek „czystość formalna”, idea czy abstrakt, mogły jakkolwiek „subsystować” poza materialną niedoskonałością w tym sensie, że człowiek mógłby tą czystość uchwycić niczym jakiś osobny byt. Tego rodzaju imaginacja przyczynia się do nieświadomej ekstrapolacji, czyli przeniesienia na wyimaginowany byt pewnych atrybutów, przypisywanych bytom empirycznie dowodliwym. Dochodzi wówczas do projekcji wyobrażenia na temat tego, jakby taka „czystość” miała wyglądać. Zabieg taki prowadzi do idealizmu, którego ubocznym skutkiem jest separacja bytu od jego idei, a przez to wprowadzenie na miejsce labilnej i znajdującej się pod kontrolą granicy potrzebnej do rozumowania o tym-samym świecie, otchłannej bariery nie do przeskoczenia. Skrajne postacie mechanistycznego, brutalnego materializmu zawdzięczamy m.in. kontrreakcji na idealizm.
 
Ziemia jako miejsce zamieszkiwania stanowi fenomen w pełni cielesny. Ciało, tzn. materia – stanowi punkt wyjścia i punkt dojścia. Jest skończoną i organicznie zamknięta całością, która w sensie strukturalnym jest otwarta na kosmos, na nieskończoność i symbolicznie – na transcendencję. Zarówno mechanistyczny materializm jak i idealizm to stanowiska wyrastające z nie docenienia fenomenu materii.
 
Pierwsze koncepcje łączące materię z mistyką pojawiały się już w starożytności. Wielu było Ojców Kościoła czy średniowiecznych mistyków (takich jak Bonawentura czy Mistrz Eckhart), którzy przy pomocy metafizyki światła podnosili materię do rangi boskiej światłości. Do możliwości całościowego, nie redukującego świata do materii czy idei podejścia do miejsca-ziemi-ciała na pewno przyczyniła się sztuka i religia, a współcześnie również matematyzowalna nauka, dzięki której możemy uznać pewne byty po prostu za zdumiewające, fascynujące, niesamowite i zapierające dech w piersiach.   
 
Dzieło sztuki wyraża treść formalną, często uobecniając byty subtelne (n p. w przypadku ikon), ale w końcu jest materialne i w samo odniesieniu często traktuje materię jako własną treść. Poza elementami formalnymi niezbędnymi dla jego istnienia symbolicznego, dzieło zawiera jako swoje istotowe składowe, nieformalne i materialne elementy takie jak podłoże i gęstość farby, sposób kładzenia farby, format obrazu. Również dzieło architektury jako projekt artysty-architekta, zawiera swój gatunkowy ciężar, podkreślony odpowiednią fakturą i jakością materiałów, z których została wykonana elewacja, odpowiednią kolorystyką, współgrą z pozostałymi elementami zewnętrznej wobec niego przestrzeni. I tutaj mamy do czynienia z wielką, kosmiczną sztuką światła, która wszak pozostaje wierna Ziemi.
 
Dzieło architektury również wychodzi poza swoje własne ramy i konstruuje ze światem odniesienie do pozostałych elementów zamieszkiwania. Podobnie jest z muzyką: Odbiorca dzieła, meloman, uwzględnia nie tylko element formalny dzieła sztuki muzycznej, ale świadom własnego wkładu w modulowanie dźwięku, np. w trakcie odsłuchiwania Jimiego Hendrixa, koncentruje się na uchwyceniu tych muzycznych detali, które artysta uwypuklił, podkreślając surowość brzmienia gitary lub jej zbuntowaną słodycz, gęstwinę talerzy czy mocne podbicie werbla; te elementy techniczne nadają muzyce rys pozaformalny – i poza symbolicznym odniesieniem do Świata Nieba, Istot Śmiertelnych Nieśmiertelnych, w nieunikniony sposób zakorzeniają się bardzo mocno w ciężkiej, topornej, chropowatej, materialnej fakturze Świata Ziemi

Na zdrowie!

* * * * * * *

http://www.youtube.com/watch?v=uQYDvQ1HH-E

http://www.youtube.com/watch?v=N-TOiT9Gwa0

http://www.youtube.com/watch?v=CHwtshYnE-4 

 

Komentarz

  1. Demoioi

    Czytałem już rozdział o

    Czytałem już rozdział o technice. Wspaniałe podejście do sprawy, totalna afirmacja życia. Książkę chcę mieć w swojej biblioteczce. Polecam.

    Pozdrawiam

    – Student

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code