Dwa SMS-y

Pierwszy SMS przyszedł w niedzielny poranek, gdy w Internecie poszukiwałam strony, na której mogłabym obejrzeć na żywo beatyfikację Jana Pawła II. Koleżanka pisała z placu św. Piotra, że pozdrawia i pamięta w modlitwie.  Uśmiechnęłam się do wyświetlacza komórki, bo od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Niech modli się za mnie i Tezeusza do Jana Pawła II. Kto jak kto, ale Jan Paweł II na pewno zrozumie sensowność Tezeuszowych działań. Z tą radosną myślą zabrałam się do picia aromatycznej porannej kawy, przyglądając się przez okno, jak najmłodsza z pięciorga dzieci naszych sympatycznych sąsiadów wyjeżdża na uroczystość swojej I Komunii św.

Z sielankowej atmosfery wyrwał mnie dość brutalnie drugi SMS. Pochodził od mojego przyjaciela luteranina, pisarza i literaturoznawcy z profesorskim tytułem. SMS zawierał dość długi, sprawnie napisany i dobrze wpadający w ucho wiersz, zainspirowany beatyfikacją. Nie przytoczę jednak tutaj tego utworu z dwóch powodów. Po pierwsze, uważam, że autor powinien zyskać dystans do wydarzeń (nie musi to być koniecznie zalecane przez Horacego aż dziewięć lat wyczekiwania wiersza w szufladzie), aby wyciszone emocje pozwoliły przynajmniej na skorygowanie zbyt ekstrawaganckiej gdzieniegdzie gramatyki. Po drugie, nawet mnie, znieczulonej już trochę wypowiedziami pisujących do Tezeusza ateistów czy niekatolików, pewne sformułowania z tego tekstu wydały się za ostre dla wrażliwego katolickiego ucha.

Streszczę zatem wiersz własnymi słowami. Z grubsza rzecz biorąc, chodziło o to, że sam pomysł uznawania za błogosławionych jest całkowicie nieautentyczny, zakłamany, nie ma nic wspólnego z ewangelicznymi błogosławieństwami, a jedynie promuje doczesne układy i uprzywilejowane miejsca w społeczeństwie. Kupujemy ten blichtr, zarabiamy na nim, dobudowujemy do niego ideologie i materialne symbole w postaci pomników. Banał kremówek przysłania tajemnicę Eucharystii… No, starałam się być delikatna.

Tak wygląda beatyfikacja Jana Pawła II w oczach protestanta, który został wychowany na antypapieskich tekstach Lutra, na ascetycznych siedemnastowiecznych kazaniach z okresu walk religijnych, w chłodzie surowych luterańskich świątyń, a przynajmniej od chwili rozpoczęcia studiów, gdy opuścił rodzinne strony, odczuwał swoją przynależność do mniejszości wyznaniowej, przygniatanej ze wszystkich stron wszechobecnym katolickim triumfalizmem i samozadowoleniem. Ten protestant włączył w niedzielny poranek telewizor, zobaczył klaszczące, wiwatujące (bo raczej nie skupione i nie rozmodlone) tłumy, poczuł się osaczony tak obcą emocjonalnością i napisał, co mu w duszy zagrało. Nie wszystkim przecież musiało tego dnia grać w duszy „Te Deum”.

Ze swojej strony przyznam, że spośród mnóstwa tekstów o beatyfikacji Jana Pawła II wybieram w ciągu ostatnich kilku dni raczej te wypowiedzi, które zawierają krytykę, są wyrazem niezadowolenia, buntu, sprzeciwu. W tym obszarze występuje zresztą ogromna rozpiętość stanowisk. Na jednym krańcu sadowią się ultrakonserwatyści, którzy zarzucają Janowi Pawłowi II nadmierny liberalizm w sprawach liturgii, zaprzepaszczanie dorobku poprzedników, brak dbałości o dyscyplinę w Kościele, rozmywanie katolickiej tożsamości. Na drugim końcu radykalna lewica wypomina Janowi Pawłowi II nadmierny konserwatyzm w kwestiach seksualnych, zamykanie dyskusji w kilku kluczowych dla Kościoła sprawach (np. kapłaństwa kobiet), potępianie interesujących nurtów współczesnej teologii, z teologią wyzwolenia na czele. Najciekawiej jest jednak po środku, bo tam znajdują się dramatyczne niekiedy wyznania ludzi, którzy próbują poradzić sobie z Gombrowiczowskim dylematem: „Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?”

Na jednym z forów internetowych, odnośnie chyba do krytycznej wobec Jana Pawła II wypowiedzi Kazimiery Szczuki, przeczytałam westchnienie internautki: „Jeśli ktoś zdołałby wyjaśnić tej pani i wielu, wielu innym dlaczego my, katolicy mamy takie zdanie, a nie konfrontować ocen, może by coś do niej dotarło, ale to nie jest takie proste, bo wielu katolików też z tym sobie nie radzi, tak jak z miłością bliźniego, wiele, wiele jeszcze musimy sie nauczyć”… Właśnie, wiele jeszcze jako katolicy musimy się nauczyć w zakresie sposobów komunikowania swojej wiary, dawania jej autentycznego świadectwa, poważnego traktowania naszej katolickiej tradycji, naszych świętych i błogosławionych. Ci, którzy teraz krytykują Jana Pawła II, beatyfikacyjne uroczystości, a przy okazji Kościół katolicki, mogą nam naprawdę dużo podpowiedzieć w tym zakresie, chociaż robią to niekiedy w sposób nieprzyjemny, a nawet daleki od elementarnych zasad dobrego wychowania i szacunku do innych ludzi. Właśnie dlatego ze szczególnym zainteresowaniem czytam ich wypowiedzi. Szukam w nich wskazówek na dalszą drogę Tezeusza.

 

7 Comments

  1. Kazimierz

    Małgosiu

    Skoro chcesz słyszeć, co różni ludzie myślą  o beatyfikacji, czuję się wywołany do tablicy.

    Ja nie mam tak,  jak piszesz o twoim przyjacielu luteraninie – "został wychowany na antypapieskich tekstach Lutra, na ascetycznych siedemnastowiecznych kazaniach z okresu walk religijnych, w chłodzie surowych luterańskich świątyń, a przynajmniej od chwili rozpoczęcia studiów, gdy opuścił rodzinne strony, odczuwał swoją przynależność do mniejszości wyznaniowej, przygniatanej ze wszystkich stron wszechobecnym katolickim triumfalizmem i samozadowoleniem. "

    Ja nie zostałem wychowany na antypapieskich tekstach kogokolwiek, a Lutra aż wstyd się przyznać – pisma są mi mało znane. Na studiach teologicznych, wogóle nie wspominaliśmy o teologii katolickiej, ani o błędach, spaczeniach, czy czymś podobnym. Najważniejszym dla nas było rozwijanie relacji z Chrystusem, uczenie się posługiwania w Jego Kólestwie, słuchanie Jego, chodzenie z Duchem Świętym. Oczywiście, że teologia nie była katolicka, ale nazwałbym ja biblijna. Nikt nas nie uczył aby być anty katolikiem, wogóle aby być anty. Uczyłem się głoszenia kazań, Chrystologii, Hermeneutyki, Homiletyki, Antropologii Biblijnej i wielu innych przydatnych do słuzby dla Pana.

    Poza tym oczywiście studiowałem na świeckich uczelniach, które równiez sa wolne od uczenia anty, no chyba że antyprzedmiotowej pedagogice .

    Mój stosunek do KRK i związanych z tym wierzeń, zwyczajów i przekonań czerpie raczej z konfrontacji tego co doświadczyłem, nauczyłem się będąc katolikiem, z tym co doświadczyłem żyjąc z Chrystusem po moim nawróceniu z nauczaniem Biblii i teologii opartej na Biblii – nauczaniu proroków, Jezusa Chrystusa i Apostołów.

    W takim kontekście rozpatruję swoja wiarę i chodzenie z Bogiem, jak i otaczającą mnie rzeczywistość.  Wiem, że niektórzy katolicy uważają, że w naszych społecznościach nauczamy o błędach katolicyzmu, że uprawiamy krytyke katiolicyzmu – to nie prawda. Nauczamy Biblijnych zasad życia, nauczamy pogłebiania wiary w Chrystusa Pana i prowadzenia życia w żywej relacji z Nim. Nauczamy chodzenia z Duchem Świętym i słuchania Go i bycia Jemu posłusznymi. Uczymy miłości do człowieka i zachęcamy do niesienia jej do tego świata. Oczywiście to jedynie najważniejsze sprawy.

    Co do meritum twojego wpisu: "czytam w liście do Hebrajczyków – 13.7 – "Pamiętając na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując ich koniec zycia, naśladujcie wiarę ich"  zauważam, że naśladowanie wiary wodzów Bożych – dobrze jest nasladować ich wiarę. Ale co to ma wspólnego z beatyfikacja i tym wszystkim co się dziś dzieje? Może i dobrze, że KRK podaje takich wodzów, którzy w ich mniemaniu są godni naśladowania, ale co robią ludzie? I na owoce chciałbym zwrócić uwagę, gdyż w mojej ocenie one są zasadniczo oceniające.

    Czytałem moim mniejszym córkom na dobranoc tekst z Kol. 1.15 – 20 " On jest obrazem niewidzialnego Boga, praprzyczyną wszelkiego stworzenia, ponieważ w Nim zostało stworzone wszystko – w niebie i na ziemi, to, co widzialne i niewidzialne, trony, rządy, zwierzchności i władze; wszystko zaistniało przez Niego i dla Niego. On sam jest przed wszystkim i w Nim trwa wszystko razem połączone. On też jest Głową Ciała – Kościoła; On jest początkiem, pierwszym zmartwychwstałym, aby we wszystkim mieć rangę pierwszeństwa, gdyż w Nim cała Pełnia zechciała zamiszkać, i przez Niego pojednać ze sobą wszystko – na ziemi i w niebie – dzięki wprowadzeniu pokoju za cenę krwi przelanej przez Niego na krzyżu".

    Kiedy czytam ten tekst zastanawiam się, gdzie wczoraj był Chrystus? Czy aby Benedykt XVI za Niego się nie uważał? Czy aby JP II i cały panteon świętych bardziej lub mniej nie jest  ważniejszyod Pana Wszechświata? Czy krew JP II jest ważniejsza od krwi Chrystusa, przelanej na Golgocie. Czy składanie pokłonów posągom, obrazom itp. dziełom rąk ludzkich jest ważniejsze od Chrystusa Pana. Przeciez On na to wszystko patrzy…i jest mi strasznie smutno. Dlaczego ludzie nie chcą modlić się do Boga, a do "pośredników", przecież zasłona została rozdarta i miejsce najświętsze jest dostępne dla każdego, małego czy wielkiego. Dlaczego ludfzie uważają się za bogów, którym należy cześć oddawać należna wyłącznie Królowi królów? Dlaczego Duch Święty nie ma nic do powiedzenia, bo nikt Go nie pyta – porównaj – 1 Kronik 29.10-19 i 2 Kronik 1.1-13 oraz cały 6 rozdział i 7. 1-3 – to było świętowanie z Panem, który potwierdzał Swoja obecność i Swoje wybory. Kiedy czytam Dzieje Apostolskie i widzę uzdrowienia jako narmalną posługę, kiedy widze Piotra , który nie zgadza się aby mu oddawać pokłonu, bo jest tylko sługą, kiedy widzę Pawła i Barnabę w Listrze i widzę jak rozdarli swoje szaty na widok ludzi chcących ich czcić, to widzę inny Kościół, innych ludzi.  "Ludzie co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak wy…" Dz. Ap. 14.15, cóż sie stało przez wieki?

    Gdziez prosta wiara, uwierz w Pana Jezusa , a będziesz zbawiony Dz. 16.31, gdzież to zstępowanie Ducha Świętego, kiedy zwiastowana jest Dobra Nowina Dz. 10.44, gdzież dary Ducha Świętego manifestujące obecność Ducha, gdzie proroctwa, gdzie, gdzie…? Nie ma, pozostał kult człowieka – Dz. 12.20-23, Herod myslał, że może być Bogiem…

    Jak mogę byc spokojny, kiedy wiem, że nie tego uczy mnie Pan, ale miłości i pokory wobec Boga. Skoro wiem, że większość z tych rzeczy, które wczoraj można było obserwować, ma całkiem inne przeznaczenie – kult, handel, pielgrzymki, kasa, msze ofiarne, teoria czyśca itp. itd. W takich chwilach jestem o krok od odwórcenia się od wszystkiego co katolickie, widząc przy tym masy ludzi nieświadomych wiary, nie mających relacji z Chrystusem, idących nie wiedzących dokąd. Widzę moje pytania do katolików, setek kim jest dla ciebie Jezus Chrystus? I cisza, może jedna osoba na 300, zawieruszona z jakies Odnowy w Duchu Świętym ,.powie, jest moim Panem iwówczas raduje się moje serce i nic się nie liczy, bo czuję, bo wiem – tak w jej sercu mieszka mój Pan. Co z resztą?

    Trochę smutno, trochę kiepsko, trochę nieudolnie i może głupawo, ale napisałem co w moim sercu gra.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Kremówki są niezdrowe.

    Kremówki są niezdrowe i niesmaczne, zwłaszcza te z Wadowic, gdzie na kremie w upał siadają muchy.

    Podobnie z resztą rozpowszechnianie przez Wojtyłę w Afryce informacji, że prezerwatywy roznoszą hiva.

    Niemniej jest to bardzo pozytywny akcent w polskiej historii. Lepsza radosna afirmacja od smoleńskiej martyrologii.

     
    Odpowiedz
  3. misjonarz

     PREZERWATYWA A

     PREZERWATYWA A AIDS
         Wirus HIV wywołujący AIDS ma w przekroju zaledwie 0,1 um, co oznacza, że w
         1 mikroporze prezerwatywy może zmieścić się około 50 takich wirusów. Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że nie jest możliwe większe niż 40 % zabezpieczenie przed zakażeniem HIV u osób stosujących prezerwatywę. Badania niemieckie wykazały, że 100 nosicieli wirusa HIV używających kondom w ciągu roku zaraża 35 kobiet. W Wielkiej Brytanii szacuje się, że 40% osób, które zachorowały na AIDS zakaziło się podczas stosunku z użyciem prezerwatywy.
         W praktyce nawet jeden stosunek może zakończyć się AIDS.
         Dobrze jest w tym miejscu zadać sobie pytanie: „ Gdybyś wiedział(-ała), że osoba, z którą podejmujesz współżycie płciowe jest zarażona wirusem HIV, zdecydowałbyś(-ałabyś) się na to, mimo zastosowania prezerwatywy?” A skąd pewność, że tak nie jest- przecież nie jest możliwe natychmiastowe sprawdzenie partnera.
         Jedyną bezpieczną drogą, bez ryzyka narażenie na zakażenie wirusem HIV drogą płciową jest wierność jednemu partnerowi.

     

    To wyżej to jest prawda ?, a może naukowcy nie potrafią mierzyć pewnych parametrów, a JP II

    posługiwał się informacjami zebranymi od naukowców ?, czy sam sobie pewne rzeczy wymyślał ?

     

    Jak zwykle powiem – warto przemyśleć.

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    Świętość i proporcje

     Kazimierzu!

    Dziękuję, że zabrałeś głos, przedstawiając niekatolicki punkt widzenia na beatyfikację Jana Pawła II. To właśnie swoiste świadectwo, jak można przeżywać to wydarzenie, co w nim może niepokoić, co budzi niechęć. No i świadectwo z pierwszej ręki, bo ja tylko streszczałam wypowiedź luteranina.

    Chciałabym odnieść się do kilku poruszonych przez Ciebie kwestii. 

    Piszesz o swoim Kościele: "Uczymy miłości do człowieka i zachęcamy do niesienia jej do tego świata".Żaden poważny Kościół czy wspólnota chrześcijańska nie głosi nic innego. Problemy zaczynają się jednak, gdy wspólny chrześcijańskim Kościołom ideał miłości bliźniego chcemy wcielać w życie. Cóż, jednym wychodzi to lepiej, a innym gorzej. Myślę, że licytowanie się, komu wychodzi to lepiej, nie ma większego sensu. Warto jednak zdawać sobie sprawę i analizować przy różnych okazjach uwarunkowania, które utrudniają realizację takiego zadania pomiędzy poszczególnymi ludźmi i wspólnotami. Często są to uwarunkowania historyczne. Mówi się o wzajemnej miłości, ale trudno zatrzeć pamięć religijnych wojen czy prześladowań, jak np. w przypadku luteran. Bywa, że uprzedzenia i wrogość wynikają z niewiedzy (np. wielu polskich katolików nie ma nawet bliższych kontaktów z przedstawicielami innych chrześcijańskich wyznań). Niekiedy działają czynniki psychospołeczne i rodzi się fundamentalizm – zjawisko grożące chyba wszystkim religijnym wspólnotom. Wreszcie w grę wchodzą czynniki osobowościowe – ksiądz czy pastor realizujący źle swoje powołanie może zdarzyć się wszędzie.

    Piszę to tak na wszelki wypadek także dla znanych Ci komentatorów, którzy być może zechcą bronić Kościoła katolickiego pisząc, że znali pastora X czy Y, który postępował niewłaściwie. Powtarzam zdecydowanie: nie tędy droga! Nie licytujmy się, lecz uczmy nawzajem od siebie tego, co dobre, ale też ostrzegajmy się, gdy widzimy złe tendencje w innym chrześcijańskim Kościele. Myślę, że właśnie teraz, w okresie, gdy przeżywamy beatyfikację, niekatolicy mogą pełnić wobec katolików rolę ostrzegawczego żółtego światełka.

    Dalej zastanawiasz się, gdzie w niedzielę był Chrystus. Odpowiem najprościej: był obecny poprzez swoje Ciało i Krew w eucharystycznej Ofierze jak zawsze podczas Mszy św. Pomijam tutaj teologiczno-filozoficzne subtelności, na czym dokładnie ta obecność polega według katolickiej nauki. Chciałabym natomiast zwrócić uwagę na coś innego. Po ceremonii ogłoszenia Jana Pawła II błogosławionym poproszono zgromadzonych na Placu św. Piotra o ciszę, o zaprzestanie oklasków i zwinięcie transparentów. W ten sposób organizatorzy uroczystości przypominali zebranym o tym, że za chwilę będą mogli doświadczyć rzeczywistej obecności Chrystusa. Może to tylko taki drobny znak (zresztą zignorowany przez wielu pielgrzymów), ale zawsze coś…

    Pytasz, czy krew Jana Pawła II jest ważniejsza od krwi Chrystusa. Oczywiście, nie jest, chociaż telewizyjny obraz, który dotarł do milionów ludzi, mógł wywoływać takie właśnie wrażenie. Niestety. W katolicyzmie piękne jest to, że nie potępia pierwiastków materialnych, doczesnych, zmysłowych w świecie, jak to czyniły na przykład herezje gnostyckie. Bardzo łatwo jednak o zachwianie proporcji i wtedy dochodzi do takich właśnie sytuacji, że materialność zaczyna dominować, wyprowadza naszą wyobraźnię na manowce – i może to budzić właśnie takie słuszne obawy, jakie wyraziłeś w swoim pytaniu.

    Oczywiście ani Jan Paweł II, ani żaden ze świętych czy błogosławionych nie jest ważniejszy od Boga. I ludzie powinni modlić się przede wszystkim do Boga. W Katechizmie religii katolickiej zostało powiedziane: "Kanonizując niektórych wiernych, to znaczy ogłaszając w sposób uroczysty, że ci wierni praktykowali heroiczne cnoty i żyli w wierności łasce Bożej, Kościół uznaje moc Ducha świętości, który jest w nim, oraz umacnia nadzieję wiernych, dając im świętych jako wzory i orędowników". (To samo mniej więcej dotyczy beatyfikacji). Święci nie zastępują Boga, ale są bliżej niego. Psychologicznie rzecz biorąc, łatwiej nam zwracać się z jakimiś codziennym bolączkami do świętego, którego znamy jako człowieka, niż do niepoznawalnego Boga. Możliwość wiary w pośrednictwo świętych ("świętych obcowanie") jest w katolicyzmie wspaniała, ale też niesie ze sobą takie zagrożenia, na jakie zwracasz uwagę. Znów łatwo pomylić proporcje i wysunąć na pierwszy plan świętego człowieka, zapominając o Bogu.

    Piszesz również, że katolicy nie wiedzą, kim jest dla nich Chrystus. Znów muszę przyznać, że niestety, masz w dużej mierze rację. Zwłaszcza w Polsce katolikom wystarcza obrzędowość. Nawet kult Jana Pawła II, niekiedy nadmierny, jest jednak płytki. Sam zauważyłeś w innym miejscu, że nie czytuje się encyklik. Katolicy wieszają w swoich domach obrazy Jana Pawła II albo rodzinne zdjęcia z nim, oglądają transmisję beatyfikacji, ale nie zaglębiają się w papieskie nauczanie. A przecież poprzez nie mogliby dotrzeć do Chrystusa (to taki namacalny obraz pośrednictwa świętego). 

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    M. F.

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    Kazimierz

     Faktycznie, trochę wstyd, że nie znasz Pism ojca Reformacji:) Prawdopodobnie do dziś nie byłoby niezależnych kościołów protestanckich. To spore uproszczenie -delikatnie mówiąc-nazywanie jego bogatej spuścizny " pismami antypapieskimi".Pisarstwo Lutra, to nie tylko krytyka zainicjowanej przez papieża Leona  akcji sprzedaży odpustów, za którą obłożony został klątwą. Dr. Luter jest autorem wielu prac teologicznych o charakterze wybitnie nowatorskim, do tego stopnia, iż współcześni badacze określają tenże przewrót mianem kopernikańskiego. Jak Kopernik perspektywę geocentryczną zastąpił heliocentryzmem swego systemu, tak Luter przywrócił teologii orientację teocentryczną. Nikt inny tak jak Luter nie podkreślał wartości osobistej wiary, wywołanej przez Słowo Boże-wlanej w serce przez Ducha Św., która nie może być scedowana na kogoś innego. Charakter wiary w ujęciu Lutra ma charakter dynamiczny i to jest wielkie reformatorskie novum nauk Lutra.  Niewiarę-pisze Luter w Patylli domowej-zwalcza się ufnością do Chrystusa; " wierzę, że On unieszkodliwi moją niewiarę, z którą sam sobie poradzić nie mogę". Całe reformacyjne zwiastowanie wypływa z teologii krzyża i na krzyż Jezusa wskazuje. Poszukiwanie Boga łaski determinuje całe teologiczne przedsięwzięcie Lutra i jego osobistą postawę. Luter  znalazł Boga łaski nie tylko dla siebie, ale dopomógł masom wierzących, którzy mieli odwagę na tę duchową drogę. Pomimo średniowiecznej mentalności, człowiek ten okazał się nowocześniejszy od współczesnych sobie humanistów. Wystarczy przeczytać; " O wolności chrześcijańskiej" i " O niewolnej woli". Luter nie tylko ogłaszał wolność, ale i ją dał-pokonując niewolę dewocji, gdyż zamiast niej wprowadził tzw. chrześcijańską niewolę wypływającą z przekonania. Do dziś antropologia Lutra jest pomocna w stawianiu pytań o człowieka, w opisywaniu jego kondycji, prawdzie o egzystencji, z całą tejże egzystencji dwuznacznością, zdeterminowaniem i wolnością.

    Co do stwierdzenia, p. Małgorzaty-" psychologicznie biorąc, łatwiej nam zwracać się z jakimiś codziennymi bolączkami do świętego, którego znamy jako człowieka, niż niepoznawalnego Boga". Po pierwsze; tylko w ideii Boga pozostaje miejsce na to co niepoznawalne, mistyczne i tajemnicze. Jednak człowiek modląc się czy komunikując w inny sposób -nie zwraca się chyba do idei Boga, ale do Boga poznawalnego i objawionego w Jezusie Chrystusie. Jezus  przyszedł na świat , abyśmy  poznali Boga w Nim-Jan 17;3

    " Ja i Ojciec jedno jesteśmy"

    Psychologicznie rzecz ujmując -tylko ludziom o niedojrzałej osobowości i słabo rozwiniętej duchowości łatwiej zwracać się do bliżej nieokreślonej " Bozi", która jest mieszaniną matki Boskiej , Boga, aniołów i wszystkich świętych. Dojrzałe psychologicznie chrześcijaństwo praktykuje indywidualny, bezpośredni kontakt z Bogiem. Taka zresztą była misja największego psychologa wszechczasów-Jezusa, której celem było odnowienie więzi łączącej ludzi z Bogiem Stwórcą. Jezus nauczał, że tylko odnowienie osobistej więzi z Bogiem jest kluczem duchowej pełni. Wielu psychologów uważa, że to samo jest kluczem do zdrowia psychicznego. Misja Jezusa i misja psychologi w tym sensie mają ze sobą wiele wspólnego. Odnowa zerwanych więzi, to wspólnota z samym Bogiem.

     
    Odpowiedz
  6. Malgorzata

    Świętych obcowanie i Wysocki

    Halino!

    Aby jakoś wyjaśnić i przybliżyć, co miałam na myśli, pisząc o "łatwości" kontaktu ze świętymi, chciałabym przytoczyć piosenkę Włodzimierza Wysockiego Он не вернулся из боя (z polską wersją, niestety nie dorównującą oryginałowi On nie wrócił z boju).

    Szukając tej piosenki, trafiłam w internecie na wywiad z prof. Włodzimierzem Pawluczukiem, antropologiem i religioznawcą. Najlepiej będzie, jeżeli zacytuję jego słowa o tej piosence:

    Urzekła mnie kiedyś piosenka barda rosyjskiego Wysockiego. "On s razswitom wstawał, on mnie spat’ nie dawał, on wsiegda gawarił pro drugoje. A wcziera nie wiernułsia iz boja". Kończy się tak: "W naszym miortwie nas nie ostawiat w biedie, w naszym miortwie otrażajetsa niebo w liesu kak w wodie…". To jest cała wiara w tych, którzy odeszli, którzy są w niebie, ale bez metafizyki chrześcijańskiej. I ten jego przyjaciel, z którym nigdy nie mógł poradzić, i te odniesienia do nieba, drzew, świata, który pozostaje oznakowany, namaszczony przez przyjaciela, który znienacka przestał mu dokuczać…

    Przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden fragment wypowiedzi prof. Pawluczuka:

    Bez dialogu ze zmarłymi nie może istnieć żadne społeczeństwo. Jest koniecznością spójności społecznej, zgody społecznej. Jesteśmy przez nich obserwowani i z nimi dyskutujemy. Zawsze jak mamy w Polsce jakieś zawirowanie polityczne, to szuka się odpowiedzi – co by na to powiedział Kościuszko i Piłsudski. I są eksperci, którzy mówią: powiedziałby tak, a tak.

    Myślę, że nieźle byłoby, gdyby przynajmniej niektórzy poważnie zaczęli się teraz zastanawiać przy okazji różnych polskich i kościelnych zawirowań, co by na to powiedział Jan Paweł II.Zwłaszcza, że jak pisał Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici: "W ciągu całej historii Kościoła w okolicznościach najtrudniejszych święte i święci byli zawsze źródłem i początkiem odnowy"…

    A tak na marginesie: pisząc "antypapieskie teksty Lutra" zasygnalizowałam tylko jeden z aspektów jego pism, bezspornie w nich obecny. Cóż, Luter wszedł w ostry konflikt z papiestwem i to jest po prostu historyczny fakt. Nie negując wartość teologii Lutra, trzeba również pamiętać, że powstawała ona w opozycji do ówczesnej teologii katolickiej. Dzisiejsza teologia katolicka patrzy również na terologię Lutra z większym szacunkiem i zainteresowaniem niż w XVI czy XVII wieku.

    Pozdrawiam serdecznie

    M. F.


     

     
    Odpowiedz
  7. Halina

    Małgorzato

     Z całym szacunkiem dla profesorów i innych wybitnych ludzi-mam prawo do swojego, nieco odmiennego zdania. To, że brakuje  bliskich nam ludzi, po ich śmierci, nawet tych, którzy za swojego życia mogli być dla nas ciężarem jest tak oczywiste, iż nie wymaga wyjaśnień. Czym innym są modlitwy do zmarłych( świętych), z prośbą o wstawiennictwo w naszych ziemskich sprawach, a o tym właśnie pisałaś. Ci, którzy odeszli powinni znalezć nowe miejsce w naszym życiu, a nie stawać się obiektami kultu. Zycie wsólnotowe polega na więzi ze światem i więzi człowieka z człowiekiem. Ciągłość życia społecznego nie opiera się na kulcie zmarłych, czy modlitwach do nich. Jest to pamięć o nich, która mieszka w nas, i to właśnie ona jest miarą naszego człowieczeństwa. Szanując pamięć o zmarłych, dbając o miejsca ich pochówku, myśląc o roli jaką odegrali w naszym życiu, czasami w życiu całego społeczeństwa-przenosimy ich do nieśmiertelności. Nasi kochani zmarli są katalizatorem przemiany, dzięki nim stajemy się bardziej ludzcy .

    Biblia wyraznie nakazuje aby nie mieszac przeciwległych światów. Podobieństwo Jezusa o Bogaczu i Łazarzu jasno na to wskazuje; " Synu pomnij, że dobro swoje otrzymałeś za swojego życia, podobnie jak Łazarz zło..(..) i poza tym między wami a tym wszystkim rozciąga się wielka przepaść, aby ci, którzy chcą stąd do was przejść, nie mogli, ani też stamtąd do nas nie mogli się przeprawić"-Łk 16,25-28

    Dla mnie ważną publikacją jest również dzieło Z. Baumana; " Śmierć i nieśmiertelność- o wielości strategii życia". Autor podkreśla szczególną rolę śmiertelności w kształtowaniu i funkcjonowaniu społeczeństw. Socjolog twierdzi, że to właśnie ludzka śmiertelność stanowi podstwę do tworzenia się społeczeństw; " Bez śmiertelności nie byłoby historii, nie byłoby kultury, nie byłoby ludzkości" . Bauman stwierdza,że istnieją ludzie, którzy są poniekąd stworzeni do nieśmiertelności; są to władcy i filozofowie. Krytykuje zaś wytwarzanie przez społeczeństwo jednolitej kultury nieśmiertelności, która jest jakby z góry wszystkim narzucona, która jak gdyby ustanawia kto jest przeznaczony do nieśmiertelności, a kto nie.

    Każda religia ma prawo do własnych wierzeń i przekonań- pan prof. Pawluczuk też. Jednak stwierdzenie, że " bez dialogu ze zmarłymi nie może istnieć żadne społeczeństwo..(…) jesteśmy przez nich obserwowani i z nimi dyskutujemy"-to brzmi raczej jak wyznanie wiary, a nie obiektywny fakt.

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code