Cud przywróconej godności

XX Wieczór Biblijny w Kasince Małej

Podczas wczorajszego Wieczoru Biblijnego rozważaliśmy następujący fragment Ewangelii:

Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził.

Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu.
 
Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat. (J 5,1-3a.5-16)
 
Małgorzata: To jest bardzo wzruszająca scena. Można sobie wyobrazić człowieka, który leży przy sadzawce od 38 lat, czyli na tyle długo, aby zostać wykluczonym z normalnego społecznego funkcjonowania, ze swojego środowiska, spośród swoich bliskich, aby stracić nadzieję, że cokolwiek dobrego może się w jego życiu zdarzyć. Nagle pojawia się Jezus i proponuje pomoc. Pyta: „Czy chcesz stać się zdrowym?” Trudno, żeby chory nie chciał, ale podaje powody, dlaczego to było niemożliwe. I mówi dwie ważne, a bardzo proste i prawdziwe rzeczy: „Nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki – czyli sam nie potrafię, a nikt nie zachował się wobec mnie po ludzku i nie pomógł mi, chociaż mnóstwo ludzi było wokoło”. I drugi powód: „Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną”. Ludzie chorzy, niepełnosprawni naprawdę odczuwają to boleśnie, że zawsze ktoś przed nich wchodzi: przy kasie w supermarkecie, przy wejściu do tramwaju, w życiowej rywalizacji itp. Zawsze ktoś wpycha się pierwszy, a oni nie potrafią temu zapobiec.
 
To scena po ludzku bardzo prawdziwa i bardzo piękna. Jezus, który jest Bogiem, pokazuje się tutaj jako niezwykle wrażliwy i wspaniały człowiek – wzór dla każdego, jak należy empatycznie postępować. Ale też ta scena mówi o głębokiej tajemnicy, która tkwi w każdej chorobie, cierpieniu, niepełnosprawności. Jest to coś bardzo bliskiego tajemnicy Wcielenia, coś każącego pytać o granice człowieczeństwa. Czasami to pytanie jest bardziej drastyczne, gdy mamy do czynienia z ciężkimi przypadkami ludzi, którzy wskutek choroby są sprowadzeni do niemal roślinnego funkcjonowania. Czasami znowu jest to pytanie bardzo zwyczajne: po co cierpienie, po co moje cierpienie, po co cudze cierpienie? Myślę, że tutaj następuje dotknięcie przez Boga-Człowieka wielkiej tajemnicy ludzkiej choroby, ludzkiej niemożności w cierpieniu czy w bólu.
 
Druga część opowieści mówi o pretensjach Żydów, dlaczego uzdrowienie zdarzyło się w szabat. Oni mieli całe 38 lat, żeby temu człowiekowi pomóc: poniedziałek, wtorek, środę, czwartek… – cały tydzień. I nagle występują z pretensjami, dlaczego w szabat. Tu nawet nie chodzi o naruszenie zwyczajowego prawa, ale raczej o naruszenie jakiegoś egoizmu. Kojarzy mi się to współcześnie z ludźmi, którzy protestują, gdy w ich okolicy ktoś chce zorganizować ośrodek dla chorych na AIDS albo z ludźmi, którzy w eleganckiej willowej dzielnicy nie chcą warsztatów terapeutycznych dla osób upośledzonych umysłowo. To jest niefajne, bo burzy spokój, a chory już został zaklasyfikowany jako wyrzutek społeczeństwa. Dlaczego miałby wrócić i być znowu wśród nas? – takie pytanie pojawia się często wśród ludzi zadowolonych z siebie i swojego funkcjonowania.
 
Jezus przychodzi drugi raz do uzdrowionego człowieka, aby powiedzieć mu: „Nie grzesz więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło”. Myślę, że Jezus, znając ludzką naturę jako Bóg, znając ludzką słabość, wie, co robi, chociaż naraża się może na początek prześladowań. Przywrócił temu człowiekowi nie tylko zdrowie, ale przywrócił mu po prostu godność – przede wszystkim przywrócił mu godność. Zawsze odrzucony, któremu zostaje przywrócona godność – czy to będzie chory, niepełnosprawny, narkoman, prostytutka, wielki grzesznik – jest słaby i łatwo mu pogrążyć się ponownie w tym, z czego wyszedł. Potrzebne mu dodatkowe wsparcie i przypomnienie: „Nie daj się znowu wciągnąć przez ludzi pamiętających cię jako tego, którym można było dowolnie pomiatać i nie zwracać na niego uwagi”.
 
W swojej modlitwie chciałabym podziękować Bogu za takich ludzi, których udało mi się spotkać i którzy pomagali mi nieraz w życiu wychodzić z różnych trudnych sytuacji. Chciałabym, aby było jak najwięcej wrażliwych ludzi, postępujących podobnie jak Jezus wobec tego chorego, a jak najmniej ludzi, którzy zastanawiają się, dlaczego dobro zostało uczynione w szabat.
 
Andrzej: Człowiekowi względnie zdrowemu trudno wyobrazić sobie kogoś, kto w jednym miejscu czeka latami na cud. Nie wiemy, kim jest chory. Ma trudności w dostaniu się do sadzawki, więc może być albo częściowo sparaliżowany, albo chromy, albo niewidomy. Dla ewangelisty Jana nie jest to istotne. Ciekawe, że Jezus ma takie dobre spojrzenie i potrafi wybrać najbardziej potrzebujących, najsłabszych, najbardziej chorych, nieraz najbardziej błagających. Do choroby i niemożności dochodzi tutaj wielka samotność. Choroba, zwłaszcza długotrwała, rodzi zawsze jakąś pustkę wokół chorego. Im bardziej ktoś jest chory, potrzebujący, tym bardziej pusto robi się wokół niego. Inni tracą nadzieję, że potrafią pomóc, nie mogą liczyć na wzajemność i ktoś taki zostaje sam. Być może Jezus dostrzega ten bolesny rys samotności i choroby, i w bardzo przyjazny sposób uzdrawia tego człowieka.
 
Drugi aspekt to uwikłanie dobrego działania w problematykę władzy. Inaczej powiedziałbym, że każde dobro, zwłaszcza jakieś szczególne dobro wydaje się rodzić kontrakcję zła. Jest jakaś taka dynamika ludzkiej rzeczywistości, że to, co w nas złe, słabe, nie godzi się na epifanię dobra. Żydzi u Jana to są kapłani, faryzeusze, elity religijne i oni decydują, co można zrobić, a czego nie można. Jezus to nieustannie przełamuje. W tym przypadku ludzie tak religijni są zupełnie ślepi na cierpienie moralne i fizyczne drugiego człowieka. Nie potrafią się ucieszyć dobrem, cudem. Nie są zdolni do spojrzenia miłości, jakie ma Jezus. Spoglądają z zazdrością, z podejrzliwością, z niechęcią, rygorystycznie. Ostatecznie jest to spojrzenie nienawistne i zabijające cudotwórcę, samego Boga.
 
Kolejny aspekt może nieco zaskakiwać. Jezus sprzeciwia się zwykle utożsamianiu choroby fizycznej z grzechem. Jest taki żydowski i później chrześcijański zabobonny nurt myślenia, że jak komuś stało się coś złego, to musiał zgrzeszyć i stąd kara. Tymczasem wiemy już od Hioba, że cierpienie, zło może spotykać dobrych ludzi, że nie ma koniecznego związku między fizycznym cierpieniem (chorobą) a grzechem. Jezus, przynajmniej według ewangelisty Jana, nawiązuje do tego związku, ale przypuszczam, że jest to raczej figura stylistyczna. Jezus chce tu raczej powiedzieć: „Przywróciłem ci zdrowie, abyś zrobił coś sensownego ze swoim życiem. Obdarzyłem cię dobrem po to, abyś ty obdarzał dobrem innych”. Dla Jezusa aspekt moralny, duchowy jest pierwszy wobec fizycznego.
 
Niestety, Żydom, czy raczej elicie religijnej udaje się zrobić z tego cudownie uzdrowionego człowieka kogoś w rodzaju pomocnika w łapance na Jezusa. Świadomie lub nieświadomie, identyfikując Jezusa, ten człowiek staje się donosicielem i wkopuje swego dobroczyńcę. Zło jest ogarniające, chce nawet tych ludzi, którzy zostali obdarzeni dobrem, uwikłać, skorumpować, użyć do dalszych złych działań.
 
Spojrzenie Jezusa widzi najbardziej chorego, najbardziej potrzebującego, najbardziej samotnego. Simone Weil mówi, że wystarczy dostrzec człowieka, uznać go za rzeczywistego i to już jest miłość. O takie spojrzenie prosiłbym dla każdego z nas. Chciałbym się też modlić, abyśmy nigdy nie stawiali reguł, zwyczajów, szabatowego myślenia ponad dobrem człowieka, ponad dobrem Boga, aby nigdy żadne reguły nie były przeszkodą do czynienia tego dobra, abyśmy mieli odwagę sprzeciwiać się temu, co uświęcone tradycją również religijną, gdy zostajemy wezwani do aktów miłości.

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

Moje blogi na video w YouTube  


 

Komentarze

  1. krok-w-chmurach

    Przejmujacy tytuł – “Cud

    Przejmujacy tytuł – "Cud przywróconej godności"……….wydaje się, że łatwiej przywrócić człowiekowi zdrowie fizyczne. Trudniej – utracone poczucie wartości, prawo do bycia człowiekiem, któremu należy się szacunek. Tak do końca to chyba niemożliwe, żeby odzyskać własnymi siłami swoją godność. Czasem sami sobie tego odmawiamy.

     Człowiek traci godność, gdy staje się tak nieważny, że aż przezroczysty i nie budzi żadnych emocji, także nienawiści Jezus przywraca godność temu, kogonikt już nawet nie zauważał.  Cud. Atrybut Boga.

     
    Odpowiedz
  2. Halina

    Żyć i umierać godnie

    Godność przyrodzona( fakt bycia osobą ludzką) i nabyta ;przez nas wypracowana -wiąże się zarówno z określonymi prawami( uprawnieniami), jak i z powinnościami.Prawa i obowiązki związane z godnością nabytą mają charakter względny, są zależne od panujących w danej społeczności norm obyczajowych i prawnych. Tak nie jest z prawami człowieka; są one bezwzględne, opierają się wszak na godności przyrodzonej. Jako chrześcijanie mamy wręcz nakaz szczególną troską otaczać potrzebujących, bezbronnych i bezradnych. Takimi są szczególnie osoby chore i umierające, dlatego należy dołozyć wszelkich starań, by były one traktowane z szacunkiem dla ich godności i bez jakiejkolwiek dyskryminacji. Troska o umierających zaś powinna być oparta na ich duchowych i fizycznych potrzebach, a nie na ocenie ich przydatności. Chrześcijańskie współczucie wymaga łagodzenia cierpień i niesienia ulgi w łagodzeniu bólu jak tylko dalece jest to możliwe. W przedłużaniu ludzkiego życia pojawiają się zawiłe problemy etyczno-moralne. Czy ludzkie życie należy przedłużac zawsze i za wszelka cenę( nawet za cene odebrania godności)? Kiedy odsunięcie chwili śmierci na dalszy czas powinno ustąpić dążeniu do zaoszczędzenia bólu umierającemu, kto ma podejmować takie decyzje. Gdzie jest granica działań zmierzających do położenia kresu cierpieniom człowieka i czy w ogóle jest. Wszelkie starania musi cechować humanitaryzm i dążenie do łagodzenia cierpień. Kierując się chrześcijańską miłością, nie powinno się ,moim zdaniem proponować czy przyjmować medycznych interwencji, których moralny ciężar przekracza ewentualne korzyści. Podtrzymywanie biologicznych funkcji życia, bez szans na przywrócenie świadomego życia, moim zdaniem, niepotrzebnie przedłużają proces umierania. Nawet Jezus w obliczu śmierci pogodził się z tym faktem. Postawa Jezusa uczy nas akceptowanie sytuacji tak trudnej jak śmierć własna czy osoby bliskiej.

     
    Odpowiedz

Skomentuj artur Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code