Co znaczy twoje zachowanie?

 Rozważanie na Piątek II tygodnia Adwentu, rok C2
 tezeusz_adwent_2015.jpg
 

Przebywające na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom… Tak oceniał Jezus swoich współczesnych, a Jego słowa można bez wątpienia odnieść także do nas . Bo czy choć trochę zmieniliśmy się od tamtych czasów jako ludzie? Czy przez dwa tysiące lat nauczyliśmy się czegoś w tym zakresie?

Zapewne nie tylko mnie ta opisana przez Jezusa scenka kojarzy się dziś nieodparcie z politycznymi konfliktami, które w ostatnich tygodniach przeniosły się z polskiego parlamentu na polskie ulice. A dalsze moje skojarzenie – nie odmawiając powagi żadnej ze stron – to ogromna piaskownica, w której każdy chce obronić swoje wiaderko, łopatkę i nie tylko zyskać jak najwięcej miejsca do zbudowania takiego zamku z piasku, na jaki ma właśnie ochotę, ale też zdyscyplinować innych, aby budowali podobne zamki. Ale to tylko taka dygresja – do przemyślenia zresztą dla wszystkich udających się w najbliższym czasie na jakąś demonstrację w realu czy w Internecie. Dla mnie również. O właściwych proporcjach bowiem warto sobie przypominać niezależnie od poglądów i treści zaangażowania. Aby nie zagalopować się w zacietrzewieniu i nie dać się ponieść fali emocji zbyt daleko.

A może jednak nauczyliśmy się czegoś przez te dwa tysiące lat? Wpadła mi ostatnio w ręce ciekawa książka o relacjach interpersonalnychi. Przeglądnęłam i pomyślałam, że przynajmniej z teorią nie jest wcale najgorzej. Jest nawet całkiem dobrze, bo kryteria badawcze coraz precyzyjniejsze, a uczeni stawiają coraz bardziej dociekliwe pytania. Problem w tym, że wyniki tych badań nie są wystarczająco znane, a jeśli już je znamy, to nie zawsze jest nam wygodnie odnieść je do siebie i zastosować w praktyce.

Tutaj chciałabym przedstawić kilka typowych błędów, które popełniamy, przyglądając się zachowaniu innych ludzi, a następnie interpretując je nie zawsze odpowiednio, co w dalszej kolejności może prowadzić do niesłusznych moralnych ocen i osądów.

Osądzamy siebie bardziej pobłażliwie niż innych. Bronimy przed sobą i światem własnego pozytywnego wizerunku. Toteż dla siebie bywamy bardziej wielkoduszni, niż dla innych. Ona jest histeryczną zołzą, która zawsze robi z igły widły, a ja tylko podnoszę głos, bo czasami nie wytrzymuję stresu spowodowanego obiektywnie trudną sytuacją. On jest leniwy i niestaranny, a ja popełniam błędy w pracy z powodu zbyt małej ilości czasu. I nie ja przecież jestem powodem zaistniałego konfliktu, kryzysu w relacjach z innym człowiekiem, nieakceptowania mnie przez jakąś grupę – to oni są niesprawiedliwi i robią mi krzywdę.

Ulegamy naszym oczekiwaniom. Bezstronność i sterylna neutralność nawet przy pierwszym kontakcie z inną osobą jest tak nieosiągalna jak idealna próżnia w przyrodzie. Zawsze coś tam już wcześniej o kimś słyszeliśmy albo kierujemy się ogólnymi uprzedzeniami i stereotypami. Przeglądnęłam kilka CV kandydatów do pracy i na tej podstawie buduję sobie wstępny obraz każdego z nich, a on na pewno będzie miał wpływ na przebieg rozmowy kwalifikacyjnej i na wybór, którego ostatecznie dokonam. Poszłam do ośrodka zdrowia cieszącego się w okolicy dobrą opinią i już na wstępie dałam pracującym tam lekarzom duży kredyt zaufania, choć później w jednym przypadku zdarzyło mi się nieprzyjemnie rozczarować.

Ulegamy wpływom oczywistości. W danej sytuacji wybieramy bodźce najbardziej intensywne, najczęściej powtarzalne, niecodzienne albo najbardziej przykuwające uwagę z jakiegoś innego powodu. Problem w tym, że czynnik najbardziej rzucający się w oczy nie zawsze stanowi najważniejszą czy jedyną przyczynę zdarzeń. Dziecko, które głośno płacze, że zostało skrzywdzone przez kolegę, mogło być też w jakimś stopniu winne, bo wcześniej koledze dokuczało lub zabrało mu zabawkę. Gorsze wyniki w pracy osoby niepełnosprawnej przypisuje się jej chorobie, a tymczasem mogłaby ona pracować tak samo jak sprawni koledzy, gdyby spotykała się z większą życzliwością szefów i współpracowników.

Przywiązujemy się do pierwszego wrażenia. Pierwsze wrażenie jest ukształtowanym ewolucyjnie bardzo pomocnym mechanizmem, który pozwala nam podejmować szybkie decyzje. Większość z nas na szczęście rzadko musi rozstrzygać w ciągu paru sekund, czy napotkana osoba jest przyjacielem, czy wrogiem zagrażającym naszemu życiu. Nowo poznanym natomiast przyczepiamy sprawnie etykiety, które mogą na całe życie zaważyć na wzajemnych kontaktach. A etykiety mają tendencję do rozrastania się w coraz większe, bardziej szczegółowe i spójne obrazy. Uważam na przykład kogoś za wyjątkowego gbura i złośliwca, mam zresztą na to tysiąc dowodów, a wszystko zaczęło się od tego, że przy pierwszym spotkaniu w pracy ten pan niechcący zderzył się ze mną na schodach.

Zakładamy, że inni są tacy sami jak my. Nie obrażę się na pewno, jeżeli ktoś mi powie, że rozumuję na poziomie ameby albo że nadaję się w najlepszym razie do pasania krów. Popełnię jednak duży nietakt, jeżeli uznam, że ktoś inny mógłby potraktować takie stwierdzenia jako żart. Albo są takie życiowe sytuacje, w których chciałabym, aby ktoś patrzący z zewnątrz pokazał mi, gdzie popełniam błąd. Jeżeli jednak pod wpływem tych pragnień sama, patrząc z zewnątrz, zacznę komuś wytykać oczywiste błędy w jego postępowaniu, to nie powinnam raczej liczyć na wdzięczność.

Preferujemy negatywne wrażenia. Badania wykazały, ze spośród wielu opinii, jakie o kimś słyszymy, sąd negatywny najbardziej wpływa na naszą ocenę innej osoby. Słyszę, że ktoś jest przystojny, inteligentny, dobrze wykształcony, ale najbardziej zapada mi w pamięć informacja o jego zarozumialstwie i niepunktualności. Świadomie lub nieświadomie wykorzystują to zjawisko różni złośliwcy i plotkarze. Negatywnych ocen nie unikniemy i warto je znać, aby nie wpakować się w kłopoty. Zawsze jednak trzeba zastanawiać się, na ile są one słuszne i czy są na tyle ważne, abyśmy musieli z ich powodu kończyć jakąś znajomość lub współpracę.

Zapoznawszy się z wymienionymi błędami, wiemy już na pewno, dlaczego Jezusowi współcześni uważali, że Jana opętał zły duch, a samego Jezusa uznawali za żarłoka i pijaka. Oby starczyło nam tej wiedzy również do analizy naszych opinii na temat osób z naszego otoczenia, zwłaszcza tych, za którymi z takich czy innych powodów nie przepadamy.

R. B. Adler, L. B. Rosenfeld, R. F. Proctor II, Relacje interpersonalne. Proces porozumiewania się, Poznań 2006.

M_F_11_12.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

Komentarz

  1. zk-atolik

    Sprzeczne pytania i komunikaty

    137 odsłon, a komentarzy brak – być może dlatego, że Pan Jezus zapytał i powiedział:

    • Z kim mam porównać to pokolenie?

    ……..A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.

    A Pani Małgorzata pyta i wyznaje:

    • Co znaczy twoje zachowanie?

    ……..Przez sprzeczne komunikaty – trudno znaleźć drogowskazy, co jest wartościowe, a co należy odrzucić. Ponadto b. trudno zaakceptować Boga codziennego…….

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code