Bóg, który mówi szyfrem

Adwent2009r.jpg

 
 
Środa, III tygodnia Adwentu, rok C2
 

Chciałabym ten tekst zadedykować wątpiącym, poszukującym i niewierzącym. To oni mnie zainspirowali do napisania tego rozważania.

Ja jestem Pan i nie ma innego. (…)Czyż nie Ja jestem Pan, a nie ma innego Boga prócz Mnie? (…) Do Niego przyjdą zawstydzeni wszyscy, którzy się na Niego zżymali. (Iz 45,6b. 21a.24b)

Odpowiedział im więc: «Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. 23 A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi».(Łk 7, 22-23)

Często zastanawiam się, dlaczego Bóg nie objawił się tak samo we wszystkich kulturach na świecie? Dlaczego to, co o Nim wiemy, jest oparte o teksty i tradycje świata odległego od Polski nie tylko „kilometrowo”, ale też mentalnie? Dlaczego akurat to objawienie Boga Stwórcy, który jako Mesjasz pojawił się w kulturze dawnego Izraela, ma teraz wyznaczać moje standardy moralne, stanowić o mojej etyce, o wartościach i wyborach życiowych?

Od kiedy świadomie czytam teksty proroka Izajasza (czyli gdzieś od czasów studenckich, bo wcześniej nie trafiało to do mnie zupełnie), miewam dość często uczucie pełznącej po plecach drętwoty, która powoduje ciarki, raz zimno, raz ciepło. Okropne uczucie.

Prorok mówi tak stanowczym tonem, tak bardzo ostrym w przesłaniu, że mam wrażenie „cięcia skalpelem” na żywym ciele słuchacza.

W świecie pluralizmu religijnego, otwarcia się na mnogość idei i prądów religijnych czy też umysłowych (jak kto woli) takie stanowcze, kategoryczne: „Czyż nie Ja jestem Pan, a nie ma innego Boga prócz Mnie? Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną”M może wzbudzić wrogość i podejrzenie o fanatyzm.

Dlaczego Bóg tak stanowczo i kategorycznie powtarza w naukach proroków ten sam zwrot, jak refren piosenki do zapamiętania: Ja jestem Pan, nie ma innego Boga oprócz Mnie?

Wyobraźmy sobie bezmiar wszechświata wypełnionego pustką, w której brzmi bez odpowiedzi echo wołania Ziemian o odzew obcej cywilizacji. I zamiast sondy kosmicznej spoza naszej galaktyki, zamiast gości z obcej planety, słychać tylko nieustanne i stanowcze: Ja jestem Pan i nie ma innego.

I głos ten zostaje zignorowany, bo uznaje się go za nienaukowy. To nie może być dowód na istnienie Absolutu (wersja dla filozofii) czy Boga (wersja dla teologii). Bo nie da się Go zapisać, udokumentować, zamknąć w probówce, czy w jakikolwiek sposób uwiarygodnić według standardów ludzkiej racjonalności. Filozofowie będą może przez pokolenia rozprawiać o teoretycznych aspektach Jego istnienia bądź nieistnienia (czy też błędu w rozumowaniu na ten temat). Teologowie będą zapewne spierać się, tworzyć szkoły i poglądy w oparciu o usłyszany w przestrzeni Głos, o interpretacje kolejnych praojców wielkich idei kwitnących obficie na czystym pierwotnym doświadczeniu. Może nawet zorganizują społeczną inicjatywę mającą na celu utworzenie wspólnoty badającej empirię tego niejasnego, bo jakże mistycznego przekazu. Wyobraźmy sobie taki obraz…

Prawdopodobnie tylko ludzie prości i zwyczajni, nie znający słownika laboratoriów, zasad prowadzenia debat, stosowania reguł retoryki – szermierki słownych potyczek np. między tym, co ścisłe i tym, co humanistyczne…, to właśnie ci ludzie wiedzieliby, że ten Głos to rodzaj szyfru. I wezwanie: uwaga, będzie się działo! To oni przewidzieliby, że trzeba się przygotować na spotkanie niezwykłe i nieprawdopodobne. I doświadczyliby go, przeżyliby to SPOTKANIE. Podczas gdy uczeni i profesjonaliści oczekujący na spełnienie interpretacji pierwotnego przekazu twierdziliby, że pospólstwo ma omamy i nie zna się na obcowaniu z pozaziemską cywilizacją.

Jedni by zauważyli, inni nie. Tak samo jak było ze świadkami życia Jezusa. Tak samo jak jest z nami – dzisiejszymi ludźmi XX i XXI wieku.

Jan Chrzciciel posłał ludzi z pytaniem do Jezusa: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Jezus nie odpowiedział: tak, jestem Mesjaszem, nie martwcie się, to na mnie czekacie. Odesłał ich z powrotem do Jana z bardzo dziwnym przekazem. Jezus posłużył się szyfrem, czyli ukrytą informacją, której treść była czytelna tylko dla tych, którzy znali proroctwo mesjańskie. Nie wszyscy to od razu pojęli. Dlatego do słów z tzw. drugim dnem, Jezus dodał: „błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Czasem ludzie mnie pytają przy różnych okazjach, dlaczego Bóg jest niewidzialny, dlaczego nie pokaże się wszystkim raz na zawsze? Dlaczego trzeba Go szukać, odgadywać, czy nie mógłby po prostu pojawić się i sprawić, żeby wszyscy uwierzyli? Dlaczego jest tyle religii, poglądów na temat Boga? Niechże się On pojawi i zrobi z tym porządek!

Patrzę na tekst Izajasza i na słowa Ewangelisty Łukasza, i też pytam. Dlaczego ludzie czynią Boga niewidzialnym i nie chcą widzieć Jego śladów, dzieł i Jego żywej obecności w świecie? Dlaczego człowiek nie pokaże się Bogu raz na zawsze, dlaczego do Niego nie przylgnie całym sobą? Dlaczego człowiek ciągle szuka i odgaduje to, co jest logiczne, niezwykle realne i namacalne? Czy nie mógłby po prostu zdjąć wygodnej opaski obojętności i lenistwa egzystencjalnego z zaspanych, zamroczonych złudzeniami życia oczu. Czy człowiek nie mógłby sprawić sobie prezentu i odważyć się poznać Boga?

Lubimy pytania: Dlaczego? Po co? Jak? A ja lubię podwajać stawki tych pytań. Odpowiadać pytaniem na to, czego nie można ująć w odpowiedzi.

Bóg ustami proroka mówi, że jest prawdziwy. Przysięga sam na siebie, aby tego dowieść. Zapewnia, że tylko On ma moc stwarzania najbardziej czytelnych dla nas rzeczywistości: światła i ciemności. Zapewnia nas, niedowiarków sceptycznie sączących poranną kawę zwątpienia, które nas znieczula na obecność sacrum już od świtu. Woła do nas zaspanych ślepców, którzy robią wszystko, żeby tylko nie przejrzeć na oczy. Mówi do nas dbających o to, żeby tylko nie zauważyć szczelin w murach złudzeń, jakie systematycznie budujemy wokół każdego mistycznego doświadczenia jednoczesnego przerażenia i fascynacji tajemnicą istnienia Boga. Tego Boga, który jednocześnie jest wszechmocny i jednocześnie daje się zamknąć w czasie, w krótkim życiu tego, którego nazwano Mesjaszem.

Nieustannie zastanawia mnie jak Nieskończony Stwórca może stać się skończonym stworzeniem i jednocześnie nadal być nieskończonym Bogiem.

Na poziomie słów nie uda się tego ogarnąć.

Ale chyba też nie można nie zauważyć, że ta Nieskończoność pokazuje bardzo konkretną dla ludzkości twarz: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię.

Ludzie lubią wygody, bezpieczne granice zdroworozsądkowego myślenia, zakresy i wykresy, w ramach których można namalować stały pejzaż dni i zdarzeń.

Ale na szczęście są wyrwy w murze znieczulenia duchowego. Nagle zdrowieje ktoś nieuleczalnie chory. Jak to możliwe?! – pyta lekarz – ten człowiek nie ma prawa żyć! Nagle ktoś odzyskuje wzrok, nikt nie potrafi tego racjonalnie wyjaśnić. Ludzie doświadczają wielkiej mocy uzdrowienia, cudów przebaczenia, i odzyskują NADZIEJĘ.

Niewidomi to też ludzie niewierzący, poszukujący sensu i kierunku egzystencji. Bardzo podoba mi się idea odkryta podczas studiów religiologicznych: niewiara i ateizm są błędem poznawczym, rodzajem paraliżu władz ducha, które przestają reagować na hierofanie i sygnały ze sfery sacrum. Tak jak uszkodzone jakimś szokiem nerwy ciała nie reagują na bodźce zmysłowe, tak człowiek może stracić możliwość prawidłowego reagowania na bodźce przeznaczone dla sfery duchowej. Jakże optymistyczna wizja! To samo jest w słowach Jezusa, który cytuje proroka Izajasza.

Chromi to też ludzi kulejący na drogach wiary, nie mogący znaleźć oparcia w żadnej ze wspólnot. Nie mogący oprzeć się na sprawdzonej, pewnej nauce, nie potrafiący porzucić kuli asekuranctwa, zwątpienia, strachu przed Bogiem i Jego metodami prowadzenia do prawdy. Trędowaci to mogą być ludzie odrzuceni z powodu poglądów, niepopularnych zachowań, samotnicy tęskniący za Bogiem wielbionym w zdrowym społeczeństwie. Biedacy żyjący na marginesie Kościoła, modlący się w samotniach i gettach podobnych sobie wyrzutków odsuniętych od centralnych miejsc we wspólnocie. Oczyszczenie może stanowić szansę dla nich, ale też zawiera w perspektywie ból. Powroty zawsze są bolesne, trzeba zrzucić chorą skórę, owrzodzone członki i zdać się na uzdrawiającą moc Boga. Trąd może być też symbolem uwikłania się w grzechu, który powoduje gnicie zdrowych części duchowego ciała ludzkiego. Trędowata dusza odsuwa się od innych albo jest odsuwana przez innych. Wszyscy czują, że jest inna, nieładna, zniekształcona i zdegenerowana. Boją się jej, bo grzech i jego skutki są zaraźliwe. Trędowaci zawsze są osamotnieni. Mesjasz przytula nawet takich gnijących i rozpadających się na części, oczyszcza ich i uzdrawia.

Umarli zmartwychwstają… to przerwanie porządku istnienia. Śmierć ma być końcem. A tu następuje zmiana akcentów: po śmierci następuje zmartwychwstanie. Czyli nowe życie, od początku, ale i od końca jednocześnie. Jakby druga szansa, coś niezwykłego w chronologii egzystencji ludzkiej.

Czy można zmartwychwstać, będąc zmarłym? A może śmierć, o której mówi Jezus, to rozpacz, brak nadziei? Może „bezsens istnienia” odczuwany tak mocno, że powoduje zanik jakiegokolwiek odczuwania sacrum? Bóg mówi: jeszcze nie koniec, możesz zmartwychwstać, mam taką moc.

My, ubodzy słyszymy Dobrą Nowinę. Ubodzy w nadzieję, biedni samotnością, brakiem prawdziwego przyjaciela, kochającej żony, czułego męża, wdzięcznych dzieci, troskliwych rodziców. My, ubodzy słyszymy, że Jezus potwierdza swoją misję słowami wielkiego proroka.

Słyszysz? W pustce wszechświata rozlega się refren pieśni stworzenia: Ja jestem Pan i nie ma innego. Słyszysz? W ciszy brzmi delikatny dźwięk Twojej duszy, która chce widzieć, słyszeć, czuć Tego, do Którego „przyjdą zawstydzeni wszyscy, którzy się na Niego zżymali”. To Ty możesz być tym błogosławionym, który nie zwątpi w Niego.

Czy będziemy chcieli otworzyć oczy, porzucić kule praktykowania zasad wiary „byle się tylko nie przewrócić”, odepchnąć wózki, na których jedzie nasza duchowa niepełnosprawność, zdjąć aparaty słuchowe nowoczesnych idei zakleszczających się na naszych głuchych uszach? Czy zdobędziemy się na odwagę, aby mieć NADZIEJĘ na zmartwychwstanie naszej udręczonej na śmierć duszy, naszego ledwo żyjącego pod presją wymagań cywilizacji serca?

Czy usłyszymy Dobrą Nowinę?

krajobraz192425museumfolkwange.jpg

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code