4. Świątynia – czwarta Kątynia Rozumu.

 

Sztuka zamieszkiwania.

Kątynie Rozumu.

——————————————————————–

 
4. Świątynia: Kątynia mistyczna Rozumu.
 
Mistycyzm Post Mortem Dei
 
    Cóż wyraża Świątynia? Przede wszystkim stanowi Kątynie Rozumu ludzkiego. Portal pomiędzy Rozumnością człowieka a tym, co tą rozumność przekracza. Światynia przynależy więc do rozumu i egzystencji o tyle, o ile stanowi dla nich możliwość skupienia. Przynależy jednak również do tego, co w swojej ciszy mistyczne. Wzniosłością strzelistej konstrukcji wyraża wysokie skupienie myśli, intencji, idei. Stanowi Kąt wyciszenia i wyraz harmonii. Zarazem jest miejscem Otwartego. Symbolizuje prześwit bycia; tajemniczej unifikacji ułaskawionej materii z Transcendencją. Świątynia – Kątynia najbardziej otwarta – i ze względu na całokształt egzystencjalnego czworokątu zamieszkiwania – fundamentalna. Do Świątyni przynależą bowiem wszystkie skrajności egzystencjalne, wykraczające poza możliwość ich przeżycia; swoją strzelistością Świątynia "tęskni" za śmiercią – w gorliwej wierze zbawieniem, we "właściwym egzystowaniu" – wypełniającą i spełniającą egzystencję możliwość bycia jako takiego. Świątynia w swoim skupieniu i ciszy wychodzi poza czas zawarty w trzech Kątyniach rozumu. Świątynia jest miejscem, w którym możemy prześwietlić intencje Sztuki, zyskując możliwość późniejszego materialnego wyrażenia treści w formie minimalnie prostej i doskonałej. Wskazujące na Świat Nieba skupienie świątynnej strzelistości obdarowuje etyczną intencją Naukę i Technikę; pomaga podporządkować Naukę i Technikę priorytetom w ludzkim egzystowaniu z Wszechświatem. Milczące skupienie, świątynna cisza – wskazują na krańce egzystencji, a także na jej doczesną treść. Świątynia to ta Kątynia Rozumu, w której rozum zyskuje moc do organizowania egzystencji człowieka zgodnie z jakimś sensem. Rzec można, że Świątynia to miejsce, przez które w gorycz chaotycznej materii wlewa się Kosmiczne Życie. Dlatego Świątynia zawiesza doczesność, podarowując człowiekowi doznanie czasu, w którym koniec – śmierć powraca do początku – tajemnicy narodzin. Świątynia jest Kątem Rozumu, w którym całokształt egzystencji zostaje spięty w logiczną całość. Świątynia jest miejscem sensu.
 
 
    Powróćmy na chwilę do kwestii Chrystusowego „nadstawiania drugiego policzka”. Stanowi ono gest skupienia; wykracza poza egzystencję; jest aktem poświęcenia Świątyni. Przezwyciężenia dysharmonii niedoskonałości z wysokości egzystencji wzbogaconej sacrum. "Nadstawianie drugiego policzka" jest gestem Wysokich; wyraża prześwietlenie egzystencji świątynnym światłem. Jest aktem pozbawionym wszelkiego resentiment. Jest na wskroś niewczesne ("super nowoczesne", "przyszłościowe")jakby rzekł Nietzsche. Odnosi się do kondycji człowieczeństwa i ludzkiej wolności; wyraża etykę doskonałą – etykę człowieka idealnego. Stanowi „ideę regulatywną”, cel, który należy osiągnąć: wolność, w której „nadstawianie drugiego policzka” stanowi symboliczny gest, w którym zamiast poniesienia ofiary, relacji pomiędzy mną i oprawcą poświęcam swoją indywidualność, otwierając w rozumie oprawcy myśl o bliźnim. ”Nadstawianie drugiego policzka” dopuszcza nawet arystotelesowki „gniew” – nie jest, jak sugerują współcześni pseudoepikurejczycy – etyką lichych. Osiągnięcie etyki, w której może nastąpić idealna, dialogiczna relacja „nadstawiania drugiego policzka” wymaga otwartości i dzielności u obu podmiotów polemiki lub walki. Jest etyką najwyższą, etyką najbardziej dzielną i wymagającą uczestnictwa w niej ludzi wysokich, prawdziwych psów wojny, a nie tchórzliwych wymoczków podnoszących karabin maszynowy przy byle ferworze. Gniew w stosunku do ludzi moralnie niskich jest wręcz wskazany, o ile nie przypomina ich gniewu. Arystotelesowski „mądry gniew”, konstruktywny, a nie destruktywny gniew jednostek silnych w duchu, jest zgodny z krzewieniem etyki doskonałości. Sensowne „nadstawianie drugiego policzka” odbywa się zatem z poświęceniem, ale bez ofiar. Wolność doskonała nie ponosi takich „kosztów”. Ofiara była jedna – w religii Chrześcijańskiej był nią Chrystus. W Zoroastryzmie – Zaratustra. W pogańskich religiach Greków podobnego ducha wyrażał mit Ikara, który poświęciwszy się wzniosłej idei, poniósł śmierć, Prometeusza, a także Syzyfa, który zinterpretował Albert Camus, przyklejając Syzyfowi „uśmiech absurdu”, symbolizujący pokonanie ciężaru – bezsensu bezładnej materii. Syzyf Alberta Camusa w sporej mierze przypomina pokonującego śmiertelne piętno materii Chrystusa. Cóż jednak odróżnia myśl, której korzeni teologowie chrześcijańscy upatrują w Jezusie z Nazaretu, a filozofowie – np. w idei Jedni? Gdzie należy wskazać różnicę pomiędzy myślą o symbolicznym oddaniu ważkiej sprawie – w przypadku Chrystusa potwierdzonym realnym aktem poświęcenia – od pozostałych myśli – mitów o ofierze? Przede wszystkim w ostatecznej, mistycznej unifikacji ofiary z Bogiem. Bóg jako Zeus odgrodził od siebie pół-bogów właśnie przez nadanie im cielesnej, materialnej niedoskonałości formy: bohaterzy greckich mitów ugrzęźli – za karę – w materii tego świata. Intuicje Greków przypominają znaczeniowo lub po prostu interpretacyjnie biblijny motyw drzewa poznania i drzewa życia; ukarany przez Boga człowiek zostaje naznaczony śmiertelnym piętnem materialnego bezładu – zła czystego: gromy, wiatr, wzburzony Ogrójec, Dies Irae – wypędzenie człowieka z na zawsze utraconego raju naiwności. Bóg Starego Testamentu jest mściwy. Poza kilkoma Przymierzami, ostatecznego tak symbolicznie – znaczeniowo doniosłego aktu pojednania wiedzy z życiem dokonał Odkupiciel. Odrzucona przez Boga materia naznaczyła człowieka śmiertelną zmazą, grzechem poznania pozbawionego życia, które przebłaga od Boga tylko Nazareńczyk. Podobnie pół-bogowie Greków, zaznając smaku poznania – usymbolizowanego np. w prometejskim ogniu (ogień – światło – wiedza/poznanie), zostali w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób „skowani” przez Zeusa. Pół – bogowie; naznaczeni piętnem ludzie; niepełni bogowie, „boskie emanacje”: Emanacja Boga nie tożsama z Nim Samym. Pamiętajmy, że „poganin” Arystoteles negował politeizm, ale w starożytnych mitach, poezji i epice dopatrywał się głębszej, wyrażonej za pomocą co prawda niedoskonałych, ale uchwytujących subtelności uniwersalnego Rozumu, treści. Arystoteles nawiązywał treściowo do zasady monoteizmu. Dopiero przypowieści o Jezusie znalazły tak szeroki w kulturze europejskiej pogłos. Akt Nazareńczyka wyróżnia się symbolicznie na tle skowania Prometeusza rozumnym przełamaniem bariery pomiędzy możliwością zbawienia człowieka, tzn. partycypacji Życia (zwanego „wiecznym”) bez konieczności rezygnacji z Drzewa Wiedzy. Absurd materii – grzeszne ciało – czyż nie przypomina to właśnie ciągłego, „bezsensownie” powracającego cierpienia Syzyfa i Prometeusza, nieodwracalności kary za akt wolności, na który miał czelność zdobyć się zwykły śmiertelnik, Ikar? – zostały „ułaskawione”. Arystoteles przełamania fizycznego i etycznego zgnuśnienia dopatrywał się w cnocie rozumności. Przebłyskiem tej rozumności była mistyczna unifikacja Nazareńczyka z Bogiem. Niczym uśmiechnięty Syzyf Alberta Camusa, Chrystus pokonuje absurd materii, głuche milczenie czasu tego świata. Symboliczne znaczenie aktu Chrystusa polega na zdjęciu z materii „klątwy” ciemności, czyli niemożliwości skierowania intencjonalnego, poznawczego promienia świadomości, owego „Światła Rozumu” na byt. Możliwość odwołania się w egzystencji człowieka do tego, co mistyczne, wprowadza w akt poznawczy świata nową organizacyjną jakość, dzięki której egzystencji – artystycznej, naukowej, oświatowej, przebywania pośród techniki i obchodzenia się z Wszechświatem – prześwituje motyw przewodni, rozumność nastawiona na cel, będący m.in. znajomością przyczyny (Alfa i Omega); Chrześcijańscy filozofowie nazwą akt rozumności aktem transcendencji.. Drzewo Poznania i Drzewo Życia stały się jednym.
 
    Zwróćmy uwagę na wymiar praktyczny (praxis – bezpośrednie odwołanie do etyki, zwłaszcza etyki wolności) dzieła Nazareńczyka: Kiedy Kierkegaard nawołuje do naśladowania Chrystusa, a Nietzsche węższy hipokryzję w chrześcijaństwie rozumianym jako opowieść o Chrystusie, a nie życiowa praktyka (praxis), dochodzi do podkreślenia teleologicznego (telos – cel) wymiaru duchowego doskonalenia się: Otóż czyn – to etyka. Wymiar etyczny egzystencji determinuje ustosunkowanie się egzystencji do zastanego świata. Pomaga dążyć do harmonijnego współgrania z Wszechświatem w celu poznania go, a przez to, ostatecznie – poznania sensu człowieczej egzystencji albo „przeświecenia” materialnego Chaosu – Kosmosem.
 
                 Dla Chrześcijan Jezus – jako Człowiek – nie był półbogiem. Był (czy tam jak chcecie – jest) Bogiem. Kierkegaard przestrzegał przed utożsamieniem człowieka z Bogiem – ta tożsamość była możliwa tylko w Tym Jednym Człowieku, którym był / jest Chrystus. Oznacza to, że dla Chrześcijan Chrystus stanowi żywy przykład człowieka doskonałego etycznie – egzystencjalnie. Egzystencja ludzka jest tutaj właściwa, jeśli „transcenduje”, tzn. przekracza bariery etycznej niedoskonałości w kierunku Boga. Etyczne doskonalenie się człowieka to ustawiczne u-tożsamianie się – z Rozumem, rozumnością, dla wierzących – z Bogiem. Bóg Chrześcijan tożsamy jest z człowiekiem – z Tym Człowiekiem. Z ideałem, ku któremu należy dążyć. „Upadać i podnosić krzyż”, poświęcając się dziełu wolności.

               Fryderyk Nietzsche był jednym z ostatnich wielkich Kaznodziejów, kiedy używał terminu Nad-Człowiek (Ubermensch). Doszło do przesunięcia semantycznego (znaczeniowego) terminu „Człowiek”. U Nietzschego „Człowiek” został zredukowany do przedstawiciela zwierzęcego gatunku. Na szczęście przed zgnuśnieniem uratował człowieka Nad-Człowiek. Przedrostek „nad” po dokonaniu kolejnego „przesunięcia semantycznego” wydaje się anachronizmem. Ten Człowiek (Chrystus) był człowiekiem, ale dokonał unii z Bogiem. Ten Człowiek – tak samo Nad-Człowiek – nie oznacza gatunku. Nad – Człowiek mógłby zatem być Tym Człowiekiem, niemniej teologowie i interpretatorzy Pisma Świętego twierdzą, że Jezus był nie tyle „Jeden” w sensie „Jedności z Bogiem”, ile po prostu „Jedyny”. Tymczasem Nad – Człowiek tej Jedyności wcale nie przeczy; Ubermensch egzystuje po prostu w zupełnie innych czasach. Eschatologia Nadczłowieka jest POST-MORTEM-DEI, tzn. po Śmierci Boga. Czasy PMD, nowa, mistyczna era w dziejach człowieczeństwa nie oznacza powrotu ciemności; czasy te oznaczają nie tyle upadek człowieka w „bezbożną, piekielną ciemność”; Śmierć Boga jest symboliczna, choć zarazem realna. Symboliczność polega tutaj na zaznaczeniu odmienności, nie tożsamości czasu Niebiańskiego z czasem Istot Śmiertelnych. Realność Śmierci Boga z kolei polega na eschatologicznym wymiarze czasów, w których przyszło żyć współczesnemu człowiekowi. Bóg, „zostawiając nas”, dał nam wolność. Żyjemy w czasach wielkiej próby człowieczeństwa i etycznej dzielności. Jeśli okaże się, że po Śmierci Boga człowiek zachowa cnotę i rozwinie ją, zostanie zbawiony. Śmierć Boga oznacza dekadencję i rozpacz tylko dla tego, który twierdzi, że czas ziemski i „usunięcie się Boga ze świata”, z „tego Królestwa”, tworzą tragedię. Ale nietzscheańska „Śmierć Boga” pobrzmiewa tylko powtórzeniem treści wyrażonej w słowach Nazareńczyka: „Moje Królestwo jest nie z tego świata”. Oznacza to, że Świątynia – Kątynia mistyczna w czworokącie ludzkiego zamieszkiwania (czworokąt: Istoty Niebiańskie – Istoty Śmiertelne – Świat Nieba – Świat Ziemi – przyp. B.B.) jest bardziej otwarta niż pozostałe Kątynie Rozumu (Sztuka, Nauka i Technika, Egzystencja) – wykracza poza zamieszkiwanie. Mistyczność jest tym, co najbardziej świetliste i otwarte. Jest rozumna, ale samą rozumność przekracza. (Być może stanowi ów Heideggerowski „prześwit Bycia”?) Śmierć Boga nie oznacza negacji jego istnienia; czas Śmiertelnych Go nie dotyczy. Nadczłowiek mieszka w tym królestwie. Na Ziemi. To „lina” rozciągnięta pomiędzy człowiekiem i Bogiem, tak jak człowiek stanowił linę rozciągniętą pomiędzy zwierzęciem i nadczłowiekiem. Ubermensch nie jest tożsamy z Tym Człowiekiem chrześcijańskiego idealizmu. Natomiast tożsamy jest z nim dla filozofów, którzy sygnifikują pojęciami byty tylko z „tej ziemi”. Jeśli tacy filozofowie zachowają przy tym jeszcze większą dozę rozumności, nadają jednak swojemu człowieczeństwu „iskrę” tożsamości innej niż Ten-Sam (Ten – tutaj) Świat. Tożsamość ipse: Bycie – innym – niż – ten – sam. Dążenie ku Innemu. Transcendencja (immanencja). U-tożsamianie się. Katharchiczne pokonanie nietzscheańskiego „Koła Wiecznego Powrotu”. Anamneza – przejście przez koniec (telos – cel) ku początkom. Zbawienie. W Myśli Buddyjskiej – Nirvana, przezwyciężenie karmanu. Skupienie się na Rozumności. Dążenie do doskonałości; do bycia „Nad” – Człowiekiem. Nietzsche nie uważał siebie za Ubermenscha. Popadł przecież w ekstatyczny obłęd w oczekiwaniu na Jutrzenkę. Niesamowicie ukochał ten świat. Pisał o nadchodzącej Jutrzence, niosącej Wiedzę Radosną. Uwielbiał świetliste polany z widokiem na góry i błękitne niebo – cóż mogła oznaczać dla niego ta jasność?   

                  Świątynia stanowi miejsce. Miejsce jest symbolem. Nie budynkiem, nie konstruktem materialnym; Kościół Mariacki przynależy do Kątyni Sztuki oraz Techniki i Nauki, stanowi również narzędziowe modi egzystencji człowieka. Świątynią w Kościele Mariackim w Krakowie jest modlący się człowiek, który do swojego mistycznego skupienia, czyli wykraczania poza doczesną egzystencję, potrzebuje jakiegoś materialnego symbolu, nośnika, narzędzia. Kościół Mariacki jako świątynia byłby niedoskonały, zbrukany materialnością. Czystość Kościoła Mariackiego zawdzięczamy intencji Architektów, współczesnych konserwatorów, kapłanom i ludziom. Nośnikiem jego niezaprzeczalnej wartości jest nie tylko architektoniczne piękno, niepowtarzalność dwóch różnych od siebie wież, jedyny w swoim rodzaju ołtarz Wita Stwosza oraz wartość historyczna – świadectwo minionej epoki. Wartość jest tutaj symboliczna. Jej nośnikiem jest bycie – świątynią, sferą sacrum. Miejscem Świątyni jest człowiek, ale miejscem tego, co mistyczne w Świątyni jest to, co poza Świątynie wykracza, darząc bycie przebłyskiem tajemnicy.

  http://pl.youtube.com/watch?v=q8c9maWYRNo&feature=PlayList&p=D645196C8BB89A5B&index=15

  

 

 

Komentarze

  1. Malgorzata

    Trzy pytania

    Bartoszu!

    Wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu i przeczytać cykl Twoich artykułów. Jestem pod wrażeniem tej dramatycznej walki sensualizmu z racjonalizmem. Jeżeli dobrze interpretuję, to uniwersalny Rozum ma utulić burzę zmysłów, dostarczając cztery typy zabawek: sztukę, naukę i technikę, rzeczy służące egzystencji i mistyczny urok świątyni.
     
    Pierwsze moje pytanie brzmi: Czy według ciebie sztuka musi pozostać domeną estetyki, czy też może (i powinna) sięgać jakoś obszaru zasad etycznych i religijnych? Według mnie może i powinna, więc Twoje skupienie na obszarach estetyki niepokoi mnie trochę.
     
    Drugie pytanie: Czytając Twój drugi tekst o nauce i technice miałam wrażenie, że pobrzmiewają tam echa pozytywistycznej zasady Comte’a: „wiedza dla władzy”, z której to zasady wyrasta później utylitaryzm i pragmatyzm. Coś mi się tutaj nie zgadza. Przecież taka zasada to proste morderstwo sztuki. Już młodopolski artysta w czarnej pelerynie z białym szalikiem wiedział, że najgorszym zbrodniarzem jest filister, który chodzi spać o dziesiątej wieczorem, aby następnego dnia pracować nad technicznymi właśnie zagadnieniami, jak: przeglądanie dokumentów w poważnych urzędach, wykłady na szacownym uniwersytecie czy praca w kancelarii prawnej lub lekarskim gabinecie…
     
    Po trzecie, ja też lubię czytać wersety klasycznej metafizyki, podziwiam ich piękno, ale mimo wszystko są dla mnie czymś więcej niż cudowną baśnią. Dlatego pozwolę sobie zadać pytanie: co sądzisz o klasycznym metafizycznym pojęciu conservatio, czyli zachowywania w bycie, związanym przecież tak mocno z twórczością, a raczej stwarzaniem? Jak ono się ma do tak często powtarzającego się w Twoich tekstach przetrwania? Inaczej mówiąc, czy najbardziej twórczy człowiek może zagwarantować przetrwanie czegokolwiek? Jeżeli uważasz, że tak, to proszę o uzasadnienie.
     
     
     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Odpowiedź.

    I. Dramatyczna walka sensualizmu z racjonalizmem; "dramat" (czyli "napięcie pomiędzy") należałoby tutaj pojąć raczej jako polemos. Polemika odsyła zawsze do napięcia "struny harmonii". Dlatego pojęcie dramatu zastąpiłbym w tym kontekście "współgraniem"; Rozum bez zmysłów stanowi rozrywkę filistra. Zmysły bez rozumu – tworzą z kolei zwierzę. Zgodzę się, że Rozum ma utulić burzę zmysłów, ale cztery jego elementy stanowią narzędzia, a nie zabawki. Narzędzie jest rzeczą poważną. Zauważ, Małgorzato, że czwarta Kątynia jest całkowicie otwarta i niejako poza narzędziową doczesność transcenduje. Tym bardziej powagę Świątyni powinno to podkreślać. "Zabawka" stanowi tutaj określenie pejoratywne. 

    ————————————————————————————————————-

    II. Odpowiedzi na Twoje pytania, Małgorzato:

    1) Sztuka nie może stanowić domeny estetyki. Estetyka dostarcza jednak odpowiedniej metodologii jej "intersubiektywnie komunikowalnego" wartościowania. Wartości czysto / wyłącznie estetyczne uważam raczej za utopie. Jeśli skoncentrowałem się na opisie estetycznym, to tylko w celu powiązania sztuki z pozostałymi Kątyniami Rozumu. A więc z etyką (Kątynia Egzystencjalna: Egzystencja to praktyka / praxis – sfera etyki) i z religią / religiami (Świątynią).

    2) Technikę i naukę podporządkowuję celom utylitarystycznym i pragmatystycznym. Stanowią one narzędziowy kontekst egzystencji, jego podręczne modi. Ich piękno polega na doraźności i użyteczności podkreślających harmonijne powiązanie z człowiekiem, pięknem jego umysłu i ciała. Istnieje więc, jak słusznie zauważyłaś, bardzo duże ryzyko wykorzystania ich dla dla niecnych celów. Same w sobie kreują wartości doznaniowe i estetyczne oraz stricte intelektualne. Do mordu na sztuce dochodzi wówczas, kiedy odrywamy technikę i naukę – również jako sztukę – od właściwej egzystencji ("właściwość" pojmuję bardzo heideggerowsko) i od trzech pozostałych elementów "czwórjedni".

    3) Przetrwanie polega na wzajemnej relacji konserwowania / doglądania oraz stwarzania, co nasuwać powinno myśl, że człowiek jest "czymś więcej" niż homo sapiens, a to dlatego, że przetrwanie polega w najwyższej mierze na dbałości o harmonię w relacji pomiędzy czterema Kątyniami Rozumu. Najbardziej twórzczy człowiek nie może zagwarantować przetrwania. To trud "kolektywny", a raczej, żeby nie budzić pejoratywnych konotacji – UNIWERSALNY.   

    ———————————————————————————————————-

    III. Też nie lubię filistrów. Filistrem jest człowiek "poświęcający się" (uciekający od całości) jednemu elementowi z czterech wymienionych jako Kątynie. Dopiero w czwórjedni "substytują" one w pełni rozumnie. Mówienie o którymkolwiek z elementów bez powiązania z pozostałymi stanowi już wyłącznie doraźną abstrakcję na rzecz doprecyzowania opisującego go języka. Dopiero w jedności Rozum jest czyms pełnym i poważnym.

    IV. Zależy mi na tym, aby Cztery Kątynie Rozumu myślane były w całości. Stanowią swoje wzajemne modyfikacje i modi samego Rozumu. Najważniejszym, najmniej doraźnym, uniwersalnym modi jest Świątynia. Wyznacza ona telos, stanowi światło Rozumu. Dlatego nie chciałbym, Małgorzato, abyś traktowała je jako zabawki. Być może jestem człowiekiem zabawnym, ale o Kątyniach Rozumu mówiłem z całą, śmiertelną powagą. 

    Dziękuję Ci za przeczytanie tekstów i za pytania. Mam nadzieję, że odpowiedziałem na nie dosyć jasno. 

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code