Wróżki na Jarmarku św. Dominika…

 Przechodząc wśród straganów ustawionych w Gdańsku znalazłam dwa, przy których swą pomoc oferowały życzliwe kobiety z „zawodu” – wróżki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że temu przedsięwzięciu patronował św. Dominik.

Jarmark Dominikański to impreza handlowo-kulturalna odbywająca się w różnych miejscach w Polsce, w miastach pracy duszpasterskiej Zakonu Kaznodziejskiego i związana najczęściej z obchodami świąt świętego Dominika (6 sierpnia) i świętego Jacka (17 sierpnia).

Postanowiłam nawiązać rozmowę z jedną z kobiet. Zapytałam, czy wierzy pani w Boga? Odpowiedź brzmiała: „tak, oczywiście że wierzę w Boga. Ja jestem bardzo wierzącą osobą”. Na kolejne pytania wróżka odpowiadała m. in. „wierzę, że jestem osobą wybraną przez Boga, od Niego otrzymałam ten dar, dzięki czemu pomagam ludziom. Osoby, które do mnie przychodzą są mi bardzo wdzięczne”. Na nic zdały się moje tłumaczenia, cytaty z Pisma Świętego, przypomnienie 1 Przykazania. Ta kobieta była tak przekonana o wybraniu przez Boga, że nie umiała dostrzec swojego zaślepienia. Gdy mówiłam jej, że takimi przepowiedniami działa na ludzką podświadomość, osoby do niej przychodzące wmawiają sobie usłyszane wróżby – odpowiedziała, że to są moje słowa i że ja tak uważam, nie inni.

Żal mi było tej kobiety i wszystkich podobnie myślących. Analizując tę sytuację przypomniałam sobie słowa: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap. 3, 14 – 22).

Jezus zarzuca, iż Kościół w Laodycei stał się letni. Właściwie taki nijaki. Ani zimny, ani gorący. Odnosząc ten zarzut do nas – powiedzielibyśmy: tacy niezdecydowani. Idąc dalej można by zapytać wprost: nie wiadomo, czy wierzący, czy też nie? Tak, jakbyśmy zatracili swoją tożsamość religijną.

Laodycea znajdowała się w sąsiedztwie dwóch miast. Hierapolis – słynące z gorących źródeł bogatych w wapń oraz Kolosy – posiadały zimne źródła. Laodycea nie miała jakiegoś znaczącego źródła. Natomiast wody gorące, które spływały z Hierapolis przez sześciokilometrowy akwedukt ulegały ochłodzeniu, dlatego stawały się wodą letnią. Taka informacja daje wiele do myślenia. Ukazuje nam, iż położenie między ciepłymi, a zimnymi wodami zawsze będzie wywoływało stan letni. Chcę odnieść rozważany tekst do konkretnej sytuacji. Mianowicie do naszej letniości, obojętności, dotyczących oczywiście sfery duchowej.

Najlepszym tego przykładem są:  magia, wróżby, opętanie! To nic innego, jak brak wiary w Boga! Taki pewnego rodzaju ateizm albo raczej pogaństwo. Nonsens pojawia się wtedy, gdy z tym kultem mamy do czynienia wśród chrześcijan. Nawet   świadkowie Jehowy wyprzedzają nas „pobożnych katolików” w uczciwości co do przestrzegania 1 Przykazania! Oni tępią wszelkie praktyki okultystyczne, zabobonne – twierdząc iż to nie jest godne wyznawania „prawdziwej religii”. Na pewno pokładanie ufności w różnego rodzaju talizmanach, amuletach, zwyczajach, figurkach – nie jest oddawaniem się w ręce Miłosiernego, kochającego Boga. To tak, jakbyśmy w ogóle nie wierzyli w to, że Bóg wszystkim kieruje i chce naszego dobra. Bo wyznacznikiem szczęścia i pomyślności lub ich braku w wypadku wielu „praktykujących katolików” niestety nie jest oddanie się w ręce Bożej Opatrzności. Tylko –  odpukanie w niemalowane, czarny kot przebiegający drogę, posiadanie podkowy. To śmieszne patrzeć, jak sznureczek ludzi wydeptuje ścieżkę obok słupa. to nieistotne, że niszczą trawnik, ważne jest dla nich, aby ominąć „pecha”.

Czy człowiek mądry szuka rozrywki, uspokojenia, zabaw w tym co niedorzeczne? Tutaj raczej powinniśmy mieć na uwadze słowa św. Jana: „Nie dajcie się zwodzić nikomu” (1 J 3, 7).

Może warto zastanowić się nad swoją gorliwością, nad naszą wiernością wobec Boga.

Wspólnocie w Laodycei Chrystus objawia się jako Amen. W j. hebrajskim słowo (amn) oznacza: być mocnym, wiernym, pewnym prawdziwym. Taki jest właśnie Bóg. Czy kot, którego w ogóle nie obchodzimy, który nie zwraca na nas uwagi może być wyznacznikiem naszego losu? To Chrystus jest początkiem i końcem, w Nim wszystko ma istnienie! Jezus wymaga od nas miłości prawidłowej. Nie znosi naszego letniego usposobienia. Tak jak żołądek zwraca niestrawiony pokarm, tak i Chrystus chce nas (określenie dosłownie w języku oryginalnym) zwymiotować. My będąc w takim stanie, po prostu nie odpowiadamy Mu. On nas takich nie chce. „Niech mowa wasza będzie tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37). Chrystusowi nie podoba się nasze zakłamanie i połowiczność! On jest zawsze przy nas. Zawsze stały, dobry i  wierny. My go odrzucamy! I to w dodatku w tak bezmyślny sposób. Zastępujemy Wszechmoc, Mądrość i Dobroć naszego Stwórcy jakimiś czczymi elementami. Czy mogą coś przewidzieć kawałki szkła, z których zbudowane są kule? Albo gwiazdy – ciała martwe, nie mające rozumu oddalone od ziemi o wiele tysięcy lat świetlnych? A co z wiarą w horoskopy? To nic innego, jak grzech przeciw pierwszemu Przykazaniu Bożemu i nie da się jej pogodzić z chrześcijaństwem! Jest pozostałością dawnych pogańskich kultów astralnych, które Biblia jednoznacznie potępia. „Niechaj się stawią, by cię ocalić, owi opisywacze nieba, którzy badają gwiazdy, przepowiadają na każdy miesiąc, co ma się z tobą wydarzyć. Oto będą, jak źdźbła słomiane, ogień ich spali. Nie uratują własnego życia z mocy płomieni” (Iz 47, 13 – 14).

Kościół katolicki stwierdza: „Wszystkie praktyki magii lub czarów przez które dąży się do pozyskania tajemniczych sił, by posługiwać się nimi i osiągnąć nadnaturalną władzę nad bliźnim nawet w celach zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im tendencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekania się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie talizmanów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia wzywania, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka” (KKK 2117). Również na kartach Pisma Świętego znajdujemy teksty potępiające magię i okultyzm. Np. Król Saul radził się wróżek, a nie Pana. No i zmarł. (por. 1 Krn 10, 13 – 14).

A co na to wszystko sam Pan Bóg… „Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł. 19, 31). I jeszcze jeden przykład: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (…) uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni (…). Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu” (Pwt 18, 10 – 13).

Nie horoskopy zapewnią nam poznanie przyszłości, nie tarot zaspokoi naszą ciekawość, ani nie talizmany ochronią nas przed złem. To Chrystus jest „drogą, prawdą i życiem”(J 14, 6). Poznając Chrystusa i Jego Ewangelię, dostrzeżemy, iż tzw. wiedza tajemna jest tylko żałosną imitacją wobec tego, co oferuje Chrystus w Swoim Słowie, w Swych Sakramentach i w Swoim jedynym Kościele.

 

 

 

 

 

21 Comments

  1. helena

    Jest ciekawą sprawą to, ze wody, które na wysokości Laodycei były letnie, miały to właściwość, że każdy, kto się ich napił, wymiotował. Ta sama woda zimna lub gorąca nie powodowała takich sensacji. Stąd to stwierdzenie w Apokalipsie. Czytelnicy tej księgi wiedzieli dobrze, o co chodzi.

    Inna kwestia to jak bardzo niebezpieczne jest korzystanie z "usług" wróżek. Człowiek zgadza się na to, co wróżka mu powie, zanim usłyszy, sam otwiera drzwi demonowi i pozwala na to, aby ten mu w pewien sposób "zaprogramował" życie. Bo nikt naprawdę wierzący nie ma złudzeń co do tego, ze to, co powie wróżka, jest prawdą. Szatan jest ojcem kłamstwa. Ale skoro ktoś zgadza się na to, aby on mu przez wróżkę "przepowiedział przyszlosc", to zgadza się na taki scenariusz życia, jaki mu zły wymyśli. I stąd ta sprawdzalność tych "przepowiedni".

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Czy KK nie istnieje głównie dzięki swojemu “wrogowi”?

    Zawsze miałem problem ze zrozumieniem, na czym polega różnica pomiędzy wróżbiarstwem / magią a rytuałami i modłami zanoszonymi do Boga podczas Liturgii. Nigdy też nie potrafiłem rozróżnić, co jest pogańskie, a co chrześcijańskie w synkretycznej przecież kulturze KK. W dzieciństwie, tak mniej więcej w czasach podstawówki zastanawiałem się, jak to jest, że Bóg obywateli Watykanu nawet na słowiańskich ziemiach przychodzi z zewnątrz i mówi: "nie będziesz miał bogów cudzych przede mną", skoro sam jest cudzy, obcy, nie pasujący do kontekstu słowiańskiej przyrody i prehistorii, stanowiąc jakąś obcą, polityczną naleciałość, przez którą Mieszko I zdradził Świętowita.

    Do tej pory nie jestem w stanie pojąć, dlaczego politeizm pod postacią trójbóstwa, kultu Maryji i wszystkich świętych nazywa się monoteizmem wyłącznie z powodu rzekomej różnicy w pojmowaniu struktury odsyłającej do Jednego Boga i stuktury panteistycznej w pogańskim wielobóstwie, skoro na podstawie antropologicznych i hermeneutycznych badań ostatnich lat dochodzi się do wniosku, że wielobóstwo religii archaicznych, podobnie pluralizmowi chrześcijańskiemu, odsyła do ostatecznej instancji, czyli Boga Jedynego albo Boga Bogów, których pozostałe bóstwa, niczym chrześcijańscy święci, pozostają ziemskimi reprezentacjami.

    Wydaje mi się, że walka KK z wróżbiarstem, magią czy innymi religiami powodowana jest wyłącznie z obawy o wewnętrzną spójność własnej struktury organizacyjnej, ewentualnie jest to walka o wiernych, bo już nie o "rząd dusz". W każdym bądź razie jedynymi kryteriami walki KK z magią pozostają wewnętrzne roszczenia KK do depozytu wiary, które szczerze mówiąc wyznawców innych religii nie powinny obchodzić, ponieważ ich religie również zniechęcają do wyznawania innych religii. I tak oto dylemat pozostaje nierozstrzygalny, a KK oczywiście zaczyna straszyć Szatanem. Czymże byłby dziś KK bez Szatana? Czy istniałby bez swojego pogańskiego kozła ofiarnego, którego sam wraz z Piekłem wymyślił, pełnymi garściami czerpiąc z obrazów religii, które nazwał "wiejskimi"?

    Chrześcijaństwo jest jedną z wielu pogańskich religii, a Chrystus nie był jedynym zbawcą, który umarł na krzyżu i zmartwychwstał, a nawet nie był jedynym, który narodził się z dziewicy. Wystaczy przecież przypomnieć sobie Zaratustrę, pomyśleć o aurycznych analogiach do Boddhisattwy. A potem można pomyśleć o historii KK, jakże zawikłanej, niejasnej, poddanej wielorakim interpretacjom, wśród których np. niektórzy bronią stanowiska, że papież jest heretykiem, a KK to sekta, która odłączyła się od jedynego prawowiernego Kościoła, jakim jest Kościół Ortodoksyjny. Do tych czasów wśród wielu hierarchów Kościołów Autokefalicznych utrzymywane jest to stanowisko.Warto o tym pamiętać przy okazji ostatniej wizyty jednego z wielu prawosławnych hierarchów – nie jest on głową całej Autokefalii, wśród której mniej więcej połowa cerkwi nie uznaje Jego zwierzchnictwa, w czym jakże różni się od KK.

    Dlaczego miałbym przejmować się słowami z Pisma Świętego, wedle których wróżbiarstwo, talizmany i magia nie prowadzą do zbawienia? A dlaczego nie? W wielu starych jak PŚ Grimoueirach jest napisane coś zupełnie innego, a mianowicie, że właśnie prowadzą do harmonii i do połączenia z transcendentnymi mocami. W czym różnią się od talizmanów, butelek z wodą święconą, kultu miejsc świętych i dziesiątek Matek Boskich od każdej okazji?

    I najbardziej dla mnie niezrozumiała kwestia, najbardziej ze wszystkich: Dlaczego jedynym źródłem cytatów czy ostoją argumentacji dla wyznawców jakichkolwiek religii pozostają ich wewnętrzne księgi? Wyznawca Islamu będzie powoływał się na Koran, Chrześcijanin na Pismo Święte, Satanista na Biblię Szatana. Każdy przedstawia swoje zasady, według których przyjmowanie innych zasad to jakiś zabobon prowadzący do upadku i niewoli. Zupełny absurd. 

    Dlaczego więc mam nie zakładac talizmanu, jeśli wierzę, że przyniesie mi szczęście? Bo jakiś chrześcijanin będzie mi wmawiać, że według jego religii pójdę przez to do piekła? A może według mojej religii należy założyć talizman i odrzucić pogańskie chrześcijaństwo, aby nie zostać skazanym na męki wieczyste w skwierczącym tłuszczem ogniu? Kto ma rację, ja, czy Chrześcijanin? I niech ów Chrześcijanin nie powołuje się na Pismo Święte, bo ja zacznę powoływać się na Księgę Magii. Jedno z drugim stoi – jak wszystkie pisma religijne – w opozycji, więc rozmowa nie będzie miała tutaj sensu.

     
    Odpowiedz
  3. fizyta29

    Chrześcijaństwo jako doświadczenie egzystencjalne

    Bartosz,

    Koinonia (κοινωνία) od czasownika koinoneo, które oznacza współodczuwanie, wspólne doświadczenie odnosi się do intymnośc relacji i wewnętrznej bliskości. W klasycznej grece to słowo odnosiło się do partnerstwa polegającego na wspólnym przedsięwzięciu. Gdyby oderwać znaczenie tego słowa od religii (jakiejkolwiek) to i tak niesie ono duży ładunek emocjonalny. Co więcej kainonia jest rozpoznana na poziomie neurobiologii jako funkcja empatii (wyodrębniono nawet podstawowy blok tego mechanizmu zwany komórką lustrzaną).

    Życie chrześciajanina polega na relacji z Bogiem o charakterze wewnętrznej bliskości. Magia i myślenie magiczne jest obce Bogu nie tylko dlatego, że jest o tym mowa na kartach Pisma św. Logika podpowiada, że Bóg jako Stworzyciel nie odwołuje się do magii  w celach poznawczych lub z jakieś potrzeby psychologicznej.   

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Ok.

    Słuszna intuicja, zupełnie z resztą zgodna z moim doświadczeniem. Nie neguję wiary mistycznej; pytam tylko o formę jej religijnego uporządkowania, o wymiar polityczno-społeczny. Nie jest mi potrzebne religijne uporządkowanie, kalendarz liturgiczny i porządek liturgii. Nie są mi potrzebne pisma religijne, po prostu obecność transcendencji jest czymś tak jasnym, że aż dziwnym wydaje mi się dążność do jej tak złożonej celebracji podczas rytuału.

    W związku z tym pozostają pytania o różnicę pomiędzy pogańską / magiczną celebracją a liturgią, pomiędzy fetyszyzmem poszukującym kamienia filozoficznego a symbolicznym uświęceniem materii w akcie liturgii.

    Czy ludzkość jest w stanie pojąć te różnice, czy są one rzeczywiste w intencji kościołów, czy też jest to jedna z możliwych interpretacji, które w świetle dogmatu zostałyby uznane za herezję?

    I jaka jest relacja wspólnoty i autorytetu wobec indywidualnych interpretacji religijnych? Dlaczego oficjalne instytucje religijne potępiają intuicje mistyków, które dopiero po latach zostają uznane jako słuszne?

    Jaki jest cel instytucjonalizacji religii?

    Czyż celem instytucji religijnych nie jest reprezentacja innej formy porządku na świecie, która nadejdzie po upadku obecnej administracji politycznej? I czy w związku z tym człowiek, któremu obca jest jakakolwiek konfesja nie może wyrażać obawy, że ostatnia wielka wojna będzie wojną religijną?

    Jak to jest?

    Pozdrawiam.

    B.

     

     
    Odpowiedz
  5. goral

    to skomplikowane

    Pani Aniu :-). Uśmiecham się bo przecież na "Tezeuszu są bracia i siostry" :-), jest to sprawa dosyć skomplikowana i rozległa, gdyż dotyczy wielu aspektów życia, czyli ta "magia, wróżby, opętanie".

    Uogólniając jest to tzw. "New Age", czyli nioficjalny ruch, który powraca do Gnozy i próbuje tę gnozę przemycać na różne płaszczyzny życia. Magia, wróżby i inna ezoteryka tak naprawdę jest po prostu "błazenatą i głupotą". Dam przykład. Swego czasu na FB pojawiła się reklama "szkoły ekologicznej", która w teorii zajmuje się nauczaniem i promowanie "zdrowego stylu życia". Wykładają na niej różni profesorowie, doktorzy i inni. Ja czasem lubię wchodzić na takie strony i czytyć i myśleć "czego oni tam nauczają" ? No i właśnie – od "dietetyki wschodniej, po jakieś: masaże misami tybetańskimi, nauczaniem wróżb, układania "tarota", po jakieś "wschodnie medytacje", numerologie, itp. A więc pod pozorem "ekologii" przemyca się ideologię New Age i naucza się tego i to używając języka naukowego lub pseudonaukowego. Takich szkół jest w Polsce kilka oficjalnych ( jeżeli nie kilkanaście – nie wiem, nie sprawdzałem). Oczywiście "wykłada się na nich medycynę wschodnią – od akupresury po bioenergoterapię".  Takie szkoły wydają oficjalne dypolomy aby potem móc "uprawiać zawód wróżki i bioenergoterapeuty" ( a jest on oficjalnie zatwierdzony w wykazie zawodów). A więc tutaj już nie można mówić o "głupocie" ale o usestymatyzowanym nauczaniu GNOZY.

    Także w Polsce coraz więcej jest nauczanych głupot.

    To jest jeden aspekt, ale sprawa jest o wiele bardzie skomlikowana, jeżeli w wyniku nauczaniu ( albo, jak mówił o. Posacki "otwierania się", lub tzw. "kontrinicjacji pojawiają się w życiu owych ludzi pewne "fenomeny", czyli ujawniają się pewne "zdolności paranormalne", jak: "jasnowidzenie, czytanie w myślach, jakieś uzdrawianie paranormalne, telekinezy i innne niewytłumaczalne zjawiska", typu wizje wewnętrzne, utraty świadomości, jakieś inne zjawiska z pogranicza psychologii. Wtedy możemy mówić już o czymś nadzwyczajnym, czyli oddziaływaniem duchów ( z resztą niektóre środowiska oficjalnie mowią o duchach, lub np. "ciałach subtelnych" ). W/g nauczania KK. nie wolno się tym zajmować, ponieważ człowiek "otwiera się na działanie złych duchów" a te zniewalają człowieka a czasem opętują. Jednak opętanie jest rzadkie a zjawisk "paranormalnych jest dużo". Na pewno wiele tych zjawisk są podstępami szatańskimi, czyli takimi o których pisał Św. Ignacy z Loyoli – przytoczę fragment Ćwiczeń Duchownych (rozeznawanie duchów).

    Reguła 3. Za pośrednictwem jakiejś [uprzedniej] przyczyny pocieszenie dać może równie dobrze anioł dobry jak i zły, ale dla celów całkiem różnych: anioł dobry dla postępu duszy, żeby rosła i wznosiła się od dobrego do lepszego; anioł zaś zły dla celu wręcz przeciwnego i żeby duszę nakłonić do swego przewrotnego zamiaru i do swej złości.

    332

    Reguła 4. Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości [por. 2Kor 11,14] i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając duszę w ukryte swe podstępy i przewrotne zamiary.

    333

    Reguła 5. Powinniśmy bardzo zwracać uwagę na przebieg myśli. Jeżeli ich początek, środek i koniec jest całkowicie dobry, zmierzający do tego, co jest w pełni dobre, jest to znak dobrego anioła. Ale jeśli przebieg myśli, które nam poddaje, prowadzi ostatecznie do jakiejś rzeczy złej, lub rozpraszającej nas, albo mniej dobrej niż ta, którą przedtem dusza zamierzała, albo jeśli osłabia, niepokoi i zakłóca duszę, odbierając jej pokój, ciszę i odpocznienie, które przedtem miała, to jest wyraźny znak, że [myśl taka] pochodzi od złego ducha, nieprzyjaciela naszego postępu i zbawienia wiecznego.

    334

    Reguła 6. Gdy nieprzyjaciel natury ludzkiej da się odczuć i rozpoznać po swoim ogonie wężowym, i po złym celu, który podsuwa, wtedy ten, co był kuszony, odniesie duży pożytek, jeśli zaraz potem rozważy przebieg dobrych myśli, które on mu poddawał, i początek ich, i jak powoli starał się odciągnąć go od owej słodyczy i radości duchownej, w, której się znajdował, aby go doprowadzić do swego przewrotnego zamiaru; i tak dzięki temu doświadczeniu, przeżytemu i zachowanemu w pamięci, niech się w przyszłości strzeże przed jego podstępami, które zwykł podsuwać.

     

    Więc szatan "przebiera się za "anioła światłości" cóż to jest takiego ? To rozległy temat, bo są to różnego rodzoaju fenomeny, jak: wizje, głosy i inne zjawiska, które nie pochodzą z tego świata. Św. Ignacy miał wizje "jakby pięknego węża o wielu oczach". Wizja ta dawała mu "bardzo wiele pociechy" ( gdy to widział czuł się radosny i szczęśliwy, jakby "uniesiony ekstazą" ), ale gdy wizja znikała nagle stawał się: "smutny, rozgoryczony, nie pocieszony". Co ciekawe zawsze tak było gdy to widział. Dopiero z czasem rozeznał, co tu jest grane, ale rozeznał to dopiero na modlitwie i to na modlitwi, którą odbywał "przy krucyfiksie". Zjawa po prostu uciekła.

    Takich fenomenów w obecnych czasach jest coraz więcej – a są to tzw. "zjawienia" – przykład to: Medjugorie i Garabandal. Co ciekawe to przekazy z tych objawień są podobne, czyli treści są mniej więcej takie: "módlcie się, módlcie się dużo". Czyż nie są to owe "myśli pobożne i święte" ? Oczywiście, myśli typu: módl się mogą pochodzić od anioła dobrego, ale gdy temu towarzyszą jakieś dziwne wizje i zjawiska to raczej są pochodzące od złego ducha.

    Także zjawisko "magii i opętań" dotyczy również pewnych fenomenów religijnych.

    Jednak jest w tym całym New Age jeszcze inny aspekt – łączenia duchowości z nauką – to już jest grubsza jazda, czyli naukowo powiedziane teorie, które dotyczą duchów i duchowości. No w tym to już mało kto może się połapać, ale można, tylko trzeba obserwować – przykład: "słynna reklama opasek magnetycznych dr. Lewina" i w tle bardzo słabo, ale pojawiające się "znaki zodiaku". Oczywiście w tym temacie są jeszcze inne aspekty – np. różne: "supernauczania – "Sita, szybkiego czytania, czy metody Silva". Podsumowując (bo nie da się tego opisać w kilku zdaniach), dąży się w tym wszystkim do "przedefiniowania duchowości".

    Jest jeszcze w tym względzie inna sprawa – najwięcej jest tego w USA, czyli różne praktyki wywoływania transów, hipnozy i "uzdrawiania cudownego" grup pentakostalnych ( lub charyzmatycznych). Tam również pojawiają się pewne fenomeny, czyli ludzie nagle zaczynają sie dziwnie zachowywać, są w transie, tarzają się po ziemi, krzyczą, mają drgawki, konwulsje, tracą świadomość, itp. Tam jest to bardzo powszechne.

    W Polsce jeszcze tego nie ma, ale kto wie co będzie za kilka lat ? W tym temacie "ukazywania sie, jako anioła światłości" – w różnych grupach, zwłaszcza charyzmatycznych jest jeszcze sprawa różnych fenomenów, typu: dar języków, proroctwa, albo tzw. "zaśnięć w Duchu Świętym" W/g mnie wszędzie tam gdzie jest niepokój, lub odwrotnie pewien spokój a później niepokój działa szatan i jego armia złych duchów.

    Ok. podsumowując – zjawisko jest rozległe i nie dotyczy tylko głupot, typu wróżenie.

    Trudne to wszystko ale czasem warte refleksji.

     

    pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  6. ancysko

    @ goral

     dziękuję za tak wyczerpujący komentarz. Rzeczywiście temat jest rozległy, gdyż dotyczy wielu aspektów. Jednak obawiam się, że zbyt długi tekst mógłby zniechęcić czytelnika. Problemem jest również to, że wielu wśród duchownych i osób konsekrowanych nie zdaje nie zdaje sobie sprawy z tego typu zagrożeń. Mam na myśli odwoływanie się do nauki C.G. Junga (uważanego za ojca New Age). Więcej na ten temat można przeczytać w książce o. A. Posackiego "Psychologia, a New Age"….

     
    Odpowiedz
  7. goral

    trochę o Jungu

    Z tym C.G. Jungiem, to rzeczywiście jest zamieszanie. Też się spotkałem z tym, iż niektórzy księża, czy teolodzy  próbując przekazać jakąś wiedzę o człowieku, powołuję się na Junga. Nawet niektórzy Jezuici (którzy w teorii dobrze znają się na duchowości) tak robią. Dużo psychologów też przytacza niekiedy C.G Junga.  Jest on wygodny dla niektórych środowisk (zwłaszcza protestanckich), ponieważ np. Maryję uznaje jedynie, jako "personifikację wielkiej matki". Łatwo tacy psycholodzy to przyjmują, ponieważ dla nich Maryja to "tylko nosicielka ciała Jezusa", a jeżeli tak no to "nie jest matką Boga.

    Nie znam dokładnie nauki Junga, ale słyszałem o tej "nieświadomości zbiorowej", jakże łatwo to jest przez niektóre środowiska asymilowane, no bo później można mówić coś w stylu "synagoga szatana". No ale rzeczywiście Jung jest wygodny, gdyż w/g jego nauczania problemy duchowe można "zepchnąć jedynie do wymiaru psychologicznego" aby zaprzeczyć faktowi, że "działają na nas duchy".

              To prawda, że wiele osób konsekrowanych nie zdaje sobie sprawy, albo wręcz boi poruszać się spraw związanych z duchowością. Właściwie trudno mi to oceniać, bo w tym względzie można przesadzić w drugą stronę, czyli "chwalić się na prawo i lewo, że wyrzuca się złe duchy", tak jak to robi – zresztą oficjalnie K.Z. Ale tego tematu nie będę rozwijał, bo K.Z ma tak namieszane ze swoim nauczaniem, iż podejrzewam ,że sami się w tym gubią.

    Ok. to kończąc (bo już późno ). Problem jest dosyć poważny i właściwie nie do rozwiązania natychmiastowego. Zalew New Age jest w Polsce coraz większy a co z tym robić to jest naprawdę trudna i rozległa sprawa.

     

    Pozdrawiam i dobranoc

     
    Odpowiedz
  8. goral

    Duchy

    Do czego prowadzi: spirytyzm, magia i różne praktyki okultystyczne ? Wprowadza to zamieszanie w życie człowieka i doprowadza d różnych działań demonicznych i opętań. Przykład tego jest we filmiku powyżej przedstawiony.  Oczywiście zachodzi pytanie, czy ci ludzie są opętani ? Moim zdaniem niekoniecznie, bo prawdziwe opętanie jest bardziej subtelne i trudno dające się wykryć. W filimiku jednak jest dowód na to, że na ludzi oddziaływują duchy i jest to fakt nie zaprzeczalny a co z tym robić ? i jak temu zapobiegać to jest bardzo trudna sprawa.

     

     
    Odpowiedz
  9. ahasver

    Terapia dla fanatyków i wolność wyboru.

    No, ja też często zastanawiam się nad tym, jaką terapię zalecać opętanym fanatykom z furią i nienawiścią reagującym na wszystko, co niezgodne z ich opętaniem. Myślę, że psychoanaliza w oparciu o rozstrzygnięcia Junga i Freuda byłaby dobrym remedium na rehabilitację mózgu po jego instytucjonalnym praniu przy pomocy ideologii nienawiści względem wszystkiego, co nie-fanatyczne, nie-faszystowskie i nie redukujące człowieka do bycia własnością i marionetką jakiejś instytucji, która tak jak NSDAP uważa siebie za jedyną objawioną prawdę.

    Myślę też, że dobrym sposobem na uniknięcie konieczności terapii byłoby uprzednie zablokowanie jakichkolwiek koncesji instytucjom propagandowym rodem z czasów III rzeszy lub ZSRR, np. stacjom nadawczym, które choć mają ryja, na każdym kroku doprawiają je każdemu, kto nie idzie na Rydzyko ze swoim faszyzmem; dzięki temu uniknęlibyśmy negatywnego wpływu fanatycznych rodziców, a także babć i dziadków, na dzieci, których uczą oni "myślenia" wykalkulowanego na manipulowanie faktami zgodnie z ideologią, zamiast myślenia wolnego, krytycznego i zgodnego z faktami nauki, historii etc. 

    Aby uniknąć konieczności terapii, należałoby również już od najwcześniejszych lat edukacji uświadamiać dzieciom różnorodność możliwych filozofii, religii etc. poprzez zastąpienie katechezy w szkołach lekcjami z religioznawstwa, np. w ramach zajęć z wiedzy o kulturze i ulokowanie zajęć z katechezy na powrót w przyparafialnych salkach katechetycznych dla młodzieży, która wybrała spośród wielu możliwości drogę katechezy. Byłoby to zgodne z porzekadłem o różnorodności ścieżek Pana, a także o wolności, którą Bóg dał człowiekowi nie tylko pomiędzy niebem i piekłem, który notabene wyborem żadnym nie jest, tak jak nie jest żadnym wolnym wyborem konieczność nawrócenia się na jakąś ideologię pod groźbą trafienia do pieca krematoryjnego, ale przede wszystkim wolności w interpretowaniu Słowa zgodnie z indywidualnym wymiarem egzystencji (w innym przypadku Bóg nie tworzyłby każdego człowieka jako innego).

                                                                      * * * * *

    Nawiązując jednak do tematu w sposób bardziej bezpośredni: To dobrze, że na swój jarmark Kościół zaprasza również ludzi, którzy wybrali inną drogę duchowości. Dzięki temu udowadnia, że przynajmniej stara się być tolerancyjny i nie rości sobie pretensji do bycia panem władcą wszystkich dusz, i że nie reaguje ze strachem na wszystko, co jeszcze w średniowieczu uznane byłoby za herezję, za to daje ludziom poszukującym wyższej prawdy możliwość wyboru pomiędzy sobą i innymi interesującymi drogami. Udowadnia również, że wreszcie zrozumiał własne prawdy jako jedne z wielu możliwych metafor pośród innych metafor słusznych o tyle, o ile dają one każdemu możliwość realizacji duchowości zgodnie z własnym powołaniem duchowym.

    Każdy jest powołany do czegoś innego. Jedni do religii, inny do magii, jeden do katolicyzmu, inny do judaizmu, jeden do mistycyzmu, inny do okultyzmu, jeden ksiądz do bycia kaznodzieją, inny do praktyk okultystycznych związanych z czarną magią, czyli np. do egzorcyzmów w przypadku, gdyby któryś z magów popełnił błąd i zaprosił do siebie nieodpowiednią siłę – a jak wiadomo, każdy jest omylny i każdy popełnia błędy w obrębie własnej dziedziny, tak jak np. Ojciec Tadeusz z Torunia, który źle zrozumiał misję KK, a mianowicie jako antysemityzm. Może on też powinien trafić do egzorcysty? Może przez błąd w sztuce katolicyzmu niechcący zaprosił do swej duszy nieodpowiedniego ducha, np. ducha Adolfa Hitlera? To możliwe, zważywszy na fakt, że zajmował się handlem z Niemcami, wśród których wciąż jeszcze niestety zdarzają się – podobnie jak w naszym kraju – naziści. To smutne, że ten nazizm wciąż jest propagowany przez demoniczne moce używające do tego pozoru religii miłości.

    Myślę, że miarą stopnia ewolucji każdej z tych form duchowości jest zrozumienie przez nią, że nie ma powodu do walki z odmiennymi od siebie ścieżkami, ponieważ wszystkie one są po prostu w inny sposób i przy pomocy odmiennych symboli uformowanymi sposobami interpretacji tej samej i samej w sobie niewyrażalnej, ukrytej tajemnicy Prawdy.

     
    Odpowiedz
  10. goral

    a cóż to jest ta “furia” ?

    A będę dyskutował z Bartoszem, ponieważ zarzuca nam Katolikom "furię", a kto:

    – z furią atakuje kościół katolicki, świętość ?

    – kto mówił o chęci podpalenia kościoła ?

    – kto z furią reaguje, gdy mówi się o świętościach ?

    – kto z furią mówi wciąż i wciąż o ideologii ?

    – kto ma krzyzysy nerwowe i nie może znieść dyskusji ?

    – kto nie chce przyjąć do wiadomości, że są pewne zjawiska duchowe, które są naoczne ?

    Ok. będzie dalsza część "rozeznawania duchów w/g św. Ignacego z Loyoli

     Reguła 12. Nieprzyjaciel w zachowaniu się podobny jest do kobiety, w tym mianowicie, że siły ma słabe, ale chęć [szkodzenia] mocną. Bo właściwością kobiety w czasie sprzeczki z jakimś mężczyzną jest tracić odwagę i uciekać, jeśli mężczyzna stawia jej dzielnie czoło; a przeciwnie, jeżeli mężczyzna zaczyna uciekać tracąc odwagę, wtedy gniew, mściwość i dzikość kobiety nie zna granic, ni miary.

    Podobnie właściwością nieprzyjaciela jest tracić siły i odwagę i uciekać ze swymi pokusami, jeżeli osoba ćwicząca się w rzeczach duchownych stawia odważnie czoło pokusom nieprzyjaciela i działa wręcz odwrotnie. A znów jeśli osoba ćwicząca się zacznie się lękać i tracić odwagę pod naporem pokus, wtedy nie ma na całej ziemi bestii bardziej dzikiej niż nieprzyjaciel natury ludzkiej, w dążeniu do spełnienia swego przeklętego zamiaru z niezmierną przewrotnością.

    326

    Reguła 13. [Nieprzyjaciel] zachowuje się jak uwodziciel. który chce pozostać w ukryciu i nie być ujawnionym. Albowiem człowiek przewrotny, namawiając do złego córkę jakiegoś dobrego ojca, albo żonę jakiegoś dobrego męża, chce żeby jego słowa i namowy zostały w tajemnicy; a przeciwnie bardzo mu się nie podoba, gdy córka ojcu, lub żona mężowi wyjawi jego chytre słowa i zamiar przewrotny, bo wtedy łatwo wnioskuje, że sprawy rozpoczętej nie będzie mógł doprowadzić do skutku.

    Podobnie i nieprzyjaciel natury ludzkiej, kiedy poddaje duszy sprawiedliwej swoje podstępy i namowy, chce i pragnie, żeby zostały przyjęte i zachowane w tajemnicy; a kiedy się je odkrywa przed dobrym spowiednikiem albo inną osobą duchowną, która zna jego podstępy i złości, bardzo mu się to nie podoba; wnioskuje bowiem, że nie będzie mógł doprowadzić do skutku swego już zaczętego a przewrotnego zamiaru, bo odkryte zostały ;ego wyraźne podstępy.

    327

    Reguła 14. [Nieprzyjaciel] zachowuje się także jak wódz na wojnie, gdy chce [jakiś gród] zwyciężyć i złupić. Wódz bowiem lub dowódca wojskowy, rozbiwszy obóz i zbadawszy siły i środki [obronne] jakiegoś zamku, atakuje go od strony najsłabszej.

    Podobnie i nieprzyjaciel natury ludzkiej krąży i bada ze wszech stron wszystkie nasze cnoty teologiczne, kardynalne i moralne, a w miejscu, gdzie znajdzie naszą największą słabość i brak zaopatrzenia ku zbawieniu wiecznemu, tam właśnie nas atakuje i stara się nas zdobyć.

    Reguła 7. U tych, co postępują od dobrego do lepszego, anioł dobry dotyka takiej duszy słodko, lekko i łagodnie, jakby kropla wody wnikała w gąbkę; duch zaś zły dotyka takiej duszy ostro, z odgłosem i niepokojem, jak kiedy kropla wody spada na kamień. U tych zaś, co postępują od złego do gorszego, te same duchy dotykają duszy w sposób odwrotny. Powodem tego jest usposobienie duszy aniołom tym przeciwne lub podobne. Kiedy jest im przeciwne, wchodzą do duszy z hałasem, dając się odczuć wyraźnie; kiedy znów jest im podobne, wchodzą w milczeniu, jak do własnego domu przez drzwi otwarte.

    Co to znaczy "siać nienawiść" ? Jeżeli podaję pewne fakty, że "są głupoty magiii i spirytyzmu" ? to to jest złe ? Jeżeli mówię, iż są przypadki opętań ? Ok. teraz przykład z biblii:

     A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy;  «Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży».  Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!» Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody.  Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: «Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą».

     

    No i właśnie – "wychodzą z hałasem".  A jak to jest w różnych innych wyznaniach ? – ano właśnie, trans, hipnoza, psychomanipulacja – wszystko "po cichutku". Po cichutku wchodzą w człowieka i później tam sobie przebywają i wcale nie chcę wychodzić – dopiero czasem trzeba je do tego przymuszać a sposób – a to bardziej skomplikowane.

     

     
    Odpowiedz
  11. ahasver

    Myślę, że ja również 😀

    Owszem, z całym spokojem przyznaję, że ja również – tak jak niektórzy Katolicy – reaguję furiacko, niemniej w przeciwieństwie do tych niektórych Katolików jestem w swojej wierze konsekwentny. Otóż jako politeista wyznaję nie tylko Boga Nieznanego, ale również Kodeks Hammurabiego i tak jak oko za oko, ząb za ząb, tak jako Poganin na podpalanie pogańskich świątyń przez Katolików i gwałty na pogańskich dzieciach reaguję chęcią podpalania kościołów, a na furię reaguję furią. Niemniej nie będę się ze swojej pogańskiej wiary usprawiedliwiał, ponieważ jestem wyznawcą między innymi Niebiańskiego Słowiańskiego Wikinga Z Brodą i On pozwala mi na furię, dlatego też jestem w tejże materii bardziej konsekwentny niż np. Katolik, który przecież powinien nadstawić policzek, dać sobie spalić kościół (bo przecież jak w Piśmie Świętym jest napisane, Bóg mieszka w świątyni świata, a nie w świątyni wybudowanej ludzką ręką) i nie reagować z furią, tylko ze zgodną z własną religią miłością i miłosierdziem. A przede wszystkim Katolik nie powinien sądzić, jeśli nie chce być sądzony. To też tak gwoli bycia konsekwentnym. No – chyba, że niekonsekwencja i hipokryzja jest wpisana w Katolicyzm – ale to już pozostaję do rozstrzygnięcia przez Katolików na podstawie znajomości historii KK.

    Ach, nie zgodzę się tylko z tym, że atakuję świętość. KK przecież jest według swojej własnej logiki nieświęty – no, chyba, że morderca może zostać świętym (w moim pogaństwie jak najbardziej może, ale jeśli postępuje w zgodzie z własną wiarą). 😛

    http://www.youtube.com/watch?v=HGK-uFZLRuY

     
    Odpowiedz
  12. goral

    walka

    No i właśnie, to się zgodzę – "duchy nie oszczędzają nikogo", czyli atakują w różny sposób – w zależności od stanu duszy człowieka "łaska – grzech". I nikt nie jest wolny od tych ataków, ponieważ nawet nasz Zbawiciel Jezus Chrystus był atakowany. Tylko zachodzi pytanie "jak się przed tymi atakami bronić" ? – no są sposoby – np. 

     

    – " gniew: niewajcie się a nie grzeszcie, niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce" 

    – na pychę: "nie czyńcie zbyt wielu starań aby zostać nauczycielami, wiecie bowiem, że doznacie zroższego sądu"

    – na obżarstwo: "Jahwe jest moim pasteżem, nie zabraknie mi niczego"

    – na chciwość: "nie zamykaj swej dłoni przed potrzebującym, daj mu tyle ile pragnie"

    – na nieczystość: "odstąpcie ode mnie wszyscy, którzy zło czynicie, albowiem Jahwe usłyszał głos mojego płaczu, głos mojeg błagania, bo Jahwe przyjął moją modlitwę

    – na smutek: "Bóg miłosierny jest twym Bogiem, twym Panem, nie opuści cię i nie zniszczy

     

    To tylko próbka tzw. "mieczów Bożych", jest ich więcej jednak nie wystarczy "zadawać ciosy", bo potrzebna jest jeszcze "wiara" aby odpierać rozzarzone pociski nieprzyjaciela", w tym tzw. "pokusy pod pozorem dobra", ale to już jest grubsza walka i na razie o tym nie napiszę. 

     
    Odpowiedz
  13. goral

    i prawidłowo

    Tak należy czytać powyższe "miecze", bez zrozumienia, ale należy czytać, czy wręcz powtarzać w myślach, no ale samo powtarzanie nic nie da bez wiary. No a cóż to jest ta wiara ? No i właśnie, wraca do sedna sprawy.

    Dla mnie wiara nie jest tylko wiarą w sensie "wierzę bo mi ktoś powiedział", albo "wierzę bo tak pisze", albo "wiara, czyli zbawienie". Oczywiście mocno wierzę a nawet jestem przekonany o zbawieniu, chociaż wiem, że będzie mnie to kosztowało trud, wysiłek i walkę. Dla mnie wiara jest oczywista, ponieważ mam tyle przykładów niejako "cudownych interwencji Boga", że nie sposób przejść obok tego obojętnie. Dlaczego napisałem  w cudzysłowiu ? Napisałeme bo są to po prostu normalne zdarzenia, nieraz w ręcz błache ale na tyle przypadkowe a czasem dziwne, że nie sposób nie myśleć o nich inaczej, jak "interwencja Boża". Ponaddto przeżywam pewne wewnętrzne stany psychiczne, które są piękne ,ale o których właściwie nie da się pisać. Są to po prostu "ukojenia duszy". Ponaddto wciąż walczę i będę walczył  – z czym ? Ze swoimi słabościami, czyli grzechem. Czasem wręcz bezpośrednio walczę z szatanem, a że na razie skutki takiej walki są mało widoczne to już inna sprawa. Wiem jedno, że moje walki od czasu do czasu wygrywam             a nawet porażki, których jest dużo przyczyniają się do późniejszych zwycięstw.  Kocham mój kościół, bo w nim jest "moje szczęście". Nawet teraz wróciłem z adoracji Najświętszego Sakramentu i mam pewien spokój w duszy, chociaż nawet w czasie adoracji przeżywałem pewną walkę wewnętrzną. 

    Jeszcze wrócę do wiary. Wiara wcale nie musi być wielka, ona może być "maleńka, jak ziarnko gorczycy", ważne aby była osadzona w Chrystusie. Gdy tak będzie to ona kiedyś rozrośnie się "w wielki krzew, w którym będą się kryć ptaszki" (z przypowieści o ziarnku gorczycy). A więc wiara może być mała a musi mieć "mocny fundament". Myślę, że takowy posiadam i nawet gdy w przyszłości "budowla zacznie się chwiać" , to jestem przekonany, że na mocnym fundamencie odbuduje coś o wiele piękniejszego. 

    Dlatego zawsze będę ufał Jezusowi i powtarzał JEZU UFAM TOBIE.

     
    Odpowiedz
  14. ancysko

    @ goral

     K. Z. nie kojarzę tych inicjałów, mogę Pana prosić o ich rozwinięcie?? Jeśli nie może podać Pan tej informacji do użytku publicznego, proszę przesłać mi rozwinięcie poprzez wiadomość prywatną… Dziękuję, pozdr.

     
    Odpowiedz
  15. goral

    K.Z.

    Pani Aniu, to proste. K.Z to po prostu Kościół Zielonoświątkowy (którego tak apropo nie cierpię), ale nie dlatego, że to jakiś "odłam protestancki", tylko dlatego ,że potrafi bardzo namieszać. Tak też się dzieje z tego odłamu protestantyzmu wyłania się mnóstwo innych odłamów a czasem sekt. Jednak mnie najbardziej drażni, że Polscy Katolicy – zwłaszcza związani z Odnową w Duchu Świętym, tak łatwo asymilują pewne praktyki zielonoświątkowe. Tak sobie ostatnio myślałem, że – np. dużo u nas jest Świadków Jehowy, ale tak naprawdę oni nie są groźni dla nas, ponieważ tylko "łażą od domu do domu", a ponieważ wszyscy ich znają a więc mało kto daje się nabrać na ich nauki a poza tym sami określili te swoje 140 tys. zbawionych. A więc sami ograniczają swoją liczbę. Zupełnie inaczej jest z K.Z. – oni "włażą nam do kościoła od środka", czyli bardzo łatwo asymilują się z naszymi wspólnotami a ponieważ mają, jak to określił ktoś "piękne opakowanie" a więc ludzie po pierwotnym zachwycie mogą zupełnie odejść z Kościoła Katolickiego. Ponaddto uważam, iż niektórzy biskupi łatwo przyjmują praktyki zielonoświątkowe  -dam przykład. Będzie niedługo w Krakowie organizowana tzw. "ewangelizacja Krakowa" i spotkanie odbędzie się na stadionie Cracowii. Ano właśnie – dlaczego nie na błoniach Krakowskich ? – tam gdzie z reguły bywał papież JP II. Być może w tym momencie czepiam się szczegułów, ale uważam, że takie "ewnagelizacje są nietrafione". Bo kto przyjdzie na takie spotaknie – "niezewangelizowani " ? No właśnie przyjdą różnic katolicy i mogą nagle usłyszeć to "mruczenie językowe" a wtedy łatwo wpaść iluzję "tu jest Duch Święty". A więc K.Z i inni "przebudzeniowcy" wprowadzają pewien zamęt w kościele a Katolicy – zwłaszcza Ci "znudzenie tradycyjną duchowością – np. liturgią", przyjmują pewne sposoby przeżywania wiary od innych i może w wyniku tego powstawać taki "misz masz Chrześcijański". Mnie w tym całym charyzmatyźmie drażni jeszcze jedna sprawa, a mianowicie tzw. "nauczania" (które z reguły są obecne w różnych wspólnotach). Owe nauczania często są nieskładne a mogą być również tzw. "bombardowaniem intelektualnym", które może wprowadzać zamęt w system wartości dotychczas przeżywany.

    Ok. podsumowując – nie jestem przeciwnikiem charyzmatów, ale widzę, że są one z reguły źle używane a mogą być nawet niebezpieczne, ponieważ wprowadzać "złudne nadzieje uzdrowienia".

    Na koniec zadamy pytanie – trochę retorczyne – jak przychodzi Duch Święty ?

     – w lekkim powiewie ( jak woda spadająca na gąbkę ) ?

    – w nawałnicy i wichurze ? ( jak woda spadająca na kamień) ?

    No i właśnie – powinien przychodzić "w lekkim powiewie" a jeżeli przychodzi w "nawałnicy" tzn. że jest problem – a zwłaszcza z sumieniem lub sumieniami osób, któr "słyszą tę nawałnicę".

     
    Odpowiedz
  16. ancysko

    @ goral

     Dziękuję za objaśnienie. Tutaj musze się zgodzić. Ten synkretyzm religijny, łączenie różnych obrzędów, zwyczajów staje się niebezpieczne, to fakt (przykład New Age). Człowiek zaczyna wybierać sobie co mu się podoba i tworzy własną religię… Piosenki zielonoświątkowców śpiewane są często na oazach, ba! nawet w klasztorach żeńskich (spotkałam się z tym osobiście). Zresztą samo zaproszenie protestantów na Vaticanum II nie miało dobrych skutków…

     
    Odpowiedz
  17. goral

    uwielbienie ?

    Będę "dalej bombardował" :-). Ni,e no żartuję , ale w swoim pisaniu lubię posługiwać się Św. Ignacym z Loyoli i jego ćwiczeniami duchownymi. No więc C.D (ćwiczenia duchowne) są trudne, ale możliwe do zrozumienia.

    Spróbuję połączyć C.D. z tymi różnymi uwielbieniami ( a zwłaszcza z pieśniami uwielbioniowymi).  Znowóż – nie jestem przeciwnikiem śpiewu (chociaż sam, to raczej mam kiepski słuch), natomiast sprzeciwiam się "oklepanym piosenkom" a zwłaszcza tym w których występuje coś co jest też "dziwnawe". A więc na uwielbieniach – zwłaszcza tych, gdzie jest więcej ludzi, nagle niektórzy zaczynają przeżywać pewnego rodzaju uniesienie, lub uniesienia. Różnie na to mówią – np. "przyjście Ducha św", "uniesienie", "odjazd", czasem mówią wręcz o "upojeniu". Powiem szczerze – nie wiem co to jest, wydaje mi się, że jest to po prostu pewne uniesienie emocjonalne, które jest przyjemne dla słuchających, czy śpiewających. Ja nazwałbym takie zachowanie ludzkie – posługując się "ćwiczeniami" i rozeznawaniem duchów  – tzw. "pociechą z uprzednią przyczyną", którą dają duchy. Nie wnikam teraz jakie one są ? (chociaż się domyślam).

             Także Św. Ignacy w C.D. również zaleca aby "szukać pociechy duchowej" i mówi w tym względzie       o "smakowaniu", czy "napełnianiu się medytacją i kontemplacją". Co przez to rozumiał ? – A więc rozumiał on przez to, pewne teksty ( w przypadku medytacji), lub obrazy i słowa, lub nawet pewne czucie zmysłowe ( w przypadku kontemplacji ). Przez to "smakowanie" Ignacy rozumiał nasycanie się treścią "aby uzyskać skutek duchowy" ( pocieszenie duchowe ). Dlatego też zaleca aby przy medytacji i kontemplacji zbytnio się nie śpieszyć, aby niejako "przeżuwać treści", czyli no właśnie "powtarzać w głowie to w czym znajduje się zadowolenie duchowe". No więc są pewne treści, które się powtarza "aż do skutku". Podobnie bywa w tych wszystkich "pieśniach uwielbieniowych", które w teorii dają "pociechę duchową". Jednak jest zasadnicza różnica – Ignacy zalecał aby: "Nie przechodzić dalej aż się nie nasycę".                                  

             Czy w tych uwielbieniach też tak jest ? – moim zdaniem nie, ponieważ – tam pomimo, że się powtarza, to "goni się od treści do treści". Dlatego też po uwielbieniach ludzie czują niedosyt.                  Sam spotakałem się ze stwierdzeniami "jeszcze mi mało". No i właśnie – uwielbienia "nie nasycają", one raczej "łechtają duszę" a po skończeniu wprowadzają niepokój. Dlatego też nie prowadzą do rozwoju duchowego.

             Teraz zasadnicze pytanie – czy pieśni uwielbieniowe mogą "nasycać duszę" ? W/g mnie mogą ale treści muszą być odpowiednie i powinny być "smakowane" a więc po pewnej dozie treści powinna następować cisza, aby napełniać się tym czym się śpiewało. No i właśnie – nie wiem czy ktoś to praktykuje ? Ponaddto Ignacy zalecał aby na zakończenie medytacji "rozmawiać, już to: z Bogiem Ojcem, Jezusem, Duchem Świętym, lub Maryją.  No i właśnie – a któż to robi ?, któż np. śpiewa do Maryji ? – chyba tylko zdarza się to na pielgrzymkach ?

          To taka moja refleksja i pewien pomysł, ale z praktyką takiego działania, no to nie wiem, jak może być ? Może kiedyś to komuś zaproponuję ?

     
    Odpowiedz
  18. ancysko

    @ goral

     to jest dobre myślenie, jednak ja bardzo ostrożnie podchodzę do takich zjawisk, szczególnie mistycyzmu. Ignacy Loyola jest jednym z moich ulubionych świętych – to fakt, ale generalnie nie przepadam za mistykami. Ponieważ w mistyce człowiek bardziej szuka siebie, swoich przeżyć, miłych doznań. Łatwo może dojść do pomyłki i ktoś na siłę zacznie wywoływać w sobie taki stan, zapominając o tym, że jest on dany przez Boga. Nigdy nie należałam do oazy, ale uczestniczyłam w takich gitarowych śpiewach. To tworzy, taki można powiedzieć fajny nastrój: gitarka, śpiew, zgaszone światło. Może to pomaga w pogłębieniu kontaktu z Bogiem, ale może skonczyć się tym, że ktoś celowo będzie uczestniczył w takich spotkaniach, bo mu się klimat taki podoba, a nie Bóg…

     
    Odpowiedz
  19. goral

    miscytyzm

    A ja lubię mistyków, chociaż w sumie to mało ich znam . Jednak mistycy, nie są tylko po to aby "przeżywać ekstazy" ale po to aby pełnić wolę Bożą. Właściwie, to każdy mistyk jest inny, czyli pełni inną misję i ma inne charyzmaty. Byli mistycy, którzy mieli mało ekstaz i innych darów a byli tacy, którzy mieli ich mnóstwo. Matka Teresa z Kalkuty miała pewne doświadczenia, no ale ogólnie była "świętą od ciemności".  Pan Bóg właściwie każdego mistyka prowadzi inaczej przeż życie. Byli mistycy, którzy mieli "otwarte stygmaty" a byli tacy, którzy mieli "ukryte". Niektórym mistykom stygmaty wydzielały wspaniałą woń i zapach, ale była taka, która miała stygmat na czole a ów niesamowicie mocno śmierdział (co było dodatkowym cierpieniem – już nie pamiętam kto to był ? ) Byli tacy, którzy mieli różne "wizje" a byli i tacy, którzy ich nie mieli. Byli tacy, którzy niesamowicie cierpieli ze strony pokus i szatana a inni "odpędzali bestię na trzy światy". Ok. to rzeczywiście dosyć skomplikowane i trzeba uważać (niektórzy nie dowierzali samym sobie – no bo "bestia przebierała się za anioła światłości). Wrócę na chwilę do Ignacego :-), bo on jednak widzi sprawę rozwoju duchowego tak specyficznie. Mówi aby "badać swoje serce" – zwłaszcza po odbytej medytacji lub kontemplacji, aby "przyglądnąć się czy się ona udała". Jeżeli tak – to zalecał dziękczynienie, a jeżeli nie to zalecał przemyślenie sprawy i "zbadanie czemu się nie udała" ? No więc Ignacy zaleca jednak szukać "pociech Bożych", bo są one znakiem tego, że idzie się właściwą drogą. Jednak Ignacy mówił też o strapieniu duchowym. W tym przypadku również mówił aby "badać czemu znajdujemy się w strapieniu ? " Wymieniał on 2 główne powody:

    1. Bo jesteśmy niedbali w odprawianiu ćwiczeń.

    2. Bo Bóg chce nas wypróbować "na ile nas stać" i ile "wytrzymamy bez tych wielkich darów i łask". (podałem  to z pamięci raczej dokładnie).

    Ignacy zaleca w 1 przypadku zbadanie sprawy i poprawę – a więc nasz wysiłek, taki, który w przyszłości da skutek a mianowicie przyniesie "pociechę duchową".

    W drugim przypadku Ignacy zaleca wytrwałość i ufność, ponieważ "mamy wszystko potrzebne do zbawienia".

    Podałem te reguły aby pokazać, iż trzeba patrzeć w swoje wnętrzne i badać sumienie ( w tym przyglądać się swoim uniesieniom duchowym). Tak więc ( no przynajmniej Ci, którzy odprawiają C.D powinni mieć pewne uniesienia mistyczne (chociaż może nie takie, jak np.: wizje, ekstazy i inne).

    Przypomniała mi się jeszcze jedna mistyczka i jej zalecenia odośnie modlitwy – św. Teresa Wielka, która zalecała "wejść do środka duszy" na modlitwie, aby przyglądać się tym pięknościom, jakie mamy w swoim wnętrzu – udzielane przez Boga. Mówiła ona o takim skupieniu wewnętrznym aby mało co rozpraszało i aby łatwo znaleź Boga na modlitwie.

    Powiem, jak to jest umnie – właściwie to zawsze go szukam, ale inna sprawa, że pojawia się u mnie bardzo dużo rozproszeń (są to głównie rozproszenia cielesne, ale też zmysłowe). Jednak nie przejmuję się nimi, bo walka z rozproszeniami nic nie daje. Czasem jednak niesamowicie mocno potrafię się skoncentrować i Bóg wtedy udziela mi swoich łask – to jest właściwie tak, jak mówił Ignacy "jestem mocno pociągnięty do miłości Boga". Są to krótkie ale bardzo intensywne chwile. Po co daje mi je Bóg ? A nie wiem , domyślam się jedynie 🙂 a inna sprawa, co z nimi później robię.

    Podsumowując – czasem doświadczenie mistyczne jest niezwykle proste i wręcz banalne, ale bardzo ubogacające.

     
    Odpowiedz
  20. ancysko

    owszem

     tak, mistycyzm, jako dar od Boga oczywiście nie jest czymś złym. Jednak negatywne działanie ma chęć przeżywania różnego rodzaju ekstaz przez człowieka i wywoływanie ich na siłę. Wtedy to już nie jest dar Boga i szukanie Jego woli. Zresztą, to nie jest chyba nawet takie pożądane doświadczenie. Z tego co czytałam – wielu świętych prosiło Boga, aby zabrał im te przeżycia… Sam o. Pio nie chciał nosić na swym ciele stygmatów…

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code