Zwykle mylimy nadzieję ze spontaniczną wolą przetrwania i przedłużania gatunku. „Nadzieja” brzmi lepiej niż instynkt przetrwania. Bezkrytyczna „nadzieja” jest bezrefleksyjną etykietą i maską dla zasobów motywacyjnych człowieka, jakich bądź, byle przeżyć i ochronić życie najbliższych. Tę bezkrytyczną „nadzieję” projektujemy zdroworozsądkowo na resztę ludzkości, by poczuć się raźniej. Stawka i poniekąd groza rzeczywistej nadziei umyka nam. Nawet Boga potrafimy wciągnąć w tę grę pozornej nadziei. [teaser]
Czym żywi się nadzieja? Tym, co niewidzialne i jedynie rzeczywiste. Żywi się dobrem, którego nie możemy dotknąć. Dzięki nadziei przyszłość staje się tu i teraz. Wychodzimy z czasu. Nadzieja jest cichą ekstazą w prześwicie Bycia. Darem Tajemnicy dla nas śmiertelnych.
Nadzieja upada, jeśli ludzie nie chcą umierać przedwcześnie, czyli oddawać swego życia za coś lub kogoś. Testem nadziei jest zgoda na śmierć w dobrej sprawie. Jeśli ta zgoda, choćby potencjalnie, jest powszechna, zwłaszcza wśród awangardy społeczeństw, wówczas nadzieja jest rzeczywistą mocą transformującą i zapładniającą życie indywidualne i zbiorowe.
Na co dzień sprawdzianem nadziei chrześcijańskiej jest otwarte życie według Błogosławieństw Jezusa i Jego Ewangelii, pokorna zgoda na życie w paradoksie krzyża. Świętość, która pragnie męczeństwa. W każdej chwili życia. Jeśli ktoś tak żyć próbuje, a jest chrześcijaninem, żyje Nadzieją. Kto żyje inaczej, pod słowo „nadzieja” podkłada projekcje różnorakich strategii przetrwania.
Żyć nadzieją, to znaczy już dziś przeżywać dramat Królestwa i pragnąć tegoż Królestwa dla każdego. Pragnąć, by cały świat stał się Królestwem, a jednocześnie wiedzieć, że nigdy tak nie będzie. I żyć w tym rozdarciu.
Żyć nadzieją, to dopuścić do siebie piekło całego ludzkiego zła i grzechu, trwogę lęku i niepewności, możliwości zagłady i totalnej porażki człowieka, współczesne zbrodnie i pokusę niewiary. I być przekonany, że to wszystko również moje własne i przeze mnie zawinione. I że na tym właśnie polega zbawienie: być zdolnym przyjąć to wszystko i poddać się Przemianie.
Żyć nadzieją, to żyć jakby Boga nigdy nie było i nie miało być. Jakbym ja sam, tylko jeden w całym wszechświecie, miał być jedynym świadkiem Nieobecnego. Czy mam dość nadziei, by unieść tę zupełną samotność?
Żyć nadzieją, to wiedzieć całym sobą i w najbardziej odrażających szczegółach, że Kościół jest zarazem ladacznicą i świętą. I kochać go takim właśnie, jak kocha się ladacznicę i świętą w jednej osobie. Choć to niemożliwe. Całkowity absurd. A jednocześnie wyrzec się zupełnie kościelnej przemocy i obłudy, wszelkiego kościelnego i religijnego bałwochwalstwa, i snów o potędze. Wiedzieć, że Kościół jest całkowicie względny, i podobnie jak małżeństwo i rodzina, nie przetrwa Dnia Sądu. I pozostać wiernym do końca, biorąc całkowitą odpowiedzialność za wszelkie jego błędy, grzechy, a nawet zbrodnie. Nie czynić z Kościoła ani twierdzy, ani przeszkody dla nikogo na drodze wiary i życia. Wiedzieć, że nadzieją Kościoła, „jego drogą” jest człowiek, jako jednostka i wspólnota. Że Kościół jest dla Człowieka.
Żyć nadzieją, to być z Jezusem w chwili Jego całkowitej porażki i agonii. Gdy wszyscy uciekli i zwątpili. Albo przyznać się do porzucenia Go w chwili próby. Nie raz, nie dwa, ale setki razy, zwykle w drugim człowieku, który najbardziej mnie wtedy potrzebował. A z powodu wierności Jemu nie oczekiwać żadnej nagrody, ani doczesnej, ani wiecznej.
Żyć nadzieją, to w każdej wierze, kulturze i człowieku widzieć ślady Nieskończonego i ocalać każdy okruch dobra, piękna i prawdy. Wiedzieć, że jest się posłanym do „owiec, które zaginęły”, „do tych, którzy się źle mają”. I odrzucać nadzieje pozorne i fałszywe. To właśnie Inny jest moją pierwszą nadzieją. Choćby pojawiał się w masce zwątpienia.
Żyć nadzieją, to wiedzieć, że mogę się mylić fundamentalnie. Że nadzieja może być płonna. I może być tylko snem. Udźwignąć to i z pokorą pamiętać.
[video: http://pl.youtube.com/watch?v=Le_cxBezcxw ]
Video blog
nie potepiaj ladacznic Andrzeju…
Piszesz
"Żyć nadzieją, to wiedzieć całym sobą i w najbardziej odrażających szczegółach, że Kościół jest zarazem ladacznicą i świętą. I kochać go takim właśnie, jak kocha się ladacznicę i świętą w jednej osobie."
Nie potepiaj ladacznic.Ladacznice to nie "odrazajace szczegoly" Nie wiesz nic o tych ktore musiały nimi zostac.Czasem sa to rzeczywiscie "swiete" osoby…. Wiec
"Nie potepiaj bliźniego – zanim nie będziesz w jego położeniu" [Ksiega Toledańska] ( – nie jestem ladacznica jakby ktos niefortunnie mogł zrozumiec:))
W Kosciele – są raczej Judasze niz ladacznice. Ladacznicy Jezus przebaczył o Judaszu zas powiedział – "lepiej by sie nie narodził".