Znowu Święta

Nawet lubię ten przedświąteczny okres z piosenkami, dekoracjami i natchnionymi ludźmi naokoło. Im bliżej jednak 24 grudnia tym bardziej jestem podirytowany. W tym roku szczególnie frustrują mnie facebookowe posty o świątecznych porządkach, lepionych pierogach, zakupach, prezentach, przygotowaniach.

Przez ostatnie lata w Montrealu co roku organizowałem ogromną, kilkunasto osobową Wigilię, nazywaną przeze mnie tradycyjną kolacją świąteczną na potrzeby języka angielskiego. W tym roku zrobiłem sobie rachunek sumienia i zastanowiłem się dlaczego tak było? Zacząłem od najprostszego pytania – Czy lubię Święta Bożego Narodzenia? Chyba nawet ze smutkiem zmuszony jestem odpowiedzieć sobie szczerze – nie, nie lubię. Nie lubię ich z bardzo prostej przyczyny. Mam z nimi nieprzyjemne skojarzenia. Święta to wesoły czas dla ludzi zamożnych. Moja rodzina poza dwu czy trzyletnim wyjątkiem zawsze była biedna. Nigdy nie podobały mi się prezenty, które dostawałem. Zawsze były praktyczne i odzwierciedlały podstawowe potrzeby. Zawsze podobały mi się prezenty moich kolegów, koleżanek, kuzynów i kuzynek. Nigdy głośno nie protestowałem i z wielkim poczuciem niesprawiedliwości udawałem radość ze swetra czy spodni. Moi rodzice nigdy nie umieli wyczarować magii Świąt. Wydawało się, że chcą je jak najszybciej przeskoczyć. Z czasem jak wyrastaliśmy skończyły się nawet prezenty. Rodzice czynili biedę jeszcze większą rozpuszczając każdy grosz w kieliszku. Z tego powodu spotkania rodzinne również były koszmarem. Chyba wszyscy wtedy przy świątecznym stole udawaliśmy, że jest fajnie, bo tak musi być. Przecież są Święta. Moje Święta ukazywały mi moich rodziców na tle innych zupełnie beznadziejnie.

„Mamo, nie myśl, że się skarżę
żal mi tylko marzeń
dziecięcych dni, moich dni”

Potem nagle, pewnego razu przyszedł Montreal i musiałem urządzić się świątecznie. Szło mi genialnie. Dom pełen ludzi, drobne prezenty z masą uśmiechów i radości. Tylko, że z roku na rok dochodziło do mnie coraz częściej, że modelując idealne Święta chcę sobie coś udowodnić. Że mimo wszystko, będąc tak daleko, jak tylko można sobie to wyobrazić od rodzinnych konotacji wciąż udaję przed sobą, że czas Świąt to czas dla mnie szczególny i wyjątkowy. I zapewne tak jest, tylko w nie pozytywnym tego Święta wyobrażeniu. W tym roku pomyślałem, że muszę spróbować przestać walić głową o wigilijną ścianę realizując moje świąteczne wyobrażenia i zrobić coś co byłoby moje własne i też świąteczne. Zrezygnowałem z wielkiej Wigilii i nadziewania domu gościnnym szczęściem. Przystroiłem dom i zaprosiłem jak co roku (tylko) w Montrealu żywą choinkę. W Wigilię idziemy z Sergio na "Christmas Party" do znajomych, na którą przynosimy ze sobą szubę, sałatkę z krabowych pałeczek i rybę po grecku. Dnia następnego z ranka jedziemy z przyjaciółką i jej synem na długi weekend do Quebec City.

Nie odkrywam Ameryki swoimi świątecznymi postanowieniami. Media coraz częściej piszą o drugim dnie „Szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia”. Chcę tylko otwarcie dołączyć do grona tych, dla których święta to dość wyczerpujący okres.

Ze swojej migracyjnej perspektywy życzę wszystkim, z okazji Świąt, aby umieli rozpoznać co w ich życiu jest najważniejsze. Życzę też, aby spełnione marzenia nie musiały kosztować zbyt wielu wyrzeczeń.

 

Komentarz

  1. zk-atolik

    Boże Narodzenie to czas świąteczny.

    "Są tacy, którzy twierdzą, że w ogóle nie lubią świątecznego czasu. Warto się nad tym zastanowić: dlaczego? Zauważmy, że Boże Narodzenie, to nie jest po prostu czas wolny, w którym jest okazja się zabawić, pogościć, dobrze zjeść i popić, czy też wyjechać na narty. To jest czas, który może uwydatnić naszą pustkę, skrzętnie w codziennym zabieganiu ukrywaną.

    Czy tego chcemy, czy nie, tajemnica orędzia: „Bóg stał się człowiekiem”, konfrontuje nas z pytaniami na temat sensu, głębi, ostatecznych perspektyw naszego życia. A bywa, że tych pytań się jakoś lękamy. Wtedy Boże Narodzenie nas irytuje.

    Mnie  z kolei irytują poprawno-polityczne usiłowania, by Boże Narodzenie zredukować do jakiegoś święta zimy, drzewka, czy też innego bałwana… Ale w sumie nie dziwi mnie ta walka. Nie chodzi w niej oczywiście o poszanowanie uczuć osób niewierzących w Jezusa, ale o usunięcie z przestrzeni publicznej wszystkiego, co niepokoi serca tych, którzy zamknęli się na transcendencję i chcą, żeby wszystko było tak, jakby Boga nie było."

    Całość TU: Areopag XXI: "Nie lubię świąt" ks. Dariusz Kowalczyk

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code