Tu jest moje miejsce

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

Podobno drugi rok migracji jest trudniejszy od pierwszego. Pierwszy to ciągły szok kulturowy, odkrywanie wszystkiego, zachwyt, przeważnie pozytywne emocje. Drugi rok narzuca stabilizację. Już wiadomo mniej więcej co, gdzie, kiedy i jak? Co za tym idzie, rosną oczekiwania i wyzwania, którym wciąż trudno sprostać.

Każda migracja musi być inna. Każda ma swoje specyficzne wyzwania, trudności. Dlaczego moja dla mnie jest trudna? Po pierwsze dlatego, że jestem daleko. Tak jak to już kiedyś pisałem daleko geograficznie i wystarczająco daleko finansowo. Nikt ze znajomych nie wsiądzie w samolot i nie wpadnie do nas na weekend. My też limitujemy nasze wizyty w Polsce i Ukrainie do granic wytrzymałości. To właśnie następna trudna sprawa. Tęskni mi się. Na co dzień nie dopuszczam tej myśli do siebie, ale tęskni mi się okropnie. Życie od półtora roku wygląda inaczej. Nie ma warszawskiej ulicy, nie ma komu zwierzyć się z trudów życia przy kielichu wódki. Nie można wpaść na kilka dni do mamy i babci. Wspomnienia się jednak nie rozmazują. One przybierają raczej formę zdjęć z photoshopu. Są ostre, piękne i idealizują dawną rzeczywistość. Wyglądają kusząco w porównaniu do wydawałoby się szarej rzeczywistości.

Na szczęście rzeczywistość w Montrealu rzadko jest szara. Przeważnie jest biała lub zielona. Co robić aby nie zszarzała? Trzeba szybko odwiedzić i zobaczyć wszystkie możliwe miejsca. Wyrobić sobie opinię co jest dobre, a co nie, co się podoba, a co się nie podoba. Po co? Po to, aby wracać tam gdzie dobrze i gdzie się podoba. To daje duże poczucie swojskości. Koniecznie trzeba zabierać w te miejsca nowo poznanych znajomych, potem również tych starych. Pokazywać WŁASNE ulubione fragmenty miasta. Dziś ja i Sergio znów zabieramy naszych przyjaciół, aby pokazać coś fajnego i zarazem naszego. Konieczny jest też zakup roweru. Rower przybliża – szczególnie miasto.

Znajomość miejsca to jedno – ale własny kąt to drugie. Zdaje mi się, że wśród Polaków pokutuje przekonanie, że polski dom może być tylko w Polsce, lub dom to tylko u mamy. Nie jestem pewien, bo sam takiego odczucia nie mam. Mój dom po za tym to nie tylko dom polski ale i ukraiński – choć i troszkę białoruski i rosyjski. Dla uproszczenia nazywam go słowiańskim. I mój dom jest tam gdzie ja jestem. Dom na emigracji musi być prywatną przestrzenią własnej kultury. To tutaj serwuje się gościom babkę ziemniaczaną, kisi ogórki, gotuje dżem z truskawek. Już tylko te trzy przykłady pokrywają moją słowiańską duszę ciepłą kołderką. Robi się domowo – co? I o to chodzi. Na emigracji nie musi być fajnie. Może być często przykro i nieznośnie. Jednak, musi być też takie miejsce, które izoluje od tego. Dobry dom może być nawet wtedy twierdzą.

Mój drugi rok tutaj przekroczył połowę, ale mogę już powiedzieć, że Montreal to moja miłość. Pewnie nie od pierwszego wejrzenia, a od pierwszego lata. Bo lato jest tutaj piękne …

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code