Uczniowie wyszli na zewnątrz i mówili różnymi językami, a ludzie, którzy przybyli z różnych stron świata rozumieli ich i wielu uwierzyło. Od tej chwili datuje się istnienie Kościoła. To jest jego początek i stan idealny – Kościół mówi różnymi językami i ludzie ze świata rozumieją go każdy w swoim "języku", i to prowadzi ich do wiary w Jezusa Chrystusa.
Jakże daleko jesteśmy od tej postawy Kościoła pierwotnego. Teraz wielu z nas chce, aby Kościół mówił jego językiem i tylko jego. Tradycjonaliści według tradycji, progresiści według tego co nowe, zwolennicy Kościoła zwartych szeregów retoryką z oblężonej twierdzy, a zwolennicy otwartego Kościoła często uważają, że należy mówić cokolwiek, aby mówić tak, żeby się przypodobać.
Jednak siła Kościoła nie tkwi w jego jednolitości, ale różnorodności.
Marzę o takim Kościele, który będzie mówił różnymi "językami" i każdy z nas będzie potrafił rozpoznać swój "język ojczysty". W ten sposób damy się na powrót porwać Dobrej Nowinie wypowiedzianej w naszym języku.
Kościół (czyli każdy z nas!) na nowo jest wezwany, aby przemówić w różnych językach, aby pokazać jednocześnie swą różnorodność i uniwersalizm, który wyraża się we wspólnym języku miłości. Tym języku, który jest, nie przemija, nie kończy się, nie zazdrości i nie szuka swego.
Panie Tomaszu,jakże
Panie Tomaszu,
jakże trafnie Pan to ujął – ta notka brzmi jak modlitwa.
pozdrawiam,
Eskulap
PS.
W przededniu Święta Zesłania Ducha Świętego w Krakowie odbyła się ciekawa wielogłosowa dyskusja chrześcijan:
http://ekai.pl/diecezje/krakowska/x79299/krakow-ekumenicznie-o-maryi-zapowiedz/