Kościół 2011 – przełom jest konieczny

Manifest niemieckich teologów „Kirche 2011, Ein notwendiger Aufbruch" został po raz pierwszy opublikowany 3 lutego 2011 w niemieckim dzienniku Süddeutsche Zeitung. Następnie pojawił się na kilku innych stronach internetowych, także w tłumaczeniu na różne języki. Tutaj przedstawiamy jego polski przekład, zachęcając Czytelników do wypowiadania swoich opinii w oparciu o konkretny materiał źródłowy, a nie tylko – jak działo się przeważnie dotychczas – o lepsze lub gorsze streszczenia i nie zawsze rzetelne komentarze.

 

Rok temu przypadki seksualnych nadużyć, popełnionych przez księży i zakonników w berlińskim Kolegium Kanizjusza wobec dzieci i dorastającej młodzieży zostały nagłośnione publicznie. Rok, który potem nastąpił, pogrążył niemiecki Kościół w bezprecedensowym kryzysie. Widoczny dzisiaj obraz jest ambiwalentny. Wiele uczyniono, aby oddać sprawiedliwość ofiarom, ponownie oszacować wyrządzoną im krzywdę, przypomnieć przyczyny, które doprowadziły do nadużyć, milczenia i podwójnej moralności w naszych własnych szeregach. Po pierwszym odruchu przerażenia odpowiedzialnym duchownym i świeckim chrześcijankom i chrześcijanom narzuciła się nieodparcie myśl, że gruntowne reformy są konieczne. Wezwanie do otwartego dialogu na temat struktur władzy i komunikacji, formy posługiwania w Kościele, uczestnictwa wiernych w odpowiedzialności Kościoła, a także na temat moralności i seksualności wzbudziło oczekiwania, ale też niepokoje. Czy przez kunktatorstwo i minimalizowanie kryzysu mamy przepuścić ostatnią może szansę, aby wyrwać się z odrętwienia i rezygnacji? Zamieszanie, jakie może zostać wywołane przez otwarty i pozbawiony tabu dialog, niektórych pewnie zaniepokoi, zwłaszcza na kilka miesięcy przed papieską wizytą [planowaną w Niemczech na wrzesień 2011]. Lecz inne rozwiązanie – śmiertelna cisza pogrzebanych nadziei – jest nie do przyjęcia.

Przenikający nasz Kościół głęboki kryzys wymaga również rozważenia problemów, które nie wydają się an pierwszy rzut oka bezpośrednio związane ze skandalami seksualnych nadużyć oraz ich zagłuszaniem przez dziesięciolecia. Jako profesorowie teologii nie mamy prawa dłużej milczeć. Nasza odpowiedzialność polega na tym, aby przyczynić się do prawdziwego przełomu – rok 2011 musi być rokiem odnowy Kościoła. Nigdy tak wielu chrześcijan jak w ubiegłym roku nie opuściło Kościoła katolickiego. Wystąpili oni oficjalnie z Kościoła albo uczynili ze swojej wiary prywatną sprawę, chcąc chronić swoją wiarę przed tą instytucją. Kościół musi rozumieć te znaki i wydobyć się z pewnych skostniałych struktur, aby odzyskać wiarygodność i odżyć na nowo.

Odnowa kościelnych struktur nie uda się, jeżeli Kościół będzie ze strachem izolował się od społeczeństwa. Odnowa może się dokonać tylko pod warunkiem, że Kościół odważy się na samokrytykę i zgodzi się, aby go krytykowano nawet z zewnątrz. Oto jedna z lekcji minionego roku: kryzysem seksualnych nadużyć nie zajęto by się tak zdecydowanie, gdyby nie nabrał publicznego charakteru. Tylko dzięki otwartej komunikacji Kościół może odzyskać stracone zaufanie. Kościół będzie wiarygodny pod warunkiem, że między tym, jak jest widziany z zewnątrz, a tym, jak widzi sam siebie, nie wystąpi zbytnia różnica. Zwracamy się do wszystkich, którzy nie stracili jeszcze nadziei na przełom w Kościele i którym przyświeca ten cel. Dostrzegamy znaki odnowy i dialogu, wysyłane przez niektórych biskupów w przemówieniach, homiliach i wywiadach.

Kościół nie jest sam w sobie celem. Jego misja to głoszenie wszystkim ludziom nauki o Jezusie Chrystusie – o Bogu, który wyzwala i kocha. Kościół może wypełniać tę misję tylko wówczas, gdy sam jest miejscem i wiarygodnym świadkiem ewangelicznego przesłania wolności. Trzeba, żeby jego słowa i działania, jego normy i struktury – wszelkie relacje z ludźmi wewnątrz i na zewnątrz Kościoła – szanowały i wspierały wolność człowieka jako Bożego stworzenia. Bezwarunkowy szacunek dla każdej osoby, uwzględnianie wolności sumienia, zaangażowanie na rzecz prawa i sprawiedliwości, solidarność z biednymi i prześladowanymi to najistotniejsze teologiczne zasady, które wynikają z Ewangelii i których przestrzeganie Kościół powinien uznawać za swój obowiązek. Za ich pośrednictwem urzeczywistnia się miłość Boga i bliźniego.

Z biblijnego przesłania wolności wynika zróżnicowany stosunek do współczesnego społeczeństwa. Społeczeństwo wyprzedza Kościół pod wieloma względami, gdy chodzi o uznanie wolności i odpowiedzialności jednostek. Kościół może się tego uczyć od społeczeństwa, jak podkreślił Sobór Watykański II. Pod innymi względami krytyka społeczeństwa w duchu Ewangelii jest nieodzowna, gdy na przykład ludzie są oceniani tylko z uwagi na ich wydajność, gdy międzyludzka solidarność rozpada się albo gdy godność człowieka bywa lekceważona.

W każdym przypadku jednak to właśnie ewangeliczne przesłanie wolności  jest miarą wiarygodności Kościoła, jego działania i jego obecności w społeczeństwie. Konkretne wyzwania, które Kościół winien podejmować, nie są nowe. Trudno jednak dostrzec reformy zwracające się ku przyszłości. Otwarty dialog na temat tych reform powinien być prowadzony w następujących dziedzinach:

1. Struktury uczestnictwa

Na wszystkich obszarach życia Kościoła uczestnictwo wiernych jest kamieniem probierczym, który sprawdza wiarygodność ewangelicznego przesłania wolności. Zgodnie ze starą prawniczą zasadą „wszyscy powinni decydować o tym, co wszystkich dotyczy”. Potrzeba zatem więcej synodalnych struktur na wszystkich poziomach Kościoła. Wierni powinni mieć swój udział w nominacjach ważniejszych przedstawicieli hierarchii (biskupów,  proboszczów). O czym można decydować lokalnie, powinno się decydować lokalnie. A decyzje powinny być przejrzyste.

2. Parafia

Chrześcijańskie parafie powinny być miejscami, w których rozdziela się materialne i duchowe dobra. Lecz obecnie parafialne życie ulega erozji. Pod naciskiem braku księży ustanawia się coraz większe jednostki administracyjne – parafie XXL – w których nie odczuwa się prawie bliskości i przynależności. Porzuca się historyczne tożsamości i utrwalone w czasie społeczne więzi. Księża są nadmiernie obciążeni i wyczerpują się. Wierni, jeżeli nie ufa się im, nie chcą uczestniczyć we współodpowiedzialności i wchodzić w bardziej demokratyczne struktury zrządzania ich wspólnotą. Hierarchia kościelna powinna służyć życiu parafii, a nie odwrotnie. Kościół potrzebuje również żonatych księży i wyświęconych kobiet.

3. Kultura prawna

Uznanie dla wolności i godności każdego człowieka przejawia się szczególnie wtedy, gdy konflikty są rozwiązywane sprawiedliwie i ze wzajemnym szacunkiem. Prawo kościelne zasługuje na miano prawa tylko wówczas, gdy wierni mogą rzeczywiście powoływać się na swoje prawa. Ochrona praw i kultura prawna w Kościele powinny się bezzwłocznie polepszyć. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest ustanowienie kościelnego sądownictwa administracyjnego.

4. Wolność sumienia

Poszanowanie indywidualnego głosu sumienia oznacza wiarę w zdolność człowieka do bycia odpowiedzialnym i do decydowania o samym sobie. Wspieranie tej zdolności jest jednym z obowiązków Kościoła, lecz owo wsparcie nie powinno przekształcać się w paternalizm. Ta sprawa staje się bardzo konkretna, gdy rozważa się ważne życiowe wybory poszczególnych osób oraz ich sposoby życia. Głęboki szacunek Kościoła dla małżeństwa i celibatu nie podlega dyskusji. Lecz ów szacunek nie powinien owocować wykluczeniem tych, którzy w miłości, wierności i wzajemnej trosce żyją odpowiedzialnie w partnerskich związkach jednej płci lub jako rozwiedzeni w powtórnych związkach małżeńskich.

5. Pojednanie

Solidarność z grzesznikami wymaga poważnego potraktowania grzechu, który istnieje również w naszych własnych szeregach. Z Kościołem nie licuje rygoryzm moralny, który jest bezkrytyczny wobec niego samego. Kościół nie może nauczać o pojednaniu z Bogiem, jeżeli sam nie stworzy warunków do pojednania z tymi, wobec których zawinił, stosując przemoc, odmawiając im praw, zmieniając biblijne przesłanie wolności w rygorystyczną i bezlitosną moralność.

6. Oddawanie czci Bogu

Liturgia żyje dzięki czynnemu udziałowi wszystkich wiernych. Współczesne doświadczenia i formy wyrazu muszą tu znaleźć swoje miejsce. Oddawanie czci Bogu nie może zakrzepnąć w tradycjonalizmie. Kulturowa różnorodność wzbogaca liturgiczne życie i nie daje się pogodzić z dążnością do centralistycznego ujednolicenia. Przesłanie, które niesie Kościół, poruszy ludzi tylko wówczas, gdy religijne obrzędy będą brały pod uwagę konkretne życie wiernych.

Rozpoczynający się dzisiaj w Kościele proces dialogu może doprowadzić do wyzwolenia i odnowy, jeżeli wszyscy uczestnicy będą gotowi  rozważyć te naglące zagadnienia. Chodzi o wolną i uczciwą wymianę argumentów, o poszukiwanie rozwiązań, które wydobędą Kościół z paraliżującego zaabsorbowania samym sobą. Po burzy minionego roku nie może nastąpić cisza! W obecnej sytuacji byłaby to grobowa cisza. Strach nie był nigdy dobrym doradcą w czasie kryzysu. Ewangelia zaprasza chrześcijanki i chrześcijan, aby z odwagą stawili czoło przyszłości, pamiętając o słowach, które Jezus wypowiedział, gdy zachęcał Piotra do chodzenia po wodzie: „Dlaczego wątpisz, człowieku małej wiary?”

Tłumaczyła Małgorzata Frankiewicz

  

 

21 Comments

  1. manissimus

    Jeśli istotą tych “reform”

    Jeśli istotą tych "reform" miałoby być odzianie niewiast w sutanny, zniesienie celibatu i akceptacja dewiacji, jak to postulują niemieccy teologowie, to Bogu niech będzie dzięki za "niereformowalność" Kościoła.

    A tak na marginesie: co oznacza termin "totalitane posłuszeństwo"? Bo w prostocie swej bezbrzeżnej nigdy o czymś takim nie słyszałem i cały drżę z niecierpliwości, by poszerzyć swe horyzonty…

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    @SE

    Ten link jest strasznie obleśny, fe od rana takie obrazy. Trudno chyba jeszcze te osobniki nazwać ludźmi, to już, no właśnie, aby nie obrazić zwierząt…

    A pro pos artykułu – "Lecz ów szacunek nie powinien owocować wykluczeniem tych, którzy w miłości, wierności i wzajemnej trosce żyją odpowiedzialnie w partnerskich związkach jednej płci…" oczywiście nie powinien owocować wykluczeniem niewierzących, ale pozyskaniem ich dla Chrystusa.

    Lecz jeśli kto uważa, że jest wierzącym a żyje w grzechu, należy dyscyplinować. Jednak problem w KRK jest taki, że nie wiadomo kto jest wierzący, a kto nie, tak się wymieszało pogaństwo z chrześcijaństwem.

    Biblia jednoznacznie okresla homoseksualizm jako grzech, i wierzę w to, że nawracajacy się gej do Chrystusa w Nim odnajdzie swoja męskość i powołanie do życia w małżeństwie z kobietą. Jeśli KRK idzie w tym kierunku, to biada…

    Nie mam nic do gejów i modlę sie o ich zbawienie i życie z Bogiem, wierząc w odwieczne powołanie Boga do męskości  i kobiecości. Wiem też, że Bóg stwarzając mężczyzną, czy kobietą się nie mylił, ale to każdy musi odkryć Boże powołanie dla siebie w sferze seksualnej może nawet przede wszystkim, aby w pokoju serca i sumienia móc wypełniac wole Boga w  swoim życiu zgodnie ze swoją płciowością.

    KJ

     
    Odpowiedz
  3. Malgorzata

    @Bartosz: Powody apostazji

    Bartoszu!

    Tytułem uzupełnienia trzeba tutaj przypomnieć, że powyższy list powstał w Niemczech, gdzie powody apostazji mogą być nieco inne niż w Polsce. Tam oficjalnie deklaruje się przynależność religijną (lub nienależenie do żadnej wspólnoty) w zeznaniu podatkowym i stąd dane na temat migracji między wyznaniami są dość ścisłe. Niemiecki podatnik, deklarując swoje wyznanie, wie, że za tym idą określone pieniądze dla jego Kościoła albo że odbiera Kościołowi te pieniądze przez swoje wystąpienie. 

    W Polsce pewnie dominuje niedzielne lenistwo, o którym piszesz, ale na ogół nie jest to żadna apostazja. To najwyżej wyłamanie się z własnego kręgu społecznego, w którym przestrzega się niedzielnej i świątecznej obecności w kościele.

    Trudno mi natomiast zgodzić się, że pedofilia i inne błędy Kościoła to tylko pretekst do apostazji. Nie wypowiadam się za innych, ale moje osobiste doświadczenie mówi mi, że sprawa wygląda jednak poważniej, niż to sugerujesz. Dla mnie właśnie błędy Kościoła były wielkim problemem. Nigdy nie miałam jakichś zasadniczych kłopotów doktrynalnych z istnieniem Boga itp., ale oddaliłam się na długo od Koscioła właśnie ze względu na to, że nie potrafiłam pogodzić się z oczywistym moralnym złem. Poważnie myślałam nawet o zmianie wyznania. W pewnym momencie dokonałam jednak wyboru, że Kościół katolicki to mój Kościół nie tylko z tej racji, że w nim zostałam ochrzczona. 

    Wypowiadamy się więc na pewno z innych pozycji. Dla Ciebie Kościół katolicki jest przeciwnikiem, a dla mnie – świadomie wybranym miejscem, w którym chcę realizować swoją relację z Bogiem i do którego chciałabym zapraszać innych ludzi. Dlatego zależy mi na prawidłowym funkcjonowaniu instytucji Koscioła i z radością witam inicjatywy, które jak list niemieckich teologów, są podejmowane w podobnym duchu i mogą owemu dobru posłużyć.

    Pozdrawiam

    M. F. 

     

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    @Kazimierz O odpowiedzialności

     Kazimierzu!

    Nie jestem aż taką optymistką, co do tego, że jak piszesz, "nawracajacy się gej do Chrystusa w Nim odnajdzie swoją męskość i powołanie do życia w małżeństwie z kobietą". Rozumiem, że chciałbyś to widzieć trochę na zasadzie wychodzenia z nałogu czy nawet pozbywania się pewnych nerwicowych zachowań. Tutaj jednak sprawa jest bardziej skomplikowana. Zwłaszcza z oczekiwaniem, że nawrócony gej znajdzie sobie jakąś kobietę, byłabym bardzo ostrożna – ze względu na dobro kobiety.

    Słusznie też piszesz, że Kościół (katolicki czy jakikolwiek inny) musi dyscyplinować wierzących. Takie jest jego zadanie. Czym innym jest jednak dyscyplinowanie i przypominanie o grzechu, a czym innym wykluczanie ze wspólnoty, stosowane wobec ludzi, którzy często mają świadomość swojego grzechu i bardzo boleśnie ją przeżywają.

    I jeszcze jedna sprawa moją uwagę w tym tekście, odnośnie związków jednej płci (a także powtórnych małżeństw osób rozwiedzionych) zwróciło słowo "odpowqiedzialnie". Odpowiedzialność za drugiego człowieka w jakimkolwiek związku wydaje mi się szczególnie istotna. Odważyłabym się nawet powiedzieć, że jest istotniejsza niż to, w jaki sposób ludzie odbywają stosunki seksualne i czy w ogóle je odbywają. Znacznie więcej w każdym razie mówi się w kontekście grzechu o seksie przemałżeńskim, małżeńskim, pozamałżeńskim itp. niż o odpowiedzialności i jest to na pewno błąd. A przecież brak odpowiedzialności za drugiego człowieka to dopiero grzech! Inna rzecz, że łatwie określić, co jest stosunkiem seksualnym, niż co jest nieodpowiedzialnością…

    Pozdrawiam

    M. F.

     

     

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Życzę KK jak najlepiej.

    Z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że upadek KK byłby ogromną stratą i choć ideologicznie wciąż jestem przeciwnikiem, zdecydowanie nie zgadzam się ze społecznym linczem, którego dokonuje się obecnie na tej instytucji, a do którego niestety sam – młodzieńcza głupota – przez długi czas się przyczyniałem.

    Doszło w mojej głowie do istotnej zmiany. Stojąc w szeregu z wrogami KK zorientowałem się, że znalazłem się w środowisku ludzi o spojrzeniu zbyt ograniczonym, aby rozumieć kulturę sakralną czy choćby metaforykę biblijną. Coraz częściej spostrzegałem, że Kościołowi złorzeczą miernoty intelektualne, poszukujące jakiegokolwiek pretekstu do czynienia z KK kozła ofiarnego swych frustracji. Łatwo wówczas popaść w ograniczone ideologie, które jeden z polskich logików, nie pamiętem, który, nazwał "naukawymi"; w odróżnieniu od naukowego, światopogląd naukawy dokonuje totalizacji pewnego paradygmatu nauki i redukując świat do jednego poziomu interpretacji popełnia błędy, które sam wytyka n p. światopoglądowi teistycznemu.

    Od jakiegoś czasu przeciwstawiam się atakom wynikającym raczej z ignorancji i skrajnie populistycznego powtarzania sloganów porównujących monoteocentryzm np. z totalitaryzmem. W chrześcijaństwie tkwi ładunek interpretacyjny (hermeneutyczny) zbyt doniosły, aby rezygnować z jego pluralistycznego, synkretycznego potencjału przez błędy historii i potknięcia ludzi słabych, którzy również tworzą tą instytucję. Ewolucja polega na wychodzeniu ze stadium cienia i niedoskonałości. Kościół jest grzeszny, ale to dlatego, że brnie w kierunku oświecenia. Jakoś ewoluuje, pomimo rezygnacji parafian z uczestnictwa w jego życiu. Czymś innym jest rezygnacja i sprzeciw z powodów romantycznego buntu, a czymś innym poszukiwanie pretekstu do usprawiedliwienia własnego, duchowego lenistwa i założę się o wywrotkę marihuany z transportem do domu, że 95% apostatów pedofilią i innymi błędami za bardzo się nie przejeło, znajdując po prostu poprawny społecznie pretekst, aby zrezygnować z niedzielnej tradycji, ponieważ ta – jak każda tradycja – wymaga trochę wysiłku. Siedzą potem w niedzielę przed telewizorami i pierdzą w fotele, a ich święta ograniczają się do wpieprzania indyka. Straszne!

    Życzę kościołowi wielkiej sztuki i filozofii, życzę mu po prostu dobrze. Afirmacja ponad wszystko. Kopanie leżącego i ustawiczne wytykanie błędów jest oznaką zgorzkniałego ressentiment.

    Kościół jest moim przeciwnikiem, ale wolę żyć razem z nim, ponieważ jest przeciwnikiem pięknym, wzniosłym i godnym zmagania się. Gdybym znał sposób, w jaki mu pomóc bez konieczności wchodzenia w jego owczość, zrobiłbym to bez wahania. Póki co – mogę tylko przeciwstawiać się złośliwej satysfakcji, jaką niektórzy czerpią z kolejnych potknięć KK. Jest to obrzydliwe i godne nagany.

     

    http://www.youtube.com/watch?v=g-unLZ1cgto

     
    Odpowiedz
  6. jadwiga

    Macieju

    A tak na marginesie: co oznacza termin "totalitane posłuszeństwo"? Bo w prostocie swej bezbrzeżnej nigdy o czymś takim nie słyszałem i cały drżę z niecierpliwości, by poszerzyć swe horyzonty…

    Każdy system totalitarny opiera sie na bezwzględnym posłuszenstwie. Komu? Władzy. Na każdym szczeblu. W Kościele jest to też stosowane. Takie systemy są niereformowalne z tej prostej przyczyny, że władzy jest dobrze i cieplusio 🙂 i nikt tej władzy nie podskoczy  –  no bo musi być posłuszny – w przeciwnym razie – albo go  "skrócą o głowę", spalą na stosie lub postrasza ogniem piekielnym.

    Aby taki system zmienić – potrzebna jest mniej lub bardziej krwawa rewolucja, jako, że władza sama z siebie się nie zmieni – jej jest dobrze –  więc po co ma coś zmieniać? Więc z Kościołem sprawa wyglada o tyle lepiej, że mozna powiedzieć " pa, pa" –  a to chyba lepsze od krwawej rewolucji, prawda?..

    To było tak "kawę na ławę" chyba nikogo nie uraziłam…

     
    Odpowiedz
  7. elik

    Katolicyzm, a totalitaryzm.

    Droga Jadziu!

    Proszę zamiast publicznie kompromitować się, raczej skorzystać z łatwo dostępnych w internecie rzetelnych i obszernych informacji nt. istotnych różnic między katolicyzmem, a totalitaryzmem, czy innym autorytarnym systemem. Owszem w życiu doczesnym "posłuszeństwo" i nie tylko jest wymagane wobec władców, lecz w omawianym przypadku chyba nie wolno pisać absurdów i uporczywie, czy intencjonalnie ferować wcześniej postawionej tezy. Wg. mnie w odpowiedzialnej dyskusji wypada uwzględnić kilka  zasadniczych spraw i kwestii, a przede wszystkim poznać racje, argumenty interlokutora i podać własne.

    Przecież zupełnie czym innym jest "posłuszeństwo" człowieka wobec Boga Trójjedynego, czy nawet dziecka wobec rodziców, także wobec ludzi prawych, wielkich, świętych i natchnionych Duchem Świętym. W znacznej mierze będących osobami duchownymi, pasterzami stanowiącymi struktury władzy i współtworzącymi razem z świeckimi, wiernymi, posłusznymi i oddanymi wspólnotę Jego Kościoła.

    Chyba nie trzeba Ciebie przekonywać, że posłuszeństwo wobec władzy, która pochodzi, od Pana różni się w sposób zasadniczy, od wymaganej bezwzględnie tolerancji, akceptacji, uległości, podporządkowania, także "posłuszeństwa" wobec naczelnika "Systemu" i Jego na całym świecie rozmaitych sojuszników, tzw. pomagierów.

    Oczywiście pomijam margines, który wcześniej będąc w Kościele z różnych powodów świadomie i dobrowolnie odmówił posłuszeństwa i wierności Panu, czyli zdradził, sprzeniewierzył się Jemu i Jego Kościołowi  ku radości Złego Ducha i jego kamratów.

    Ps. Przepraszam za skrót i pominięcie innych kwestii związanych z katolicyzmem, czy totalitaryzmem.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  8. jadwiga

    Eliku

    Czy władza – wobec której wymagane jest bezwzględne posłuszenstwo, bo rzekomo pochodzi od Boga wg Ciebie – ma prawo donosic na drugiego człowieka za pieniadze i być TW we wrogim wobec Boga najwyższego systemie, albo czy ma prawo molestowac dzieci?

    Czy władza ma prawo ukrywac i zamiatac pod dywan te rzeczy w imię – posłuszenstwa tejże władzy bo jej wszystko wolno?

    Czy w tym wypadku sprawiedliwiej i wierniej wobec Boga nie jest przypadkiem odejscie od tej władzy?

     
    Odpowiedz
  9. Kazimierz

    Jadwiga

    Myslę, że Pan Zbigniew nie wie czym jest Kościół  Jezusa Chrystusa (tak go niestety uczono). Dlatego też miesza pojęcie władza, które w Pismie Świętym jest odniesieniem do władzy świeckiej – jako tej która nie na daremno miecz nosi i jest na słuzbie u Boga – Rz. 13.1-6 a władzy w Kościele, której nota bene być nie powinno. Zasada – Primus inter pares (łac., "pierwszy wśród równych sobie") odnosi się w każdej sytuacji i wobec wszystkich własnie w Kościele, a dotyczy przełozonych. Nie można zatem mówić o władzy, a raczej wykonywaniu powołania w obdarowaniu Bozym na zasadzie sługi wobec Boga i sługi wobec ludzi.

    Taka postawa jedynie może uchronić przed zwiedzeniami, wynaturzeniami, zboczeniami i innymi izmami. Natomiast to co jest dziś w KRK niestety nie ma wiele wspólnego z Kościołem Jezusa Chrystusa i potrzebuje gruntownej reformy, o czym zresztą już wielkie rzesze inetelktualuistów katolickich pisze i mówi.

    Jednak nie jestem optymista zbytnim w tej kwestii i uważam, że prędzej Bóg wyleje Swojego Ducha na nasz kraj przez wspólnoty zielonoświątkowe niż przez KRK, a raczej KRK jeszcze bardziej się zacietrzewi i odejdzie w skrajna postać, a może nawet skończyc się to mariażem pomiędzy Watykanem a rzadem ogólnoświatowym, nadając temuż duchową legitymizacje do działania, a to juz będzie czas ostateczny i spełnianie biblijnej Apokalipsy.

    Zatem co nas czekać może – wydaje mi się, że masowe odejścia od KRK przede wszystkim z powodu zgorszenia, tworzenie nowych wspólnot przez osoby odrodzone z KRK – wolnych, nie mających związku z tym Kościołem, rozwój wspólnot charyzmatycznych o zacięciu zielonoświatkowym, a kostnienie samego KRK i agresja wobec innych. Podobna rzecz działa sie w czasach Reformacji, wówczas jednak ten duchowy powiew został zduszony i stłamszony głównie poprzez działania jezuitów, którzy byli wyspecjalizowani w manipulacji sobie poddanych ludzi tak, aby ostatecznie doprowadzić do zabicia wolności religijnej. Po upadku reformacji w Polsce nastapiły najmroczniejsze czasy dla Polski – zabory, I i II wojna światowa i komunizm, własciwie Polska zginęła z mapy świata. A i dziś mamy jedynie podziały, kłótnie, biedę, nienawiść i to jest pokłosie odrzucenia przez nasz kraj Bożego poruszenia, obyśmy teraz umieli powiedzieć Bogu – TAK!

    Smutne to i przerażające, jednak trzeba pamietac, że i w KRK sa ludzie , którzy kochają Boga i należą do Chrystusa i należy modlic się o ten Kościół , aby Bóg okazał mu łaskę.

    KJ

     
    Odpowiedz
  10. ahasver

    @ … Autorytet a totalitaryzm.

    Jako przedstawiciel filozofii w jej wymiarze akademickim (co wcale nie przemawia na jej korzyść,  wręcz cholera przeciwnie, niemniej do czegoś jednak zobowiązuje), czuję się zobligowany do dokonywania krytyki pewnych terminologicznych utożsamień, w obrębie których staram się unikać wniosków związanych z dedukcją opartą o własny światopogląd.

    Jak zapewne spostrzeżono, mam skrajnie nieraz krytyczny, a na pewno polemiczny stosunek do religii chrześcijańskiej, nie wspominając już o Kościele Katolickim. Historiozofia, którą przyjmuję względem tej instytucji, opiera się w dużej mierze na kontrowersyjnym dziele Karlheinza Deschnera, najbardziej zaciekłego krytyka historii Chrześcijaństwa. Faktografia, którą posługuje się Deschner poparta jest argumentami, z którymi nie sposób się nie zgodzić. Mimo, że przedstawia Kościół jednostronnie, wyłącznie w świetle łotrostwa i zbrodni, których się dopuścił, odrzucanie negatywnej oceny tychże zdarzeń wynikać może wyłącznie z ignorancji. Nie zmienia to faktu, że pod względem oceny filozoficznej dzieła Kościoła, autor "Kryminalnej historii chrześcijaństwa" czy "Opus Diaboli" nie zachowuje obiektywności.

    Wyjątkowa, genialna wręcz wnikliwość historyczna nie sprzyja w jego przypadku filozoficznej refleksji; filozofowie są ludźmi ogółu i szerokich horyzontów refleksji, co niestety znacznie ogranicza ich kompetencje w specjalistycznych dziedzinach wiedzy, takich jak historia czy biologia. Działa to jednak w drugą stronę: Albert Einstein był wyjątkowo kiepskim filozofem. Genialny historyk Karlheinz Deschner również; nie dysponując zbyt dużą ilością czasu na stricte metafizyczną refleksję, zajętego przez tysiące trudnych do powiązania faktów z dziedziny historii, wyciąga wnioski i oceny moralne niesprawdzone i nie przemyślane. O ile krytyka moralna występków Kościoła jest słuszna, a napiętnowanie – podobnie w przypadku afery z pedofilią – jak najbardziej na miejscu, o tyle redukcja całościowej oceny Kościoła do tychże epizodów samo jest już pewną totalizacją własnej krytyki i nieusprawiedliwionym logicznie zawłaszczeniem wartościowania etycznego.

    Światopogląd krytyczno-polemiczny, z którym utożsamiam własne zapatrywania na Chrześcijaństwo staje się ideologią (czyli pewnym totalitarnym systemem) w momencie, w którym dokonuje projekcji własnych tez na obszary dla niego nieweryfikowalne. Taki obszarem jest całościowa (holistyczna i historycznie otwarta) wizja pewnej odmiennej filozofii względem samej siebie. W przypadku Kościoła Katolickiego filozofii tej zdecydowanie nie można redukować do faktów dokonanych (żadnej filozofii nie można redukować do jej historii, ponieważ nieodłącznym atrybutem filozofii jest jej bycie-projektem, czyli pewną potencjalnością, która być może zostanie przez życzliwych interpretatorów rozwinięta w przyszłości), zwłaszcza, że są to epizody całkowicie niezgodne z jej metafizycznymi założeniami (jednym z tych założeń jest właśnie eschatologiczny projekt przyszłości).

    Ludzi dokonujących niecnych czynów nie należy traktować jako godnych reprezentantów instytucji, których cele są diametralnie odmienne, a epizodów historycznych, jeśli nie są zgodne z jej założeniami – jako reprezentatywnych dla jej praktyki. I tak unicestwienie milionów Żydów w Auschwitz należy utożsamić z ideologią nazistowską, ponieważ było jednym z jej priorytetów. Natomiast łupiestwa Wypraw Krzyżowych, śmierć niewinnych, pogańskich dzieci czy nazistowskie koneksje jednego z papieży są wewnętrznie sprzeczne z założeniami, metodologią i metafizycznym projektem, jaki stanowi Kościół Katolicki. Dlatego też ocena moralna tej instytucji na podstawie błędów przypomina redukcję n p. Uniwersytetu Frydburskiego do głównej instancji ideologicznej niemieckiego nazizmu. Utożsamienie uniwersalizmu (katolicyzmu; terminologicznie są to synonimy) kościoła z totalitaryzmem jest wewnętrznie sprzeczne i samo ma charakter totalistycznej redukcji charakteryzującej ideologie, ponieważ o ile totalitaryzm odsyła do władzy (panowania), o tyle uniwersalizm – do pluralności popartej autortetem. Autorytet nie oznacza zaś władzy ani panowania (autorytaryzmu autorytetu), tylko reprezentację pewnej idei, do rangi której urasta bądź nie.

    Posłuszeństwo autorytetowi również zostało w ideologicznie populistycznych środowiskach przeinaczone jako uległość, podczas gdy oznacza posłuch. I tak, choć nie zgadzam się z podstawowymi założeniami filozofii przyrody świętej pamięci Józefa Życińskiego, to jestem – w sensie posłuchu – posłuszny Jego autorytetowi, ponieważ przedstawia on wyższej instancji wnikliwość w kwestie związane z metafizyką. Utożsamienie posłuszeństwa z uległością jest nadużyciem (formą totalizującej [narzucającej] swoją interpretację przemocy argumentacyjnej), prowadzącym dalej do zrównania autorytetu z autorytarnością, a dalej – uniwersalizmu najwyższej instancji, na którą powołuje się autorytet, z totalitaryzmem władzy.

    Podobnie z resztą hermeneutycznie naiwne jest porównywanie „przemocy” religii chrześcijańskiej, którą zalecał Chrystus z przemocą we współczesnym znaczeniu tego słowa, podczas gdy jeszcze do początków XIXw., jego etymologicznym synonimem było „przemaganie” w sensie „przezwyciężania”, i to nie w sensie niszczenia czegoś za pomocą większej mocy i narzucania swojej woli, tylko ukazania mocy wyższej, która przemoże w drugim człowieku jego słabość i wtargnie do jego wnętrza, wydobywając na wyższy poziom. Taki wyższy poziom i wyższa moc każdego człowieka, jego otwarcie na uniwersum jest główną misją Kościoła Katolickiego, który ma swoje autorytety – dla mnie jest nim n p. Edyta Stein albo współcześnie Michał Heller i w przeciwieństwie n p. do Piusa XII to własnie im jestem posłuszny, choć nie utożsamiam się z KK.

    Pozdrawiam serdecznie

    _________________________________________

    http://www.youtube.com/watch?v=_qGn14Trsr8&feature=related

     
    Odpowiedz
  11. Kazimierz

    Małgosiu

    Zgadzam się z Tobą, że początkowo może mieć nawrócony gej problemy z nawiązaniem "normalnych " relacji z kobietami w kontekście małżeństwa i moim zdaniem nie musi wcale do tego dążyc, ale mając też na uwadze wogóle potrzebę związku (dotychczas gejowskiego) myśle, że takie potrzeby może mieć i to nawet silne.

    Jesli chodzi o dyscyplinowanie, ono zawsze ma kontekst pozyskania grzesznika dla Boga. Nie może istnieć dyscyplinowanie jako sędziowski trybunał, ale jako duszpasterskie zatroskanie. Jedynie w przypadku stałego i uporczywego trwania w grzechu Biblia mówi – oddajcie takiego szatanowi, co to znaczy?

    Dobrze to ukazane jest w rozmowie Jezusa z Piotrem, kiedy to Piotr, jak i później inni miał objawienie od Boga w kwestii tego kim jest Chrystus Mat. 16.16 i kiedy Jezus wskazuje jego rolę w Kościele, jako jednego z żywych kamieni Mat. 16.17 por. 1 Ptr. 2.4-5 czy 1 ptr. 5.1 czy też "starszych" – prebiterów, mówiąc że ( w odniesieniu do Kościoła) – "…potęga śmierci nie zdoła go pokonać…"Mat. 16.18b (przekład NT – Liga Biblijna). Oczywiście mając na uwadze Kościół mam na myśli nie instytucjonalną jednostkę, lecz duchową budowlę – własność Jezusa Chrystusa zapieczętowaną Jego Duchem Świętym, jak też przez tegoż Ducha prowadzoną. Tak więc wracając do duszpasterskiego dyscyplinowania w ostatniej fazie (mowa oczywiście o dyscyplinowaniu odrodzonych duchowo ludzi, czyli takich, którzy świadomie i jednoznacznie powierzyli (oddali) swoje życie Jezusowi i podążali za Nim przynosząc owoce), kiedy dojdzie do wydalenia ze wspólnoty, to wówczas potęga śmierci, która nie może pokonać Kościoła, dotknie takiegoż człowieka, gdzyż sam poprzez grzech świadomy i trwanie w nim np. bez próby walki por. 1Kor. 5. 1-7 wyszedł "poza obóz".

    Jednak zanim to się stanie, należy użyc wszelkich duszpasterskich środków, aby doprowadzić do upamiętania takiej osoby. Zgoła inaczej ma się rzecz ludzi nie odrodzonych duchowo, a uczestniczacych w życiu wspólnoty na zasadzie sympatyka, wówczas sprawa jest jasna, że mamy nadzieję, że poprzez zwiastowane Słowo i miłośc Bożą dana osoba otworzy swoje serce na Pana i odda swoje życie Jemu. I w tym kontekście jakże zwodzniczą sprawą jest uznawanie ochrzczonych dzieci jako odrodzonych duchowo ludzi, w moim przekonaniu w mojej długotrwałej służbie dla Pana – jest to wzbudzanie fałszywej pewności do przynależności do Kościoła Jezusa Chrystusa i rugowanie potrzeby duchowego nowonarodzenia, co skutkuje właśnie pogaństwem w Kościele, takim czy innym, bo tę praktykę stosują różne Kościoły.

    Zapewne co do trzeciego twojego akapitu, odpowiedzialność jest niesłychanie ważną sprawą zwłaszcza mężczyzn, którzy dziś w popłochu unikają jej i cedują ją (odpowiedzialność) często na kobiety, które noszą ją często na poziomie jedynie fizycznym, gdyż nie są skonstruowane tak, aby samotnie móc poradzić sobie w tej dziedzinie z każdą odpowiedzialnością (duchową, psychiczną, społeczną itp). Jest to szeroki temat i chętnie się nim zajmę, skoro jest to tak ważna kwestia.

    Jednak odpowiedzialność wierzącego, narodzonego z Ducha Bożego chrześcijanina powinna być za każde relacje, jednak w kwestiach związków skupiona winna być wokół tego co mówi Bóg, a więc wokół małżeństwa i rodziny. Wszelkie inne związki są grzeszne (zawierające w sobie seks), a więc jakby zabronione dla chrześcijanina przez Boga, nie jakby Bogu kto miał krzywde robić, ale jako szkodliwe dla siebie, a często będące pokłosiem grzechu – por. Rz. 1.18-32 – tu nie ma złudzeń, te sprawy dla chrześcijan nie istnieją do praktykowania. Istnieją owszem i są pożądane jako wyzwania ewangelizacyjne czy duszpasterskie. Człowiek żyjący w wymienionych w tym fragmencie grzechach po prostu jak każdy inny musi się na nowo narodzić – por. J. 3. 1-21 z Ducha Bożego, wówczas otrzyma od Boga moc do tego aby po pierwsze rozeznać co jest grzechem, a co nie i po drugie aby skutecznie sprzeciwić sie grzechowi w swoim życiu.

    Och rozpisałem się, już chyba na teraz starczy, to chyba dlatego, że już długo nie pisałem 🙂

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     
    Odpowiedz
  12. elik

    Zamiast odchodzić, czy dołować, buntować innych.

    Jadziu to, o co pytasz jest truizmem. Nikt, a tym bardziej osoby powołane, przez Boga Trójjedynego, a sprawujące władzę, tj. ściślej zaszczytną, odpowiedzialną i służebną funkcję w strukturach Kościoła katolickiego nie ma prawa, ani przyzwolenia najwyższych instancji wspólnoty – tak nagannie (grzesznie) postępować, czy zachowywać się.

    Jednak istotą naszej polemiki chyba jest to, czy relacja osobowa, w tym posłuszeństwo i nie tylko Jezusa wobec Ojca, a nasza wzajemna relacja w rodzinie, wspólnocie, czy państwie jest tożsama z zupełnie inną. Relacją i praktyką bezwzgędnie wymaganą w systemach totalitarnych, oraz tam, gdzie występuje ewidentne nadużywanie wolnej woli i sprawowanej władzy, w tym naruszanie prawa, czy powszechnie przyjętych norm i zasad obyczajowych.

    Jadziu wg. mnie zamiast "odchodzić", czy dołować, buntować innych, w takich przypadkach, kiedy ludzie notorycznie grzeszą tj. świadomie nadużywalą wolnej woli i są ulegli, a nawet posłuszni Złemu. Ponadto akceptują i rozpowszechniają Jego zwyczaje( dowolność, swawolę), a władcy Jemu ulegli nadużywają władzy np: wykorzystują i krzywdzą podopiecznych, czyli stosują system totalitarny.

    Najlepiej jest ufać Bogu Trójjedynemu i w dowolnym Kościele katolickim np: parafialnym wraz z innymi wiernymi, prawymi i sprawiedliwymi. Modlić się i błagać możliwie często Boga Miłosiernego, aby zlitował się nie tylko nad nami wszystkimi, czy ofiarami "Systemu", lecz  i ich oprawcami, krzywdzicielami, a Matkę Jego prosić o wstawiennictwo.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  13. elik

    Co nie jest, lecz tylko wydaje się?……

    Wiem, że to kolejna Pana próba prowokacji i nie tylko wobec mojej osoby, zamiast racjonalnych argumentów , czy sensownych odniesień, ale mnie z kilku powodów trudno całkiem zignorować to, co Pan napisał , do Pani Jadzi, lecz na forum "Tezeusza".

    Oczywiście bardzo dobrze, kiedy Pan i inni myślą (zastanawiają, medytują, rozważają) lub starają się uważnie czytać, poznawać i właściwie rozumieć Słowo Boże lub teksty, wpisy, komentarze, czy argumentację innych.

    Natomiast bardzo źle, wręcz fatalnie, kiedy osoby piszące na forum mniej  lub bardziej świadomie, czy celowo innych dezinformują, wprowadzają w błąd, bo zbytnio zawierzają swojej inteligencji, czy intuicji lub dotychczas pozyskanej wiedzy np: obiegowym i rozpowszechnianym opiniom, mitom, czy intencjonalnie formułowanym interpretacją lub fałszywie formułowanym stwierdzeniom, bądź stawianym tezą. Ponadto w trakcie dyskusji, kiedy mają odnieść się, do krytycznych uwag stosują uniki, czy ulegają zbędnym uprzedzeniom i emocjom, a nawet obwieszczają innym, co im wydaje się, a być może nawet śni, czy marzy.

    Cytuję : "Zatem co nas czekać może – wydaje mi się, że masowe odejścia od KRK……albo "Pan Zbigniew nie wie..….miesza pojęcia..." itp.

    Nas tzn. – kogo?….., oraz – czy wg. Pana wystarczy wiedzieć, nawet dużo, aby bezkarnie obwieszczać innym pragnienia Antychrysta i życzenia wrogów Kościoła katolickiego tzn. wyrokować "masowe odejścia od KRK..."  i jednocześnie być dobrym uczniem Pana i Jego wiarygodnym świadkiem?……

    W świecie cywilizowanym uczonych w Piśmie i faryzeuszy, także fałszywych proroków, oraz inteligentów, czy tylko wyedukowanych nigdy nie brakowało. Jednak taka postawa i zachowanie, w tym wątpliwa formacja, a ściślej brak elementarnego, czy właściwego wychowania – wg. mnie w żadnej mierze nie służy dialogowi, ani porozumieniu i pojednaniu. A tym bardziej nie czyni ich uczniami Jezusa, czy Jego wiarygodnymi świadkami.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  14. elik

    Prawda i łaska wiary – cnoty, uzdolnienia i oceny.

    Bartoszu dziękuję za próbę uściślenia, czy uporządkowania kilku pojęć i spraw, a szczególnie za te słowa :

    "Ludzi dokonujących niecnych czynów nie należy traktować jako godnych reprezentantów instytucji, których cele są diametralnie odmienne, a epizodów historycznych, jeśli nie są zgodne z jej założeniami – jako reprezentatywnych dla jej praktyki."

    Natomiast redukowanie oceny wg. mnie nie koniecznie musi być wyrazem ignorancji, ponieważ najczęściej bywa tak, że ocena jest nie tylko subiektywna, lecz również tendencyjna, a zatem zamierzona i celowo, a nawet z premedytacją redukowana lub modyfikowana (przeinaczana).

    Takie cnoty i uzdolnienia, jak roztropność, dociekliwość, rzetelność, prawość, a tym bardziej łaska wiary w Boga Trójjedynego, także "wyjątkowa, genialna wręcz wnikliwość" . Pozwalają istotom nie koniecznie genialnym, czy świętym, lecz rozumnym i uduchowionym zbliżać się, do Absolutu, także poznawać, uznawać i szanować (doceniać) ludzką wielkość, doskonałość, a przede wszystkim Jego Prawdę – Słowo Boże.

    Chyba trudno przecenić  w doczesnym, także współczesnym życiu człowieka obiektywną prawdę, która pozwala m.in. poznawać i rozumieć świat,  właściwie oceniać rzeczywistość, odróżniać dobro, od zła, a nawet ukazywać innym i demaskować wszelkie zło, w tym dwuznaczności, manipulacje, nadinterpretacje, etc, a nawet rzeczywiste, lecz ukrywane myśli (intencje) inteligentnych, lecz często małych, czy cynicznych, podłych i nikczemnych ludzi.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  15. Anonim

    Yo!
    Moje linki są jakie

    Yo!

    Moje linki są jakie są, ale pokazują alternatywę, przed jaką stoimy. Albo Kościól, albo podobne exscesy. Innej drogi nie ma. Drugim waznym aspektem jest, że co niektórzy dają się robić w trąbę mediom, które nagłaśniają co chcą.

     
    Odpowiedz
  16. Kazimierz

    @ SE Kościół ale jaki?

    Myślę, że w naszej dyskusji nie chodzi o wybór między światem a Kościołem (taki zawsze istnieje), ale pytanie dotyczy jaki Kościół ma być, czy inaczej jaki Kościół podoba się Panu (może jeszcze inaczej, czy taki Kościół buduje Pan – wszak On jest budowniczym), który Go powołał do istnienia. Być może to już tylko my budujemy nasz Kościół, a on już wcale Chrystusowy nie jest.

    I nie chodzi tu o nazwę organizayjną, ale o charakter, o życie z Jezusem. Żyjemy w społeczeństwie, które już nie jest w średniowieczu i Biblia ani książki teologiczne, hermeneutyczne, i inne zawierające świadectwa działania Boga w ludziachsą dostępne. Więcej żyjemy w dobie internetu wszechobecnego, gdzie osoba poszukująca może oglądać i słuchać kazań, nauczań kaznodzieji z całego świata i ze wszystkic denominacji i dziś w związku z tym nie da się nakazać wierzyć tak czy tak, ale wiara staje się tym, czy Pan Jezus od początku założył osobistym spotkaniem z Jezusem, a nie stadnym wierzeniem, w którym mało, albo wcale jest tych, którzy na prawdę znają Pasterza.

    KJ

     
    Odpowiedz
  17. Anonim

    @Kazimierz Juszczak

    Normalny Kościół taki jak zawsze był: Święty i Apostolski. W swej masie różny.

    2 Nie dziwi mnie podziw dla Internetu z jego zalewem papki.

    3. Czy Kościól podoba się Jezusowi? Generalnie tak.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code