Miesięcznik " W drodze"

Bóg kocha homoseksualistów

Spread the love

Bóg kocha homoseksualistów

rozmowa z Richardem Woodsem OP

Jest ojciec autorem kontrowersyjnej książki na temat homoseksualizmu „O miłości, która nie śmiała wymawiać własnego imienia”. Co ojca skłoniło do jej napisania?
 
Zostałem poproszony o napisanie tej książki w 1976 roku, zanim nastąpiło wiele zmian w Kościele. Miała to być jedna z pozycji katolickiego wydawcy w serii o poglądach nowoczesnych katolików na kontrowersyjne tematy.

W tym czasie pracowałem jako duszpasterz grupy osób o orientacji homoseksualnej działającej w Archidiecezji Chicago za zgodą tamtejszego kardynała. Zapytano mnie, czy mógłbym napisać książkę poruszającą tę kwestię od strony duchowości, z duszpasterskiego punktu widzenia. Książka, która stała się do pewnego stopnia kontrowersyjna, została dość dobrze przyjęta przez krytykę.

W pewnym okresie prowadziłem również kurs w Dominikańskiej Szkole Teologii w Kalifornii na temat pomocy duszpasterskiej dla mniejszości seksualnych. Pracowałem też jako terapeuta, potem zaś otrzymałem stanowisko na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Loyoli w Chicago i pracowałem w klinice zajmującej się problemami płciowości. Po tym wszystkim zacząłem pracować nad tą książką i jej kolejnymi edycjami.

Po trzech edycjach O miłości… w Ameryce skontaktował się ze mną polski dominikanin. Zapytał, czy można ją przetłumaczyć na polski. Zgodziłem się na to z przyjemnością. Zasięgałem w tej sprawie opinii przełożonych i nie sprzeciwiali się ani pisaniu samej książki, ani jej tłumaczeniu. Początkowo kilka punktów w niej wzbudziło pewne wątpliwości, a nawet wywołało interwencję ze strony Stolicy Apostolskiej, nie było to jednak potępienie. Wprowadziłem pewne zmiany w drugiej i trzeciej edycji, aby uniknąć nieporozumień. Od tej pory książka, choć nie jest obecnie wznawiana, jest dostępna w Internecie i nadal jest w obiegu.

Rozmawiamy o homoseksualizmie jako chorobie czy też zespole cech nabytych poprzez wychowanie. Jaka jest przyczyna zachowań homoseksualnych?
 
Ciągle nie jest w pełni wyjaśnione, jak to się dzieje, że u niektórych ludzi rozwijają się preferencje w stosunku do osób ich własnej płci, a nie płci przeciwnej. Myślę tu o wyłącznych preferencjach. W psychologii i psychiatrii od dawna wiadomo, że ludzie nie są od urodzenia wyłącznie homo– lub heteroseksualni. Jest gama zachowań seksualnych, przejawiających się w różnym wieku, mieszczących się w granicach normy. Tajemnica homoseksualizmu nie ogranicza się do ludzi. Wiemy już, że również u zwierząt pojawiają się homoseksualne zachowania i preferencje. Niektóre łączą się w pary, mimo że należą do tej samej płci. Na przykład łabędzie mogą na całe lata łączyć się w parę z osobnikiem tej samej płci.

Istnieje ogólna tendencja, aby szukać wyjaśnienia przyczyn homoseksualizmu w genetyce. Wyrażany jest pogląd, że jesteśmy jeszcze przed poczęciem zaprogramowani genetycznie w określony sposób. Nie ma na to dowodu. Z pewnością dużą rolę odgrywa wychowanie. Między zwolennikami teorii genetycznej i teorii wychowania toczy się spór. Kwestia, czy ludzie są zaprogramowani od urodzenia przez geny do takiej czy innej orientacji, nie jest do końca wyjaśniona. Czy może zostali tak ukształtowani przez wychowanie? Czy jest możliwa modyfikacja ich zachowania? Nie wydaje mi się. Jest kilka powodów, aby tak sądzić. Prawie wszystkie programy terapeutyczne, które zmierzały do zmiany orientacji seksualnej uczestników, się nie powiodły. Zmiana orientacji seksualnej osób homoseksualnych wydaje się tak samo niemożliwa, jak osób heteroseksualnych.

Wydaje się jednak oczywiste, że wielu ludzi o orientacji heteroseksualnej może przejawiać zachowania homoseksualne. W więzieniach, na statkach czy w wojsku, gdzie nie ma przedstawicieli płci przeciwnej, ludzie są skłonni nawiązywać kontakty seksualne z przedstawicielami własnej płci. Zwykle, gdy ponownie pojawią się w ich otoczeniu osoby przeciwnej płci, powracają do kontaktów heteroseksualnych. Zatem zachowanie seksualne nie jest zorientowane na przedstawicieli tylko jednej płci. Niektórzy ludzie mają tak głęboko zakorzenione preferencje dla płci przeciwnej, że nigdy nie zaangażowaliby się w kontakty homoseksualne. Być może taka jest większość populacji. Ale, jak wiemy ze statystyk, nie jest to większość, która stanowiłaby aż 90% społeczeństwa.

Obecnie uważa się, że rozwój orientacji i zachowań homoseksualnych ma podstawy biologiczne zmodyfikowane przez zachowanie. Ludzie często wybierają obiekt preferencji seksualnych w zależności od okoliczności, w jakich się znajdują, ale nie zmieniają swojej podstawowej orientacji. Pojawiło się pytanie, czy może pomóc inżynieria genetyczna, ale nikt tego obecnie nie wie. Musi to zatem pozostać do pewnego stopnia tajemnicą. Na razie nie znamy i być może nigdy nie będziemy znali wszystkich czynników składających się na problem homoseksualizmu.
 
Jaka jest postawa Kościoła wobec homoseksualistów? Czy są oni niezrozumiani, czy czują się „gorszymi dziećmi Boga” i katolikami drugiej kategorii?
 
Katolicy, chrześcijanie, żydzi i inni przedstawiciele różnych tradycji religijnych mają swoje oczekiwania wobec tradycji religijnej. Chcą być zaakceptowani jako część społeczności religijnej i mają do tego prawo. W przypadku katolików prawo to daje im chrzest. Poprzez bierzmowanie wierzący stają się chrześcijanami w pełnym tego słowa znaczeniu i oczekują, że zostaną pełnoprawnymi członkami społeczności Kościoła w jedności z nim.

Czy są niezrozumiani w znacznym stopniu? Tak. W piśmiennictwie chrześcijańskim aż do czwartego wieku, nawet w pismach św. Pawła odnajdujemy dowody na istnienie podobnych problematycznych kwestii. W Liście do Koryntian św. Paweł musi wynajdywać słowa, aby opisać rzeczy, które sam rozumie, ale my dzisiaj nie do końca je rozumiemy. Wiemy, że w okresie Cesarstwa Rzymskiego, w okresie hellenistycznym i w okresie wczesnego chrześcijaństwa miały miejsce rzeczy, które określilibyśmy mianem złego prowadzenia się, inne niż cudzołóstwo i nierząd. Było to, na przykład, wykorzystywanie chłopców do praktyk seksualnych, czyli pederastia. W kulturze Grecji i Rzymu chłopcy przed okresem dojrzewania byli uważani za uosobienie piękna, a współżycie z nimi nie było w oczach Greków i Rzymian przestępstwem. Zmieniało się to, kiedy chłopiec stawał się mężczyzną. Na pewnych obszarach obowiązywały bardzo surowe prawa zabraniające homoseksualizmu wśród dorosłych, ale w obrębie kultury rzymskiej było to dopuszczalne.

W listach do Rzymian i Koryntian św. Paweł wspomina o homoseksualnych praktykach związanych ze świątyniami i kultem bogów, które go oburzały. Powszechne było wówczas istnienie związanych ze świątyniami prostytutek obojga płci. Kiedy zatem św. Paweł w Liście do Rzymian łączy seksualną perwersję z bałwochwalstwem, to właśnie ma na myśli. Wspomina też o powszechnym zwyczaju zadawania się żonatych mężczyzn z męskimi prostytutkami, co zostało wielokrotnie potępione przez Ojców Kościoła. Kiedy czyta się żywoty Ojców Kościoła, widać, że wiele pokus cielesnych, na które byli wystawieni, łączyło się z pożyciem z młodymi chłopcami. Na przykład, Ojcom Pustyni diabeł często jawił się pod postacią młodego chłopca. Była to pokusa seksualna, ponieważ wynikała z ówczesnej kultury. W długiej historii chrześcijaństwa pewne zachowania seksualne były uważane za dopuszczalne lub nie, ale te, które były częścią dziedzictwa kultury rzymskiej, we wczesnym chrześcijaństwie należały do praktyk potępianych.

Homoseksualizm zaczęto piętnować w dwunastym i trzynastym wieku. Przedtem nie przykładano do niego większej wagi i potępiano tylko pewne zachowanie seksualne. Na Zachodzie wraz z rozwojem teorii prawa naturalnego opartej na kategoriach arystotelesowskich, opisanej przez św. Alberta Wielkiego i św. Tomasza z Akwinu, homoseksualizm zaczęto uważać za grzech przeciw naturze, podobnie jak lichwę. Przedtem nie postrzegano go w taki sposób. Jak wiadomo, w długiej historii teologii moralności pewne kwestie były traktowane na różne sposoby. Musimy więc być bardzo ostrożni, chcąc przenosić idee historycznie i kulturalnie zakorzenione w średniowieczu do naszych czasów, podobnie jak nie stosujemy już obecnie ani medycyny, ani psychologii wieków średnich.

Czy ludzie z homoseksualnymi inklinacjami lub doświadczeniami czują się gorszymi dziećmi Boga, czy też katolikami drugiej kategorii? Na pewno czasami tak jest. W czasie mojej posługi w duszpasterstwie, w którym działałem w latach 80., wielu ludzi tak się nie czuło. Postrzegali siebie w pełni jako dzieci Boże, jako siostry i braci, Jezus był ich Panem i Zbawicielem i nie czuli się w mniejszym niż ktokolwiek inny stopniu katolikami czy dobrymi chrześcijanami. Myślę, że często ludzie o orientacji seksualnej, która nie jest uważana za normę, czują się winni.

Problem leży w zrozumieniu siebie, a ono uwarunkowane jest przez postawy, które nie są same w sobie ani teologiczne, ani szczególnie chrześcijańskie, lecz kulturowe. Na przykład chrześcijanie w Meksyku czy chrześcijanie w Chinach mieliby odmienne odczucia wobec homoseksualizmu niż chrześcijanie w Danii czy Francji. Moja książka przetłumaczona została na język polski pod tytułem O miłości, która nie śmiała wymawiać własnego imienia, podczas gdy tytuł amerykański brzmiał Another Kind of Love (Inny rodzaj miłości). W obu wypadkach tytuły wybrałem sam. Zaczerpnięte zostały z Oscara Wilde’a, z poezji czasów wiktoriańskich, kiedy to również zjawisko homoseksualizmu było powszechne, ale głęboko ukrywane. Nie mówiło się o nim, choć było częste.

Niektórzy z tych ludzi czują się gorsi niż zwykli chrześcijanie. Myślą, na przykład, że pójdą do piekła z powodu swojej homoseksualnej orientacji. Jest to sprzeczne z doktryną chrześcijańską, ponieważ nie wierzymy w predestynację czy determinizm biologiczny. Tendencja do zrównywania biologii z przeznaczeniem, co jest zupełnie błędne, ogromnie utrudnia zrozumienie tego zjawiska.

Kobiety miały ten sam problem, kiedy dawniej uważano je za gorszych ludzi i gorszych chrześcijan niż mężczyźni. Jedną z kwestii dotyczących kobiet jest uzyskiwanie przez nie święceń kapłańskich oraz pełny udział w życiu Kościoła. Jeśli tego im odmówimy, czy możemy twierdzić, że mają one równe prawa z innymi dziećmi bożymi? Z tego punktu widzenia to bardzo poważny problem. W wiekach średnich niektórzy teologowie twierdzili, że kobiety nie są istotami w pełni ludzkimi. Nie ma powodu, aby ktokolwiek czuł się mniej kochany przez Boga. Jezus stawia tę sprawę bardzo jasno. Bóg kocha wszystkich, Bóg chce zbawić cały świat i nikt nie jest z tego planu wykluczony z powodu tego, kim jest.

To, że ludzie mają problemy, nie oznacza, że odrzucili Boga. Jezus mówi, że złodzieje i prostytutki gwałtem wdzierają się do królestwa niebieskiego przed faryzeuszami. Pojawia się pytanie, kto należy do faryzeuszy, a kto jest złodziejem i prostytutką. Ja mógłbym być pośród złodziei i prostytutek.
 
Jeśli Jezus jest tak otwarty, że pozwala złodziejom i prostytutkom jako pierwszym wejść do królestwa, to skąd bierze się w nas, w uczniach Chrystusa, postawa odrzucenia osób homoseksualnych?
 
Ponieważ jesteśmy ludźmi, mamy ludzkie wady i upadamy, co jest często uwarunkowane przez kulturę, w której żyjemy. Na przykład w moim kraju, w USA, Murzynów nie uważano za ludzi w pełnym tego słowa znaczeniu. Myślę, że to zawsze był problem; przeraża nas odmienność, czujemy się zagrożeni przez ludzi, którzy są od nas inni.

Wielu ludzi czuje się seksualnie zagrożonych przez osoby płci przeciwnej. Pomagałem wielu mężczyznom o wyraźnej orientacji heteroseksualnej, którzy nie mieli żadnych kontaktów z kobietami, ponieważ bali się ich. Uważali, że kobiety są odmienne od nich, że są tajemnicze i dziwne, dlatego woleli towarzystwo mężczyzn. Podobnie niektóre kobiety o wyraźnej orientacji heteroseksualnej boją się mężczyzn. Często mają do tego powody wynikające z wychowania itp.

Odmienność może być zatem postrzegana jako duże zagrożenie. Bóg nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Bóg kocha różnorodność i myślę, że kocha też homoseksualistów. Ktoś powiedział, że w przeciwnym razie nie stworzyłby ich tylu. Jeśli tak jest naprawdę, to nie ma powodu, aby ktokolwiek nie czuł się w pełni kochany przez Boga i nie był pełnoprawnym członkiem wspólnoty chrześcijańskiej. Jedyną rzeczą, która może mu w tym przeszkodzić, jest jego własna decyzja o odejściu. Wielu homoseksualistów, również tych, z którymi pracowałem, zdecydowało się pozostać częścią wspólnoty Kościoła.

Co ludziom o orientacji homoseksualnej najtrudniej zaakceptować w Kościele i jego nakazach?
 
Jest wiele czynników. Niektórzy uważają, że powszechna nauka Kościoła, szczególnie w ciągu ostatnich 25 lat, ma tendencje do demonizowania problemu homoseksualizmu. I to jest dla nich najtrudniejsze. Kiedy na przykład Kongregacja Nauki Wiary opisuje homoseksualizm jako zaburzenie ontologiczne, brzmi to jak coś naprawdę złego. Kościół, mówiąc o homoseksualizmie, stara się unikać języka medycznego, ponieważ w wyniku badań psychiatrów i psychologów stwierdzono, że homoseksualizm nie może być postrzegany jako patologia; homoseksualiści są pod każdym względem zdrowi. To, że ktoś ma taką czy inną orientację seksualną, nie oznacza, że jest dotknięty psychiczną lub fizyczną chorobą. Dlatego w nauczaniu Kościoła delikatnie przesunięto wagę tego problemu z obszaru medycznego w metafizyczny, w którym to zaburzenie ontologiczne wyrażało się poprzez inklinację homoseksualną.

Zaburzenie ontologiczne, chociaż jest uważane za złe, nie jest grzeszne. Trudno jest zrozumieć, że może być złe, choć nie grzeszne. Oznacza to, że każde działanie polegające na uleganiu takiemu zaburzeniu ontologicznemu byłoby ipso facto grzeszne. Tutaj pojawia się jednak następujący problem: seksualność, a szczególnie orientacja homoseksualna, nie może być rozpatrywana na poziomie ontologicznym, który zajmuje się istnieniem rzeczy. To, że istnieje ciało, jest zagadnieniem ontologicznym, ale fakt, że ktoś ma oczy niebieskie, a ktoś inny brązowe, nie jest różnicą ontologiczną. W nauczaniu Kościoła chodzi o określenie podstawy różnic ontologicznych. Mimo to ludzie, słysząc określenia typu „zaburzenie ontologiczne”, czuli się źle. Gdyby nie słyszeli języka Kościoła, nie sprzeciwialiby mu się na gruncie filozoficznym.

Dla osób homoseksualnych najtrudniejszą rzeczą do zaakceptowania w nauce Kościoła jest stwierdzenie, że wszystkie czyny przez nich popełniane są w pewnym sensie grzeszne i przeszkadzają im w uczestnictwie w Kościele i królestwie Bożym. Wydaje mi się, że oskarżenia wobec ludzi o orientacji homoseksualnej nie były sprawiedliwe, lecz krzywdzące. Poczuli oni, że ich postępowanie jest bardziej naganne i obarczone winą niż jakiekolwiek inne. Najdziwniejsze jest to, że nie stawiamy takich samych barier ludziom o orientacji heteroseksualnej. O dziwo, Kościół jest bardziej tolerancyjny, jeśli chodzi o nierząd, cudzołóstwo i różne inne zjawiska.

Myślę, że najtrudniejszą rzeczą w teologii duszpasterskiej, a w posłudze duchownej w szczególności, jest spieszenie z pomocą ludziom obarczonym poczuciem braku wartości z powodu tego, że są tym, kim są. Nie jest to kwestia ontologii, ale kwestia tożsamości. Jeśli młody człowiek mówi, że jest homoseksualistą, to tak jakby mówił: jestem strasznym grzesznikiem. Kiedy młody człowiek chce powiedzieć matce, ojcu czy przyjacielowi, że jest homoseksualistą, boi się, że zostanie wyrzucony z domu, że matka lub ojciec nie będą z nimi chcieli rozmawiać. Mam do czynienia z wieloma młodymi ludźmi, których wyparły się rodziny, kiedy przyznali się do bycia homoseksualistami. Mówi się, że ludzie powinni być uczciwi i powinni zostać zaakceptowani tacy, jacy są, ale dorośli nie zawsze potrafią sobie z tym poradzić. Często kończy się to ucieczką z domu młodych ludzi i życiem na własne konto. To bardzo smutne. Często, kiedy przychodzą oni do konfesjonału, sami księża mają wiele problemów z ich spowiedzią. Sporządziłem listę księży i miejsc spowiedzi, które odradzam homoseksualistom, ponieważ często pokuta, którą otrzymywali za grzechy, które ja nazwałbym powszednimi, po prostu była okropna. Pewien mężczyzna opowiedział mi, że ksiądz kazał mu umyć usta w toalecie. To jest szalony, sadystyczny pomysł. Takie rzeczy kazano im robić, ponieważ mówili, że są homoseksualistami. Ci ludzie przychodzili do spowiedzi ze strachem, że każę im robić jakieś okropne rzeczy, a kiedy tak nie było, wiele razy wybuchali płaczem. Wcześniej zdarzało im się, że wyrzucano ich z konfesjonału, krzyczano na nich i poniżano publicznie. To sprzeczne nie tylko z prawem zwyczajowym, ale z każdą doktryną chrześcijańską. Ludzie byli poniżani publicznie i hańbieni, co sprawiało, że czuli się bezwartościowi. To, że tak wielu z nich pozostało dobrymi chrześcijanami wiernymi Kościołowi, jest cudem łaski Bożej. Są dobrymi ludźmi.

Co zatem powinniśmy zrobić jako Kościół, aby nie odrzucać tych ludzi?

Po pierwsze, trzeba być jak Jezus.

Czy powinniśmy coś zmienić w prawie kanonicznym lub w innych dokumentach Kościoła?

Problem nie leży w prawie kanonicznym czy w dokumentach, które zostały stworzone przez Kongregację Nauki Wiary. Wydaje mi się — i jest to moja prywatna opinia, a nie stanowisko teologiczne — że powinniśmy mieć moratorium na każde oświadczenie w każdej sprawie takiej natury przez przynajmniej dziesięć lat. Po prostu dlatego, że w ciągu ostatnich 25 lat prawie każde oświadczenie w tej sprawie było błędne. Magisterium Kościoła można poprawiać, gdy popełnia błędy.

Myślę, że powinniśmy zacząć od zrozumienia różnic między ludźmi. Ludzie różnią się między sobą w sposób statystycznie przewidywalny. Wszystkie dane naukowe pokazują, że istnieje nieredukowalne minimum młodych ludzi, którzy są odmienni pod względem płciowości. Nie chodzi tylko o homoseksualizm, ale biseksualizm, aseksualizm czy jakkolwiek by to nazwać. Jest wiele odcieni seksualności, które same w sobie nie są patologiczne. Na przykład, niektórym ludziom atrakcyjni wydają się starsi od nich, a niektórym młodsi, innym otyli. Czy to jest patologia? Nie, jest to tylko różnica, różnica w preferencjach seksualnych.

Osoba, która woli kontakty seksualne z dziećmi, cierpi na zaburzenia. To jest całkowicie jasne. W psychologii znane są różne rodzaje zaburzeń seksualnych określanych mianem zboczeń. Oznacza to coś więcej niż różnicę, nazwałbym to zakłóceniem normalnego biegu ludzkiego zachowania. Na przykład, są ludzie, którzy zastępują osoby przedmiotami, co znane jest jako fetyszyzm, i to jest zaburzenie. Pederastia czy pedofilia jest sama w sobie zaburzeniem wtedy, gdy mamy do czynienia z dorosłymi, którzy dręczą dzieci. W przypadku, kiedy mamy do czynienia z dwoma dorosłymi osobami, z których jedna jest starsza, to nie jest to samo.

Musimy być zatem bardzo ostrożni, jeśli chodzi o przenoszenie naszych uprzedzeń na grunt teologii. Obawiam się, że wiele takich przypadków miało miejsce. Byłbym również ostrożny, jeśli chodzi o filozofię. Mój problem z dokumentami kościelnymi, które ukazały się, odkąd kardynał Ratzinger jest przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary, polega na tym, że w moim odczuciu jego filozofia jest niezadowalająca. O wiele bardziej odpowiada mi personalistyczna filozofia papieża Jana Pawła II. Jest coś w filozofii Ratzingera na temat osoby ludzkiej, co nie pasuje do katolickiej tradycji. To może wydawać się dziwne, ale im dłużej czytam takie dokumenty, tym bardziej odnajduję w nich echo kalwinizmu i filozofii predestynacji. Odnajduję tam dziwne skłonności do determinizmu biologicznego, w tym znaczeniu, że biologia wyznacza nasze przeznaczenie, co nie jest prawdą. Istoty ludzkie są podatne na ukształtowanie i są także z natury dobre, ponieważ zostały stworzone na obraz i podobieństwo Boże. Żadna część istoty ludzkiej nie może być obiektywnie zła.
 
Nie wydaje się Ojcu, że kiedy mówimy o preferencjach seksualnych, takich jak wybieranie starszych, otyłych czy młodszych na partnerów seksualnych, traktujemy to wszystko w kategoriach aktów i pomijamy coś, co jest bardzo istotne dla nauki Kościoła, to znaczy miłość?
 
Oczywiście. Różnica polega na tym, że mylimy zachowanie z postawą wobec drugiej osoby. Tego rodzaju inklinacje wynikają z doświadczeń danej osoby, z jej dzieciństwa, z całego życia. To nie ma nic wspólnego z miłością. Miłość przychodzi jako pewna cecha zachowania ludzi. Na przykład, wielu ludzi obawia się i nie lubi ludzi otyłych, i nie chce przebywać w ich otoczeniu. Uważają ich za zagrożenie i uciekają przed nimi. Tak samo jest z ludźmi o czarnym kolorze skóry. Przejawianie skłonności seksualnych w stosunku do czarnych osób bądź bycie przepełnionym nienawiścią i strachem w stosunku do nich nie ma nic wspólnego z miłością. To są uczucia podniecenia lub obrzydzenia oparte na doświadczeniach, które w niektórych przypadkach mogą być patologiczne, a w niektórych nie.

To, czy pojawi się miłość, jest sprawą woli. Oznacza to, że chcemy dobra danej osoby bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Kiedy Jezus napotykał kogokolwiek, kochał go. Ewangelia św. Marka mówi nam, że wejrzał z miłością na młodzieńca, miał też swojego ukochanego ucznia. Zabawną rzeczą jest, że wszyscy, których Jezus kochał, byli mężczyznami, ale nikt nigdy nie powiedział o Nim z tego powodu, że był homoseksualistą. To nie jest logiczne. Ale fakt pozostaje faktem, że kochać kogoś oznacza pragnąć jego dobra. Jeśli czujemy do kogoś pociąg czy podniecenie w jego obecności, to nie oznacza, że kochamy tę osobę. Może to być tylko pożądanie. Kiedy pojawia się miłość, staramy się powstrzymać od nakłaniania drugiej osoby do czynienia rzeczy, które byłyby dla niej szkodliwe. W przypadku męża i żony może to oznaczać powstrzymanie się od stosunku seksualnego ze względu na zdrowie współmałżonka. To jest akt miłości. W małżeństwie zdarza się, że ludzie nie mają ochoty na uprawianie miłości, ale robią to, ponieważ kochają tę drugą osobę. To jest istotne, to jest esencją ludzkiego współczucia i przyjaźni. Chodzi o to, aby nie stawiać swoich pragnień i potrzeb ponad potrzeby drugiej osoby. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby czynić dobro i chcieć dobra drugiej osoby.

Jeden z moich przyjaciół napisał kilka lat temu książkę Loving Someone Gay (Kochać geja). To była wspaniała pozycja poruszająca ważną kwestię teologiczną: jak kochać kogoś, kto jest odmienny od nas. Przede wszystkim trzeba mu dobrze życzyć, czynić dla niego dobro, nie ranić, nie czynić zła. Z teologicznego punktu widzenia oznacza to przede wszystkim pragnienie zbawienia dla tej osoby i wszystkiego, co dla niej najlepsze. Kiedy matka kocha swoje dzieci, chce, aby były zdrowe, szczęśliwe, dobrze wykształcone itp. Spójrzmy, jak kochają się przyjaciele. Czynią dla siebie dobro, ponieważ się kochają, lubią ze sobą przebywać. To rodzi pytanie na temat czystości seksualnej.

Jedno z pytań, które mi zadałeś, brzmiało: „Jak wielu ludzi o orientacji homoseksualnej żyje w czystości?”. Oczywiście, wielu tak robi. Ale najpierw trzeba sobie zadać pytanie, co rozumiemy poprzez czystość. Ludzie żyją w czystości również w związkach małżeńskich. Czystość to nie to samo, co celibat. Czystość oznacza odpowiednie działanie dotyczące seksualnej natury człowieka. Czy homoseksualiści żyją w czystości? Tak. Czy żyją w celibacie? Tak. Znam bardzo wielu z nich, którzy żyją w celibacie. Czy czystość i grzech wzajemnie się wykluczają? Nie. Człowiek może żyć w czystości, a popełniać błędy. Nie przestaje być cnotliwy, ponieważ popełnia błędy. Czystość to nie jest zjawisko, które może zaistnieć w 100% lub nie zaistnieć wcale. Czystość, podobnie jak inne cnoty, to coś, do czego dorastamy. Ci, którzy żyją w czystości, nie obawiają się cieszyć ludzkim pięknem i czują się szczęśliwi w otoczeniu pięknych ludzi. Celibat nie oznacza braku płciowości. Oznacza właściwe skorzystanie z daru płciowości w służeniu naszym braciom i siostrom w budowaniu królestwa niebieskiego. I wielu homoseksualistów, których znam, tak czyni.
 
Jak procentowo oceniłby ojciec tę liczbę?

Tego nie wiem, nikt tego nie wie. To, że wiem o tych ludziach, wynika z mojego osobistego doświadczenia. Wiem, na przykład, że wiele par homoseksualnych żyje w wierności wobec siebie. Obojętnie, jak Kościół postrzega ich pożycie seksualne, są sobie wierni tak samo, a nawet bardziej aniżeli wiele par heteroseksualnych. Na tym właśnie polega życie w czystości, jeśli ujmiemy rzecz w kategoriach arystotelesowskich. Zachowują oni swoje dary płciowości dla siebie nawzajem, umacniają swoją wzajemną miłość, nie szukają innych partnerów. Oczywiście, nie wszyscy tak postępują, jest z nimi tak samo jak z wszystkimi innymi parami. Ideałem czystości w nauczaniu Kościoła wobec homoseksualistów jest życie w całkowitej cnocie. Jest to bardzo trudne.

Jeden z moich wspaniałych nauczycieli mawiał, że w przeszłości spowiednicy, do których przychodziły osoby homoseksualne, radzili im wstąpienie do zakonu. Życie zakonne miało im zapewniać ochronę, gdyż klasztory były środowiskami, w których czystość była sposobem na życie, w których mogli być sobą i nie musieli obawiać się nadużyć seksualnych. Niestety, to tylko ideał. A przynajmniej — nie zawsze jest to całkowita prawda, tylko w niektórych przypadkach. Niestety, mieliśmy okazję zaobserwować, ku naszemu przerażeniu, że ludzie, od których oczekiwano czystości, byli dalecy od cnotliwego życia. Jak to się stało, pozostaje dla mnie wciąż wielką tajemnicą. Są to zwykłe upadki. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednak grzech usankcjonowany przez instytucję jest czymś odmiennym. Kiedy instytucje religijne, szkoły czy sierocińce stały się miejscami perwersji seksualnych, stało się coś strasznego. Ciekawe, że Święte Oficjum milczy na ten temat.

Czy coś powinno się zmienić w nauce Kościoła, jeśli chodzi o wymagania stawiane ludziom orientacji homoseksualnej?

Niewiele. Nauczanie Kościoła na ten temat jest bardzo zróżnicowane, zależy, czy mówimy o oficjalnej nauce Kościoła, powszechna nauka Kościoła bowiem jest w tej sprawie od wieków ustalona. I wydaje mi się, że z tego powodu homoseksualiści pozostali wierni Kościołowi. Chodzi o to, aby unikać grzechu, czynić dobro, uczestniczyć, w miarę możliwości, w budowaniu Kościoła jako ciała Chrystusa wśród wszystkich jego członków. Taka jest powszechna nauka Kościoła.

Na co liczą osoby homoseksualne, przychodząc do duszpasterza, jakie są ich oczekiwania?

Przede wszystkim szukają akceptacji. Chcą być przyjęci z radością. Oczekują, że ich obecność będzie mile widziana w społeczności chrześcijańskiej, nie dlatego, że są homoseksualistami, ale dlatego że po prostu są, dlatego że są ludźmi. Orientacja homoseksualna nie jest powodem, dla którego mogliby zostać przyjęci lub odrzuceni. Chcą po prostu być zaakceptowani tacy, jacy są, dla nich samych. Oczywiście włączając w to fakt, że mają orientację homoseksualną.

Dlatego młodzi ludzie często pytają, „Czy kochałbyś mnie nadal, gdybyś wiedział, że jestem homoseksualistą?”. Chcą to wiedzieć. Myślę, że każdy ksiądz, który ma do czynienia z jakimikolwiek młodymi osobami, szczególnie nastoletnimi, powinien mieć świadomość tego, że takie pytanie może usłyszeć: „Czy kochałbyś mnie nadal, gdybyś wiedział, kim naprawdę jestem?”. Uważam, że powinniśmy promieniować odpowiedzią na to pytanie, zanim jeszcze je usłyszymy, i powinna to być odpowiedź: „Tak, akceptuję cię, kimkolwiek jesteś”. Kiedy ludzie przychodzili do Jezusa, wiedzieli, że zawsze mogą się do Niego zbliżyć. Wszyscy ci ludzie, którzy trzymali się na uboczu, ponieważ byli chorzy, trędowaci, wiedzieli, że mogą do Niego przystąpić, ponieważ nigdy nikogo nie odepchnął.

Co jest podstawą pracy duszpasterskiej ojca?

Przede wszystkim trzeba czuć się dobrze z samym sobą i z innymi ludźmi. W takim sensie, żeby nie pozwolić się łatwo wyprowadzić z równowagi osobistymi wyznaniami. Nie należy także osądzać zbyt łatwo, a szczególnie potępiać rzeczy, których się nie rozumie, nawet takich, które są czasami przerażające lub dziwne.

Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z osobą, która była pedofilem — mężczyzną, który długi czas spędził w więzieniu i chciał odbyć rekolekcje — zaskakujące było dla mnie odkrycie, że kiedy wyznał, kim jest, za tym wyznaniem kryło się pytanie: „Czy mnie jeszcze zaakceptujesz, czy wolno mi nadal tu przychodzić, bo pociągają mnie seksualnie mali chłopcy?”. Wiedział, że to było nie tyle złe, ile chore, było to coś, co musiał kontrolować, ponieważ zachowanie wynikające z ulegania tej inklinacji byłoby złe. To było straszne, ale nauczyłem się od niego czegoś istotnego. Nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić. Powiedział: „Kocham dzieci, chcę wyrażać moją miłość do nich, nie chcę ich krzywdzić”. W pewien sposób on sam był małym chłopcem, który mieszkał w ciele mężczyzny, i na tym polegał jego problem. Był tego świadomy. Spytał mnie: „Czy mnie jeszcze zaakceptujesz, skoro wiesz, kim naprawdę jestem?”. Mam nadzieję, że tak postąpiłem; mogliśmy wspólnie przejść kawałek drogi.

Wydaje mi się, że to, co usłyszałem od niego, dotyczy wielu innych osób, które mają problemy wielorakiego rodzaju. Kiedy pracowałem w Centrum Pomocy Osobom z Problemami Seksualnymi w San Francisco, spotykałem różnych ludzi mających trudności z własną płciowością. Ich wszystkich nurtowało to samo pytanie: „Czy możesz mnie polubić? Czy możesz mnie zaakceptować jako istotę ludzką, pomimo mojego okropnego sekretu?”. Myślałem wtedy, co zrobiłby Jezus, gdyby tu był, i często słyszałem samego siebie, jak mówię to prawdziwe, ale odstraszające zdanie „Nic co ludzkie, nie jest mi obce”. Nic. Myślę, że taki jest Jezus. Po trzydziestu latach słuchania spowiedzi można powiedzieć, że słyszało się już niemal wszystko. Niewiele może mnie zaskoczyć. Ludzie czasami przychodzą do spowiedzi tacy zmartwieni i przerażeni tym, co mają wyznać… Kiedy mówię im: „Ja to już słyszałem, nie bój się”, „Nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć ani cię wyrzucić”, wtedy jest naprawdę inaczej.

Podstawową rzeczą dla każdego człowieka jest poczucie swobody bycia we własnym ciele. Należy być osobą, która kocha siebie w taki sposób, jak kocha innych ludzi. Wówczas ludzie cię polubią i będziesz się czuł swobodnie, przebywając z nimi. Znałem takiego księdza w Szkocji. Potem został prowincjałem; nazywał się Anthony Ross. Był osobą–magnesem. Założył w Szkocji wspólnoty terapeutyczne dla ludzi bardzo mocno poranionych przez życie. Poznałem pewnego młodego człowieka, z którym Anthony współpracował, sam korespondowałem z nim przez dłuższy czas. Był prostytutką uliczną, sprzedawał się za pieniądze. Anthony zaprzyjaźnił się z nim, poddał terapii. Młody mężczyzna wyrósł z tego, ożenił się i miał synka. Nie był homoseksualistą, został po prostu wplątany w tego typu sytuację życiową. Nie mając ojca, szukał kogoś, kto by go pokochał. Dzięki wspaniałym zdolnościom Anthony’ego, jego czystości i miłości, ten młody człowiek mógł dorosnąć. Wiele się od Anthony’ego nauczyłem. Nie wolno nam się bać ludzi, którzy zwracają się do nas w poszukiwaniu miłości.
 
W wielu krajach rządy zaakceptowały związki osób homoseksualnych. Można powiedzieć, że zrównano prawa tych osób z prawami modelowych rodziców. Jakie zagrożenia niesie to ze sobą dla społeczeństwa i Kościoła? Czy jest w ogóle możliwa adopcja dzieci przez tego rodzaju związki?
 
Uważam, że osoby homoseksualne potrzebują ochrony prawnej. Z wielu powodów. Jednym z nich jest prawo własności. Jest wiele niuansów prawnych dotyczących wspólnej własności. Czasami osoby homoseksualne mają dzieci ze związków małżeńskich. Je także trzeba chronić. Myślę, że państwo ma prawo uznać legalny związek, który istnieje między dwojgiem ludzi. Problem pojawia się, kiedy nazwiemy go małżeństwem.

Sprzeciw Kościoła opiera się na gruncie teologicznym i sakramentalnym. Powody te są dość skomplikowane i do tej pory nie zostały gruntownie przemyślane. Z mojego punktu widzenia nie rozmawiamy tu o tych samych związkach. Nie powiedziałbym, że małżeństwo homoseksualne jest równe zwykłemu małżeństwu bądź że nie jest mu równe. To są dwie różne sprawy. Powinniśmy przyjrzeć się pojęciu małżeństwa. Jeśli wyeliminujemy ten termin i przyjmiemy, że państwo ma prawo sankcjonować prawny, osobisty i społeczny kontrakt między dwojgiem ludzi, wtedy zgodzę się, że to jest w zupełności dopuszczalne. Powinno być możliwe i jest. Pójście dalej i powiedzenie, że taki związek jest taki sam jak heteroseksualne małżeństwo, nie wydaje mi się prawidłowe; to się rozmija z prawdą. Są to dwa zupełnie różne związki. I jak mi się wydaje, stawianie ich na równi czy w ogóle porównywanie ich jest niewłaściwe. Zatem mam nadzieję, że w przyszłości zarówno Kościół, jak i osoby homoseksualne, będą w stanie oddzielić pojęcie legalnego związku, kontraktu prawnego od sakramanetalnego zjednoczenia.

Nasuwa mi się natomiast pytanie, czy jest możliwe, aby dwie osoby tej samej płci łączyła więź, która jest święta. Są dane historyczne, które sugerują, że w niektórych częściach Kościoła w przeszłości takie związki były błogosławione. Uważano je za święte. Jest to bardzo kontrowersyjne, ale wydaje się, że są na to dowody. Uważam, że w takich sytuacjach, wyłączając przypadki, kiedy chodzi o grzeszne prowadzenie się, czego Kościół nie może aprobować, dostrzeganie istniejącej więzi między ludźmi, którzy pragną obecności łaski i Boga w ich związku, jest podobne do postrzegania ludzi, którzy pragną zachować całkowity celibat w małżeństwie. Zgadzają się na małżeństwo, ale nie współżyją ze sobą. Pojawia się zatem pytanie, czy to jest prawdziwe małżeństwo? Nie jest przecież dopełnione. Praktycznie rzecz biorąc, nie jest to nawet prawdziwe małżeństwo w oczach Kościoła, ponieważ ci ludzie nie współżyją ze sobą. W dyskusjach podnosi się kwestię Dziewicy Maryi i świętego Józefa, czy oni naprawdę byli małżeństwem, skoro nigdy nie dopełnili swojego związku? Kościół wierzy, że Maryja była dziewicą. Przed, w czasie i po poczęciu i narodzeniu Jezusa. W powszechnej tradycji Kościoła Maryja i Józef zachowali całkowicie czysty związek, a więc ich małżeństwo było w pewnym sensie niespełnione. Wahałbym się mocno przed nazwaniem małżeństwem związku, w którym ludzie żyją ze sobą jak brat z siostrą, nie postawiłbym go na równi z chrześcijańskim małżeństwem w sensie sakramentalnym. Czy to mógłby być sakrament? Możliwe. Tym powinna się zająć teologia sakramentów. Z prawnego jednak punktu widzenia nie mam problemu z zaakceptowaniem uregulowania takiego związku przez państwo. Może to złe porównanie, ale św. Tomasz z Akwinu popierał legalizację domów publicznych przez państwo, ponieważ pozwalało to na zachowanie świętości rodziny. Mając takie podstawy, Kościół może tolerować regulacje prawne, które popierają dobro społeczne, mimo że nie są całkowicie zgodne z tym, co Kościół rozumie poprzez idealny związek dwojga ludzi.

rozmawiali Mirosław Ostrowski OP i Igor Piotrkowski OP

przeł. Katarzyna i Marcin Turscy

Nr 3 (379) 2005

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code