Dzieci u stóp Maryi i Jezusa

 Na progu kościoła (że to jest świątynia wskazuje drewniana chrzcielnica) siedzi bosonoga dziewczynka o płowych włosach, które mogą przypomnieć piosenkę Haliny Frąckowiak „Panno pszeniczna”: . Pamiętam ją z siedemdziesiątych. Anim wtedy myślał, że jest w niej ukryta treść religijna. Dziewczynka z obrazu ma na głowie wianek z kwiatków, prawą ręką trzyma pęk roślin, w lewej jabłko. Przed kościołem grupa wieśniaków. Na horyzoncie skaliste góry. Może to Tatry. Żniwa w pełni. Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przed nami. Obraz Aleksandra Kotsisa „W święto Matki Boskiej Zielnej” przypomniał mi się, kiedy podczas Eucharystii trójka małych dzieci usiadła na stopniu pod figurą Maryi z Jezusem na ręku. Dziewczynka, która mogła najbardziej przypominać postać z obrazu, miała ciemne włosy. Po ich zachowaniu można domyślać się, że wychowują się w przychylnej atmosferze.

Czy ma rację Artur Sporniak, który w tekście Dziecko jest święte na łamach „Tygodnika Powszechnego” napisał: Dziecko (…) w historii nie miało szczęścia. Można dodać – w Kościele nie ma go do dzisiaj, mimo aż tak niezwykłej protekcji: postawienie w Nowym Testamencie dziecka za wzór wierzącym to jeden z najbardziej radykalnych ewangelicznych paradoksów Mistrza z Nazaretu. Świadkowie nauczania Jezusa lojalnie odnotowali Jego logion, który ostatecznie trafił do spisanych ewangelii. Do dzisiaj jest odczytywany podczas liturgii, ale wrażenia większego nie robi, tak jak nie zrobił na apostołach dwadzieścia wieków temu? Artykuł Sporniaka został opublikowany w związku z tematem numeru: „Nigdy nie bij dziecka!”, ale dla mnie najciekawsza w nim jest propozycja teologii dziecka. Kościół może przegapić bój o duszę dzieci, w konsekwencji o własną. Oczywiście, pamiętam, bramy piekielne, lecz to nie może być usprawiedliwieniem. Józef Baran jeden ze swoich wierszy rozpoczął słowami: dziecko na wyciągnięcie dłoni / a kosmicznie odległe // zawieszone między niebem / a ziemią / przygląda się z uśmiechem sfinksa / domownikom (którzy je przywołują) / nic a nic z ich języka / nie pojmując. Jak mamy być jak one, jeśli nic z nich nie rozumiemy? Radykalizm ocen pewnie można podważyć i wskazać wiele dzieł Kościoła, które dziecko mają na pierwszym miejscu. Nawet małą litanię do świętych dzieci można by pewnie ułożyć, ale kiedy widzę nerwowość wiernych na widok rodzin ze swoimi pociechami, to wcale nie jestem przekonany, że wszystkie słowa Jezusa przemieniają nasze myślenie i postępowanie. Czy gotowi jesteśmy podpisać się pod stwierdzeniem: Dziecko z nami, Bóg z nami? Wraz z wzrostem naszych dzieci, powinna wzrastać nasza wiara. Sporniak wskazuje, że przydałaby nam się lektura Listu do dzieci Jana Pawła II: Jest coś takiego w dziecku, co winno się odnaleźć we wszystkich ludziach, jeżeli mają wejść do królestwa niebieskiego. Co to takiego? Papież dopowiada: prostota, pełnia zawierzenia, pełnia dobroci i czystość. Zdaje się, że to cnoty nie nasze czasy, ale jeśli uznamy, iż zawsze żyjemy w czasach ewangelii, to bądźmy jak dzieci.

W tych dniach gościła u nas dziesięcioletnia bratanica żony (moja szwagiernica?). Opowiadała nam o zwyczaju wprowadzonym niedawno w jej parafii: Dziecko, które w danym tygodniu ma urodziny, przychodzi do księdza i wspólnota śpiewa mu sto lat i otrzymuje specjalne błogosławieństwa. Ze sposobu, w jaki nam o tym opowiadała, widać, że to dla dzieci jest ważne wydarzenie. Pod koniec Mszy św. do dzieci pod figurą Matki Bożej z Dzieciątkiem podeszła jeszcze jedna dziewczynka. Długo czekała, żeby babcia pozwoliła jej dołączyć się do rówieśników.

Tej niedzieli mój syn zastępował kościelnego. Wracając z kolektą przyklęknął przed ołtarzem obok chłopca, podał mu rękę i coś powiedział. Maluch zadowolony jeszcze przez jakiś czas spoglądał w stronę zakrystii. Na kolanach jesteśmy równi dzieciom.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code