Wyjdźmy na spotkanie Tajemnicy, która rodzi nadzieję

Adwent2009r.jpg

 
 
II Niedziela Adwentu, rok C
 
 
 
Nasze kłopoty z Adwentem
 
Zacznijmy wpierw od tego, co może sprawiać nam trudność w przeżywaniu Adwentu. Wiemy, że Adwent jest pewną kościelną tradycją, która poprzez liturgię, Słowo Boże, wezwanie do nawrócenia ma nas przygotować na przyjście Jezusa Chrystusa, zwane popularnie świętami Bożego Narodzenia. Kościół zapewnia nas, a my wierzymy, że jest to czas wielkiej łaski, czas, kiedy Bóg dotyka nas szczególnie, jeśli tylko otwieramy przed Nim nasze serca. Adwent dla chrześcijan jest niejako kondensacją wielkiego oczekiwania Żydów na przyjście Mesjasza. Wierzymy, że Bóg, który w Jezusie Chrystusie przyszedł do nas przed dwoma tysiącami lat, przyjdzie wkrótce ten sam w czas Bożego Narodzenia. Że przeżyjemy wówczas to samo, co przeżywali przed dwoma tysiącami lat rodzice Niemowlęcia: Maria i Józef, betlejemscy pasterze i Mędrcy ze Wschodu.
 
Wiemy i wierzymy w to wszystko, a jednocześnie jesteśmy ludźmi późnej nowoczesności: nieco sceptyczni, zblazowani, niedowierzający. Lubimy święta Bożego Narodzenia, ale trudno nam uwierzyć, że ten sam Jezus, Syn Boży, przychodzi do nas wówczas tak samo jak przed dwoma tysiącami lat w Betlejem. Nie bardzo rozumiemy, dlaczego Jezus, który przecież jest wciąż żywy i obecny, w sposób szczególny ma być z nami podczas Adwentu, a zwłaszcza w Boże Narodzenie. Dla większości z nas codzienność Adwentu nie różni się specjalnie od czasu przed i po Adwencie. Trudno nam sprostać maksymalistycznym wezwaniom płynącym z kościelnej liturgii, która chce, byśmy przeżywali narodziny Jezusa tu i teraz, i żyli w ciągłej ekstazie aktualizacji tego wydarzenia. Doceniamy wartość i potrzebę nawrócenia, jakiegoś duchowego odświeżenia, przemiany życia, ale z doświadczenia wiemy, że rutyna codzienności dość szybko radzi sobie z entuzjazmem moralnej odnowy i po krótkim wzlocie wszystko wraca do normy. Warto zmierzyć się z tymi bardzo realnymi trudnościami w przeżywaniu i rozumieniu Adwentu.
 
 
Adwent nie tylko dla wierzących
 
W tym roku zaproponowałbym sobie i Wam realistyczne podejście do Adwentu, z jednej strony szanujące kościelną tradycję, z drugiej zaś strony wychodzące naprzeciw wrażliwości i codzienności człowieka współczesnego. Proponuję przeżywanie Adwentu jako czasu odkrycia wolności, kontemplacji Tajemnicy i odnowienia ocalającej nadziei. Rozważanie to jak i całe Rekolekcje Adwentowe kierujemy zarówno do wierzących i praktykujących chrześcijan, zwłaszcza katolików, ale też do tych, którzy wierzą w Boga i nie praktykują, wyznają inną wiarę, bądź dopiero szukają Boga, czy nie wierzą w Niego.
 
 
Codzienność jako szczególna łaska
 
Zwróćmy wpierw uwagę, jak przeżywali oczekiwanie na Mesjasza ci, którzy potem uczestniczyli w Jego narodzinach: Maria, Józef, pasterze, mędrcy ze Wschodu, a później prorokini Anna i Zachariasz. Żyli swoją codziennością. Maria wpierw pomagała krewnej Elżbiecie w jej okresie ciąży w podeszły wieku, a po narodzinach Jana wybrała się z Józefem w celach urzędowych – powszechny spis w cesarstwie – w uciążliwą drogę do Betlejem. Maria z Józefem przeżywali „swój” Adwent w pieszej podróży, może z osiołkiem, który wiózł ciężarną kobietę. A konkretnie załatwiali sprawę urzędową, więc robili coś strasznie nudnego, przymusowego i uciążliwego. Co robili betlejemscy pasterze, zanim ich anioł wezwał do stajenki, by oddali hołd Niemowlęciu? Ano, pasali owce: doili je, karmili, pielęgnowali, żyjąc dość nędznie w jakiś szałasach, a może wprost na ziemi pod gołym niebem. Mędrcy ze Wschodu wędrowali: można powiedzieć, że prowadzili badania naukowe w terenie, których szczególność polegała na tym, że ich celem było odnalezienie Absolutu w osobie Nowonarodzonego. Anna, jako ciotka synagogalna, prorokowała codziennie, poszcząc o chlebie i wodzie. Widzimy więc, że w warstwie zewnętrznej Adwent pierwszych świadków narodzin Jezusa przebiegał zupełnie zwyczajnie – w codziennej rutynie, niepozbawionej uciążliwości: w pocie, znoju, zmęczeniu, drobnych radościach, pracy, podróży, badaniach naukowych, modlitwie, załatwianiu spraw urzędowych, kobiecym dbaniu o utrzymanie ciąży, itp.
 
Niech ten krótki przegląd postaci biblijnych pozwoli nam dostrzec i zaakceptować głęboki sens naszej adwentowej codzienności: jest ona nie tylko naturalną odpowiedzią na Adwent, ale też czymś znacznie głębszym – nasza codzienność jest istotną częścią tego wielkiego i cudownego wydarzenia jakim jest wcielenie Boga w Jezusie Chrystusie. Nasze podstawowe doświadczenie Adwentu nie różni się niczym od tego, co przeżywali Maria i Józef, pasterze, mędrcy, Anna, Zachariasz i inni. Więcej: właśnie nasza codzienność jest uprzywilejowanym miejscem i czasem Bożego Objawienia. Tym, co pozwala nazwać naszą codzienność rutyną Adwentu, jest wiara, która jest łaską. To właśnie i jedynie wiara, że Ten, który ma przyjść, jest oczekiwanym Bogiem, Pełnią naszego Życia, Szczęściem i Przebaczeniem, Życiem mocniejszym niż śmierć, przemienia kościelną tradycję Adwentu w coś naszego i osobistego.
 
 
Adwentowa erotyka tęsknoty
 
Jeśli mamy tę łaskę wiary albo modlimy się o nią gorliwie, z ufnością, to pozwalamy naszej codzienności przeniknąć wszystko nicią Piękna i doświadczamy słodyczy, i udręk tęsknoty  kochanków. To właśnie wiara w Boga w Jezusie Chrystusie nasyca naszą codzienną rutynę Adwentu czystą erotyką tęsknoty. Łaska wiary w Adwencie ma smak erotycznej tęsknoty, której spełnieniem jest bolesna rozkosz narodzin Niemowlęcia Miłości. Można więc powiedzieć, że sensem Adwentu jest otworzyć się na głęboki poryw tęsknoty. Adwent jest okresem narzeczeństwa spragnionych siebie kochanków. Tajemnicą Ciemności, która obiecuje odsłonić Prawdę dotąd nieznaną, a upragnioną. Przygodą wyprawy w Nieznane. Cichą ekstazą codzienności, która odmienia wszystko, co dotąd było.
 
Tak, myślę, że skorzystanie z Adwentu jako łaski erotycznej, choć nieseksualnej tęsknoty skierowanej ku nieskończonej Tajemnicy ma w sobie olbrzymi i przemieniający potencjał wolności. A jeśli to otwierające doświadczenie uzupełnimy o poręczony Biblią realizm naszej adwentowej codzienności, to mamy szansę nie zmarnować tego czasu. Aby podjąć konieczny i niemały wysiłek duchowego otwarcia na wydarzenie Adwentu, i sprostać zniechęceniu z powodu wielu „nawróceń”, które nic nie zmieniły w naszym życiu, warto poświęcić chwilę czasu na rozważenie tego, co jest istotą duchowego rozwoju człowieka. Pozwólcie, że zaproponuję ponadkonfesyjne kryterium: sensem religijnych nawróceń jest wzrost mocy i subtelności duchowej wolności człowieka. Wyrazem tej wolności jest coraz głębszy i totalny realizm życia w prawdzie, miłości i pięknie. Dla chrześcijan oznacza to właśnie życie w Jezusie Chrystusie, Pawłowe: „już nie ja żyję, ale żyje we mnie Jezus Chrystus”. Każdy autentyczny wysiłek nawrócenia, czyli powrotu do głębokiego siebie w obliczu absolutnej Tajemnicy, wzmacnia i wysubtelnia w nas tę wolność. Utrata entuzjazmu czy woli nawrócenia w późniejszym czasie, choć poniekąd odpowiada egzystencjalnej prawdzie, nie oznacza, że wszystko wraca do normy i nic nie zostało: na głębszym poziomie dokonuje się zapis przemiany, który staje się naszym kapitałem duchowym umożliwiającym dalszy wzrost. Nawrócenie nie daje gwarancji życia bez upadków, porażek i grzechu, ale bez ponawianego wysiłku nawrócenia w ogóle nie mamy szansy na wzniesienie się na wyższy poziom człowieczeństwa, żyjemy rytmem biologicznych potrzeb i naturalistycznego rozumu.
 
 
Fundamentalne doświadczenie wolności
 
Po tych wstępnych uwagach, otwierających nas na realistyczne i pozytywne przeżywanie Adwentu, pozwólcie, że zaproponuje Wam nieco inne niż zwykle wejście w Rekolekcje. Zwykle na początku zapraszałem Was do stanięcia w prawdzie o sobie, swoim grzechu i  rozbudzenia w sobie tęsknoty za Jezusem jako Miłością, która uzdrawia i zbawia. Dzisiaj chciałbym wskazać nieco inne akcenty. Proponuję Wam adwentowe spojrzenie na siebie i Boga jako wejście w doświadczenie wolności życia w Tajemnicy, która niesie nadzieję.
Zapomnijmy na razie, że jesteśmy słabi, grzeszni, niezdolni do nawrócenia, itd. Zanim spojrzymy na Boga jako uzdrawiającą miłość i na siebie jako moralne kaleki, zranione przez grzech pierworodny i nasze niechwalebne czyny, spójrzmy wpierw na siebie pozytywnie.
 
Zastanówmy się nad naszym ludzkim doświadczeniem wolności. Powiem coś, co może niektórym zabrzmi heretycko: zanim jesteśmy grzesznikami, wpierw jesteśmy ludźmi obdarzonymi osobową godnością, zakorzenioną w wolności. Zbawienie i nawrócenie, zanim jest odkupieniem od grzechów i wybawieniem od niewoli zła, wpierw jest potężnym doświadczeniem wolności, która dzięki temu, że staje się bardziej wolna, pozwala nam lepiej wybierać. Adwent ma dla nas sens o tyle, o ile zwiększa nasz horyzont wolności. Wielka siła wolności, jej godność, ale też dramat polega na tym, że możemy wybierać w sposób fundamentalny: możemy wierzyć w Boga lub Go zupełnie odrzucić, możemy się zabić i „oddać bilet do nieba” (Dostojewski) lub cieszyć się życiem, choćby najskromniejszym, możemy paktować ze złem i diabłem jak Faust (Goethe), by uzyskać moce geniusza, a możemy pójść drogą świętych i dobrych ludzi.
 
Największe ograniczenia naszego życia, biografii, uwarunkowań społecznych i psychologicznych, również więzienie, choroba, opresja nie pozbawiają nas wielkiej godności wolności. I pójdę jeszcze dalej: wolność skrywa głęboki paradoks. Niekiedy wybór przeciw Bogu okazuje się pobożniejszy niż deklarowana wiara w Niego, niekiedy samobójstwo ma w sobie więcej akceptacji życia niż czyjaś pełna zgorzknienia egzystencja, niekiedy opowiedzenie się za dobrem oznacza też zgodę na zło, zwłaszcza własne, bo inaczej w ogóle nie byłoby szansy na uczynienie tego dobra, choćby ułomnego. Paradoksy wolności nie oznaczają braku kryteriów dobra i zła w kontekście wolności, ale sprawiają, że wszelkie oceny stają się trudniejsze.
 
 
Pytania wolności
 
Na początku Rekolekcji Adwentowych postawmy sobie pytanie: czym jest dla nas wolność? Czy jesteśmy wolni? Czy chcemy stawać się bardziej wolnymi? Po co? Dla kogo? Postawmy się w sytuacji więźnia, który ma przed sobą wieloletni wyrok, może dożywocie, a jednocześnie ma szansę wyjść na wolność, jeśli tylko stanie się tak duchowo wolny, że mury więzienia przestaną być dla niego przeszkodą. Paradoks. Ale taka właśnie jest nasza sytuacja. A zarazem szansa i wyzwanie. Całe nasze życie jest ćwiczeniem się w wolności duchowej, która jeszcze za życia pozwoli nam doświadczyć wolności poza murami więzienia. Zwykle jest tak, że dopiero śmierć uwalnia nas z więzienia. Ale bywa i tak, i niektórzy nas nabyli to doświadczenie, że już za życia, w więzieniu, stali się zupełnie wolnymi. I nie musieli czekać dnia wyzwolenia. Bo okazało się, że więzienia po prostu nie ma.
 
Wolność jest dobrem, a bycie wolnym pozwala doświadczyć godności i sensu życia. Pragniemy być ludźmi wolności, bo chcemy od życia czegoś więcej, bo wierzymy, że życie jest czymś więcej. Zanim zajmiemy się przeszkodami na drodze wolności, zapytajmy siebie: dlaczego chcemy być bardziej wolni niż jesteśmy? Bo czujemy, że nasze życie byłoby wówczas jakoś lepsze i pełniejsze, że po prostu moglibyśmy uczynić więcej. Zwykle wpierw chcemy być bardziej wolni ze względu na jakieś dobro dla siebie: lepiej się uczyć, pracować, więcej zarabiać, być bardziej lubiani i szanowani, bardziej zdyscyplinowani, by móc więcej dokonać, ale też by nie czuć się upokorzeni i słabi z powodu własnych zniewoleń i ograniczeń. Gdy dojrzewamy, akcenty się zmieniają – zaczyna nam zależeć na wolności ze względu na innych: ukochaną, dzieci, rodzinę, Ojczyznę, Boga, Kościół, studentów, czytelników, publiczność, współpracowników. Zaczynamy się czuć współodpowiedzialni za wzrastanie ku wolność innych ludzi.
 
Warto zadać sobie pytanie: czy chcę być człowiekiem wolności? Dlaczego wolność jest dla mnie ważna? I czy naprawdę jest ważna? Żeby poradzić sobie z przeszkodami wolności, wpierw trzeba mieć własną wizję wolności pozytywnej. Bez tej wizji nie znajdziemy w sobie energii i motywów, by pokonywać kolejne przeszkody na drodze wolności. Adwent może stać się takim odkrywaniem osobistej wizji wolności. W kontekście religijnym najważniejsza jest wolność dla miłości Boga. Rozwój wolności duchowej staje się możliwy jedynie dzięki osobowej więzi z Bogiem. Inne rodzaje wolności w zasadzie czerpią swą moc z wolności rodzącej się w intymnym dialogu z Bogiem. Miłość Boga nie jest nakazem czy obowiązkiem, ale właśnie kulminacją wolności człowieka, mojej wolności.
 
 
Adwent jako odkrywanie i kontemplacja Tajemnicy
 
Dobrze jest w Adwencie stanąć wobec Tajemnicy i dokonać lub ponowić w sobie fundamentalny wybór: czy chcę, aby dramat mojego życia rozgrywał się z Tajemnicą i wobec Niej, czy w niezgodzie na Nią? Zanim wejdę w religijny język chrześcijaństwa lub innego wyznania albo spróbuje w języku niewiary wyrazić swoje pytanie o coś, co mnie przekracza, warto, bym pobył jakiś czas sam wobec nieogarniętej Tajemnicy, która jest większa niż wszystkie imiona bogów. Czy jest we mnie zgoda na uznanie Kogoś za Tajemnicę, która przekracza wszystko, co znam i mogę pomyśleć, całą ludzkość, historię, kosmos? Czy potrafię dostrzec w tej niewysłowionej Tajemnicy nieskończone dobro, miłość, prawdę i piękno, i ucieszyć się tym? Czy doświadczam w sobie Tajemnicy, która choć całkowicie mnie przekracza, jest mi bliższa niż ja sam?  Wybór Boga w swej istocie jest wejściem na drogę życia jako Tajemnicy. Ten wybór, choć jest kulminacją dumnej wolności człowieka, jest jednocześnie aktem pokory i cichości. Zgodzić się na Tajemnicę życia oznacza, że przestaję być odtąd centralnym punktem wszechświata, że odtąd moje życie stanie się kontemplacją narastającej Ciszy, która zostawiać będzie subtelne wskazówki dla mojej wędrówki wolności.
 
Wybór wolności w Tajemnicy zachowują swoją świeżość zawsze wówczas, gdy towarzyszy mu świadomość możliwości przeciwnego wyboru. W wolności wyboru Tajemnicy jako drogi życia wybieram też siebie jako człowieka wolności obdarzonego konkretnym imieniem. To paradoks: gdy wybieram Tajemnicę jako nieogarniony fundament całej rzeczywistości, rozjaśnia się prawda o tym, kim sam jestem. Odkrycie siebie jako unikalnej osoby, czy po prostu jako osoby rodzi się z odkrycia Tajemnicy jako Osoby: Tajemnica nie jest jedynie bezkresem Ciemności i Milczenia, choć tym jest również, ale też Kimś, z kim mogę rozmawiać, doznawać czułości dotyku, słodyczy pocałunku, znaku przebaczenia, solidarności losu i ciepła wspólnoty. Mogę zgodzić się na niebycie pępkiem wszechświata, nie tylko z powodu rodzącej się dopiero miłości do Tajemnicy, ale też dzięki temu, że w akcie wiary otrzymuję pieczęć osobistej i unikalnej tożsamości. Tak, nie jestem bogiem, i zgadzam się nim nie być, ale jestem kimś jedynym i na tyle pojemnym, że mogą we mnie zagościć Bogowie prawdziwi.
 
Potwierdzenie mojej unikalności jako człowieka z imieniem, który może być mieszkaniem Bogów, przychodzi – dla chrześcijan – z głębi historii, w fakcie wcielenia Boga w Jezusie Chrystusie. Mogę uwierzyć we Wcielenie, ponieważ wcześniej stałem się człowiekiem Tajemnicy. Mogę rozpoznać Tajemnicę w niemowlęciu Jezus i potem w dojrzałym życiu Chrystusa, bo wcześniej doświadczyłem jej we własnym wyborze wolności życia w Tajemnicy. To jest ten sam Bóg.
 
 
Zmierzyć się z niepewnością wiary
 
Skąd wiem, że Bóg, który jest Tajemnicą, nie jest jedynie projekcją mojej wolności i nieosiągalnej pełni człowieczeństwa? Skąd wiem, że Bóg, z którym rozmawiam i którego czułości doświadczam, nie jest jedynie ułudą mojej wyobraźni i ludzkim sposobem radzenia sobie z własną moralną kruchością, poznawczą ułomnością i potrzebą bezpieczeństwa? Czy Tajemnica, którą wyznaję i której z miłością się oddaję, nie jest jedynie projekcją i znakiem mojej poznawczej niezdolności przeniknięcia pełni prawdy o rzeczywistości? To pytanie wyrażające zasadniczą i nieuniknioną niepewność wiary musi tutaj paść. Można powiedzieć, że życie w łasce wiary jest też pokorną zgodą na tę niepewność. Tajemnica przestałaby być Tajemnicą, a Bóg nie byłby Bogiem, gdym miał całkowitą pewność Jego istnienia i wiedzy o tym, kim jest. Ta niespokojna niepewność jest ludzką otwartością na łaskę wiary. Odpowiedzią Tajemnicy na naszą niepewność jest dana w doświadczeniu pewność wiary, która pokornie zgadza się nieść ciężar niepewności. Tajemnica wie, że mamy czas, by wszystko okazało się jasne. Przepaść między Bogiem a człowiekiem jest tak wielka, że całkowitą pewność o Jego istnieniu zdobywamy dopiero w doświadczeniu śmierci. Bóg wcielony w Jezusie z Nazaretu nie został dostrzeżony jako Tajemnica przez większość swoich współczesnych, a przeciwnie został odrzucony. Gdyby Bóg w całej swej pełni objawił się człowiekowi, tak że nie byłoby konieczności łaski wiary, zanegowana zostałaby całkowicie wolność człowieka wobec Tajemnicy. Bóg, którego bylibyśmy pewni bez łaski wiary, byłby Bogiem niewolników. Uczniowie Jezusa rozpoznali Jego bóstwo w pełni dopiero po zmartwychwstaniu.
 
 
Tajemnica rodząca nadzieję
 
Dokonany w wierze wybór życia w Tajemnicy rodzi nadzieję. Nadzieja jest ufnością, że nieprzenikniona ciemność Tajemnicy zajaśnieje światłem. I więcej: nadzieja jest pewnością, że źródłem Ciemności jest Światło. Z każdym aktem naszej pozytywnej wolności umacniamy w sobie nadzieję życia w Świetle. To właśnie nadzieja pozwala nam unieść pozorną ostateczność śmierci, dostrzec i ocalić każdy okruch dobra, unieść smutne brzemię upadków i zła świata. Dzięki nadziei potrafimy z pokorą znosić napięcie życia w Tajemnicy i wyczekiwać czasu ostatecznej Światłości. Nadzieja sprawia, że w rutynie naszego życia możemy dostrzec świeżość nowości każdej chwili i dawać szansę ludzkiej wolności.
 
 
Grzech jako odmowa życia w Tajemnicy
 
Tym, co ogranicza naszą wolność i odbiera nadzieję, jest odmowa życia w Tajemnicy. To nasz jedyny grzech: wszystkie grzechy szczegółowe można do niego sprowadzić. Upadamy, bo nie potrafimy lub nie chcemy znieść napięcia życia w Tajemnicy: chcemy, żeby wszystko się rozjaśniło, podlegało naszej kontroli. Upadamy, bo wolność nam ciąży: zamiast ograniczeń, jakie niesie ze sobą życie w Tajemnicy, wybieramy ciężkie kajdany zła, których jedyną zaletą jest fakt, że są nasze. Można powiedzieć, że grzech jest niecierpliwością aktywizmu, który chce zagłuszyć w nas pokorną kontemplację Tajemnicy, grzech jest gadulstwem w niezgodzie na Milczenie, upartym żądaniem jasności, która ma przedwcześnie rozjaśnić Ciemność. Grzech jest rozkoszą przyziemności, by oddalić, a nawet zniszczyć w sobie łagodną erotykę tęsknoty za życiem w Tajemnicy.
 
Grzech jest nieudaną próbą wymuszenia na Tajemnicy, by wyjawiła nam swój sekret, albo przestała nas nim niepokoić. Grzech tak bardzo pragnie pełni życia już tu i teraz, że wchodzi z przymierze ze śmiercią, by zamknęła ostatecznie horyzont ludzkich doświadczeń. Skutkiem grzechu jest utrata wolności i nadziei. Zamiast łagodnej ciemności Tajemnicy pojawia się rozpacz mroku. Dar wolności przemienia się w ucieczkę od wolności, brzemię zniewolenia. Ocalająca wszelkie dobro nadzieja karleje w cyniczny pragmatyzm, który „zna życie”. W grzechu żyjemy jak kalecy bogowie na odwyku. Smutek grzechu pozbawia nas radości: zamiast zdrowego śmiechu popadamy w bezmyślny rechot.
 
 
Intymna rozmowa z Jezusem sercem adwentowej modlitwy
 
Adwent jest szansą powrotu na drogę wolności życia w Tajemnicy. Dla tych spośród nas, dla których nadzieja osłabła, wolność stała się rutyną, a Tajemnica utraciła swój blask, Adwent może stać się łaską odzyskania świeżości duchowego doświadczenia, mocy moralnego wigoru, nadziei na piękniejsze życie i lepszą śmierć. Nie infantylizujemy oczekiwania na Jezusa jako bezbronne niemowlę, którym mamy się cieszyć jak młoda matka. Ten rodzaj emocji, jeśli zdominuje naszą wyobraźnię, może łatwo zamknąć nas w jedynie ludzkim i emocjonalnym przeżywaniu cudu Wcielenia. Otwórzmy się raczej na Boga jako Tajemnicę i źródło naszej wolności, spragnionej ocalającej nadziei. Zacznijmy Adwent od chwili zatrzymania, modlitwy i kontemplacji. Pozwólmy ogarnąć się ciemności Tajemnicy, która dyskretnie poprowadzi nas ku większej wolności i rozbudzi w nas nadzieję na życie w miłości. Przeżywajmy adwentową codzienność jako szczególną łaskę zwyczajności, która przywraca nam świeżość spojrzenia, tak że „wszystko staje się nowe”. Odbudujmy naszą rozmowę z Jezusem: naszym Przyjacielem, Ukochanym, Najdroższym, Bogiem przebaczenia i miłosierdzia. Powiedzmy Mu wszystko, co nas boli, martwi, smuci, ale też cieszy, za co jesteśmy Mu wdzięczni. Przeprośmy Go za nasze uparte ucieczki od Niego. Poprośmy Go, by pomógł nam bardziej pokochać Jego, a w Nim samych siebie i tych, którzy stają na drogach naszego życia. Nie lękajmy się czułości i łez, bólu i żalu. Niech nasze ciało bierze udział w tych spotkaniach. Użyjmy swego rozumu, by dojść do granic poznania Boga. Pójdźmy za głosem swego serca, by w wierze przekroczyć rozum i wyjść na spotkanie Tajemnicy, która rodzi nadzieję.
 
 
Inne moje teksty, które mogą Wam pomóc wejść w Rekolekcje i modlitwę
 
 
Warto również przeczytać:
 
 

Light_16_11_2009.jpg

 

Komentarze

  1. zibik

    Adwent w Kościele katolickim !

    Adwent w Kościele katolickim to nie tylko czas oczekiwania, lecz również pogłębionej refleksji nad Słowem Bożym, także osobistym życiem i współżyciem istot ludzkich. Wyjątkowa sposobność, do m.in. ewangelicznej czujności i duchowej przemiany.

    Słowo "adwent" podobnie, jak inne np: kościół, miłość, wolność etc. bywa bardzo różnie, a nawet opacznie rozumiane i przez to tak, a nie inaczej są postrzegane i traktowane. Przykładów mamy mnóstwo w realu – naszej codzienności, także w świecie medialnym np: w internecie.

    Adwent obecnie jest we wspólnocie Jego Kościoła nie tyle czasem pokuty (abstynencji, wyrzeczeń, postu), co pobożnego i radosnego oczekiwania, także właściwego (rzetelnego) przygotowania, do świąt Bożego Narodzenia. Dla wielu członków wspólnoty Jego Kościoła to nadal nie "nowoczesny", komercyjny, obłędny, zwariowany, lecz tradycyjny, pogodny i radosny czas przygotowania na przyjście Chrystusa.

    We współczesnej liturgii najbardziej akcentuje się wymiar duchowy adwentu, stąd rekolekcje kończące się zazwyczaj sakramentem pokuty (spowiedzią), tj. pojednania się z Bogiem, oraz z bliźnimi.

    Osobną kwestią są zwyczaje adwentowe w Polsce m.in. msza wotywna – roraty, czy wieszanie w domostwach wieńca adwentowego. Tytułem przypomnienia – światło, zieleń i forma – krąg wieńca posiadają swoją wymowę. Nadzieję symbolizuje światło, życie – zieleń, a wieczność Boga – krąg (wieniec). Całość to symbol wspólnoty oczekującej w miłości i radości, a nie w "wolności", czy dowolności na święta Bożego Narodzenia.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  2. krok-w-chmurach

     
    Andrzeju, świetnie.

     

    Andrzeju, świetnie. Znalazłam w Twoim rozważaniu naprawdę potężną dawkę nadziei.          

    Piszesz:  "Rozwój wolności duchowej staje się możliwy jedynie dzięki osobowej więzi z Bogiem. Inne rodzaje wolności w zasadzie czerpią swą moc z wolności rodzącej się w intymnym dialogu z Bogiem."

    To prawda, Bóg jest doskonałym dawcą wolności, jej niewyczerpanym Żródłem.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code