W śmierci rodzi się Życie

W Wielką Sobotę rozważamy tajemnicę Jezusa Chrystusa jako Boga umarłego. Dlatego zaproponowane poniżej rozważanie nie będzie odwoływać się do czytań z sobotniej Wigilii Paschalnej, celebrujących Zmartwychwstanie Pańskie, ale skupi się na tajemnicy śmierci i nadziei zmartwychwstania Jezusa. Zapraszam do wspólnej medytacji. Celebracja liturgii Wielkiego Piątku – męki i śmierci Jezusa Chrystusa – jest przejmującym doświadczeniem dla wierzących. Śmierć krzyżowa naszego Pana rodzi w naszych sercach rozdzierający ból, poczucie winy z powodu naszych grzechów, współczucie wobec cierpień Niewinnego i wdzięczność wobec nieskończonej miłości Boga. W pokorze serca wyznajemy, że rękami Żydów to właśnie my grzeszni zabijamy Boga.

Dlaczego właśnie ofiara życia samego Boga jest ceną naszego zbawienia, na zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Można powiedzieć, że człowiek zostaje w wierze chrześcijaninem właśnie wówczas, gdy do głębi przeżyje śmierć Jezusa Chrystusa jako wydarzenie, za które jest osobiście współodpowiedzialny. Jezus nie umarł tylko raz, na Golgocie, ale umiera wciąż, z powodu naszych grzechów. Grzech ma moc zabijania. Dlaczego? Bo zrywa więź człowieka z Bogiem, który jest źródłem jego życia i duchem nieśmiertelnej duszy. Aby ta śmierć nie była absolutnym końcem człowieka, Bóg w Jezusie Chrystusie, w ludzkim ciele, dopuścił śmierć, by pokazać moc swojej miłości, która tę śmierć przekracza. Skupił na sobie całe zło wszechświata, by je przemienić w moc dającą życie wieczne.

W Jezusie Chrystusie nie zabijamy Boga, który jako Absolut nie może zostać unicestwiony. Zabijamy Boga, który stał się człowiekiem. Pojąć tę tajemnicę możemy jedynie dzięki łasce wiary. W śmierci Jezusa rodzimy się do życia wiecznego, to znaczy do egzystencji miłości, która tę śmierć przekracza. W Wielką Sobotę doświadczamy Boga jako Nieobecnego. Przeżywamy swoje życie i świat, tak jakby Boga nigdy nie było. Jakby odszedł na zawsze albo nigdy do nas nie przyszedł. W ten jeden jedyny dzień roku Bóg w śmierci Jezusa Chrystusa milknie, byśmy trwali w bólu, ciemności i pustce. W tym niemożliwym do przeżycia doświadczeniu rodzi się w nas tęsknota za Nieobecnym i otwieramy się na nadzieję, że jednak nie wszystko stracone.

Milczenie zabitego i nieobecnego Boga jest uprzywilejowanym źródłem łaski wiary. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest śmiercią przemienioną miłością, która choć dotyka każdego, jedynie w wierze pozwala dostrzec Zmartwychwstałego, a w Nim swoje osobiste zmartwychwstanie. Jeśli dziś, po dwóch tysiącach lat wierzymy Bogu, że zmartwychwstał, jest to możliwe zarówno dzięki świadectwu Apostołów, Maryi i innych, którzy widzieli Zmartwychwstałego, jak i dzięki Duchowi Świętemu, który w nas wzbudza wiarę w Niego. Jeśli dzięki łasce, czyli Bogu obecnemu w Kościele i nas samych wierzymy, że miłość jest silniejsza niż śmierć, to doświadczamy tego właśnie jako przemożnej intuicji własnej nieśmiertelności. W doświadczeniu śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa ocalona zostaje również prawda o Jego życiu i Ewangelii, którą głosił. Rozumiemy w wierze, że życie Jezusa z Nazaretu było życiem wiecznym i jeśli będziemy żyli w Nim i tak jak On, również i my będziemy żyć już teraz w wieczności. Bo wieczność nie jest niczym innym jak życiem miłością, czyli Ewangelią, która śmierć przekracza i śmierci się nie lęka.

Czym głębiej doświadczamy tajemnicy życia, męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, tym pełniej Ojciec rodzi w nas swego Syna. Kluczem do wejścia na drogę tej przemiany jest wiara poświadczana miłością. Jedynie w wierze możemy doświadczyć śmierci jako zmartwychwstania. Jedynie w wierze możemy doświadczać prawdy o śmierci jako grzechu. Innej śmierci niż grzech nie ma. A grzechem jest nie wierzyć w miłość silniejszą niż śmierć. To paradoks, ale właśnie tak jest. Śmierć biologiczna jest jedynie bramą miłości, która przenosi nas w wieczność, krystalizując na zawsze owoce naszej ziemskiej wolności. Ci, którzy nie wierzą w Jezusa Chrystusa jako Boga albo nie wierzą w Boga jako Absolut, ale wierzą w miłość silniejszą niż śmierć, są naszymi braćmi i siostrami w drodze do zmartwychwstania. A my, chrześcijanie wyznajemy, że ci, którzy wierzą w miłość, wierzą w nią dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. W Wielką Sobotę doświadczmy bólu wielkiej straty, poczujmy żal za grzechy nasze i innych, ale też wyglądajmy nadziei Zmartwychwstałego. W pustce, ogołoceniu i milczeniu Bóg w swej miłości rodzi nas do Życia. Zatęsknijmy za Ukochanym.

Moje blogi na YouTube
 

 

8 Comments

  1. zofia

    Grób i groby

     

    W Wielką Sobotę doświadczamy Boga jako Nieobecnego.(…)W ten jeden jedyny dzień roku Bóg w śmierci Jezusa Chrystusa milknie, byśmy trwali w bólu, ciemności i pustce.
     
    byłam dziś na cmentarzu, na grobach mi najbliższych…
     
    to cmentarze gromadzą tłumy ludu Wielkiej Soboty, tych zawieszonych między śmiercią piątku a porankiem zmartwychwstania…oni już są bezpieczni, dotarli do Tego, Który jest kresem każdej wędrówki;
     
    za mną, za bliskimi zmarłych ból straty ale i nadzieja zbawienia… ten cmentarz i te mijane po drodze żyją, trwa miłość, pamięć… odmawiana modlitwa, zapalona lampka, kwiaty to wyraz sięgania po to, co człowiekowi dostępne…
    tęskniąc za bliskimi, wspominając ich, zanosząc modlitwy – tęsknimy i nadzieję pokładany w Tym, którego grób w poranek Wielkanocny był pusty…
     
    jedna z wschodnich ikon przedstawia Zmartwychwstałego wydobywającego z grobów Adama i Ewę…
    Wielka Sobota (fakt oglądana z perspektywy Niedzieli Wielkanocnej) nie jest już straszna.
     
     
    Odpowiedz
  2. Andrzej

    Przesłanie Wielkiej Soboty trochę się zagubiło

     Zosiu!

    Zgadzam się z Tobą, ze ta pustka i strata w Wielką Sobotę nie jest absolutna, bo przecież mamy nadzieję na zmartwychwstanie. A odwiedzanie grobów bliskich zmarłych jest świadectwem naszej wiary w zmartwychwstanie zarówno samego Jezusa Chrystusa jak i nas i naszych bliskich. Jeśli wyksponowałem wielkosobotni wątek Boga nieobecnego i milczącego, zrobiłem to świadomie: uważam bowiem, że chrześcijaństwo, a zwłaszcza polski katolicyzm, ma bardzo słabą zdolność kontemplowania Boga po śmierci Jezusa na krzyżu. Trudno nam trwać w pewnym zawieszeniu i pustce, i dostrzegać w tym doświadczeniu jakąś wartość. Za szybko banał święcenia koszyków z pokarmami i – w innym sensie – szukanie bliskości ze zmarłymi przesłania nam pustkę Wielkiej Soboty.

    Ponadto, w rekolekcjach ignacjańskich – a ich dynamika jest jakąś moją inspiracją podczas pisania rozważań – św. Ignacy kładzie nacisk, by kontemplując bolesne tajemnice wiary, nie łagodzić ich i nie przesłaniać antycypacją przyszłego "Alleluja!" Podobnie sądzi Simone Weil, żeby nie rozwadniać goryczy cierpienia pociechami, choćby prawdziwymi i wytrzymywać pustkę, jako szczególny moment bliskości Boga. Chodzi więc mi o to, byśmy spróbowali do końca przeżywać bolesne i trudne tajemnice wiary, bo w nich jest największa łaska.

    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę błogosławieństwa Zmartwychwstałego dla Ciebie i Twoich Bliskich.

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  3. zofia

     Andrzeju,pisałam swój

     

    Andrzeju,

    pisałam swój komentarz ze świadomością dezercji w stosunku do Twojej propozycji – tym bardziej dziękuję za odpowiedź;
    groby i wielka sobota stały się namiastką (choć realną) Grobu i Wielkiej Soboty;
     
    nic straconego
    jak zmartwychwstanie nie zdarza się raz i koniecznie o świcie, tak Wielka Sobota nie uznaje kalendarza i roku liturgicznego…
    czym ma być jej przeżycie?
     
    nie może być powtórką przeżytych doświadczeń, powrotem do pytań, wątpliwości, powtórnym przeżyciem tego, co było czarną, beznadziejną nocą własnego opuszczenia… nie może być użalaniem się nad sobą; w końcu – mniejsza o mnie – tu Boga ma zabraknąć;
    nie może być biernym zawieszeniem, przeczekaniem;
     
    może, na przykład, być końcem mojej zdroworozsądkowej logiki w której Chrystus musi umrzeć, bo we wszystkim (oprócz grzechu) ma przecież być nam podobny, przecież odłożył miecz, musi zginąć na krzyżu (to też Simone Weil); tej „logice” ma towarzyszyć coś znacznie więcej niż empatia w stosunku do Jezusa – to przecież dla mnie i przeze mnie; to ja jestem współwinna (tu świadomość własnej nędzy nie zostawia złudzeń) ale i nieuniknionemu ("czyż nie mam pić kielicha?") Wypełniło się… co teraz? koniec? co dalej? czy jest, czy będzie jakieś dalej?
     
    może ma być zamilknięciem i nie udawadnianiem sobie a tym bardziej komuś, że coś z tego wszystkiego rozumiem…
     
    Trwaj Andrzeju, niech Ci Zmartwychwstały Pan błogosławi! pozdrawiam serdecznie.
     
     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    “Jeśli Boga nie ma…”

    Współczesnemu człowiekowi dość łatwo wyobrazić sobie świat bez Boga. Nie dlatego, że Nietzsche ogłosił śmierć Boga jako idei regulatywnej w moralności, ale ze względu na wszechobecny relatywizm, na podsuwaną przez współczesną sztukę i wytwory kultury masowej wizję świata, w którym nie ma miejsca dla Boga. Naprawdę nie trzeba daleko szukać, aby doświadczyć nieobecności Boga. Śmiem twierdzić, że wystarczy obejrzeć w tym celu parę dowolnie wybranych wieczornych dzienników telewizyjnych.

    Dla mnie Wielka Sobota była właśnie takim dniem, w którym próbowałam uczciwie i bez żadnych filozoficznych łamańców stanąć wobec problemu: „Jeśli Boga nie ma…”. Jeśli Boga nie ma – to na czym budować międzyludzkie relacje, jakie sensy mogą stanowić konstruktywny fundament kultury, co decyduje o wartości mojego życia?
     
    Gdy ktoś bliski umiera, mówimy często potocznie, że świat wali się nam w gruzy. Cały dotychczasowy porządek, rytm, przyzwyczajenia stają się nieważne, bezużyteczne. Tracimy busolę, drogowskaz, rusztowanie, na którym budowaliśmy swoją codzienność. W zagubieniu trudno niekiedy wykonać najprostsze czynności, które wcześniej nie sprawiały kłopotu. Później trzeba wiele czasu, aby poukładać różne sprawy od nowa, a nawet odbudować własne poczucie tożsamości.
     
    W Wielką Sobotę próbowałam przeżywać podobnie odejście na zawsze Boga jako Tego. kto jest mi naprawdę bliski, pomaga mi przetrwać najtrudniejsze chwile, wyznacza sens mojego życia i szerzej – świata, w którym żyję. Zobaczyłam głównie marność mojego przywiązania do Boga oraz ogromną ufność, jaką chciałabym wciąż uparcie pokładać w sobie i w świecie bez Boga, czyli po prostu bezbożnym.   
     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Wartości…

    Małgorzato. Nic nie decyduje o wartości Twojego życia. Po prostu… Żyjesz, więc walcz o życie, a wartością będzie to, co wywalczysz. To wszystko… Wartość jest redukcją, zaokrągleniem, wygładzeniem, niedoskonałym ujęciem na potrzebę chwili zawsze pluralnego – zawsze ‘subiektywnego’ (subiectum to też tylko przybliżenie) – osądu do zakładanej ‘obiektywnej’ substancji, a’priori przyjętej instancji. Nie dysponujemy żadnymi kryteriami do orzekania o stopniu jej uniwersalności, tak więc zawsze jakakolwiek istota, planimetrycznie rozplanowane w tworzonej czasoprzestrzeni centrum odniesienia będzie zależeć wyłącznie od Ciebie. Kryterium porozumienia pomiędzy tak zamkniętymi w subiektywności ‘monadami całości’ stanowi wyłącznie mocniejsza, bardziej efektywna i rozległa w określonym kontekście interpretacja. Problem w tym, że najmocniejsza jest interpretacja zdająca sobie sprawę z własnej kontekstualności, podważalności, interpretatywności, tymczasowości… Wszystko jest w drodze… Chodzi o to, aby wartość tworzyć, wskrzeszać za każdym razem od nowa. Wartość ulokowana – niczym kapitał – w jakimś ‘centrum’ zamienia sie w martwy dogmat, traci swoją siłę przekonywania, przestaje oddziaływać i być wartością. Traktuj więc Boga jako ideę regulatywną dla Samej Siebie, Małgorzato. Pozwól Innym Ludziom wartośći odnajdywać – tworzyć w niespodziewanych dla Ciebie obszarach myśli i czucia.    

    Jednemu łatwo wyobrazić sobie świat bez Boga, innemu z Bogiem. Jednemu trudno wyobrazić sobie świat bez Boga, innemu z Bogiem. Nie ma reguły, Małgorzato.

    Lubię tą Twoją wiarę, bo choć nie potrafię jej zrozumieć, daje mi do myślenia. Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż bodziec. Muszę dostawać po dupie, bo tylko to mnie czegoś uczy . Dzięki i pozdrawiam !

     

     

     
    Odpowiedz
  6. mysza

    Bartoszu!
    Walka daje tylko

    Bartoszu!

    Walka daje tylko poczucie, że jest się bogiem przez małe “b”.

    Natomiast masochistyczne przyjemności, które proponujesz pod koniec swojego komentarza, nie przekonują mnie w ogóle. Jeżeli już miałabym zagospodarowywać swoją czasoprzestrzeń, to wolałabym leżeć pod gruszą na dowolnie wybranym boku, ewentualnie oddając się kontemplacji jakiejś wiszącej nade mną gruszki lub chmurki.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code