To nic, ze je mróz – zawżdy bliży wiosny

Pewnie z polskiej perspektywy mój wpis z początku stycznia o mroźnej Montrealskiej zimie stał się dawno zapomnianą historią. Z mojej perspektywy jest świeżym wczorajszym wspomnieniem. Jest prawie połowa marca, za moim oknem śniegu po kolana, ostatnie mrozy (-20) ustąpiły w zeszły czwartek. Wróżyłem sobie drastyczny luty, chociaż w sumie nie był on, aż taki drastyczny. Był tak samo zimny jak cały grudzień i styczeń. To najzimniejsze i najbardziej śnieżne miesiące w moim życiu. Wszystko wskazuje na to, że marzec nie przyniesie wielu zmian. Minęło około 100 dni odkąd trwa totalna zima. Każdy następny jej dzień za tą studniówką jest torturą.

Jest tylko jeden sposób, aby to przeżyć. Trzeba całkowicie zaprzestać ustawiać sobie zimy w opozycji, trzeba się jej poddać i poszybować wspólnie z nią przez jak najwięcej zimowych dni. Na szczęście wszystko naokoło zorganizowane jest tak, aby to ułatwić.

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

Prawie każdy z nas miał okazję jeździć na sankach, workach czy oponach. Te ostatnie są tutaj bardzo popularne. Już od samego początku  pobytu w Montrealu zaliczyłem kilka górek i pagórków w szalonym oponowym tempie. Wyobraźcie sobie jednak nie górkę, czy nawet pagórek, ale górę z wyciągiem i do tego 12 tras zjazdowych. Brzmi jakbym pisał o nartach. Wciąż pozostajemy w temacie oponowym. Największą frajdą jest sczepianie się w łańcuszki. Jedna osoba za drugą na własnej oponie. Nogi wyciągnięte w przód, ułożone na poprzedzającej oponie i zakleszczone pod pachami osoby naprzeciwko. Pięcioosobowy zaprzęg dorosłych ludzi na około 200 metrach może rozpędzić się nawet do 30km/h. Śnieg w twarz, wiatr zapiera oddech i zjaaaaazdaaaaa …. Brzmi jak wymysł lub bajka z krainy królowej lodu, a to dopiero początek.

Wyobraźmy sobie teraz łódkę. Taką troszkę większą łódkę na powiedzmy 10 osób. Spłaszczmy jej dno, tak aby mogła ona swobodnie ustać na ziemi. Wyobraźmy sobie teraz wyciąg, który wciąga taką łódkę na naszą górę. Siedzimy sobie w naszej łódeczce. Powolutku wyciąg nas prowadzi na szczyt. Mróz trzaska, śnieg trzeszczy pod naszą łódką, z malutkich głośników po drodze siąpi jakiś lokalny folk. Na szczycie do wyboru 8 torów. Opieramy naszą łódkę o szlaban, obsługa nas pyta „Gotowi?”, krzyczymy „Gotowi!” i zjaaaazdaaaa …. Obijamy się co rusz od brzegów toru, wchodzimy w zakręt, trzy razy nasze tyłki podlatują w powietrze na torowych pagórkach, od śmiechu przerywanego okrzykami strachu przechodzimy w głęboki relaksacyjny chichot i co? Oczywiście ponownie zaczepiamy się pod wyciąg.

Podnieśmy adrenalinę jeszcze troszkę. Wybieramy teraz wielką beczkę. Ponownie wyciąg, mróz, muzyczka, szlaban, „Gotowi?, chwilka jeszcze nie wszystkie pasy zapięte, „Gotowi!” i … aaaaaaaaaaaaaaaaa! Jedziemy w beczce, w której podskakujemy i obijamy się o brzegi torów i dodatkowo obracamy się naokoło siebie. Tracimy kontakt w czasoprzestrzeni, drzemy się w niebogłosy i oczywiście podpinamy się naszą beczką raz jeszcze.

Jeśli ktoś ma ochotę tylko dziwić się cudom zimowej natury i nie doświadczać ich tak bezpośrednio, polecam zimowe wodospady. Nie będę się wysilał, aby ująć słowami co zima potrafi nawyczyniać w takich miejscach. W ten weekend udało nam się odwiedzić Park de la Chute-Montmorency w Quebec City. Oddalony około 250 km od Montrealu, zmrożony od trzech miesięcy w jeszcze wyższym mrozie od tego naszego w Montrealu. Dziwy i cuda można oglądać z kabiny widokowej na wyciągu oraz z mostu rozpiętego nad krawędzią wodospadu. Miejsce to śpiewa z głębi swej duszy o tym jak piękna, monumentalna i szlachetna jest zima w prowincji Quebec.

Nigdy nie byłem w igloo i mimo, że w Polsce każdy ma o nim jako takie wyobrażenie, to mi udało się minimalnie doświadczyć czegoś co zdecydowanie przekracza poziom zaawansowania igloowych konstrukcji. Wyobraźmy sobie teraz 40-to pokojowy hotel z salą balową, salonem recepcyjnym i do tego kaplicę dla tych którzy chcą np. zorganizować sobie ślub. W związku, że zacząłem ten akapit od igloo, to teraz każdy element konstrukcji oprócz materacy, poduszek i kołder wykujmy z lodu i śniegu. Ponownie brzmi jak element bajki o królowej śniegu. Tak też wygląda, tylko, że w odróżnieniu od bajki rezerwacji na nocleg (oczywiście tylko zimą) można dokonać klikając – tutaj.

Jasne, że marzy mi się wiosna. Wszystkim nam ona tu się teraz marzy. Jeszcze zaledwie kilka tygodni i się pojawi. Póki co, wciąż wyraźnie króluje nam zima, a skoro tak już jest, to pozostaje nam wciągnąć znoszone czapki, rękawiczki, kombinezony i zjaaaazdaaaaa …

 

 

Komentarze

  1. eskulap

    Tomek,
    niezłe tam macie

    Tomek,

    niezłe tam macie "Zabawowo", Pinokio nie byłby wstanie wyjść z tego kurortu.

    Super relacja, dzięki:)

    pozdrawiam,

    Eskulap

     
    Odpowiedz
  2. rzusto

    @Eskalup

    Obecne "Zabawowo" jest właśnie odświerzane nową porcją śniegu. Do jutra rana 30 cm. To nie jest taki sobie śnieżek. Wieje, bucha, biało wszędzie. Przed ucieczką ratuje mnie tylko odszukane przeze mnie tytułowe przysłowie.

    Pozdrawiam,

    T

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code