, ,

Przyjaźń: pomiędzy szczęśliwym darem a bólem rozstania

Po wcześniejszym zarysowaniu istoty przyjaźni w aspekcie moralnym, rozwinę ten temat o kilka wątków: dar, dobro, szczęście, wspólnota, wzajemność, równość, rozstanie.

 
Przyjaźń jest darem, to znaczy, że nie może być ona efektem naszych zabiegów czy życzeń. Po prostu spotykamy człowieka, który budzi w naszym sercu szczególną i spontaniczną życzliwość i bliskość. Nie wiemy dlaczego tak się dzieje. Zachwyca nas czyjeś piękno i dobroć, i czujemy się szczęśliwi przebywając z tym człowiekiem. Doświadczamy jednocześnie, nieraz boleśnie, że wobec większości ludzie nie mamy takiej łatwości nawiązania życzliwej więzi: to właśnie jest znakiem daru. Ale też jak pisze Simone Weil przyjaźń jest łaską Boga, dzięki której otrzymujemy jakby miarę tego, czym powinna być miłość bliźniego, gdyby nasza spontaniczność nie była zraniona grzechem. Pragniemy bliskości i współdziałania z nim w jakiejś wspólnej sprawie czy na drodze wspólnego losu. Obrazowo mówi się, że tym, co odróżnia miłość erotyczną od przyjaźni jest fakt, że zakochani wpatruję się w siebie, a przyjaciele patrzą się w jednym kierunku. Czyli miłość kochanków skoncentrowana jest raczej na tym dobru jakie odnajdują w sobie nawzajem kochankowie.
 
Natomiast miłość przyjaciół jest raczej wspólnym uczestnictwem w miłości pewnego dobra poza nimi. To dobro może być różne: Ojczyzna, sztuka, praca, poświęcenie na rzecz innych, twórczość, Kościół,  dzieci, itp. To dobro musi albo wyrastać poza czystą konieczność, tak, aby motywem jego podjęcia była wolność osób, albo być wspólnotą koniecznego losu – więzienie, tułaczka, emigracja, choroba, itp. – którą jednak przekracza się, dzięki pokornej zgodzie i hartowi ducha. Konkretne dobro wiążące przyjaciół jest częścią i egzemplifikacją dobra uniwersalnego, obojętnie czy będziemy je rozumieli jako Ideę Dobra Platona, wykraczającą poza wszelki byt, a jednocześnie będącą źródłem partycypacji wszelkich innych Idei, czy też będzie to Bóg-Miłość chrześcijan, a nawet świętość bez Boga, czyli ateistyczny humanizm (Camus). Przyjaciele kochają siebie nawzajem, ponieważ w dążeniu do dobra dostrzegają jednocześnie dobro moralne przyjaciela. To znaczy, przyjaciel dlatego jest godny przyjaźni, bo potrafi dostrzec dobro, dzięki temu właśnie, że sam ma w sobie przynajmniej zaczątek dobra. (U Arystotelesa musi to być to już dzielność etyczna w pełni ukształtowana i wypróbowana.)
 
Przyjaźń rodzi wspólnotę. W dobrze rozwijającej się przyjaźni przyjaciele dzielą się prawie wszystkim, kim są i co mają. Dzielą się swoimi myślami, odczuciami, wiedzą, humorem, radościami, ale też bólem, cierpieniem, niepewnością, doświadczeniem winy i grzechu. Prawdziwy przyjaciel, nie odczuwa bólu dzieląc się ze swym ukochanym czasem, domem, pieniędzmi, kontaktami, pożytecznymi informacjami, możliwościami pracy oraz społecznego i zawodowego awansu. Przeciwnie: dzielenie się z przyjacielem wszystkim, czym jest i co posiada, sprawia mu radość, nawet większą, niż wówczas, gdy sam by z tego korzystał. Dobro i rozwój przyjaciela jest jego wielką radością. Czym przyjaźń uboższa, skoncentrowana raczej na wzajemnych przyjemnościach i pożytkach, a tym samym oddalona od dobra obiektywnego, tym przyjaciele mniej dzielą się ze sobą, z większym bólem, bez hojności, a w chwili próby po prostu zdradzają.
 
Prawdziwa przyjaźń jest źródłem głębokiego i trwałego szczęścia. Jeśli uznamy, że szczęście jest owocem życia nakierowanego na dobro, piękno i prawdę, a syntezą tej trójcy jest miłość, to przyjaźń jest uprzywilejowanym źródłem szczęścia. Przyjaciel jest osobową epifanią tego, co boskie w człowieku, a nawet samego Boga. Jego kruche człowieczeństwo: niedoskonałość, grzeszność, śmiertelność, zranienia i zdolność do cierpienia, nie przesłania Dobra i Boga, ale przeciwnie sprawia, że udziela się nam samym boskie spojrzenie na człowieka-przyjaciela. Odkrywając człowieczeństwo przyjaciela, jednocześnie odkrywamy czułą miłość Boga w nas i poprzez nas samych. Dzięki przyjaźni stajemy się jakby Bogiem, ale bez pychy, ale przeciwnie w radosnej czułości dzielenia się z innymi darami, które posiadamy. Dzięki przyjaźni uczymy się przebaczenia, kontemplacji, pokory, delikatności, miłosierdzia, współczucia i życzliwej posługi. Doświadczamy radości obecności drugiego człowieka i stajemy się zdolni do znoszenia wszystkiego z pogodą i humorem. Przyjaźń jest szczęściem.
 
Choć przyjemność i pożytek nie są zasadniczymi motywami prawdziwej przyjaźni, to właśnie ten rodzaj przyjaźni pozwala doświadczyć najczystszej przyjemności i zwykle niesie ze sobą wielkie pożytki. Już samo przebywanie z przyjacielem jest źródłem wielkiej radości: jego obecność sprawia nam przyjemność i dobrze się z nim czujemy. Raczej trudno sobie wyobrazić, żeby przyjaciele źle czuli się ze sobą i nie mogli mieszkać pod jednym dachem. Życzliwość moralna, czyli nakierowanie na dobro drugiej osoby, w przypadku przyjaźni zrodzonej ze spontanicznej sympatii, przejawia się też w uczuciowej reakcji przyjemności, a nawet rozkoszowania się obecnością przyjaciela, czy choćby myślą o nim. Pożyteczność przyjaciół, choć zwykle doświadczana jest na co dzień, sprawdza się szczególnie w momentach, których najbardziej potrzebujemy pomocy: biedzie, chorobie, żałobie, braku domu czy pracy, moralnej lub zawodowej porażce. Można powiedzieć, że tak jak nie ma nic bardziej pożytecznego niż bezinteresowne dobro, tak też przyjaźń, której źródłem jest wspólna wrażliwość na dobro, jest też czymś najbardziej pożytecznym. Bo czymże jest pożytek, jak nie dobrem względnym i niższym wobec dobra absolutnego? Jeśli przyjaciele rzeczywiście partycypują w dobru absolutnym, to wzajemne wsparcie w dobrach niższego rzędu przyjdzie im bez trudu, ku wzajemnemu pożytkowi.
 
Przyjaźń zakłada pewną równość i wzajemność przyjaciół. Równość oznacza tutaj brak koniecznego podporządkowania się jednego przyjaciela drugiemu, choć możliwe jest, że w różnych zakresach kompetencji, różnicy wieku czy związków rodzinnych, przyjaciele podporządkowują się sobie nawzajem. Nigdy jednak ta podległość aspektowa nie narusza zasadniczej równości przyjaciół. Dlaczego? Bo równość jest funkcją wolności dwojga osób, którzy właśnie jako wolni ludzie obdarzają się przyjaźnią, czy raczej – jak napisałem wyżej – przyjmują dar przyjaźni.
 
Przyjaźń zakłada też wzajemność i pewną symetrię relacji. Jest możliwa życzliwość wobec osoby, której nie znamy, a o której coś wiemy lub potencjalnie sobie ją wyobrażamy. Ale nie jest to przyjaźń. Bo przyjaźń jest pewną więzią osób i wymaga wzajemnej świadomości swego istnienia i stosunku do siebie. Analizowana wcześniej równość w przyjaźni we wzajemności wyraża się pewną symetrią. To znaczy: nie należy w przyjaźni iść dalej, nawet w okazywanej życzliwości czy poufałości, niż przyjaciel sobie tego życzy. I nie wynika to z kalkulacji, ale szacunku dla wolności przyjaciela. Zwykle jest tak, że przyjaciele, choć w pewnych aspektach podobni, różnią się między sobą temperamentem, poziomem intelektualnym czy moralnym, a każdy z nich ma swoje ograniczenia psychiczne umniejszające zdolność do pełnej dojrzałości osobowej. Dlatego trzeba te różnice i ograniczenia dostrzegać i traktować z szacunkiem właściwym przyjaciołom.
 
Czy na gruncie przyjaźni możliwe jest rozstanie, po prostu koniec więzi? Nie ma problemu z wyjaśnieniem, dlaczego przyjaźń się kończy jeśli jej powodem była przyjemność lub pożytek. Obie te wartości są względne i żadna z nich nie jest wprost zakorzeniona w Dobru absolutnym. Przyjemność sama w sobie może doskonale obywać się bez dobra, i ze względu na swój zmysłowy korzeń nie może być źródłem trwałości, bo jest pewną spontanicznością ciała i psychiki, która sama z siebie nie tworzy aktów moralnych, choć może być ich materią. Podobnie jest z pożytkiem, o którym można powiedzieć, że jest jaką kapitalizacją przyjemności ciążącą bardziej ku zapewnieniu sobie bezpieczeństwa czy nawet luksusu przetrwania. Jeśli więc przemija przyjemność lub pożytek płynący wcześniej z przyjaźni, to po prostu nie może ona dalej trwać, jej koniec ma taki sam sens moralny jak początek: czyli żaden lub niewielki. Bo ani początek takiej relacji nie był rozumiany i inicjowany jako akt moralny, ani jej koniec taki nie jest.
 
[Swoją drogą: jeśli ktoś jest zdolny tylko do więzi w oparciu o przyjemność lub/i pożytek, to żyje na najniższym poziomie możliwości moralnych człowieka, i w sensie Arystotelesowskim, niewiele różni się od zwierząt. Chrześcijaństwo przyniosło tutaj nowe rozumienie człowieka i uznanie jego godności bez względu na zalety moralne, a Bóg chrześcijan jest miłosierny wobec nas grzeszników. Natomiast nawet dla chrześcijan pozostaje faktem, że trwała niezdolność do czynów i relacji motywowanych dobrem, czyli miłością caritas, a więc również niezdolność do autentycznej przyjaźni wskazuje na czyjąś niezdolność do przyjęcia zbawienia i jeśli utrzyma się ona do śmierci, grozi człowiekowi potępieniem wiecznym. ]
 
Trudniejszy moralnie jest problem z rozstaniem przyjaciół, którzy zostali  nimi w oparciu o uczestnictwo we wspólnie doświadczanym dobru. Od takiej przyjaźni mamy prawo oczekiwać trwałości, podobnie jak za coś trwałego uznajmy obiektywny charakter dobra. W tym przypadku jeśli jeden z przyjaciół degraduje się moralnie i przestaje być zdolny do czynienia tegoż dobra stwarza w ten sposób wystarczającą rację moralną do zerwania przyjaźni. Kluczowa w takim przypadku jest ocena, czy ta degradacja moralna ma charakter tymczasowy czy trwały. Jeśli upadek przyjaciela jest doraźny i wykazuję on dobrą wolę poprawy, to jego przyjaciel powinien pospieszyć mu raczej z pomocą, niż zrywać przyjaźń. Dopiero, gdy z upływem czasu i ponawianych bezskutecznie prób pomocy dochodzi do sądu sumienia, że przyjaciel w sposób trwały zboczył z drogi dobra, można mówić, że zaistniała konieczna i wystarczająca racja moralna, to zakończenia tej przyjaźni. Ale nawet wówczas, zwłaszcza, jeśli jesteśmy chrześcijanami, powinniśmy kończąc taką przyjaźń pozostawić upadłego przyjaciela w nadziei nawrócenia i powrotu do przyjaźni. Dopóki człowiek żyje jest to wciąż możliwe. Natomiast mamy wówczas prawo zawiesić w sposób dość trwały obowiązki i przywileje przyjaźni z człowiekiem, który trwale upadł, ponieważ po prostu przestały zachodzić aksjologiczne przesłanki dla tej relacji. Nawet wówczas, właśnie ze względu na wcześniejszą przyjaźń, a także zwyczajną miłość bliźniego, nie powinniśmy odmawiać przyjścia z pomocą byłemu przyjacielowi, gdy jej potrzebuje. Miarą tej pomocy powinna być wówczas sprawiedliwość, a jeszcze lepiej: miłosierdzie.
 
Jeśli ktoś rozstaje się ze swoim przyjacielem bez uzasadnionej racji moralnej, a wcześniej deklarował, że przyjaźni się z nim z powodu uczestnictwa we wspólnym dobru i jego zalet moralnych, oznacza to, iż w istocie faktycznym powodem relacji dla niego była przyjemność albo użytek. Jeśli ten faktyczny powód nie był uświadamiany w pełni, to jest to racja przynajmniej częściowo uwalniająca od winy pozornego przyjaciela. Czy można wówczas mówić, że ich wcześniejsza relacja była przyjaźńią? Obiektywnie raczej nie, bo brak jej było faktycznej wzajemnej życzliwości ze względu na dobro przyjaciela, natomiast subiektywnie była to przyjaźń. I z taką właśnie ambiwalencją należy ją oceniać. Nie jest to rzadki przypadek ludzkich relacji.

Moje blogi na YouTube
 

 

25 Comments

  1. artaharon

    słucham

     

    Dziękuję za twe słowa Andzrzej . Słucham i korzystam z tego co mówisz. 

    Jeśli mogę to …

     

    Bardzo mi się podobają Twoje koszule.   …

     

    Pozdrawiam Ciebie i wszystkich CI bliskich. Fajny z ciebie człowiek i myślę dobre to co głosisz.

    Hej.

    Artek.

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. jadwiga

    Przyjaźń jest darem, to

    Przyjaźń jest darem, to znaczy, że nie może być ona efektem naszych zabiegów czy życzeń. Po prostu spotykamy człowieka, który budzi w naszym sercu szczególną i spontaniczną życzliwość i bliskość. Nie wiemy dlaczego tak się dzieje. Zachwyca nas czyjeś piękno i dobroć, i czujemy się szczęśliwi przebywając z tym człowiekiem.

     

    Nie za bardzo sie z tym zgodzę. To nie jest tak jak z zakochaniem "od pierwszego wejrzenia". Czesto bardzo długo znamy danego człowieka zanim się z nim zaprzyjaźnimy. To jego postępowanie w miarę upływu czasu przekonuje nas do zawarcia bliższej znajomości a później przyjaźni. Musimy dostrzec co nas może z tym człowiekiem łączyc – a nie tylko jeden impuls na podstawie – wyglądu?odruchu serca? nie chce pisac "feromonów" bo to nie na miekjscu. Przyjaźn nie jest "od pierwszego wejrzenia".

     

    Może kilka cytatów o przyjaxni….

     

    "Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami sobie poradzę"[kardynał Richelieu]

    "Bezinteresowna przyjaźń może istnieć tylko między ludźmi o jednakowych dochodach" [Paul Getty]

    I ja tez napiszę, Andrzeju, ze masz ładne koszule:)

     
    Odpowiedz
  3. Andrzej

    Chodzi o pewną łatwość sympatii w przyjaźni

     Jadziu!

    Zgoda, że przyjaźń niekoniecznie jest jak zakochanie czy zauroczenie "od pierwszego wejrzenia", i ten proces zaprzyjaźniania i odkrywanie piękna przyjaciele może trwać dużo dłużej niż w zakochaniu o charakterze erotycznym. Być może nie wyraziłem się dostatecznie precyzyjnie. Chodziło mi raczej o podkreślenie faktu, że w przyjaźni mamy pewną łatwość doświadczania spontanicznej sympatii, której na ogół nie odczuwamy w spotkaniu z innymi ludźmi. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

    Ps. Koszule są zupełnie zwyczajne, ale dziękuję za miłe słowa 🙂

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    Jeżeli A jest przyjacielem B i B jest przyjacielem C…

    Andrzeju!

    Piszesz o symetryczności relacji przyjaźni. Ja chciałabym zastanowić się nad jej przechodniością: czy z tego, że A przyjaźni się z B i B przyjaźni się z C, musi wynikać, że A przyjaźni się z C?

    Łatwa moralistyka odpowie twierdząco. Do zasobu powszechnie znanych, a nierealizowalnych życzeń, należy przecież przekonanie, że akceptuję przyjaciela razem z jego psem, kotem, a nawet wężem boa i każdy przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem. Życie pokazuje, że mój przyjaciel może mieć niekiedy innych przyjaciół czy dobrych znajomych, wobec których zdobędę się jedynie na elementarną uprzejmość. 

    To prawda, że skoro przyjaźń jest darem, nie wystarczą pobożne życzenia, starania czy najwznioślejsze deklaracje. Myślę jednak, że im bardziej ludzie kierują się w swoich przyjaźniach prawdziwym dobrem, tym bardziej ułatwia to przechodniość czy dzielenie przyjaźni. Im większa domieszka motywów przyjemnościowych czy utylitarnych, tym trudniej zaakceptować niektórych przyjaciół swojego przyjaciela, a nawet fakt, że może on mieć w ogóle innych przyjaciół, że będzie budował z nimi jakąś odrębną wspólnotę, zechce dać im swój czas, pieniądze, miejsce w  domu, ważne informacje itp.

    Wielkość dobra, w które są wpatrzeni przyjaciele, nie gwarantuje przechodniości relacji przyjaźni, ale ją ułatwia. Mówiąc praktycznie: gdy ludzie działają razem dla ojczyzny czy Kościoła, to łatwiej chyba o rozszerzenie relacji przyjaźni, o powstanie grupy wzajemnie zaprzyjaźnionych osób niż wówczas, gdy uprawia się wspólnie ogródek.

     
    Odpowiedz
  5. artaharon

     Art do Jadwigi “Miłującej pastele”

     

    A jeśli chodzi o moje znikanie? 

    No cóż ja ?

    Ja uwalniam się od …pewnej miłej  "litery"  bo 

    Jeśli ktoś znajdzie kiedyś perły 

    Nawleczone na krwawą jedwabną nić 

    Coraz cieńszą i cieńszą , 

    Jak ścieżka życia odchodzącego w dal 

    I niknącego gdzieś we mgle […]

    to …jest mu żal , że musi się rozstać 

    i że być może nigdy nie uda się spotkać…

     

    Ps. A jeśli chodzi o "czerwoną" koszulkę  to myślę,  że ma ona odrobinę błękitu w sobie a przez to czyni ją czymś wznioślejszym niż komunizm, czymś mniej przyziemnym. 

     

    A poza tym

     Od rana do wieczora okoliczności się zmieniają
    i wszystko prędko biegnie przed Panem…
     

    Syrach 18,26

     

     http://martynkaa.wrzuta.pl/audio/7yUgLzKRSDw/dystans_-_czerwona_jarzebina

     

    I to jest właśnie jest 

    bycie  pomiędzy szczęśliwym darem a bólem rozstania…

    (jak w tytule tego blogu)

    Aharon.
     

     
    Odpowiedz
  6. krok-w-chmurach

    A+B to nie to samo, co B+C.

    A+B to nie to samo, co B+C. A więc A+C, też nie będzie tym samym, co A+B. Kocham mojego przyjaciela, czuję się w pewnym sensie jego częścią. Jednak nie jestem nim, coś nas różni, mimo tego, że doskonale do siebie pasujemy. Dlatego nie muszę przyjaźniąc się z B, jednocześnie zaprzyjaźnic się z C.

    Przyjaciel uzupełnia pewne "braki" we mnie i multiplikuje moje zalety. Razem tworzymy nową jakość, nowy organizm. I ta prawidlowość zachodzi w każdej, następnej przyjaźni……

    "gdy uprawia się wspólnie ogródek." No, cóż. rzeczywiście kwiatki i rabatki wymagają mniejszej ilości ogrodników, niż przeprowadzenie kampanii na rzecz np. ochrony środowiska. Zresztą w ogródku trudno byłoby pomieścić tak wielką grupę przyjaciół  

    Moim zdaniem hobbyści uprawiajacy wspólnie ogródek nie są przyjaciółmi. To moje zdanie.

     

     

     
    Odpowiedz
  7. krok-w-chmurach

    Arturze, koszula Andrzeja

    Arturze, koszula Andrzeja jest amarantowa. To nie czerwień, zdecydowanie nie  Chociaz istnieje prawdopodobieństwo, że ekran mojego komputera trochę przekłamuje kolory.

    Andrzeju, ja lubię niebieskie koszule, w białe prążki  , jednak przyznam, ze ta amarantowa  jest ciekawa (jesli chodzi o kolor)

     
    Odpowiedz
  8. jadwiga

    a najciekawsze w przyjaźni

    jest to, ze prawdziwa szczera przyjaźn rodzi sie zwykle w czasie zagrożen, nieszczesć i podstawa jest przewaznie wspólna walka, wspólna ideologia, wspólna solidarnosć wspólne przezywanie tego co złe z czym trzeba walczyć… Gdy zas nastaną lata dobrobytu – przyjaźń naogół się rozmywa, a nowa raczej się nie rodzi.Ludzie jakos dziwnie w tym dobrobycie robią sie nieszczerzy……

    Może własnie dlatego chrzescijanstwo i co za tym idzie ludzka solidarnosć i szczerosć – zapoczatkowała się własnie wsród biednych, odepchniętych, odrzuconych, nieszczesliwych. Czy chrzescijaństwo rozwijałoby sie tak mocno i spontanicznie oparte na wspólnej przyjaźni i celach oraz miłości bliźniego   – gdyby…gdyby Jezus nauczał przede wszystkim bogatych, dobrze sytuowanych, szczęśliwych, którzy nie potrzebują o nic walczyć……..

     
    Odpowiedz
  9. Halina

    Z jednej strony” prawdziwego przyjaciela poznajemy w biedzie”

    z drugiej zaś, prawdziwy przyjaciel też ma swoje ograniczenia czy wady, nie mówiąc o tym, że sam może znaleźć się w biedzie. Co wtedy on otrzymuje od nas?  Znane przysłowie mówi: Jeżeli chcesz mieć przyjaciela bądź nim. Często nasze oczekiwania względem przyjaciela są zbyt duże, nasze wyobrażenie o jego oddaniu zbyt wzniosłe. Z tego powodu, tak wiele przyjaźni ponosi porażkę. Mam kilku sprawdzonych przyjaciół i najcenniejsze jest to, że znając swoje wady czy ograniczenia, postanawiamy mimo to być razem, na dobre i złe. Przyjaźń, to wartość, a jej istotę odkrywa się w doświadczeniach. Oczekuję, że moi przyjaciele ostrzegą mnie, zanim podejmę jakąś niedobrą decyzję i mam szczerą nadzieję, że każdy z moich szczerych przyjaciół zwróci mi uwagę , gdy będę źle postępowała. Sama też nie przyglądam się bezczynnie i nie udaję ślepej, gdy mój przyjaciel zgadza się na nierozsądne propozycje. Z moimi przyjaciółkami mogę przede wszystkim swobodnie omawiać swoje myśli i uczucia. A przyjaciela traktuję jak brata, z którym można swobodnie żartować, przekomarzać się, ponieważ nie są oni tak drażliwi na punkcie wielu spraw.

     
    Odpowiedz
  10. artaharon

    Ineczka i kolor czerwieni

    Miła Ineczko

    Niestety Chagalla nie da się przekonać że Amarantowy to nie czerwień.

    Picasso powiedział kiedyś : Jeśli umrze Matisse , Chagall pozostanie jedynym malarzem rozumiejącym naprawdę , co to kolor"

     

    Piszesz

    Arturze, koszula Andrzeja jest amarantowa. To nie czerwień, zdecydowanie nie

    Więc jeśli chodzi o to czy Andrzeja koszulka nalerzy do czerwieni to zdecydowanie tak,  a nie jak piszesz zdecydowanie nie…przykro mi ,. ale tak to już jest że jak się doda karmin kraplak  do odrobiny błękitu i zacznie się kombinować z błękitem nie mówiąc już o odrobinach żółcieni  to wychodzą cuda z rodziny czerwieni. Wszystko zależy od tego jaki błękit i jaka czerwień i jaki żółcień jest użyty(a)….i co przeważą w walce na palecie…

    Ależ nam się symbolika stworzyła , jeszcze trochę to będę widział kabałę przyjaźni 

    Proszę spojrzeć na tabelę poniżej i odnaleźć kolor amarantowy o którym piszesz w rodzinie czerwieni. Rozdział kolory wedłóg odcieni. Ja poprostu nazywam czrwienią koszulkę Andrzeja aby było prościej…zresztą sama wiedzisz poniżej w linku że nazw czerwieni jest bez liku i do sławetnej koszulki można by dokleić wiele czerwienia nawet nazwać je rożami . 

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_kolorów#A

    A tak wogóle to 

    Wszystko zaczyna się od trzech kolorów.

    Jak mam trzy barwy o imieniu Błękit pruski –  to mam rodzinę błękitów, Jak mam żółcień kadmowa średnia  -to mam  rodzinę żółcieni, Jak mam karmin kraplak – to mam  rodzinę czerwieni,   mam niemal wszystko czego mi potrzeba by malować oczywiście nie dosłownie…bo jeszcze ten kobalt…

    Malowałaś kiedyś a może malujesz? 

    Zdziwiłem się że jesteś taka pewna tego że koszulka Andrzejka nie należy do czerwieni…

     

    są rozmaite nazwy na to samo w tym naszym świecie i może przez to ludzie nie potrafią żyć w zgodzie…bo jeden uprze się że widzi czerwień a inny na  to samo ale skrupulatniej  będzie wołał że widzi kolor makowy albo szkarłatny…

    Ech już późńo i muszę kończyć …a jeśli chodzi o kalibracje monitorów to masz rację że każdy monitor świeci inaczej…zresztą myślę że ludzie również mają prawo do tolerancji i nie każdy z nas widzi tak do końca jednakowo świat kolorów …gdyby tak było Chagall nie byłby kimś wyjątkowym z Matim a był…

    Polecam książkę pt"  
    Marc Chagall. Biografia
     

    http://www.lideria.pl/Marc-Chagall-Biografia-Jonathan-Wilson/sklep/opis?nr=159706

     

    Tabele kolorów poniżej

     

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_kolorów#A

     

    Pa …


     

     

    Arteczek.

     
    Odpowiedz
  11. zibik

    Panie Andrzeju !

    Dziękuję za kolejne życzliwe, roztropne i mądre słowa, adresowane do mnie i innych użytkowników, czytelników portalu "Tezeusz".

    Słowo można głosić, czytać lub pisać do (dla) innych. Osobiście najbardziej lubię słuchać na żywo słowo głoszone, przez tych, którzy posiadają, od Boga dar głoszenia słowa. Ewentualnie czytać to, co jest prawdziwe, wartościowe, mądre, piękne i napisane. Najmniej odpowiada mi konieczność słuchania tego, co jest niby głoszone, a jednak jest czytane.

    W świecie współczesnym czytanie i przekazywanie innym publikacji, tekstów, słowa za pomocą mediów elektronicznych zdecydowanie zdominowało inne formy artykułowania i przekazywania słowa.

    Fascynacja nowinkami technicznymi to zapewne fajna rzecz, lecz ich wykorzystywanie chyba nie zawsze musi w pełni satysfakcjonować innych (odbiorców).

    Ubolewam nad tym, że nauka i wykorzystywanie retoryki (krasomówstwa, kaznodziejstwa) juz nie znajdują należnego miejsca, ani uznania w szkołach, uczelniach, także w życiu publicznym, politycznym, nawet w seminariach i Kościołach.

    Wielu osobom trudno myśleć, a tym bardziej mówić lub pisać o przyjaźni, miłości, a nawet zwykłej życzliwości, bądź uprzejmości. Są to zbyt często pojęcia dyskredytowane, przemilczane, obce, bądź abstrakcyjne w dzisiejszym świecie. Tak często wyzutym z owych istotnych uczuć, dla egzystencji ludzkiej, a zawsze wielce użytecznych i pożądanych.

    Przyjaźni i miłości wielu z nas musi się chyba na nowo uczyć – najlepiej, od ludzi, którzy ową rzeczywistość osobiście doświadczyli i głęboko przeżyli.

    Istnieje na szczęście wiele publikacji, które ukazują i odzwierciedlają prawdziwą wielkość przyjaźni i miłości. Godnym polecenia wydaje się tekst  zawarty w IX Księdze "Wyznań"- św. Augustyna.

    Zadziwiające zdarzenie, które miało miejsce między matką i synem. Można je uznać za opis istotnego kontaktu jakichkolwiek dwóch osób, czyli za doskonały obraz tego, co dokonuje się w każdej prawdziwej przyjaźni, a nie nazbyt często spotykanej "przyjaźni" fałszywej, pozorowanej, bądź udawanej.

    Przyjaźń to proces, także pewien rodzaj wiedzy, wzajemnego obcowania i poznania się osób, także wyraz ich wzrostu, rozwoju (stawania się) i współżycia duchowego.

    W przyjaźni ludzkie istnienie znajduje się, pod wrażeniem drugiej osoby, żeby to dobrze (lepiej) zrozumieć, trzeba się po prostu zaprzyjaźnić,  a nawet podjąć ryzyko przyjaźni (współistnienia).

    Wszystkim twórcom, użytkownikom i czytelnikom "Tezeusza" życzę doświadczania możliwie często prawdziwej miłości i przyjaźni.

    Z.R.Kamiński

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  12. zibik

    Ludzie prawi !

    "Przyjaźń jest darem, to znaczy, że nie może być ona efektem naszych zabiegów czy życzeń. Po prostu spotykamy człowieka, który budzi w naszym sercu szczególną i spontaniczną życzliwość i bliskość. Nie wiemy dlaczego tak się dzieje."

    Panie Andrzeju – czy rzeczywiście : " nie wiemy dlaczego tak się dzieje" ?…….. Owszem trudno to dokładnie wyjaśnić i opisać. Jednak możemy dostrzec, doświadczyć lub domniemać, że ludzie prawi – nie koniecznie wielcy, wybitni, doskonali, czy święci, lecz prawdziwie bogobojni, szlachetni i uczciwi. Ponadto zwykle obdarzeni łaską i błogosławieństwem Boga, oraz wieloma innymi cnotami i uzdolnieniami. Posiadają zadziwiającą zdolność, a nawet łatwość budzenia w nas szlachetnych uczuć i wielce pożądanych postaw m.in. miłości i przyjaźni – należy to chyba do ich natury. Może dlatego, że przyjmują nasze istnienie bezinteresownie, niczego od nas nie oczekują, nie usiłują cokolwiek uzyskać, nikogo nie pragną do siebie przywiązać etc.

    Rzeczywiście z takimi osobami dusza nasza czuje się po prostu dobrze i bezpiecznie, choć oni są najczęściej bardzo cisi, skromni, wręcz małomówni i chętnie przebywają w ciszy i odosobnieniu. Jednak promieniują szczególną światłością i radością, która świadczy o ich wewnętrznej wielkości. A to sprawia, że są pogodnie usposobieni, opanowani, także roztropni i odważni. Trzeba przecież wyjątkowej odwagi, aby bez zastrzeżeń otworzyć swoją duszę, przed innymi ludźmi.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  13. zofia

    przyjaźń łaczy

     

    czasem wydaje mi się, że w rozumieniu wielu osób przyjaciel ma być tą brakującą „drugą połówką”nas samych; moim zdaniem szczęśliwcom sprawdza się to w związkach małżeńskich;

    ale w pozostałych relacjach?
     
    szczególnie cenne w dyskusji dla mnie są słowa Inki o tym, że razem z przyjacielem tworzymy nową jakość i to zachodzi w każdej kolejnej przyjaźni i Małgorzaty o przechodniości relacji przyjaźni (tylko) gdy łaczy nas dobro; podobnie to rozumiem;
    może dzielić odległość, brak czasu, bo zaangażowanie w sprawy rodzinne, zawodowe; ale wiem, że przyjdzie cel, fragment wspólnej drogi, który jeszcze nas połączy…
     
    Odpowiedz
  14. Andrzej

    Do ludzi trzeba docierać w różny sposób

     Panie Zbyszku!

    Rozumiem Pańskie preferencje ekspresyjne. Ja również lubię i nieraz praktykuję "mówienie bez kartki". Ograniczeniem dla takich form jest po prostu czas: przygotowanie dobrego wystąpienia z głowy zabiera conajmniej kilka godzin, a jeśli "kręci się na żywo" to wmagałoby to dodatkowo kilka godzin na opracowanie materiału i powtórki. Oczekuję więc Pan rzecz doskonałych, zapomianając o środkach jakie one wymagają i nie wskazując realnych źródeł tych środków: czasu, pieniędzy, ludzi, itp. I to osłabia Pańską propozycję, czyniąc ją po prostu nierealistyczną. Nagrania tekstu na Youtube w formie przeze mnie udostępnianej docierają do wielu ludzi w Tezeuszu, a zwłaszcza poza nim. I myślę, że ma to swoją wartość pomimo licznych niedoskonałości.

    Pozdrawiam Pana serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  15. Andrzej

    Dziękuję, Arturze 🙂

    Arturze, 

    dziękuję za miłe słowa, ilustracje i Twoją reflaksję o przyjaźni. Wzbogacasz moją wiedzę o sprawy estetyczne i  sprawiasz, że potrafię zobaczyć to, czego wcześniej nie widziałem.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  16. jadwiga

    Andrzeju

    Wydaje mi się, jakbyś miała jakąś trawałą jakąś niechęć i podejrzliwość wobec osób, które odniosły sukces.  Częściowo jest to uzasadnione, ale tylko częściowo. Ani ubóstwo, ani zamożność nie są istotnym kryterium moralnym dla oceny osób i przyjaźńi.

     

    Mozliwe Andrzeju, jako, że wiekszosć osób, które znam  – sukces odniosły jedynie dzięki protekcji i wstawiennictwu rodziców, przejsciu "przez łóżko" szefa albo innej osoby równie wysoko postawionej ( obojętne jakiej płci:)) albo innej bardziej orginalnej pseudodziałalności. Tylko i wyłacznie, a nie własnymi zdolnosciami, czy własną pracą. Jak widac – miałam pecha spotykajac tylko takich ludzi.

     

    A jezeli chodzi o ocene moralną przyjaxni – w jakis sposób jednak ubóstwo czy zamożnosć ja kształtuje.

    Nie bez przyczyny w czasach Solidarności A. Wajda napisał:

    "Jeżeli trzeba zdobyć wartości materialne kosztem wolnosci wewnetrznej – trzeba wybrać jakiś rodzaj ubóstwa"

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  17. Andrzej

    Arystotelesa warto jednak czytać uważnie

     Zosiu, 

    odniosę się do Twojego komentarza z bloga "O przyjaźni", w którym załamujesz ręce nad zbyt wysokimi standardami przyjaźni w myśli Arystotelesa. Poniękąd masz rację: rzeczywiście, Arystoteles wyniósł przyjaźń z powodu dobra bardzo wysoko, choć uwzględniał też przyjaźńie z powodu przyjemności i korzyści. I do przyjaźni nie dopuszczał w zasadzie kobiet, albo marginalnie. Różnica między myśleniem współczesnym o przyjaźńi, zwłaszcza tym, w którym zostały jakieś elementy chrześcijańskie, a Arystotelesem wynika głównie z innego pojmowania "doskonałości". Arystoteles wierzył w doskonałość etyczną (dzielność, cnotę), albo postawę bliską tej doskonałości i po prostu dla niego jedynie to, co było doskonałe miało wartość rzeczywistą, cała reszta była jakby "bezkształtną materią". Współcześnie nie wierzymy w doskonałość etyczną i dla człowieczeństwa wystarcza nam jedynie sam fakt istnienia – tzw. godność osoby ludzkiej. I takie podejście ma swoją wartość – zauważa nawet niewielkie dobro w każdym – natomiast zagrożeniem jest to, że ciesząc się z wartości samego istnienia przestaliśmy – przynajmniej większość z nas – pracować nad jakimiś formami doskonałości etycznej, dają unosić się żywiołowi egzystencji z jej i tak licznymi wyzwaniami.

    Dlatego warto wracać do Arystotelesa, który mówi nam: samo życie nie wystarcza, bylejakość nie jest wartością, trzeba czegoś więcej, itp. Dobro wciąż pozostaje naczelną normą oceny etycznej, celem ludzkiego życia i najpewniejszym źródłem szczęścia. Żyjemy w czasach, gdy za łatwo sobie odpuszczamy i myślę, że już jako ludzie Zachodu znaleźliśmy się w ślepej uliczce: bez kryteriów, bez wypróbowanych dróg, bez namysłu, a nawet z jakąś atrofią intuicji i woli. Czerpiemy z rezerw jakie dały nam poprzednie epoki i tych wyzwań, jakie niesie tzw. życie. Ta droga choć przytulna i po ludzku litościwa w istocie prowadzi do utraty sensu i rozmycia wszelkich kryteriów. W tę osłabioną myśl i przymgloną wrażliwość późnej nowoczesności tacy myśliciele jak Arystoteles przypominają o tym, że może być też inaczej, stając się w ten sposób źródłem nadziei, choć oczywiście ta nadzieja musi znaleźć współczesny kształt i nie być repetycją z historii.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  18. Andrzej

    Prawdziwa przyjaźń zarówno w biedzie i dostatku

     Jadziu, 

    Zgoda z tym, że przyjaźń rodzi się często w chwilach próby: zagrożeń, nieszczęść, niedostatku. Myślę jednak, że możliwa jest też przyjaźń w okresie pomyślnym i pomiędzy osobami o wysokim prestiżu społecznym czy dochodach. Wydaje mi się, jakbyś miała jakąś trawałą niechęć i podejrzliwość wobec osób, które odniosły sukces.  Częściowo jest to uzasadnione, ale tylko częściowo. Ani ubóstwo, ani zamożność nie są istotnym kryterium moralnym dla oceny osób i przyjaźńi. Z pieniędzy i władzy można robić również dobry użytek, a ubóstwo i osobiste ograniczenia mogą być ważną przyczyną złych czynów i moralnego zła osoby. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  19. zibik

    Oglądać i słuchać, czy również zrozumieć w czym rzecz ?

    Udostępnianie wartościowych, refleksyjnych i ubogacających publikacji (tekstów) coraz większemu gronu osób jest wyjątkowo mocnym i przekonywującym argumentem, aby wykorzystywać wszystkie dostępne środki przekazu.

    Proszę moje preferencje absolutnie nie utożsamiać z propozycją, bądź krytyką, a tym bardziej z oczekiwniem i wymaganiem zmian.  Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie realiów tj. potrzeb i możliwości redakcyjnych (twórczych) w Tezeuszu.

    Jednak tekst uważnie czytany wg. mnie pozwala najlepiej skupić się nad treścią, zastanowić i zrozumieć, w czym rzcz i ewentualnie odnieść się, do całego artykułu lub wybranych wątków. Kompromisem może być udostępnianie w dowolny sposób, użytkownikom "Tezeusza" – dwóch wersji tj. tradycyjnej i nowoczesnej.

    Szczęść Boże !

    Pozdrawiam cały zespół redakcyjny – Zbigniew.

     
    Odpowiedz
  20. zofia

    nadzieja przed trwogą

     

    Andrzeju,
     

    zapewniam Cię, że bardziej załamuję ręce nad bylejakością a Twoje obserwacje w dużej części podzielam;

    nużą mnie jednak kasandryczne klimaty… żyjemy w czasachczerpiemy z rezerw; czy to przekonanie, że kiedyś było lepiej? że kiedyś ludzie? no właśnie… tylko co? ludzie czy jednostki?
     

    niestety nie potrafię obronić tezy, że świat idzie w dobrym kierunku – próbował to zrobić m.in. ks.Tischner w „Dzieci Soboru zadają pytania”; czy mnie samą przekonał? – na pewno tchnął nadzieję, że „radość i nadzieja, smutek i trwoga” właśnie w takiej kolejności , dają prawidłowe podejście do świata…
     

    / no tak, ale u Ciebie jest „między trwogą a nadzieją”   i tu znowu emotikonka jest, by zapewnić o dystansie jaki należy mieć do tego, co piszę /
     

    myślę, że każdy człowiek z wielu relacji jakie nawiązał w swoim życiu potrafi wskazać takie, które ocierały się o przyjaźń lub taką przyjaźnią były; gdzie celem było dobro i relacja mobilizowała by dać z siebie co najlepsze; i to już jest wartość – a choć raz "przebyta" musi zostawić głód i mobilizować…
    pozdrawiam Cię serdecznie!

     

     
    Odpowiedz
  21. Andrzej

    Warto pytać dlaczego coś nas nuży

     Zosiu,

    Warto może zapytać siebie, gdy coś nas nuży: Dlaczego?

    Czyżby Kasandra nie miała racji? Miała. Czy nie słusznie ostrzegała rodaków, że Troje czeka zagłada, jeśli nie będą temu przeciwdziałać? Słusznie. Troja uległa zagładzie, bo nie posłuchano Kasandry. Dlaczego jej nie posłuchano? Bo Apollo rzucił klątwe na jej rodaków, by nie wierzyli jej przepowiedniom.

    Jak widzisz, odwracam Twój argument, by Ci utrudnić zbyt łatwą nadzieję i chęć spokoju. Nie twierdzę, że mam rację we wszystkim, ale Twój argument "ze znużenia" wydaje mi się zbyt niepoważny, zwłaszcza, że – jak sama piszesz – zgadzasz się co do meritum diagnoz. 

    Być może i Twoje znużenie, w którym nie jesteś odosobniona, jest skutkiem podobnej klątwy? Czy nie myślałaś nigdy o tym  w ten sposób? Co może być tą współczesną klątwą niemocy i niesłyszenia? Ja mam w tej sprawie pewną hipotezę. Ciekaw jestem Twojej.

    Rolą filozofów jest mówić rzeczy trudne, a fundamentalne dla ludzkich wspólnot: ich przetrwania i rozwoju. Sokrates zginął, bo jego słuchacze znużyli się ciągłym zakłopotaniem, w jakie ich wprawiał pytając o dobro, o którym słuchać nie chcieli. [Okazało się jednak, że to Sokrates miał rację: nadzieja zawarta w jego pytaniach o dobro i sprzeciw wobc relatywizmu sofistów stała się obok chrystianizmu głównym źródłem siły moralnej cywilizacji Zachodu i natchnieniem do życia w dobru milionów konkretnych osób.]

    Jak więc widać, znużenie nie jest moralnie obojętne i może prowadzić do groźnych sytuacji. Na koniec więc powtórzę: warto pytać dlaczego coś nas nuży, by w chwili próby sprostać wyzwaniu.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  22. zofia

    wiarygodność diagnozy

     

    Andrzeju,
     

    Kasandra miała jeden zasadniczy dla tej kwestii dar – widziała przyszłość;
     

    ja staram się zrozumieć dlaczego tak widzisz przyszłość? masz dar jej widzenia, porównujesz z przeszłością? jeżeli to drugie to pytałam, a całkowicie to pominąłeś – czy uważasz, że teraz świat jest gorszy? może całe jego trwanie to droga ku klęsce? jeszcze inaczej?
     

    zgodziłam się co do zarzutów jakie stawiasz światu ale świat trwa i trudno nie widzieć jego rozwoju w różnych dziedzinach; ponawiam pytanie – czy zaistniało coś co uprawnia Cię do mówienia jak Kasandra?
     

    najpierw wiarygodność diagnozy, potem kwestia wiary i znużenia; taką kolejność proponuję i serdecznie pozdrawiam!

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code