Pozamiatać Panu Bogu

 

"Czy Ty chcesz Pana Boga uwieść, czy Mu tylko pozamiatać?" Takie pytanie zadałem ostatnio mojej Pani w kontekście książek Johna Eldredge’a, które oboje wciąż przeżywamy, a zwłaszcza "Pełni serca" i "Podróży pragnień". Zdaję sobie sprawę, że bardziej popularne są dwie inne pozycje tego autora, skierowane odpowiednio do kobiet: "Urzekająca" i mężczyzn: "Dzikie serce." Jednakże te dwie o których mówię, nie różnicując już tak bardzo płci, mówią po prostu o relacji Boga z człowiekiem. I mówią właśnie w kategoriach romansu, proszę się więc nie gorszyć.

Nie chodzi naturalnie o "romans" w popularnym tego słowa znaczeniu – relacji pozamałżeńskiej. Ale o siłę napędową nie tylko naszej cywilizacji, ale całej natury. O to pragnienie, które nieuchronnie pcha do siebie przedstawicieli przeciwnych płci. Samo Pismo Święte mówi o relacji Chrystus – Kościół w tym właśnie kontekście.

My oboje wciąż jesteśmy trochę na etapie Johna Gray’a ("Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus") i właśnie Eldredge’a. Próbujemy zgłębić relacje między sobą i nasze relacje z Bogiem. I właśnie to zdanie wynikło z rozmowy o naszych odmiennych rodzajach duchowości. Pewnie oberwę za nadmierne wywnętrzanie się, ale i mnie to pomogło coś zrozumieć, więc proszę o wyrozumiałość. 😉

Zatem moja Pani stwierdziła, że ja bardziej poszukuję osobistej relacji z Bogiem, podczas gdy Ona najpierw dba o to, by być wobec Niego w porządku. A ja właśnie tym zdaniem z początku notki odpowiedziałem.

Ja sam często porównywałem relacje Bóg-człowiek do relacji rodzic-dziecko i wiele dzięki temu zrozumiałem. Tu idziemy o krok dalej, porównując te stosunki do relacji kobieta-mężczyzna. Toteż zadałem tytułowe pytanie z tą właśnie myślą. I pytałem dalej: czy uważasz, że dla mnie ważniejsze byłoby, gdybyś mi mieszkanie wysprzątała, ubranie wyprała i obiad ugotowała (mniam!), czy raczej świadomość, że doceniasz moje starania o Ciebie, moje wysiłki, mnie jako człowieka? No właśnie.

I odwracając tę sytuację: czy czułabyś się szczęśliwa, gdybym ja wykonywał wszystkie swoje obowiązki, płacił rachunki, przywoził dziecko z przedszkola, naprawiał dach, itd, ale przestałbym zabiegać o Ciebie, zdobywać Cię i uwodzić? Ciekawe, prawda?

Bo o tym właśnie mówi John Eldredge w swoich książkach. (wiem, robię się nudny, ale ten gość naprawdę ma łeb na karku, serce na swoim miejscu i kocha Boga – sprawdźcie sami, jeśli mi nie wierzycie). O tym, że chrześcijaństwo to nie jest wezwanie do przestrzegania kodeksu moralnego. To wezwanie do miłości, do pasji, do pragnienia. To moralność wypływa z miłości, a nie odwrotnie!

Po raz kolejny za moim mistrzem odkrywam, że Bogu chodzi o nasze serca najpierw, zanim zacznie Mu chodzić o nasze życiorysy. Bo wszak jedno i drugie jest ważne. No, jasne, dobrze mieć wysprzątany dom i kochającą żonę. Ale same lśniące posadzki nie utrzymają niczyjej miłości, prawda?

Nie chcę przez tę notkę wcale powiedzieć, że moje podejście do Boga jest w jakikolwiek sposób lepsze. To nie tak. Ja jestem strasznie nieporządny. Znaczy w swoim bałaganie wszystko znajdę, ale nie o to chodzi. Ja potrafię nie pójść w jakąś niedzielę na mszę bo akurat… "nie mam nastroju" a za to będę przez tydzień chodził codziennie na przykład. Albo zmawiał co wieczór różaniec w jakiejś intencji a potem ledwie się przeżegnam przed spaniem. Nie wiem, czy to sposób na Niego, na relację, na miłość. Ale taki jestem.

Moja Pani za to jest bardzo obowiązkowa. Jak się czegoś podejmie, to można na mur beton być pewnym, że choćby padała na swój śliczny pyszczek, to wykona co obiecała. Tylko… no, właśnie. To piękne jest, kiedy mam świadomość, że to wypływa z miłości, a nie wyłącznie z poczucia odpowiedzialności. Przecież my wszyscy chcemy być kochani, a nie tylko być dla kogoś obowiązkiem, prawda? On chyba też… "Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał…"?

Potem jeszcze myślałem, że ta relacja z Bogiem jest chyba różna u kobiet i u mężczyzn. Bo ja uwodzić nie umiem – znaczy na taki kobiecy, kokieteryjny sposób. Ja umiem za to starać się, zabiegać, nalegać, nawet być uparty jak kozioł, jeśli mi na czymś zależy. I często moje stosunki z Nim tak właśnie przebiegają. Troszczyć też się umiem, choć On mojej troski nie potrzebuje. Ale to moje chodzenie na jutrznię w poście na przykład było takim czymś chyba – jak bukiet tulipanów dla mojej Damy bez żadnej okazji poza tym, że ona lubi te kwiaty. Albo wpadanie po drodze ze sklepu na parę minut adoracji.

A ten kobiecy sposób na Boga? No nie wiem do końca, to będę musiał Jej zapytać. Może dzielenie się z Nim emocjami każdego dnia? Wylewanie swoich trosk przed Nim bez zahamowań, bez strachu że On uzna że jesteś nie dość albo za bardzo?

 

Komentarze

  1. Malgorzata

    Z perspektywy starej baby

     Liamie!

    Od razu przyznam się, że nie czytałam wspomnianych przez Ciebie książek. Żyję natomiast trochę na tym świecie i z zagadnieniem różnic między kobiecą i męską wrażliwością, a co za tym idzie, duchowością spotykam się dość często. Te różnice dostrzegam zresztą raczej jako ogromne bogactwo, niż zagrożenie czy źródło konfliktów. 

    Jaka bywa miłość kobiety do Boga? Pięknie przedstawia to Biblia w skrajnych postaciach Marty i Marii. Oczywiście w środku jest cała skala postaw pośrednich, ale nie temu zamierzam poświęcać tutaj uwagę.

    Mam ochotę raczej odnieść się do Twoich spostrzeżeń na temat relacji między kobietą a mężczyzną.  Ach, te lśniące posadzki – mój życiowy ideał, którego nigdy, niestety, nie osiągnę… W relacjach damsko-męskich też są Marie i Marty, czyli mówiąc językiem psychoanalizy: albo kobiety, u których dominuje instynkt seksualny, albo takie, u których dominuje instynkt macierzyński. Rozumiem, że chciałbyś wszystko w jednej kobiecie i to w dodatku w idealnej równowadze. To dość typowe męskie marzenia i najczęściej rozdzielają się ostatecznie na dwa kobiece egzemplarze…

    Ale też powiem Ci, że z wiekiem kobiety coraz bardziej cenią sobie panów, którzy wykonują wszystkie swoje obowiązki, płacą rachunki, przywożą dziecko z przedszkola, naprawiają dach, itd, a coraz mniej tych, którzy przynoszą tulipany. Kolejne życiowe doświadczenia uczą, że takiego sympatycznego uwodziciela trudno traktować poważniej niż filiżankę kawy czy kieliszek wina, który można w jego towarzystwie wypić od czasu do czasu.

    A co woli Pan Bóg? To On tylko raczy wiedzieć. Mnie zawsze jednak dość podejrzana wydaje się sytuacja, gdy ktoś ma czas dla Pana Boga, a zaniedbuje swoje obowiązki wobec ludzi. I na pewno wolę Panu Bogu pozamiatać.

    M. F.

     
    Odpowiedz
  2. liam

    Z perspektywy starej baby?!

    Witam Małgorzato i pozwolisz, że od razu nie zgodzę się z tematem Twojego komentarza.

    Co do reszty… To ciekawe co mówisz o Marcie i Marii wobec Boga, to muszę sobie przemyśleć, dzięki. I z pewnością podzielam Twoje zdanie co do czasu dla Boga i ludzi.

    Ale jeśli chodzi o moje relacje uczuciowe, to mylisz się kompletnie. Ja nie marzę, ja jestem z taką kobietą. Z równowagą może faktycznie bywa różnie, ale generalnie mam właśnie takie "dwa w jednym" i nie narzekam. I ona właśnie nadal chce ode mnie tulipanów. Nie wiem, czy zasługuję na miano sympatycznego uwodziciela, ale czuję się traktowany całkiem poważnie, bardzo dziękuję. A, rachunki też na ogół płacę.

     

     
    Odpowiedz
  3. gal

      ,,Kobiecy sposób na

     

     
    ,,Kobiecy sposób na Boga’’. Ciekawa sprawa. W kulturze zdominowanej przez mężczyzn kobiety musiały sobie jakoś radzić nie tylko z Panem Bogiem, ale też panem mężem, panem kapłanem, którzy rościli sobie (i nadal to robią) prawo do decydowaniu o kształcie relacji Bóg-kobieta.
    Zabawne, że w mojej rodzinie jest to problem dla mnie, a nie dla mojej matki, cioć, babć, żony i córki. Cóż.
     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Relacja Boga z człowiekiem !

    Wiele osób – kobiet i mężczyzn popełnia ten błąd, że próbują swój grzech ujarzmić, starają się stoczyć zwycięską walkę z własnym ciałem, którą w rezultacie często przegrywają.

    A przecież Pan Bóg nie oczekuje, od nas samotnego heroizmu, ale świadomego i dobrowolnego poddania się Jemu. Nie na drodze ćwiczeń duchowych pokonujemy grzech, ale poprzez podporządkowanie się Bogu, aby gruntownie nas zmienił.

    Wg. mnie relacja Boga z człowiekiem tj. kobietą, bądź mężczyzną w znikomym stopniu zależy, od ludzi (osób trzecich), a tym bardziej kobiet, od mężczyzn.

    Natomiast mężczyznom statystycznie rzecz ujmując, chyba jest trudniej, niż kobietom "poddać się, podporządkować Jemu." 

    Szczęść Boże ! – również tym, co mają trudności w bezwarunkowym, bezgranicznym zaufaniuTobie, oraz świadomym i dobrowolnym poddaniu i podporządkowaniu się.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code