Niewola nieba

Rozważanie na V Niedzielę Zwykłą, rok B
 
 

Nauczający i uzdrawiający Jezus robi wrażenie na swoich słuchaczach. W ubiegłą niedzielę słyszeliśmy, że czyni to tak „jak ten, który ma władzę”, albo w innym tłumaczeniu jak ten, który ma „moc”. Próbuję sobie wyobrazić ludzi zgromadzonych w synagodze i Jezusa przemawiającego do nich, obecnego w domu Piotra i uzdrawiającego jego teściową. Co robi? Jak to robi? Co to za sposób? Odnotowują to ewangeliści, więc musi to być istotny szczegół. Co ważne, Jezus naucza inaczej niż uczeni w Piśmie. Kontemplując tę scenę i mając przed oczyma kontekst całego Pisma Świętego wnioskuję, że Jezus był autentyczny w tym, co mówił. Słowa były spójne z czynami. Słowo Boże, przykazania, rady ewangeliczne przyjął za swoje i dzięki tej akceptacji był przekonujący dla innych. Papieże Paweł VI i Jana Paweł II często powtarzali, że współczesny świat bardziej niż nauczycieli potrzebuje świadków. Pierwszym i niedościgłym wzorem jest dla nas Jezus. To dzięki prawdzie swojego życia mógł z mocą wypowiadać słowa i uzdrawiać.

Gdy Jezus wypędzał złe duchy z opętanych, nakazywał im milczenie. Tylko one były świadome wyjątkowości Jezusa, znały Jego „mesjański sekret”. Pozostali nie widzieli jeszcze w Jezusie Chrystusa, ale jedynie człowieka z charyzmą. Jezus jednak ukrywał swoją mesjańską misję – nie tylko opętanym nie pozwalał nic mówić, ale też tym, których uleczył z chorób ciała czy uczniom, którzy byli świadkami większości cudów. Wiedział, że gdyby na początku swojej działalności przyznał się do swojego posłannictwa, to okrzyknięto by Go rewolucjonistą politycznym. A Jego zadanie było inne – On przyszedł po to, by zbawić świat.

Jak często ja chcę błyszczeć w oczach świata, chcę być uważany za wyjątkowego, a jak często zależy mi na zbawieniu moim czy bliźnich? Czy jestem świadkiem Chrystusa? Czy moje słowa potwierdzane są w czynach? Czy dzięki temu mogę mówić z „mocą” i „uzdrawiać”?

***

Czytania dzisiejszej niedzieli podnoszą też problem bycia niewolnikiem. Metaforą życia staje się niewola. Ale czego jesteśmy niewolnikami? Cierpień, chorób i śmierci? Czy w tym samym sensie można mówić o byciu niewolnikiem życia? A może jesteśmy niewolnikami Boga, który zsyła na nas nieszczęścia?

Jeśli ten hiobowy monolog odczytamy w tym kontekście, to zestawienie tego starotestamentowego fragmentu z perykopą z Marka jest genialne. Bo odpowiedź na ziemskie „niewole” przynosi Chrystus, o którym Hiob jeszcze przecież nie wiedział. Gdy Jezus chodził po ziemi, to uzdrawiał tamtejszych ludzi, ich niedolę zamieniał w szczęście, łzy smutku stawały się radosnym śmiechem. Ale i po dwóch tysiącach lat od tamtych cudów pozostaje nadzieja dla współczesnych. Nadzieja granicząca z pewnością właściwą ludziom wierzącym. Przecież Marek opisuje działanie Mesjasza, zapowiada niebo. „Niewola” nieba, którą przygotował dla nas Bóg zapowiada się kusząco. Ale czy my mamy w sobie coś z niecierpliwego Pawła czekającego Paruzji, czy raczej jesteśmy podobni do Hioba bez nadziei na przyszłość?

Z kolei Paweł wydaje się mówić o jeszcze innej niewoli. Niewoli pieniądza. Z jednej strony działanie opisywane przez niego, że ktoś za głoszenie Ewangelii bierze pieniądze, są zrozumiałe. Taki apostoł musi się przecież utrzymać, może mieć jakąś rodzinę lub współpracowników, musi się przemieszczać, podróżować, itd. Podobną sytuację mamy dziś w Kościele – przecież płacimy księżom za ich „usługi”. „Kupujemy” msze, śluby, pogrzeby itd.

Paweł mówi o czymś innym. Obawia się uzależnienia od ofiarodawcy. Czasami proboszcz przymknie przecież oko na nie do końca po chrześcijańsku postępującego biznesmena, skoro ten regularnie wspiera budowę kościoła. A Ewangelia jest tak cenna, jej głoszenie jest tak ważne, że nie może być żadnego kompromisu. Lepiej jest cierpieć niedostatek, niż miałaby ucierpieć na tym prawda Ewangelii. W ten sposób wróciliśmy znowu do kwestii autentycznego świadectwa.

Uzdrowiciel.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code