,

Nietykalni i ich ofiary

Dla niemieckich jezuitów i Kościoła katolickiego w Niemczech nastał czas bolesnej próby. Od miesiąca wychodzą na jaw porażające fakty dotyczące molestowania seksualnego młodzieży męskiej w 70-80 latach w elitarnych szkołach prowadzonych przez jezuitów. Dotąd zgłosiło się już ponad 100 ofiar – byłych podopiecznych gimnazjum jezuickiego w Berlinie. Skandal stał się powodem zwołanie specjalnej Konferencji Episkopatu Niemiec, a wczoraj na tle skandalu doszło do poważnego napięcia Kościołem katolickim a resortem sprawiedliwości, który zarzucił przełożonym kościelnym ustawianie się poza prawem i niechęć do współpracy w wyjaśnieniu skandalu.

Na podstawie doniesień medialnych można sądzić, że jezuici niemieccy uczciwie stawili czoła najpoważniejszemu kryzysowi w swej powojennej historii. Po 30 latach lekceważenia przypadków pedofilii wśród jezuitów, braku współczucia dla ofiar, chronienia jezuitów-sprawców i skutecznego tuszowania skandali, znaleźli się odważni i wrażliwi moralnie jezuici, którzy przerwali zmowę milczenia wśród sprawców i ofiar. Na początku lutego br. ojciec Klaus Martes, rektor kolegium im. św. Piotra Kanizjusza w Berlinie rozesłał list do byłych uczniów szkoły, a którym przeprosił za przypadki molestowania seksualnego i zachęcił ofiary do zgłaszania się i ujawniania przestępstw. Do dziś wiadomo o 3 jezuitach wychowawcach, którzy dopuszczali się nadużyć seksualnych w berlińskim gimnazjum: nie są oni już członkami zakonu jezuickiego. Jeden z nich przeprosił listownie ofiary swoich seksualnych nadużyć i wyraził skruchę. Według dotychczasowych doniesień w szkołach jezuickich nie dochodziło do gwałtów, ale do czynów o mniejszym nasileniu przemocy seksualnej.

Dopiero po rozesłaniu listu o. Martes powiadomił o skandalu media i policję. Nie wiemy, czy działał on na własną rękę – według niektórych źródeł o. Martes nie mógł się przebić ze swoim pragnieniem ujawnienia prawdy przez zwykłe kanały hierarchii zakonnej i dlatego zaryzykował działania samodzielne, ale nie można też wykluczyć, że działał w porozumieniu z prowincjałem niemieckim. Opinia publiczna uznała o. Martesa za pozytywnego bohatera, a jego przełożeni – w obliczu narastającego kryzysu – udzielili mu swego poparcia i zaczęli publicznie działać na rzecz ujawniania prawdy i pomocy ofiarom. M.in. zatrudniono niezależnego od zakonu adwokata, panią Ursulę Rau, która dociera do kolejnych ofiar i zbiera ich relacje. Jak twierdzi: „Sprawa przybrała rozmiar, który trudno było przewiedzieć”. Warto zauważyć, że jezuici nie są jedynym zakonem w Niemczech, w którym dochodziło do nadużyć seksualnych, sprawa dotyczy też innych zgromadzeń, m.in. pallotynów.

Reakcja Episkopatu Niemiec również okazała się szybka i zdecydowana: przewodniczący episkopatu, abp Robert Zollitsch na walnym zgromadzeniu Episkopatu w dn. 22 lutego br. uznał molestowanie przez duchownych jako ohydną zbrodnie, przeprosił ofiary seksualnych nadużyć i zapowiedział, że Kościół katolicki zrobi wszystko, by sprawy wyjaśnić. Jednak wielu ludzi Kościoła i komentatorów uważa, że dotychczasowe działania Kościoła katolickiego w Niemczech, w tym przyjęta 8 lat temu instrukcja postępowania w tych sprawach, okazywały się raczej nieskuteczne w ujawnianiu przestępstw seksualnych wśród duchownych i chronieniu ofiar.

Sprawa zadośćuczynienia finansowego ofiarom jest niepewna: większość przestępstw uległa już przedawnieniu i trudno znaleźć instrumenty prawne, umożliwiające odszkodowania, poza dobrą wolą instytucji kościelnych. Natomiast Kościół katolicki w Niemczech – znając doświadczenia sądowo-finansowe Kościoła w USA, które w wyniku przegranych procesów z ofiarami molestowań i ugodami z nimi doprowadziły kilka diecezji na skraj bankructwa – wypowiada się w tej kwestii niezwykle ostrożnie.

Dla mnie ta sprawa jest szczególnie bolesna i smutna. Byłem jezuitą 11 lat i wciąż czuję się jakoś duchowo i emocjonalnie związany z zakonem, i cieszę się z jego sukcesów, boleję nad porażkami. Znam też dobrze wewnętrzne mechanizmy „radzenia sobie z problemami” w zakonie jezuickim, więc mogę sobie wyobrazić, co działo się w jezuickich prowincjach w Niemczech w ostatnich dekadach w kontekście zachowań seksualnych niektórych duchownych. Ukrywanie bolesnej prawdy o charakterze przestępczym w środowisku zamkniętym, jakim jest zakon, tworzy specyficzny klimat swoistego współudziału w przestępstwie i korporacyjnej solidarności w złu, która staje się ważniejsza niż dobro wiernych i wiarygodne głoszenie Ewangelii.

Ten „sekret zła” głęboko deprawuje tych, którzy w nim uczestniczą, dotyczy to zwłaszcza przełożonych zakonnych, którzy „dźwigają bolesne brzemię odpowiedzialności”. Miarą powołania duchownego staje się wówczas milcząca akceptacja patologii wspólnoty zakonnej: czyni się tak nie tylko z powodu oportunizmu, ale wiary, że właśnie tak trzeba, aby nie osłabiać „złymi newsami” wielkiego dobra, jakie dla Kościoła i ludzi czyni zakon. I do pewnego stopnia jest to słuszne: nie każdy grzech czy zło musi być wyjawiony wszystkim, ale źle się dzieje, jeśli zasada roztropności staje się nieczuła na przekraczanie granic, gdy aktualne i odroczone skutki zaniechań i mataczeń przyniosą więcej zła, niż dobra, które chciały uchronić.

W tej sprawie wydaje się prawdopodobne, że ujawniana obecnie afera seksualna z udziałem jezuitów, choćby już byłych, może okazać się początkiem końca zakonu jezuickiego w Niemczech, który i tak ze względu na narastającą od kilku dekad sekularyzację w Europie Zachodniej przeżywa duże kłopoty i znaczący spadek liczby jezuitów i powołań. Podobne zjawisko schyłku zakonu, związanego ze skandalami seksualnymi, obserwowałem od środka przez 3 lata studiów teologicznych w prowincji jezuitów w Irlandii. Temu przekraczeniu granic w skrywaniu tajemnicy zła pomaga bardzo poczucie nietykalności Kościoła i duchownych. Przestępstwa seksualne z ich udziałem wychodzą na jaw zwykle po latach, dopiero wówczas, gdy zmienia się społeczny klimat wokół samego przestępstwa i Kościoła. Gdy wierni i opinia publiczna zaczynają bardziej cenić prawdę i dostrzegać ból ofiar, niż chronić za wszelką cenę nieskazitelnego wizerunku Kościoła.

Mogę też sobie dobrze wyobrazić, jak czuły i czują się ofiary seksualnych nadużyć, zmuszane do milczenia przez dziesiątki lat przez własny wstyd oraz klimat nietykalności Kościoła i „perswazje” władz zakonnych. Te rany zostają na całe życie. Ofiarom seksualnych nadużyć trudno jest normalnie funkcjonować w małżeństwie i rodzinie, a jeśli tych nadużyć dokonali duchowni i wychowawcy, to trudno jest odbudować zaufanie do księży i Kościoła, nieraz przez całe życie. Można też utracić wiarę w Boga i Jego dobroć.

Mam nadzieję, że zdecydowana i mądra reakcja jezuickich przełożonych w Niemczech – na pewno z poparciem Kurii Generalnej w Rzymie – i Episkopatu Kościoła katolickiego zmniejszy straty, wspomoże ofiary i wprowadzi skuteczne instrumenty prewencyjne wobec przestępstw o charakterze seksualnym wśród duchownych. Jezuici i Kościół w Niemczech powinien zrobić wszystko, by zadośćuczynić moralnie i materialnie ofiarom seksualnych nadużyć. Stworzyć w zakonie i Kościele głęboki klimat pragnienia wyjaśniania bolesnych prawd i pojednania sprawców i ofiar oraz całej wspólnoty kościelnej. Ponieważ tuszowanie zła w Kościele, podobnie zresztą jak w każdej innej organizacji, wydaje się być przypadłością stałą, konieczne wydaje się wypracowanie nie tylko wewnątrzkościelnego, ale też zewnętrznego monitoringu patologii, takich jak molestowanie, mobbing, naruszanie wolności sumienia i słowa zwłaszcza wśród duchownych, itp.

Sprawa jest trudna i złożona: Kościół posiada gwarantowaną przez prawo olbrzymią autonomię wewnętrzną oraz pozaprawne środki nacisku na wiernych. I ta autonomia ze względu na specyfikę misji Kościoła jest ze wszechmiar słuszna. Natomiast pilnym pytaniem jest: co robić, gdy ta autonomia jest przez Kościół wykorzystywana do chronienia zła i utrwalania zachowań patologicznych lub/i sprzecznych z prawem świeckim? Jak daleko może i powinno posunąć się państwo i prawo świeckie, by – szanując i chroniąc autonomii Kościoła – mogło jednocześnie przeciwdziałać działaniom ewidentnie szkodliwym?

Ze względu na osobiste doświadczenia nadużyć ze strony Kościoła oraz szerszą wiedzę, jaką na ten temat posiadam, jestem zwolennikiem ograniczenia autonomii Kościoła w pewnych obszarach, a szczególnie w dziedzinie stanowienia zakazów i kar związanych z ograniczaniem wolności sumienia i słowa duchownych i wiernych świeckich, zwłaszcza tych zależnych od instytucji kościelnych. Wydaje się to szczególnie potrzebne w krajach takich jak Polska, gdzie Kościół katolicki ma bardzo mocną pozycją prawną i zwyczajową. W tej sferze dochodzi nieraz do bardzo poważnych nadużyć, których konsekwencją jest m.in. bezkarność sprawców molestowań i brak pomocy dla ofiar.

To jest kluczowa sprawa: gdyby ofiary molestowania seksualnego i wrażliwsi moralnie jezuici w Niemczech mogli faktycznie korzystać z wolności sumienia i słowa, bez ryzykowania poważnych konsekwencji, nieraz przekreślających dorobek całego życia, do wykrycia nadużyć doszłoby znacznie wcześniej i nie byłoby tylu ofiar seksualnych nadużyć, a wiarygodność ewangelizacyjno-wychowcza zakonu jezuickiego i Kościoła katolickiego nie doznałaby tak wielkich strat.

W dobrze pojętym interesie Kościoła katolickiego jest pozwolić państwu na ograniczenie tych sfer swojej autonomii, które – jak pokazuje doświadczenie – najczęściej stają się przyczyną umożliwiającą  i utrwalającą zachowania patologiczne, takie choćby jak molestowanie seksualne. Tą intuicję słusznego ograniczania autonomii Kościoła dobrze widać na przykładzie jezuitów niemieckich, którzy w momencie kryzysu dla maksymalnego zapewnienia bezstronności i wiarygodności swym działaniom na rzecz wyjaśnienia prawdy i pomocy ofiarom, kluczowe stanowisko obsadzili niezależnym od zakonu adwokatem. Chodzi teraz o stworzenie nie doraźnych mechanizmów, ale o debatę – szczególnie w Polsce – nad trwałymi instrumentami i prawami państwa, gwarantującymi, że Kościół nie będzie wykorzystywał swej słusznej autonomii, by działać na szkodę swych wiernych i duchownych oraz społeczeństwa, a w ostatecznym rozrachunku również na szkodę własną, jako instytucji publicznego zaufania. 

 

14 Comments

  1. jadwiga

    no i mamy

    jedną z wielu przyczyn zmniejszonej ilosci powołan. Tylko, ze Koscioł problemu nie zauwaza modlac się o wzrost tych że ( powołań nie molestowań )

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Inny punkt widzenia!

    Dla ludzi gorliwie wierzących w Boga, wypełniających sumiennie Jego nauki i przykazania, a zatem prawych i uczciwych – dobrej woli, a nawet świętych czas ich bytowania doczesnego zawsze jest trudną i bolesną próbą.

    Nieustannie ujawniane i nagłaśniane są przypadki podłego i nikczemnego zachowania się innych, czy wszystkich?……Oczywiście nie, a dlaczego?…..bo wielu ludzi wcale nie całkiem bezstronnych, obiektywnych, rzetelnych, prawych i uczciwych, a nawet zdecydowanie wrogo usposobionych, do innych m.in. stanowi struktury władzy i dysponuje na specjalnych zasadach mediami publicznymi.

    Ludzie cyniczni i wyrachowani, także żądni skandalu, sensacji, swoistych emocji, namiętności – wręcz wymuszają na publicystach, dziennikarzach, jak najwięcej informacji, bądź treści, a także wizji i fonii o takim charakterze i zabarwieniu, nie koniecznie rzetelnych, sprawdzonych, wiarygodnych i prawdziwych. W portalu "Tezeusza" chyba nie?…..

    Czy na podstawie doniesień medialnych można sądzić?……, jak sugeruje autor. Fakty wcale nie muszą być porażające, a ilość rzeczywistych ofiar prawdziwa. Przecież nie trudno domyślić się, że jest doskonała okazja coś ugrać, w tej wcale nie przypadkowo i nie pierwszy raz nagłaśnianej sprawie.

    Napięcia i nie tylko między wspólnotą Jego Kościoła, a funkcjonariuszami państwowymi – organami świeckimi strzegącymi zwyke jedynie własnej "sprawiedliwości", a nie tej Boskiej. Wg. mnie nie są, czymś szczególnym, wyjątkowym, ani nowym.

    Wyjaśniać chyba należy nie skandal, lecz wszystkie okoliczności i zdarzenia związane z tą, czy inną sprawą.

    Zdumiewa i zastanawia może nie tyko mnie, akurat taki sposób opisywania (prezentowania), chyba wcale nie przypadkowo wybranego fragmentu rzeczywistości w portalu "Tezusz".

    Panie Andrzeju rzeczywiście warto zauważyć, tylko czy akurat to, że : "jezuici nie są jedynym zakonem w Niemczech, w którym dochodziło do nadużyć seksualnych, sprawa dotyczy też innych zgromadzeń, m.in. pallotynów."

    Jak rozumieć, takie sformułowanie : "Według dotychczasowych doniesień w szkołach jezuickich nie dochodziło do gwałtów, ale do czynów o mniejszym nasileniu przemocy seksualnej.’

    Wg. czyich doniesień?…….Co to są czyny o mniejszym nasieniu przemocy sksualnej?……..Ile $ należy się za takie czyny?…….

    Uf !!! Może wystarczy?……

    Pozdrawiam Pana nieco mniej serdecznie.

     
    Odpowiedz
  3. Andrzej

    Napisać własny tekst

     Panie Zbyszku, 

    dziękuję za komentarz. Niestety Pana uwagi nic nie wnoszą do sprawy, poza ideologicznym oburzeniem i ogólnikowymi zastrzeżeniami. Idąc za Pana propozycjami "metodologicznymi" o niczym sensownie nie można byłoby pisać i myśleć. To zupełnie jałowe. Sugeruję, aby napisał Pan własny tekst na ten temat i spróbował zachęcić Czytelników do jego lektury.

    Pozdrawiam Pana serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  4. krok-w-chmurach

    Skąd to stwierdzenie? “Na

    Skąd to stwierdzenie? "Na podstawie doniesień medialnych można sądzić, że jezuici niemieccy uczciwie stawili czoła najpoważniejszemu kryzysowi w swej powojennej historii."

    Co świadczy o tym, że niemieccy jezuici przechodza kryzys? Do tego sugerujesz, Andrzeju, ze jest on najpoważniejszy…Moim zdaniem to zbyt daleko posunięta ocena…Śledztwo wykaże, jak duża była skala tego, co się działo.

    I co to jest "czyn o mniejszym nasileniu przemocy seksualnej"? Może objęcie ucznia, aby go pocieszyć? Wymaga rozwagi kazda nasza opinia wydawana w tej sprawie i nie warto się z tym spieszyć, zanim nie poznamy faktów.

     
    Odpowiedz
  5. Andrzej

    Warto poszerzyć wiedzę o sprawie

     Inka,

    Myślę, że warto byś poszerzyła źródła wiedzy o dyskutowanej sprawie. Osobiście, pisząc blog korzystałem z kilkudziesięciu tekstów z prasy polskiej i zagranicznej, głównie niemieckiej i włoskiej.

    Odnośnie Twojego pierwszego zastrzeżenia: tak, uważam, że jezuici niemieccy obecnie stawili uczciwie czoła skandalowi. Wynika to z analizy podjętych kroków antykryzysowych, które oceniam bardzo pozytywnie.  Natomiast, moja ocena, że jest to najpoważniejszy kryzys w zakonie jezuitów niemieckich w historii powojennej wynika z całościowej analizy sprawy,  jej reperkusji w zakonie jezuickim prowincji niemieckiej, Kościele katolickim w Niemczech, radykalnych środków antykryzysowych, analogicznych kryzysów w innych prowincjach zakonnych na świecie, powagi określania sytuacji przez samych jezuitów niemieckich i ich przełożonych, mojej wiedzy o historii prowincji niemieckiej jezuitów oraz kontaktów prywatnych. Jako czytelnik nie musisz się z moją oceną zgadzać, a ja jako autor tekstu mam prawo do takich ocen. 

    Jeśli masz zastrzeżenia do moich opinii i chcesz czekać na zakończenie śledztwa, by poznać fakty, to zgłoś te zastrzeżenia również wobec Prowincjała jezuitów niemieckich o. Stefana Dartmana, który 1 lutego br. powiedział:

    „Proszę o wybaczenie za to, co stało się wskutek zaniechania dokładnej obserwacji oraz stosownej reakcji przez osoby odpowiedzialne w zakonie.” Podziękował też ofiarom molestowania, że mimo trudnych wspomnień odważyły się zabrać głos. (Spiegel, PAP)

    Swoje pretensje skieruj też do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Kościoła katolickiego w Niemczech, abpa Roberta Zollitscha, który dwa dni temu na zebraniu Konferencji przeprosił ofiary molestowania i nazwał te akty „ohydną zbrodnią”. (IAR)

    Obaj wysocy przełożeni zakonni i kościelni nie mieli wątpliwości co do stanu faktycznego już znanego na podstawie dotychczasowych relacji ofiar. Gdyby chcieli jeszcze poczekać do „końca śledztwa” – jak radzisz – ich głos zostałby po prostu wyśmiany przez wiernych i opinię publiczną, a brak zdecydowanej reakcji zaostrzyłby kryzys w zakonie jezuickim i Kościele katolickim w Niemczech. A dalsze śledztwo w tej sprawie najprawdopodobniej – podobnie jak było to w Irlandii – pokaże dużo większą skalę i grozę zjawiska. Nowe ofiary molestowania z całych Niemiec wciąż się zgłaszają: jedna taka sprawa ujawnia zwykle lawinę nowych ofiar i faktów.

    Jeśli pytasz, co oznacza, że nie dochodziło do gwałtów, ale do aktów o mniejszym nasileniu przemocy seksualnej, precyzuję za „Die Welt”:

    Dziennikarze dotarli do ofiar. Z ich relacji wynika, że jezuici nie dopuszczali się gwałtów. – Przepytywał nas, czy myślimy o seksie i czy się onanizujemy. Potem musieliśmy pokazywać mu genitalia i ich dotykać. Z drugim sprawa była prosta. Jak dostawaliśmy dobre oceny, zabierał nas do restauracji, jak złe, kazał się rozbierać i klęczeć przed nim – opowiadają "Die Weltowi".

    Nie jest to raczej głaskanie po główce, ale też – i to jest akurat na korzyść jezuitów-wychowawców uwikłanych w molestowanie – nie jest to gwałt, i moją intencją było wskazanie na tę okoliczność nieco łagodzącą dla sprawców.

    Jestem przekonany, że napisałem tekst rzetelny w oparciu o duży materiał źródłowy,  pokazując złożoność problemu i jego różne niuanse, biorąc jako autor całkowitą odpowiedzialność za każde swoje stwierdzenie i pokładając krytyczne zaufanie do analizowanych źródeł.  Jeśli w czymś się mylę, jest to zwykłe ryzyko autora, za które bierze on odpowiedzialność publikując tekst. Wszystkie podstawowe fakty i wypowiedzi są łatwo dostępne w Sieci i można je samodzielnie sprawdzić. Powyższy blog zakłada też elementarną wiedzę czytelnika o sprawie z obfitych doniesień medialnych w lutym br.  

    Mój twórczy wkład dotyczy raczej sformułowania pogłębiających opinii, wniesienia własnej jezuickiej wiedzy o mechanizmach zakonno-kościelnych i postawiania ważnych pytań odnośnie różnych aspektów sprawy. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie 

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  6. Malgorzata

    Podwójne tabu

     Andrzeju! 

    Zwracasz uwagę na to, jak ważną rolę mogą odegrać dobre rozwiązania prawne. Nie będę się z tym spierać, ale zwrócę też uwagę na pewne trwałe cechy mentalności, które bardzo utrudniają ujawnianie nadużyć o charakterze seksualnym, popełnianych przez duchownych. Pewne rysy tej mentalności ujawniły się już zresztą we wcześniejszych wypowiedziach komentatorów.

    Nadużycia seksualne ze strony duchownych, zwłaszcza molestowanie nieletnich, podlega podwójnej tabuizacji: obyczajowej i religijnej. Dziecku trudno się przyznać, że było molestowane przez sąsiada czy nauczyciela, a gdy robił to w dodatku ksiądz, problem nabiera niemal eschatologicznego wymiaru. To prawie jak tabu kazirodztwa, które jest jednym z najpotężniejszych, a zarazem najtrudniejszych do ujawnienia zranień. W obydwóch przypadkach ofiara znajduje się między młotem i kowadłem: czuje (rozumie) grzeszność czynu i obawia się, że popełni kolejny grzech, sprzeciwiając się osobie tak „świętej” jak ojciec – naturalny czy duchowy. Także osobom dorosłym, często krewnym ofiary, trudno oskarżać księdza, cieszącego się już z racji swojej funkcji szczególną estymą. 

    Tego nie rozwiąże chyba żadne prawo, nawet najlepsze. Tutaj potrzeba czujności, solidnej wiedzy, dużego taktu, a jednocześnie odwagi ze strony osób, które stykają się z tego typu praktykami. Ujawnianie tego typu nadużyć to zawsze rozdrapywanie bolesnych ran. Niestety, takie kroki muszą być podejmowane – w imię prawdy, ale także w imię ochrony kolejnych potencjalnych ofiar. W tym obszarze widzę duże nie tylko informacyjne, ale także edukacyjne zadanie dla mediów, które mogą uświadamiać ludziom skalę zagrożeń i sposoby przeciwstawiania się niebezpieczeństwu. 

    Owszem, podobnie jak w przypadku wszelkiego rodzaju seksualnych nadużyć, ustalenie faktów jest bardzo trudne ze względu na brak bezpośrednich świadków. Ostrożność jest więc oczywiście wskazana, ale nie powinna nigdy prowadzić tak daleko, aby całkowicie zamykać usta, gdy pojawią się podejrzenia. 

    Nawiasem mówiąc, nauczyciele, zwłaszcza katecheci skarżą się też od pewnego czasu, że nagłośnione przez media seksualne skandale onieśmielają ich w pracy z uczniami, bo pogłaskanie ucznia po głowie czy pocieszający uścisk mogą budzić złe skojarzenia. No cóż, jeżeli ktoś obawia się, że sam nie potrafi odróżnić swoich zachowań aseksualnych od seksualnych albo że inni tego nie potrafią, to lepiej niech zachowa zasadę cielesnej nietykalności uczniów. Proces wychowawczy nie straci na tym na pewno. 

    Na zakończenie zacytuję wypowiedzi fachowców. Seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz: „Kościół unika otwartej dysputy o molestowaniu przez duchownych, kierując się tzw. dobrem instytucji. Duchowni zapominają, że szczerym wyznaniem winy zyskaliby szacunek”. Zwraca on  również uwagę, że ofiary molestowania seksualnego przez księży przeżywają większą traumę niż inni pokrzywdzeni. Ich dramat wiąże się z kryzysem systemu wartości i załamaniem wiary. Psychiatra Sławomir Wolniak zauważa, że ofiary przemocy często same stają się agresorami i mogą u nich wystąpić poważne zaburzenia natury psychiatrycznej, z rozdwojeniem jaźni włącznie. Cytuję za Katolicką Agencją Informacyjną, która pisała kiedyś na temat polskich oskarżeń o molestowanie seksualne ze strony księży. 

     

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Winy popełnione, czy domniemane?……

    Panie Andrzeju !

    Przede wszystkim to, co napisałem w komentarzu nie jest "ogólnikowym zastrzeżeniem", ani  "ideologicznym oburzeniem", lecz zupełnie innym odniesieniem, do opisywanego (prezentowanego) i komentowanego zagadnienia.

    Powtórzę wg. mnie czas doczesnego bytowania jest bolesny i trudny nie tylko, dla określonej grupy osób. Ponadto tzw. fakty prasowe wcale nie muszą być prawdziwe, obiektywne – zgodne z rzeczywistością, a nam dostępne, czy wymieniane źródła pozyskiwanych informacji na tyle wiarygodne, aby wyłącznie na nie powoływać się, w tak drażliwej, delikatnej i skomplikowanej (złożonej) sprawie.

    Stanowisko strony kościelnej wg. mnie jest bardziej próbą łagodzenia w/w ideologicznego oburzenia – celowo i cynicznie rozniecanych nastrojów, niż potwierdzeniem jakości i ilości domniemanych czynów.

    Jeśli Pana stać tylko na taką ocenę, że mój komentarz jest "zupełnie jałowy", a w domyśle  Pana tekst wyjątkowo treściwy, ubogacający i zachęcający czytelników. To pytam się, do czego oprócz czytania Pana tekst ma katolików i chrześcijan zachęcać?……

    Wyjaśniam to, co piszę wcale nie znaczy, że pochwalam, bądź zamierzam tolerować, czy umniejszać rangę popełnionych, a nie domniemanych win. Wręcz przeciwnie pragnę zauważyć, że złoczyńcy i grzesznicy zawsze występują, po obu stronach. A tak dziwnie się składa, że czyny może bardziej jeszcze podłe i nikczene wielu z nich, wcale nie są obiektem zainteresowania użytkowników mediów publicznych, a tym bardziej komercyjnych.

    Ps. Własne teksty zapewne jeszcze nie raz napiszę, jak Pan Bóg pozwoli, a Sz.Pan zezwoli, lecz nie koniecznie na tematy sensacyjne, zastępcze, dyżurne etc. Wyjątkowo ochoczo nagłaśniane i roztrząsane, przez wielu właścicieli, mocodawców tzw.  światowych mediów, choćby takich, jak Die Welt, Spiegel, czy PAP etc.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  8. krok-w-chmurach

    Andrzej,
    “Powyższy blog

    Andrzej,

    "Powyższy blog zakłada też elementarną wiedzę czytelnika o sprawie z obfitych doniesień medialnych"

    Elementarną wiedzę na dyskutowany  temat mam, a źródłem  rzeczywiscie są media. Mam również pewien , wynikający z doświadczenia dystans do tych źródeł. Dystans ów nie oznacza jednak negowania wszystkiego, co donosi prasa etc.

    "Swoje pretensje skieruj też "  Z pewnością z mojego posta nie wynikało, że mam do kogokolwiek pretensje. Ani, że ograniczam czyjąś wolność zarówno twórczego pisania, jak i odbierania rzeczywistości. Komentując niektóre stwierdzenia tekstu wyraziłam moją opinię, która nie rości sobie ambicji bycia opiniotwórczą.

    "Dziennikarze dotarli do ofiar. " Nasuwa sie pytanie:  w jaki sposób dziennikarze odnaleźli ofiary? Czy każda z tych osób jest faktycznie pokrzywdzona? Mam w pewnym stopniu ograniczone zaufanie do ofiar. Prawdopodobne jest, że nie wszystkie z tych osób rzeczywiście zostały skrzywdzone, lub nie wszystkie z nich zostały skrzywdzone przez jezuitów. W takich wypadkach występuje często przeniesienie skrzywdzenia, szczególnie gdy sprawca nie mógł zostać ukarany ponieważ jest niedostępny albo nieznany. Inna sprawa to osoby, dla których tego typu afery stanowią okazję dla swoistego zaistnienia w mediach. Nie da się bez śledztwa wykluczyć ich istnienia w tej sprawie.

    "Odnośnie Twojego pierwszego zastrzeżenia: tak, uważam, że jezuici niemieccy obecnie stawili uczciwie czoła skandalowi. Wynika to z analizy podjętych kroków antykryzysowych,"

    Nie twierdziłam, że jezuici nie stawili czoła trudnej sytuacji. Natomiast nie wiem, czy pojęcie "kryzysu" jest rzeczywiście w tej sytuacji uprawnione. Moim zdaniem brzmi nieco dramatycznie., ponieważ stwarza atmosferę załamania…Jednak przyznaję, że sytuacja niezwykle trudna, skomplikowana i słowa przeprosin skierowane przez abp Zollitscha do pokrzywdzonych są oddaniem sprawiedliwości

    Odwzajemniam pozdrowienia,

    Inka.

     
    Odpowiedz
  9. Andrzej

    Tabu i prawo

    Małgorzato,

    dziękuję za ten ważny głos. Zgadzam się z Tobą, że żadne rozwiązania prawne nie zastąpią całościowej przemiany mentalności społeczeństwa odnośnie molestowania seksualnego, przemiany, która sprawiałaby, że ofiary i świadkowie – choćby pośredni – tych przestępstw, zwłaszcza duchownych, nie lękałyby się informować o tych przypadkach kompetentne instytucje.

    Tabu związane z nadużyciami seksualnymi duchownych na pewno jest wciąż olbrzymie i wynika m.in. ze szczególnej roli, jaką pełnią duchowni w Kościele i społeczeństwie. W swoim tekście wspomniałem o różnych kierunkach działań, nie tylko prawnych, ale też o stworzeniu w Kościele przyjaznego klimatu wyjaśniania tych spraw i rzeczywistego współczucia wobec ofiar, ale też dla samych sprawców, którzy zwykle są osobami z zaburzeniami emocjonalno-seksualnymi. Na tworzenie takiego klimatu składa się wiele rzeczy: wychowanie, kompetentna informacja, ujawnianie przestępstw na tle seksualnym w mediach, tworzenie wartościowej opinii, dobre prawo chroniące ofiary i sprawiedliwie karzące sprawców, itd.

    Prawo, które chroniłoby lepiej wolność sumienia i słowa duchownych i świeckich wiernych, zwłaszcza, gdy stają się oni ofiarami lub świadkami poważnych nadużyć – w tym seksualnych – przez ludzi Kościoła, którzy chronią sprawców i ukrywają bolesną prawdę, jest też bardzo ważne. Tworzyłoby ono istotny element tego klimatu wsparcia dla ofiar nadużyć seksualnych i innych, choćby takich jak mobbing w Kościele. Prawo jest zawsze pewną finalizacją dłuższego procesu zauważania problemu i dobre prawo służy też nie tylko wprost ochronie osób i karania winnych, czy prewencyjnym odstraszaniu, ale tez ma wielki wpływ na kształtowania mentalności społeczeństwa, również w zakresie przełamywaniu szkodliwych tabu, o jakich piszesz.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  10. Andrzej

    Ostrożność jest wskazana, ale można dojść do prawdy

     Inko, 

    oczywiście, masz rację, że jest wskazana ostrożność wobec relacji ofiar molestowania seksualnego, bo może dochodzić do różnych nadużyć w tej materii, o których wspominasz. Myślę jednak, że europejski system prawny nieźle radzi sobie z właściwym osądem najbardziej skomplikowanych spraw, również przestępstw o charakterze seksualnym. Podobnie też fachowo postępują różne komisje badawcze, które m.in. te, które przygotowywały raporty o nadużyciach seksualnych w Kościele katolickim w Irlandii. Nie słyszałem poważnych zarzutów wobec tych raportów. Na każdym etapie dochodzenia do prawdy jest możliwa ocena moralna czy eklezjalna jakiś faktów odpowiadająca dotychczasowym ustaleniom. Ta ocena może się zmieniać, pogłębiać, itd, ale nie zmienia to faktu, że jest ona zawsze możliwa.

    Także Twoje obawy, choć rozsądne, nie są istotna przeszkodą dla dojścia do prawdy w najbardziej skomplikowanych sprawach – zwłaszcza jeśli mają one charakter masowy jak w omawianym przypadku niemieckim – również odnośnie aktualnie ujawnianych nadużyć seksualnych duchownych w Niemczech.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  11. zibik

    Właściwa procedura postępowania!

    Pani Inko !

    Dziękuję za aktywny i zaangażowany udział w dyskusji, jeśli można doprecyzować Pani słuszną sugestię : "Jednak jeszcze raz podkreślam włąściwą kolejność: śledztwo, potem sąd."

    Warto wg. mnie, w takich ważnych, drażliwych i skomplikowanych sprawach uwzględniać m.in. to, że tekst wiodący – pierwszy krok w wyznaczonym kierunku. Może być nie zbyt dogłębnie przemyślany, by nie rzec mało fortunny, a podążający (autor) zwykle nie do końca zdaje sobie sprawę z następstw i konsekwencji dokonywanych publicznie wyborów (ocen) i podejmowanych decyzji (stwierdzeń).

    W przypadku śledztwa należy uważnie wysłuchać, także drugiej (przeciwnej) strony – przed wydaniem sądu, orzeczenia –  wg. Seneki : audiatur et altera pars.

    Szczęść Boże !

     

     
    Odpowiedz
  12. krok-w-chmurach

    Andrzeju, to co piszesz o

    Andrzeju, to co piszesz o dojściu do prawdy dotyczy właśnie sądów, całego systemu prawnego. Ja podkreśliłam aspekt osądzania zanim jeszcze komisje, a później i sąd nie wydadzą orzeczenia. Satnowczo sprzeciwiam się wydawaniu wyroku przez prasę, która rządzi się swoimi prawami. A więc używa tendencyjnie wybieranego słownictwa. W mediach liczy się tytuł, bo on przyciaga znudzonego odbiorcę. Poza tym "modne" słowa i słówka, m.in. nadużywanye -"kryzys". Słowa są niezwykle ważne, bo one kształtują opinię i nasze myślenie.

    Jednak jeszcze raz podkreślam włąściwą kolejność: śledztwo, potem sąd.

    Co  do meritum sprawy – uważam, że bardzo dobrze zrobiono pokazując tę trudna prawdę. Nie ma innej drogi niż ujawnienie prawdy, osądzenie sprawców i zadośćuczynienie ofiarom. Jestem pewna, że to tylko oczyści atmosferę. A prawda jak zwykle obroni się sama. Nie wątpię, że wyjdzie na jaw.

     

     
    Odpowiedz
  13. zibik

    Nie opisywanie, lecz popieranie słusznych i koniecznych działań

    Sz.Pani !

    Czy stanowisko – oświadczenie Stolicy Apostolskiej nie wyjaśnia dostatecznie Pani i innym :

    – kogo katolicy, chrześcijanie, oraz inni ludzie odpowiedzialni, prawi i dobrej woli mają  słuchać, wspierać i naśladować?……

    kto ma prawo i obowiązek wyjaśniać, ustalać i analizować powstałe fakty i ewentualnie dementować wydumane (kłamliwe) informacje?………, wcale nie rzadko publikowane w mediach i dalej bezmyślnie przekazywane innym,  także demaskować struktury zła?………, oraz dyscyplinować osoby, które dopuściły się lubieżnych czynów?……….., a nawet te, które doprowadziły, do tabuizacji i tolerancji zaistniałych przestępstw?…….

    Wielce wymowne, pouczające i krzepiące, dla nas winno być oświadczenie (stwierdzenie), że :  Stolica Apostolska popiera działania prowincjała jezuitów o. Stefana Dertmanna zmierzające, do pełnego wyjaśnienia sprawy i wszystkich jej okoliczności.

    Ponadto uznaje, że podjęte działania, przez niemieckich jezuitów są wystarczające i zabieranie głosu, przez inne osoby,  w tej sprawie jest zbędne.

    A wg. mnie publiczne ocenianie, orzekanie, czy sugerowanie, mniemanie, także rozpowszechnianie podejrzeń, a tym bardziej informacji fałszywych, bądź nie sprawdzonych może być nawet szkodliwe, czy mało poważne.

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code