Na moje imieniny

  Szedłem przez park. Zobaczyłem schodzących po schodach przy moście nad Drwęcą dwóch moich znajomych. Uśmiechnąłem się do wspomnień. Jestem dzieckiem dwóch podwórek. Jednego między Dużym Rynkiem a ulicą Pocztową i drugiego na Paderka. Paderka to potoczna nazwa ulicy Paderewskiego. Każdy z nich związany był z jednym z tych miejsc. Powstała zabawna sytuacja. Jeden przy powitaniu zwrócił się do mnie imienem mojego brata. Drugipowiedział mu uwagę, że mam na imię inaczej. Na starość rodzeństwo robi się do siebie coraz bardziej podobne. Gdy ostatni raz widziałem się z brata żoną w szpitalu na tydzień przed jej śmiercią, jedna z chorych spytała się, czy jesteśmy bliźniakami.

Imię w tradycji biblijnej ważna sprawa. I u chrześcijan nie byle jaka, chociaż może nie zawsze o tym pamiętamy. Że mam na imię Mirosław, dowiedziałem się mając siedem lat. Po zapisaniu mnie do szkoły rodzice powiedzieli, że noszę dwa imiona. Uczulali mnie, żebym wiedział, że Mirosław to ja. Nic dziwnego, do tego czasu byłem tylko Romkiem. Na podwórku byłem nazywany Małym Romkiem, bo jeszcze jeden kolega miał takie samo imię. Syn wojskowego, przynosił do zabawy maskę przeciwgazową. Kiedyś byliśmy na przyjęciu na wsi, gdzie któreś z moich rodziców miało chrześniaka. Mam takie wrażeni, że bawilismy się pod stołem, gdy jakiś chłopieć zapytał mnie o imię. Gdy mu się przedstawiłem, stwierdził: Kłamiesz, ja mam na imię Romek. Nie może być dwóch Romków na świecie.

Tak już zostało, Mirosław najpierw w szkołach, później w pracy, a dla rodziny, kolegów z podwórka i z ulicy Roman. Może dlatego swoje teksty podpisywałem obydwoma imionami, zwłaszcza w lokalnej „Ziemi Michałowskiej”, bo w prasie ogólnopolskiej nie ma to takiego znaczenia, chociaż i tu znajdzie się mały przyczynek. O patronach może i słyszałem na lekcjach religii, ale za bardzo nie utkwiło mi to w świadomości, za to w życiu dorosłym, kiedy zacząłem szukać znajomości w niebie, na Mirosławów za bardzo liczyć nie mogłem, za to świętych Romanów jest trochę. Pierwszy po urodzinach moich jest opat. Październik „otwiera” św. Roman Hymnograf, zwany także Melodosem i Pieśniarzem. Był też Roman papieżem, ale ten był jednym z pierwszych następców św. Piotra nie wyniesionych na ołtarze. Pewnie łobuz jak ja. Do św. Romana Pieśniarza chętnie się przyznaję, bo nie pisać nie umiem, a kogo mam prosić o to, żeby moje pisanie się jakoś obroniło, jak nie swojego imiennika. Benedykt XVI w katechezie mu poświęconej, nie tylko o nim myśląc, powiedział: Wiara jet miłością, dlatego tworzy poezję i muzykę. Wiara jest radością, dlatego tworzy piękno. Przybliżając jego sylwetkę, papież przypomniał, że św. Romanowi objawiła się we śnie Matka Boża, która nakazała mu połknąć rulon papieru: Gdy rankiem się obudził – a było to święto Narodzenia Pańskiego – Roman zaczął z ambony: „Dziewica rodzi dzisiaj Władcę Natury”. W ten sposób stał się kaznodzieją-piesniarzem aż do śmierci. Nie miewam proroczych snów, chociaż wizerunek Matki Bożej przyśnił mi się raz. Widziałem go w lesie między drzewami na skale. W tym obrazie Maria miała smutne oblicze, nic mi nie powiedziała. O październikowym Romanie nie pamietają nawet moi najbliżsi, tylko przyjaciel ksiądz, który zawsze do mnie dzwoni z życzeniami. Imię Roman wybrał dla mnie brat. Komu zawdzięczam Miroslawa przed nim, nie wiem.

Zebrałem te „ułomki” o moich imionach, żeby móc „pochwalić się” moim patronem i przypomnieć chociaż trochę katechezę Benedykta XVI. Więc na zakończenie jej zakończenie. Cytat trochę przydługi, ale żal byłoby go skracać: Żywe człowieczeństwo, żar wiary, głęboka pokora przenikają pieśni Romana Melodosa. Ten wielki poeta i kompozytor przypomina nam cały skarbiec kultury chrześcijańskiej, zrodzonej z wiary, zrodzonej z serca, które spotkało się z Chrystusem, z Synem Bożym. Z tego zetknięcia się serca z Prawdą, która jest Miłością, rodzi się kultura, zrodziła się cała wielka kultura chrześcijańska. I jeżeli wiara pozostaje prawdziwa, również to dziedzictwo kulturalne nie staje się czymś martwym, lecz pozostaje żywe i obecne. Ikony również dziś przemawiają do serc wierzących, nie są czymś należącym do przeszłości. Katedry nie są monumentami średniowiecza, lecz domami życia, gdzie czujemy się jak w domu: spotykamy Boga i spotykamy się ze sobą nawzajem. Również wielka muzyka – chorał gregoriański , Bach czy Mozart – też nie jest czymś z przeszłości, lecz żyje witalnością liturgii i naszej wiary. Jesli wiara jest żywa, kultura chrześcijańska nie staje się „przeszłością”, lecz pozostaje żywa i obecna. A jeśli wiara jest żywa, to dziś możemy odpowiedzieć na wołanie, które powtarza się stale od nowa w Psalmach: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Twórczość, nowy śpiew, pieśń nowa, kultura nowa i obecność całego dziedzictwa kulturalnego w żywotności wiary nie wykluczają się, lecz stanowią jedną rzeczywistość; są obecnością piekna Boga oraz radości, że jesteśmy Jego dziećmi.

Św. Romanie Pieśniarzu, módl się za mnie.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code