Moim domem jest świat

 
Rozważanie na Wielka Sobota, B2
 

Pamiętam, jak mając lat naście, z entuzjazmem wstawałem w Wielką Sobotę skoro świt i pędziłem na Ciemną Jutrznię. Czemu? Bo czułem się wtedy w kościele jak w domu. Bardzo dosłowny był wtedy dla mnie Bóg, Kościół… Było mi łatwiej. Trochę jak w opisywanej dziś starotestamentalnej scenie. Wierzyłem, bo widziałem znaki, czułem obecność Kogoś „ponad”. Czułem się tam chroniony, potrzebny, czułem się członkiem rodziny. Wiedziałem jak Izraelici, że wszystko wokół jest pod Bożym okiem.

Skończyła się szkoła, zaczęło się życie i studia teologiczne i wiele się zmieniło. Już tak nie biegłem, już się tak nie cieszyłem, już nic nie było tak oczywiste… Wciąż patrzyłem na Kościół jak na rodzinę, a w budynku widziałem odzwierciedlenie domu, gdzie wszyscy się gromadzą przy stole. Jednak wpływ studiów zmienił oczywistości z czasów wcześniejszych. Zacząłem rozmyślać, analizować. Szukałem głębszego znaczenia w tym, co widzę. Bliżej mi było wtedy właśnie do listów Pawłowych. Walczyłem z wątpliwościami, trzymałem się kurczowo, że gdyby nie było zmartwychwstania, daremna byłaby nasza wiara… Bardziej chciałem, niż byłem…

I przyszła kiedyś inna Wielka Sobota. Zajrzałem wtedy ostatni raz do miejsca, gdzie zostawiłem część siebie, swoją pracę, gdzie przez wiele lat identyfikowałem się z tym miejscem jak z własnym domem. To była moja rodzinna parafia. Wpatrując się w przedstawienie pustego już grobu, wyobrażałem sobie kobiety opisane w Ewangelii. Szukające Jezusa, martwiące się, że nie ma Go tam, gdzie się go spodziewały. Wyobraziłem sobie siebie. Co byłoby, gdyby mi go zabrano? Co byłoby, gdyby okazało się, że nie ma zmartwychwstania? Czy ten z trudem budowany dom, czy Kościół, do którego należę, nadal byłby tym samy miejscem?

Wróciłem do Jezusa mówiącego o odejściu do domu Ojca, spojrzałem jeszcze raz na niewiasty szukające Go zupełnie nie tam, gdzie przecież szedł i zrozumiałem, że jak one – nie tu szukam i nie tu buduję. Nie tu jest mój dom.

Od tego czasu żaden Kościół czy budynek nie jest już moim domem. Od tamtej pory coraz bardziej dojrzewa we mnie świadomość, że moim domem jest świat, ludzie i przyroda, a tym, co mnie z nimi scala tak mocno i niewidzialnie, tym, co sprawia, że choć gdzie indziej – to nadal czuje się jak u siebie – jest Bóg właśnie. Zakryty w naszej miłości. Różnie nazywany, różnie tłumaczony, przez różnych przynoszony i różnych niszczony.

Niech nam dziś w nocy zatem – miłość zmartwychwstanie, byśmy wszyscy, tacy, jak jesteśmy i tam, gdzie się znajdujemy, poczuli się jak w domu!

Jez_w_grobie.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2012

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code