Magisterium, Dante, Bergman

Dzisiaj skończyłem zasadniczą część pracy magisterskiej. Jeszcze tylko korekta. I gotowe. Odczuwa się radość i ulgę. Bo przeszło się kolejny etap. A praca magisterska to nie tylko czytanie i pisanie. To także poznawanie siebie. Przełamywanie zwykłych oporów. O wiele łatwiej pisać mi bloga, bo nie zastanawiam się zbytnio, co, jak, w jakiej kolejności. Po prostu się pisze. Najciekawsze jest jednak ten moment zmagania, czy to ze słabością, czy z “niechceniem”. Ociężałość tego typu znana jest chyba wszystkim studentom. I rzeczywiście potrzebna jest jakaś determinacja, żeby to, co się rozpoczęło, doprowadzić do końca (by wspomnieć tu p. Millera – mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz po tym jak kończy). Znam ludzi, którzy piszą pracę magisterską latami i nie mogą dobrnąć do końca. Co więc jest do tego potrzebne? Paradoksalnie, powiedziałbym, że nie można się do niczego zmusić. W każdym bądź razie, im bardziej się człowiek zmusza, tym szybciej się zniechęca. Determinacja to nie przymus, lecz wierność i wytrwałość. A to zasadniczo są pozytywne cechy. Czasem warto i trzeba poczekać. Niektóre treści muszą popracować. Nie da się też zajmować dziesiątkami spraw i przy okazji jeszcze pisaniem pracy, chociaż, niestety, często to tak wygląda.

Osobiście, jak czuję, że nie idzie, po prostu zajmuję się czymś innym. A to też nie jest łatwe. Trzeba umieć znieść związane z tym napięcie, niepewność, ryzyko. Nie wiadomo, czy jutro będzie lepiej. Nie wiadomo, czy zdążę. Nie wiadomo, czy nie będzie jeszcze większej pustki.
Z pewnością nie dokonałem żadnego wielkiego odkrycia naukowego, chociaż parę krótkotrwałych olśnień przeżyłem. Przede wszystkim, głębiej zrozumiałem, że Bóg Trójca jest w pewnym sensie pierwowzorem całej rzeczywistości stworzonej, w tym człowieka. Najgłębsze struktury rzeczywistości zasadzają się na relacji. Porządek relacji i miłości jest pierwotny wobec porządku przedmiotowego. Zwykle o Trójcy mówi się podczas dorocznej uroczystości. Kaznodzieje są skonsternowani, bo w sumie nie wiadomo, jak przełożyć tę tajemnicę na życie codzienne. Okazuje się jednak, że człowieka nie tylko nie da się zrozumieć bez Chrystusa – jak to ujął papież Jan Paweł II, ale nie da się go zrozumieć bez Trójcy Świętej. Człowiek istnieje tylko dzięki relacjom. Dla filozofów starożytnych szczytem doskonałości była niezłożoność, jedność, niepodzielność. Trójca Święta przełamuje podział na liczbę mnogą i pojedynczą, jest jednością w wielości, wymyka się prawom logiki: jeśli A to B. To dla mnie jest chyba największe odkrycie całej pracy magisterskiej. Trójca Święta to nie tylko abstrakcja, lecz prawda dotykająca bezpośrednio naszej egzystencji.

Cóż, nie można jednak na okrągło zajmować się takimi poważnymi tematami. Student musi mieć jakiś przerywnik. Wieczorami czytałem wciągający kryminał “Klub Dantego”. Ciekawa historia rozgrywająca się w Bostonie tuż po wojnie secesyjnej. W mieści dochodzi do serii makabrycznych mordów, nawiązujących dosłownie do dantejskich scen z piekła. Równocześnie grupa profesorów pracuje nad angielskim przekładem “Boskiej Komedii”. Tylko dzięki ich pomocy można znaleźć mordercę. Książka trzyma w napięciu i, wbrew pozorom, wcale nie jest taka głupia. Autor napisał nagrodzoną na Harvardzie pracę dyplomową o “Boskiej Komedii”. Widać w książce wiele nawiązań do badań autora, który odtwarza kulisy powstania “Boskiej Komedii”, wtrąca własne komentarze. Skutkiem tego chyba sięgnę po samego Dantego. Rymy.

Ostatnio obejrzałem “Fanny i Aleksander” Bergmana. Przepiękny film. Te kontrasty, kolory, czerń i biel. Pełnia życia i radości naprzeciwk ponurej i bezlitosnej religijności. Kiedyś w ogóle nie przejąłbym się Bergmanem. Dzisiaj widzę, że jego filmy to majstersztyki.
Po filmie człowiek dziękuje, że miał takiego ojca, jakiego miał, czyli złotego w porównaniu do ojczyma Aleksandra. Urzekła mnie też piękna scena umierania ojca. Wszystko takie naturalne. W domu. Przy swoich. Bez tej całej dzisiejszej farsy, gdzie człowieka umierającego wywozi się do szpitala, by tam odszedł z tego świata zupełnie sam. Zresztą w filmie jest też inna, tragiczna scena o umieraniu. Trochę tak, jakby sposób odejścia z tego świata zależał od tego, jak człowiek żył. I pewnie coś w tym jest.
Bergman zraził się do instytucjonalnej religii. Chyba był przekonany, że ona musi pozostać w czystej formie, bo inaczej się degeneruje. Widać to we wszystkich jego filmach. Ale jego filmy z pewnością należą do arcydzieł religijnych.

 

6 Comments

  1. Anonim

    Pierwszą część tego

    Pierwszą część tego blogu – jeśli Autor przyzwoli – włączyłabym do spisu tekstów podstawowych dla osób przystępujących do pisania prac dyplomowych.

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    Gratulujemy. Ja z

    Gratulujemy. Ja z doświadczenia wiem, ze praca magisterska ustawiła mnie na całe życie. Od niej się wszystko zaczeło bo zdałam sobie sprawę, że chcę żyć prawdziwym życiem. Pamiętam jak dzisiaj gdy stanełam w wielkiej bibliotece i spojrzałam na półki z książkami. Wtedy też całe moje zycie przyszłe stało się dla mnie jasne. Muszę odkryć prawdziwe zycie- powiedziałam. Dla mnie Istotą pracy magisterskiej było odkrycie sensu swojego przyszłego życia.

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Mimo kilku filmów o

    Mimo kilku filmów o charakterze religijnym 7 pieczęć, Jak W Zwierciadle, Goście Wieczerzy Pańskiej czy Milczenie – Bergman nigdy nie deklarował się jako osoba religijna – raczej nie ukrywał swojego ateizmu. Jego życie pełne egoizmu i wyrzutów sumienia zaowocowało tak pięknymi filmami, które praktycznie zawsze opowiadają o nim samym albo jego zonach lub kochankach. Tam Gdzie Rosną Poziomki to najlepszy obraz samego Bergmana – człowieka, który na starość zrozumiał jak smutne było jego życie.
    Jego życie i filmy utwierdzają mnie, że bycie dobrym to żadne ryzyko to się po prostu opłaca tu i teraz.

    Ps. Polecam książkę Laterna Magica.

     
    Odpowiedz
  4. Anonim

    Pawle,

    Zgoda, że

    Pawle,

    Zgoda, że twórczość Bergmana przechodziła różne fazy. Ale jego filmy religijne bynajmniej nie są czymś pobocznym. To arcydzieła tego gatunku.

    Nie jestem pewien, czy Bergman uznaje się za ateistę. To, że dystansuje się do instytucjonalnych form religiii (Kościoła protestanckiego czy katolickiego)nie oznacza, że jest niewierzący. W każdym bądź razie jego filmy podejmują istotne pytania i kwestie religijne. Nieraz nie trzeba odwoływać się do słowa “Bóg”, aby być uznanym za wierzącego.

    Jeśli chodzi o “Tam gdzie rosną poziomki” to uproszczenie, aby uznawać ten film za jedynie “obraz Bergmana”. Przede wszystkim, kiedy reżyser zrealizował ten film miał niespełna 40 lat, a żyje do dzisiaj. Trudno uznać, że przewidział już swoją późną starość. Oprócz elementów osobistych, pada tam wiele pytań o człowieka jako takiego: o samotność i jej źródła, o relacje z innymi, o możliwości zmiany człowieka, o sens życia itd. Poza tym, film kończy się bardzo optymistycznie, człowiek może wydostać się z więzów egoizmu, jeśli ktoś skonfrontuje go z prawdą o sobie, jeśli otworzy się na relacje z innymi ludźmi.

    Życzyłbym każdemu człowiekowi takiego rozmachu, odwagi stawiania pytań, twórczości. A to, że Bergman jest bardzo wylewny i “odsłania siebie” innym świadczy też o dużej wrażliwości tego człowieka. Tak zwykle bywa z ludźmi twórczymi

     
    Odpowiedz
  5. Anonim

    Darku.
    Jestem świeżo po

    Darku.
    Jestem świeżo po lekturze Bergmana (Laterna Magica), nie mam przy sobie tej ksiązki ale jest tam jasno napisane (zwróciłem uwagę) że nie wierzy w Boga, że owszem miał krótki epizod życiowy w którym zadawał sobie pytania a o Boga ale on minął. Nie napisałem, że ‘Tam gdzie rosną poziomki’ to JEDYNIE obraz Bergmana jak również, że stworzył ten film pod koniec życia. Bergman nakręcił ten film gdy po raz kolejny porzucił kolejną swoja żonę i rzucił się w szpony kolejnej seksualnej namiętności. Choć wyrzuty sumienia dalej go dręczyły czuł, że nie potrafi kochać. Pisał, że czuje podobnie jak Strindberg ,że nie ma miłości do kobiety jest jedynie przemijająca namiętność i jej w całym swoim życiu ulegał nie zważając na konsekwencje. Jego doświadczenia z kobietami pozwoliły mu stworzyć ?Personę? wspaniały film o kobietach ,emocjach i cierpieniu. Moim zdaniem to największe jego arcydzieło.
    Filmy Bergmana opowiadają o sprawach bardzo istotnych ale zawsze zawierają wątki autobiograficzne (moim zdaniem wręcz ekshibicjonistyczne) co Bergman podkreślał na każdym kroku. Alexander z ?Fanny i Alexander? to po prostu Bergman. Oczywiście nie znaczy to, że Bergman nic więcej nie chciał w swoich filmach przekazać poza informacją o sobie samym 🙂
    Pozdrawiam, Paweł

     
    Odpowiedz
  6. Anonim

    No to chyba ja źle

    No to chyba ja źle czytam:

    “Tam Gdzie Rosną Poziomki to najlepszy obraz samego Bergmana ? człowieka, który na starość zrozumiał jak smutne było jego życie”.

    Tak napisałeś. Obraz samego Bergmana. Gdyby było “najlepszy obraz Bergmana”, to jeszcze można by to uznać.

    Nawet jeśli Bergman pisze, że jest ateistą to i tak w swoich filmach stawia wiele religijnych pytań, które mają wartość bez względu na to, czy obecnie wierzy w Boga, czy nie.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code