Kto czyta, nie jest sam(otny)

Znów mnie „podejrzewano”, że jestem nauczycielem. Co potrafią zrobić książki i czasopisma na półce przy oknie w pociągu. Z kolejarza belfra. O swoim zawodzie mówię głośno od czasu, gdy polskimi kolejami i kolejarzami wszyscy (wiem, że nie wszyscy) poprawiają sobie humor, jak gdyby obok polskich dworców i torów był lepszy kraj. Generalnie narzekanie jest zabronione i nieuzasadnione, ale … wróćmy do pociągu relacji Poznań Główny – Olsztyn Główny.

Podróżna, która jechała na wycieczkę rowerową po Pojezierzu Brodnickim, okazała się żoną mojego nauczyciela ze szkoły podstawowej. Nazywaliśmy go Pumel. „Bił” uczniów mapą. Mapą, bo uczył geografii. Ale co to było za bicie. Więcej śmiechu niż radości dla obrońców pokrzywdzonych dzieci. To był pasjonat. Zabierał nas na wycieczki za miasto. W piaszczystym terenie szukaliśmy śladów przeszłości. I znajdowaliśmy coś.

W każdej podróży, nawet w tej powszedniej do i z pracy, towarzyszą mi lektury. Czy w świadomości osoby wykształconej czytać może tylko ktoś wykształcony, nauczyciel? Podróżna przyznała, że to jej skrzywienie zawodowe. A nauczycielem, owszem byłem – moich dzieci. Razem z żoną stanowiliśmy ich pierwsze grono pedagogiczne. Zanim religia trafiła do szkół, my już byliśmy ich katechetami. Czytałem córkom i synowi książki, nie czekając aż zacznie „Cała Polska” czytać dzieciom. Żona też czytała, ale rzadko. Ze zmęczenia zasypiała przy lekturze. Uczyliśmy geografii jeżdżąc po kraju. Przy okazji i historii, bo tu i ówdzie coś w przeszłości się wydarzyło. Byliśmy też wuefistami. Uczyliśmy dzieci pływania, gry w kometkę, jazdy na rowerze. Młodsza córka tak opanowała żabę, że chociaż jestem od niej silniejszy fizycznie, to od wielu lat nie mam szans z nią w stylu klasycznym. Syna nauczyłem grać w piłke lewą nogą. Rodzice zapominają, jak wiele od ich zaangażowania zależy. Gdy dziecko książkę podrze przed pierwszymi urodzinami, to jako dwulatek będzie umiał już ją przeglądać, a gdy zobaczy pierwszą książkę u kogoś w domu mając kilka lat, to będzie w gorszej sytuacji od swojego rówieśnika.

Wśród lektur zauważonych przez towarzyszkę podróży był dodatek do „Tygodnika Powszechnego” poświęcony 3. Międzynarodowemu Festiwalowi Literatury im. Josepha Conrada, który odbędzie się w Krakowie w listopadzie, a w nim esej Grzegorza Jankowicza „Czytelnik w bezimiennym lesie” o Alberto Manguelu. Autor przypomina Mangueli „przygodę z metra w Toronto”, gdy „siedząca naprzeciw niego kobieta czyta „Labirynty” Borgesa w wydaniu Penguina” tak przedstawioną w „Mojej historii czytania”: „Mam ochotę do niej się odezwać, zamachać ręką i zasygnalizować, że i ja jestem wyznawcą tej wiary. Osoba, której twarzy nie pamiętam, nie utkwiło mi w pamięci, jak była ubrana, której wieku nie potrafiłbym okreslić, przez sam fakt, że trzyma w ręku właśnie tę książkę, jest mi bliższa niż wiele innych, które widuje codziennie”. I dalej Jankowicz napisał: „Między czytelnikiem a jego książkami zachodzi alchemiczny związek przynależności i zgody (nigdy rządu!). To, co czytamy – zdaje się mówić Manguel – jest naszym dowodem osobistym, znakiem indenfikacyjnym. Dla podobnych nam miłośników lektury ów znak jest ważniejszy niż wygląd, linie papilarne, strój, czy pozycja społeczna. (…) Dzięki lekturze od czasu do czasu udaje nam się odnaleźć jedną z dróg w bezimiennym lesie i spotkać na niej innych podróżników.”

Mój ojciec też był kolejarzem. Wcześniej pracował jako szewc. W latach sześćdziesiątych minionego wieku chodził do wieczorowego liceum. W domu dorabiał w pierwszym wyuczonym zawodzie. Gdy ojciec siedział na zydlu i wbijał ćwieki w podeszwy lub naciągał cholewki na kopyto, mama czytała mu lektury szkolne. Szewski pocięgiel zdradził go którejś wigilii, gdy przebrał się za gwiazdora. Na zakończenie nauki w wieczorówce dostał w nagrodę „Utwory wybrane” Juliusza Słowackiego. Czy był miłośnikiem książek? Kiedy już pracowałem i kupowałem sobie nowe wydawnictwa, pewnego dnia zapytał mnie, ile kosztowało PIW-owskie wydanie „Pięciu poetów: Achmatowa, Błok, Jesienin, Majakowski, Pasternak” i skomentował: Nie żal ci pieniędzy? Wkrótce po tej rozmowie zajrzał do mojego pokoju z kolegą od skata. Spałem po nocnej służbie. Pokazując na poukładane na podłodze pod ścianą książki, bo nie miałem dość półek, z dumą powiedział: To wszystko mojego syna. Nie wiedział, że słyszę.  

 

Komentarze

  1. elik

    Czytelnictwo i wychowywanie.

    Mirosławie proszę przyjąć moje gratulacje i wyrazy uznania za propagowanie czytelnictwa, a szczególnie wśród dzieci i młodzieży m.in. na forum "Tezeusza" i rodzicielskie zaangażowanie, także osobiste sukcesy w wzorowym wychowywaniu potomstwa. Jednak większość rodziców chyba " nie zapomina", lecz świadomie i dobrowolnie, a nawet z premedytacją wybiera (woli) zupełnie inne zajęcia, niż sumienne i wzorowe wychowywanie własnych dzieci. A nawet bardzo chętnie powierza te zadania i obowiązki innym osobom, nawet nie zawsze dostatecznie przygotowanym, do takiej misji, bądź wyjątkowo dpowiedzialnej roli. 

    Zgoda – kto czyta nie jest sam(otny), ale nie bez znaczenia jest – co czyta?….. tzn. z jakim autorem(ką) obcuje, zadaje się?….

    Natomiast "narzekanie" i nie tylko jest obecnie w RP zalecane, a nawet mile widziane, lecz nie "generalne", a tendencyjnie i wybiórczo ukierunkowane na tych, co są w opozycji i nie stanowią struktury władzy, a ośmielają się publicznie  krytykować poczynania, bądź zaniedbania władców, decydentów, czy demaskować ich błędne wybory, bądź decyzje albo ewidentnie złe czyny.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code