, , , , ,

Krótka bajka o człowieku Nikt

Człowiek Nikt był nikim. Nie miał dosłownie nic. Ani pieniędzy, bliskich, znajomych, ani sukcesów. Jego drugim i trzecim imieniem były porażka i odrzucenie. Obcy był mu także smak obcowania z miłością niewiasty. Zewsząd zaznawał odrzucenia. Chciał być amantem, był za brzydki. Chciał być rycerzem, był zbyt lichego zdrowia. Chciał być pasterzem był niewystarczająco silny.

Inni śmiali się z niego i drwili, – nieudacznik! Krzyczeli gdy przechodził człowiek Nikt obok nich. Inni natomiast byli silni, piękni, zdrowi. Odnosili sukcesy, byli bogaci i wszyscy ich kochali.

Pewnego dnia człowiek Nikt siedział na wysokim, skalnym klifie i obserwował morze, słuchając łagodnych uderzeń morskich fal. Siedział i patrzył, był wolny i szczęśliwy. Wszak był człowiekiem Nikim. Nie musiał walczyć  na wojnach, nie musiał paść owiec, nie musiał szukać czyjejś uwagi i miłości. Po prostu był. Nagle zauważył, że niepokojąco do skraju klifu zbliżył się smutny amant, którego zaloty zostały odtrącone i skoczył w morze. Po chwili na skraju klifu pojawił się zawstydzony klęską w bitwie rycerz. Po chwili wahania również skoczył z wysokości. Nie minęło kilkadziesiąt minut, gdy pojawił się zapłakany pasterz, którego opuściło całe stado owiec. On także, tak jak pozostali skoczył z klifu.

Po kilkudziesięciu latach życia w samotności, biedzie, bólu, cierpieniu, odrzuceniu, człowiek Nikt umarł. Strażnik raju pochwycił go, i prowadził po gwiezdnym dywanie do nieba. W jego przedsionku leżeli, czekający na łaskę, zasmuceni. Wśród nich byli amant, rycerz i pasterz. Ożywili się, gdy zobaczyli człowieka Nikt, który w chwale wstępuje do bram raju. Byli zazdrośni, drwili z niego i pytali jak to możliwe, że ten nieudacznik, który pozwolił im skoczyć z klifu zasłużył na niebo. Człowiek Nikt zauważył ich i zwrócił się do nich
– Czemu się smucicie przyjaciele i nie wchodzicie do nieba?

– Bo nie możemy.

– Dlaczego?

– Bo się wstydzimy, nie zasłużyliśmy na nie. W dodatku popełniliśmy samobójstwo. W ogóle jak to możliwe, że ty zasłużyłeś na niebo?! Wyraźnie podirytowali się trzej towarzysze.

– Ja? Ja nie zasłużyłem tak jak i wy. Ja po prostu nie musiałem na nie zasługiwać. Ja je otrzymałem za darmo. Nie miałem nic do zaoferowania Ojcu ani ludziom. Istotnie byłem nikim tak jak mam na imię. Człowiek Nikt to ja. Byłem nikim na ziemi i na niebie. Miałem tylko Stwórcę za Ojca i to wystarczało do szczęścia na ziemi. I starcza… do szczęścia w raju.

– Czyli na próżno żeśmy zdobywali kobiety, zaszczyty, walczyli w wojnach o bogactwa, zdobywali jak najwięcej owiec do naszego stada? Na próżno zdobywaliśmy sławę i radowali z osiągnięć, i na próżno trwożyliśmy się gdy odnosiliśmy porażkę? I po cośmy zabijali się gdy wydawało nam się, że straciliśmy wszystko? Czy naprawdę nie ma dla nas już nadziei? Pytali i gorzko zaczęli płakać, żałując swego postępowania za życia.

– Nie smućcie się i nie płaczcie przyjaciele! Jest nadzieja i jesteście już bardzo blisko wejścia do raju…

Nagle dialog przerwał oślepiający blask bijący od wychodzącego z bram raju Ojca.

– człowieku Nikt wejdź proszę już do nieba, wszyscy już nie mogą się ciebie doczekać. A wy moi drodzy… także wejdźcie do nieba.

– Ale panie… my nie zasługujemy!

– Nie jestem waszym panem, tylko Ojcem. Widziałem i słyszałem wasze łzy żalu. Moi kochani, nie pamiętam już waszych złych czynów, nie pamiętam także tych dobrych. Nie pamiętam waszych tytułów, zasług, sukcesów ani porażek i potknięć. Pamiętam tylko wasze imiona Ryszard, Rodrigo i Robert. Jeśli tylko odważycie się wejść i zapomnieć o tym co było, to moje bramy są dla was otwarte. Ojciec gdy skończył swą mowę, zapraszającym gestem pokazał bramy i wziąwszy w ojcowskie objęcia człowieka Nikt, wszedł z nim do nieba, każąc strażnikowi zostawić otwarte wejście dla pozostałych.

Ojciec, człowiek Nikt, Aniołowie i wszyscy mieszkańcy nieba czekali na radosny moment wejścia mężczyzn do raju. Mijały minuty, godziny, dni, miesiące i lata. Ryszard, Rodrigo i Robert nigdy nie przekroczyli bram nieba. Trudno było im bowiem rozstać się ze wspomnieniami zwycięstw i porażek. Rozpaczali nad sobą i swoim losem. Zamiast wejść do nieba, rozpływali się w marzeniach o powrocie na ziemię i naprawieniu błędów. O ponownych podbojach i chwale.

Bramy zamknęły się i po smutku nastała radość. Bo większa jest radość z jednego niż z trzech. Choć Ojciec w długie bezsenne noce często płakał nad Ryszardem, Rodrigiem i Robertem, bowiem to także byli jego dzieci. Synowie którym brakowało jednego, uznania go za swojego, jedynego, wystarczającego za wszystko Tatę.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code