Katolik niewierzący

Okres panowania komunizmu w Polsce paradoksalnie okrywał Kościół parasolem ochronnym. W jakim sensie? Tylko nieliczni podróżujący tu i ówdzie za granicę mogli spotkać się z różnorakimi wpływami religijnymi, myślowymi i społecznymi. Szczelne granice i cenzura stawiały tamę wszystkiemu, co wrogie systemowi komunistycznemu. Ale ciekawe, że nasz kraj słabo dotknęły także wszelkie zawirowania po Soborze Watykańskim II, rewolucja seksualna roku 68, rozmaite sekty itd. Akurat nie ma się co z tego powodu smucić. Tyle że komuniści tak bardzo zajęci byli walką z Kościołem w swoim kraju, że nie byli zainteresowani tym, aby “otworzyć się” na wpływy wrogie chrześcijaństwu bądź go rozmazujące zza granicy.

W Kościele w Polsce wróg był w miarę dobrze sprecyzowany i zlokalizowany. To bardzo konsolidowało wierzących. Ale czy wystarczająco pogłębiło ich wiarę? Dzisiaj mam co do tego wątpliwości. Wśród niektórych wierzących teoria wroga nadal napędza ich życie i religijność, bo inaczej się nie nauczyli. Wcześniej była komuna. Dzisiaj to fikcyjni liberałowie, masoni i Żydzi trzęsący całą Polską. Ale jak długo można ciągnąć na takiej ideologii?

Dzisiaj mamy inne czasy. Podróże, Internet, wolność słowa i druku sprawiają, że Kościół nie uchroni się ani przed napływem nowinkarstwa, ani przed zalewem religijnych sensacji, wydawaniem takich czy nie innych książek, jak “Kod Leonarda da Vinci” i jej podobnych. Nie wystarczy też wskazywać tylko na zagrożenia i pokrzykiwać, ostrzegać, bo ludzie jak chcą to i tak kupią, przeczytają, obejrzą. Tutaj trzeba czegoś więcej. Pogłębiania wiary i rozumienia wspólnoty Kościoła. Kościół masowy, w opozycji do świata zewnętrznego już dzisiaj nie pomoże. Chyba rację ma obecny papież twierdząc, że Kościół musi w naszych czasach pogłębiać swoją tożsamość, świadczyć o Chrystusie, w Nim się zakorzeniać a dopiero potem konfrontować się ze światem. Jeśli tego nie zrobi, wielu członków Kościoła będzie uważać, że nadal w nim są, przynajmniej nominalnie, ale treścią ich wiary będzie cokolwiek tylko nie Ewangelia.

Kiedyś byłem w jednej z dużych księgarni berlińskich. Była tam półka, na której można było znaleźć dziesiątki książek poświęconych Jezusowi i Kościołowi. Oczywiście większość opierała się na teoriach spiskowych i bujnej fantazji autorów. Czegóż to ja się nie dowiedziałem o Jezusie! Nieraz rozmawiałem z katolikami, którzy czytali tego typu pozycje i w większości wypadków przyznawali rację autorów poczytnych dzieł: skoro tak napisali, to tak jest. To pokazuje, że wiara w gruncie rzeczy jest słaba. Jeśli można zaufać czemukolwiek, co nosi w sobie posmak sensacji, to cóż to za wiara.

Także w naszym kraju obudzimy się kiedyś z ręką w nocniku. U nas nie trzeba się wypisywać z Kościoła. Można być bowiem katolikiem, który de facto jest nim tylko “z imienia”. Ta grupa katolików coraz bardziej się powiększa. Ciekawe, bo przestając z takimi wierzącymi, ma się wrażenie, jakby jakiekolwiek mówienie o Bogu było niestosowne. Bóg jest całkowicie poza sferą jakichkolwiek zainteresowań. Mamy więc ochrzczonych, którzy są w rzeczywistości niewierzącymi.

I oto tacy katolicy zadają ci trudne pytania i stawiają przed trudnymi problemami. Jednakże stawiają je z pozycji ludzi, których edukacja i praktyka religijna zatrzymała się na poziomie katechizmowych regułek wykutych na pierwszą komunię św. Żyją poza kontekstem religijnym, a chcieliby zrozumieć coś, co wymagałoby przynajmniej jakiegoś minimum doświadczenia religijnego. Nie w przeszłości, ale obecnie.
Omówienie jakiegoś problemu, nawet bardzo pobieżne, wymaga jednak podstawowych wiadomości, których katolicy niewierzący nie posiadają. Dziwią się potem, że nie wiedzą, o czym się do nich mówi i domagają jakiegoś innego języka. Tylko jakiego?
Jak zrozumieć winę, grzech, niebo, zbawienie, ofiarę, zmartwychwstanie w kontekście czysto świeckim? Czy to w ogóle możliwe? Jak dalece można modyfikować język religijny, aby pozostając nim, mówił jeszcze o Bogu, wierze i religii?

Tak czy owak myślę, że Kościół w Polsce czeka jeszcze spory wstrząs, tyle że rozłożony w czasie. On już się rozpoczął. I w Polsce tylko częściowo będzie on polegał na opustoszeniu kościołów. Bardziej chodzi tutaj o erozję od wewnątrz. Ludzie wciąż chcą przynależeć do jakiejś wspólnoty, przynajmniej formalnie. To będzie droga oczyszczenia i pogłębienia, która będzie owocować świadomym i wolnym zdeklarowaniem się, czy chcę być rzeczywistym katolikiem: wierzącym i postrzegającym całe życie w jego licznych wymiarach przez pryzmat wiary, czy katolikiem niezdeklarowanym, ochrzczonym wprawdzie, ale żyjącym tak, jakby nic wielkiego w moim życiu się nie stało.

Niemniej to schizofreniczne rozdwojenie na praktykujących i niepraktykujących, właśnie z tego względu, że można być katolikiem niewierzącym, jeszcze długo u nas potrwa. A pewnym sensie zawsze ktoś będzie należał do niepraktykujących. Chociaż z teologicznego punktu widzenia trzeba ufać, że nawet formalne bycie w Kościele jest lepsze niż poza nim. Może w którymś momencie coś się przebudzi w człowieku… Nie jestem fanatykiem, który żądałby natychmiast usunięcia wszystkich niewierzących katolików.

Świat w znaczeniu biblijnym, czyli ludzie wrodzy Bogu, mało się przejmują tym, co w Kościele istotne. Bardziej obchodzi ich to, co w nim najmniej interesujące, czyli – jak mawiał Congar- ta część “świata”, która jeszcze się w nim kryje: władza, podziały, słabości, wpływy, frakcje, politykierstwo itd. A to najbardziej pociąga także katolików niewierzących. Bardziej słuchają tego, co mówi świat, niż Ewangelia i Kościół. I to jest jakiś dramat, który Kościół przeżywał i będzie przeżywał do samego końca.

 

Komentarze

  1. Anonim

    Witam! Słusznie piszesz,

    Witam! Słusznie piszesz, że postrzeganie życia przez pryzmat wiary jest ogromnie ważne. Wtedy wszytko wychodzi w związku z Bogiem….i się cudownie żyje. Życie jest pełne Boga. Pogłębianie wiary w moim życiu jest oczywistością. Pogłębiam ją każdego dnia bo chcę tego i czynię by tak było. I tak jest. Wiara w Boga. Temat jak rzeka…..dzięki za możliwość rozmowy z Tobą.

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    > Jak zrozumieć winę,

    > Jak zrozumieć winę, grzech, niebo, zbawienie, ofiarę, zmartwychwstanie w kontekście czysto świeckim?

    przecież większość ochrzszczonych jest ‘świeckimi’ i nie ma mozliwości nawet, aby ukończyli wydziały teologiczne. Więc nie ma możliwości, aby ‘zdobyli’ wiedze teologiczna. I czy nawet wyznacenie tego kierunku jest prawidłowe? czy raczej wyznaczając ten kierunek nie odchodzi się od sedna wiary? praktykowanej przez życie (w życiu), a nie przez konstrukcje teologiczne zrozumiałe przez wąskie grono tworzacych je teologów?
    Czy jezus przeszedł z traktatem teologicznym?

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Wando,

    zupełnie nie

    Wando,

    zupełnie nie zrozumiałaś o co mi chodzi. Słowa “świecki” nie użyłem w znaczeniu “nie-duchowni”, “nie-teologowie”. Ma ono kilka znaczeń. Mam na myśli styl życia świeckiego, czyli takiego, w którym przesłanki religijne praktycznie nie dochodzą do głosu. Po części bierze się to właśnie z podziału na “świeccy” i “duchowni”. Ci drudzy właściwie z urzędu muszą tkwić w kontekście religijnym – tak się potocznie wydaje. Tymczasem wszyscy: duchowni i świeccy żyją w w świecie.

    “Świeckość” rozumiem tu w taki sposób, że człowiek żyje tak, jakby Boga nie było. Po pierwsze, nie praktykuje religii lub czyni to formalnie. Po drugie, żyje filozofią w myśl której, jakoś się wszystko samo ułoży. W rzeczywistości jednak nie ma czegoś takiego jak sfera świecka i religijna. To są pewne aspekty jednej rzeczywistości.

    W świecie Biblii myślenie religijne było jeszcze na porządku dziennym. Dzisiaj uważa się je często za niepotrzebne i nic nie wnoszące do życia, nawet jeśli formalnie jest się katolikiem. Na pokusę “świeckości” narażeni są więc zarówno świeccy jak i duchowni

     
    Odpowiedz
  4. Anonim

    Moim zdaniem masz

    Moim zdaniem masz zwichrowany przez wiarę pogląd na świat. Nie chcę rozwijać tego tematu, ponieważ do katolików (nawet byłych) żadne logiczne rozumowanie nie trafi.
    Uważam waszą społeczność za grupę zakutych łbów wierzących nie w Boga lecz w to co ksiądz powiedział.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code