Jeżycjadomania

 Od czego by tu zacząć? Jadę pociągiem do pracy. Zwykłą jednostką elektryczną. Widzę parę, chłopaka i dziewczynę. Czytają razem książkę. Na wszelki wypadek, żeby się upewnić, spoglądam na okładkę powieści, którą mam w dłoni. Tak, jest nią „Mc Dusia” Małgorzaty Musierowicz. A może od tego, jak ze starszą córką szukałem w Poznaniu kamienicy, której adres Roosevelta 5 znaliśmy z „Jeżycjady”? Córka wtedy spędziła wakacje w klinice, a spacery po Poznaniu były bonusem do kuracji. Mógłbym rozpocząć i tak: Patrzę na ekran komputera przed, którym siedzi córka i poznaję stronę z blogiem Małgorzaty Musierowicz. Oto ona: http://www.musierowicz.com.pl/glowna.html Niedawno postanowiła, że chce mieć cały cykl poświęcony Borejkom i ich bliskim.

Marcin Jaklewicz na łamach „Gościa Niedzielnego” w artykule „Okno na Roosevelta 5” przyznaje, iż zastrzegał się: że tej „babskiej serii” nie weźmie do ust. Nie on jeden. A szkoda, bo świat wg Musierowicz, jest lepszy niż w wielu innych wydaniach, a kto z jakimi książkami przystaje, może choć trochę takim się staje. Krzysztof Biedrzycki w książce „Małgorzata Musierowicz i Borejkowie” rozważał: czy trzeba samemu sobie odpowiedzieć, czemu się czyta powieści dla dziewcząt, skoro jest się dorosłym mężczyzną? Jaklewicz zadał pytanie dominikaninowi o. Pawłowi Kozackiemu o przyczynę poczytności twórczości poznańskiej pisarki. Ten odpowiedział: Ciepło. Ciepło i ogromny szacunek dla człowieka. W zimnie życie może przetrwać, ale żeby mogło się rozwijać, potrzebuje ciepła. Podobnie jest i z nami. Znajduję w tym tekście ważną definicję autorki „Noelki”: Rodzina idealna to taka, która się kocha.

„Mc Dusię” córka kupiła w październiku, wkrótce po jej ukazaniu się. Dla niej przerwałem lekturę „Twierdzy” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Z wyżyn filozofii uciekłem w świat rodzinny, taki, który jest mi najbliższy. Rodzina ma u mnie dobrą markę. Powinna mieć znak firmowy jak „Teraz Polska”. Za tydzień Boże Narodzenie. Akcja książki zamyka się w dniach od 21 grudnia do 31 grudnia 2009 r. Zaczyna się poetycko: Pokazało się już kilka gwiazd, ale księżyc świecił jedynie absencją. Przygotowania do świąt, przygotowania do ślubu. Pierwsze zakochania. Rozmowy. Dużo rozmów. Tu i ówdzie fragment wiersza, albo sentencja łacińska. Kończy się w wieczór sylwestrowy. Czyta się ją łatwo. Mnie intryguje brak reakcji właściwych instytucji na fragment z opisu wieczoru wigilijnego: Wszyscy bez szemrania zajęli wyznaczone miejsca, złożywszy uprzednio na podłodze pod choinką liczne paczki paczuszki z prezentami. Mały Ziutek owszem, zrobił awanturę, ale na innym tle: chciał dostać swoje prezenty zaraz, ale matka arbitralnie mu tego odmówiła, po czym stłumiła ręcznie jego protesty. Uśmiechnąłem się tylko. Życie nie jest łatwe. Ani dziecka, ani rodziców.

Teraz zastanawiam się, ile atmosfery z książek Małgorzaty Musierowicz uda się zachować chłopakowi i dziewczynie z pociągu. Odnoszę do nich myśl Ignacego Borejki dotyczącą Laury i Adama: Oby los zesłał tej parze długie, zgodne życie, takie jak to, które dano Mili i jemu, Filemonowi i Baucis. Czy potrafią stworzyć taki dom, jaki mają Borejkowie, a opisany w „Kwiecie kalafiora”: Każdy, kto pobył w nim choćby pół godziny, wychodził pełen uznania dla jego przytulności, urody i nieokreślonego wdzięku, jakim oddychał tu każdy kąt. (…) Przytulnie było po prostu z tymi ludźmi-niezamożnymi, niezaradnymi i pozbawionymi siły przebicia. To dlatego goście u Borejków siedzieli zawsze dłużej, niż wypadało. Kończąc ten tekst, wspominam kogoś, komu życie rodzinne mniej się udało. Może czytając „Szóstą klepkę”, „Kłamczuchę”, „Idy sierpniowe”, „Mc Dusię”, mógłby się czasami ten ktoś uśmiechnąć. W powieściach Musierowiczowej można poczuć się jak u siebie, jak w rodzinnym domu.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code