Jezus mówi: Wyluzuj się!

Rozważanie na XVIII Niedzielę Zwykłą, rok C2
 
 

Gdy czytam dzisiejszy fragment Ewangelii, nie mogę pozbyć się myśli o tym, co spotkało moją koleżankę. Przed kilkoma dniami zmarł nagle jej mąż. Można powiedzieć, że było to bardzo dobre małżeństwo. Studencka miłość, wsparta podobnymi zainteresowaniami, pozwoliła im przetrwać razem kilkanaście lat mimo nieuniknionych przecież trudów i pokus życia. On zarabiał znakomicie, podróżując po całym świecie. Ona towarzyszyła mu trochę w tych wędrówkach, ale ostatecznie zajęła się sporym gospodarstwem, które kupili z nadzieją, że kiedyś będą mogli żyć spokojnie i tak, jak lubią: hodując konie, przyjmując turystów, organizując u siebie kameralne imprezy kulturalne. Gospodarstwo wymagało inwestycji, więc mąż nie zaprzestawał dochodowej pracy w ciągłych rozjazdach, a termin wspólnego spełnienia marzeń odsuwał się ciągle w przyszłość. Pięćdziesięcioletni mężczyzna zmarł nagle podczas wieczornych prac gospodarczych, pozostawiając żonę, dzieci i wspaniałe plany na przyszłość…

Każdy mógłby przytoczyć podobne historie z własnego lub cudzego życia. Sytuacja, gdy człowiek nie ustaje w wysiłkach, aby zapewnić sobie przyjemne życie, lecz umiera, zanim osiągnie swój cel, jest przerażająco typowa. Bywa też inaczej. Ktoś koncentruje się na powiększaniu majątku, usprawiedliwiając to dobrem rodziny, a tymczasem nie zauważa, że bliscy oddalają się, że mają zupełnie inne potrzeby – aż w końcu dochodzi do rodzinnej tragedii: rozwodu, samobójstwa, narastającej nienawiści skłóconych krewnych. Ktoś inny powiększał swój stan posiadania i zawodowy prestiż, ale nie zauważył rozszerzającej się wokół niego pustki, a gdy przemęczone ciało odmówiło posłuszeństwa i przyszła ciężka choroba, nie znalazł się wokół nikt chcący udzielić bezinteresownej pomocy…

Moje zbiory”, „moje spichlerze”, moje dobra” – mówi zamożny człowiek z przypowieści Jezusa. „Mój dom”, „moje konto”, „moje CV z listą zawodowych osiągnięć” – powtarzamy z radością pawia, który dumnie rozpościera swój ogon. A potem nie możemy zaprzestać rozmyślań, jak ten stan posiadania powiększyć, bo zaspokajanie kolejnych potrzeb ma to do siebie, że rodzi coraz większe oczekiwania. Jeżeli tak właśnie – przez pryzmat własnego zachłannego ja – będziemy patrzeć, to niewątpliwie zapracujemy sobie na to, że wcześniej czy później wpiszemy się w schemat którejś ze wspomnianych powyżej historii. „Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.

Dzisiejsze czytanie z Ewangelii jest jakby ujęte w klamrę. Pierwszy jej element to prośba do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Domyślamy się, że za tymi słowami kryje się nieprzyjemna rodzinna historia o bogatym ojcu, po którego śmierci synowie zaczęli kłócić się o majątek. Czy w ogóle musiało dojść do takiego sporu? Zapewne można by go uniknąć, gdyby spadkobiercy uznali, że braterska miłość jest ważniejsza od bogactwa, a to z kolei byłoby możliwe, gdyby ojciec zadbał o przekazanie im odpowiednich wartości, gdyby dla niego samego majątek nie był najważniejszy.

Do tego nawiązuje pytanie, zadane przez Boga zamożnemu człowiekowi, który ma wkrótce umrzeć: „Komu więc przypadnie to, coś przygotował?” To jest pytanie do każdego z nas o owoce naszych starań i zabiegów. Czy dziedzictwo, które pozostawimy, będzie rodziło konflikty, czy też przyczyni się do powiększenia zasobów miłości i dobra w świecie? Uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie pracujemy nigdy dla siebie, lecz dla tych, którzy żyją wokół nas i przyjdą po nas, to podstawa naszego życiowego sukcesu. Jeżeli zrozumiemy to do głębi, jeżeli będziemy działali zgodnie z takim drogowskazem, to mamy szanse dołączyć do grona „bogatych przed Bogiem”.

Jezus ostrzega: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”. Tymczasem kultura konsumpcyjna podpowiada mi na każdym kroku coś zupełnie przeciwnego przekonując, że mam do mojego życia wyłączne prawo i mogę z nim zrobić, co zechcę. „Jesteś tego warta” – zapewnia reklama kolejnego produktu. Jesteś warta, by kupić sobie wszystko, czego ci potrzeba, a ostatecznie zapłacić za eutanazję, gdy jakość twojego życia przestanie cię zadowalać. Nie jest to dobry klimat, aby usłyszeć słowa Jezusa, ale Jego współcześni, choć nieatakowani przez media i tysiące specjalistów od marketingu, mieli również kłopoty ze zrozumieniem tej prawdy.

Człowiek nie lubi myśleć o własnej skończoności i ograniczoności. Chętnie pogrąża się we wszystkim, co pozwala mu zapomnieć o nieuchronnym kresie ziemskiej wędrówki. Gromadzenie majątku, powiększanie swojego stanu posiadania daje iluzoryczne poczucie panowania nad życiem, a co za tym idzie, łagodzi naturalny lęk przed śmiercią. Im starsi jesteśmy, im bardziej boimy się coraz bliższej śmierci, tym bardziej grozi nam popadnięcie w chciwość i skąpstwo, które wykorzystamy jako narzędzia do kurczowego czepiania się życia. A przecież cokolwiek zrobimy, gdziekolwiek będziemy poszukiwali miejsca schronienia, jakkolwiek starannie i sprytnie opracujemy swoje plany, zawsze usłyszymy wcześniej czy później: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie”.

Więc co jest tak naprawdę ważne? „Marność nad marnościami, wszystko marność. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, w której mozoli się pod słońcem?” Czy pozostaje nam karmić rozpacz tymi słowami Koheleta? Na ogół rozumie się je dość powierzchownie. Sam Kohelet poucza przecież, że wszystko, co ziemskie, jest marnością, gdyż przemija wraz z człowiekiem i wymyka się ludzkiej kontroli, ale zarazem wszystko jest darem Stwórcy, który czuwa nad naszymi poczynaniami i rozliczy nas z gospodarowania powierzonym nam dobrem. Inaczej mówiąc, wszystko staje się marnością, gdy za bardzo chcemy tym zawładnąć, gdy zapominamy o Bogu jako prawdziwym i jedynym Panu tego świata. Koheletowi nie chodzi o szerzenie pogardy dla wszystkiego, co nas otacza, ale o przywrócenie właściwych proporcji.

Można by nawet powiedzieć, że dzisiejsze czytania z samego środka wakacji są szczególnie przeznaczone dla tych, którzy korzystając z wypoczynku, mogą zdystansować się do codziennych kłopotów. To słowa skierowane do tych, którym powodzi się całkiem nieźle, ale nawet na plaży czy na leśnej polance, nie rozstają się z myślą: „Co tu począć, aby pomnożyć swój stan posiadania?” To słowa skierowane do sfrustrowanych urlopem pracoholików, do biznesmenów, którzy nie potrafią wyłączyć telefonu komórkowego, do menadżerów, którzy nawet w snach widzą nową strukturę firmy, do studentów i naukowców, którzy planują, jak zająć lepsze miejsce w rankingach itp. Jezus mówi dzisiaj każdemu z Was: „Wyluzuj się! Nie wszystko zależy od ciebie i nie ty jesteś najważniejszy”. Jezus przypomina w swojej przypowieści trywialne, choć wyjątkowo chętnie zapominane prawdy, że swojego majątku nie zabierzemy do grobu, a nasze firmy czy instytucje przetrwają bez nas, bo cmentarze są od wieków pełne ludzi niezastąpionych. Jezus zachęca nas, abyśmy wykorzystali wakacyjny czas do przywrócenia właściwych proporcji naszemu życiu, zanim nie będzie na to za późno; abyśmy jak pisze św. Paweł, „zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył”.

Przemiana, o której tutaj mowa, wymaga przejścia przez próbę śmierci, choćby taką, jakiej każdy może doświadczyć dzięki własnej wyobraźni, pytając samego siebie, co mi pozostanie, gdy nie będę mieć tych wszystkich rzeczy, które teraz posiadam. Kim będę bez mojego domu, mojego samochodu, mojego komputera, mojej pracy, mojej rodziny, mojego konta bankowego, mojego ukochanego psa, mojej partii politycznej, moich słusznych poglądów? Krótko mówiąc, kim będę, gdy w chwili śmierci zażądają mojej duszy i gdy w takim ogołoceniu przyjdzie mi stanąć przed Bogiem? Oj, nie jest to wcale przyjemna refleksja… Wtedy dopiero można zobaczyć prawdziwą marność – jedyną, którą tak naprawdę warto się przejmować.

Rozważania niedzielne

Peacock.jpg

 

8 Comments

  1. jool

    Jezus mówi: Wyluzuj się!

    To prawda, można także spodziewać się słów "Rób swoje, ale nie trać pokoju serca. Nie męcz się myślami <<jeżeli tego nie zrobię, to co wtedy?>>. Pracuj dzielnie, (wy)trwale, ale nie zamęczaj się myślami <<co będzie jeżeli…?>>"

    "Nie wszystko zależy od Ciebie…"- na szczęście!

     
    Odpowiedz
  2. jadwiga

    moje kontra nasze?

    Czy dziedzictwo, które pozostawimy, będzie rodziło konflikty, czy też przyczyni się do powiększenia zasobów miłości i dobra w świecie? Uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie pracujemy nigdy dla siebie, lecz dla tych, którzy żyją wokół nas i przyjdą po nas, to podstawa naszego życiowego sukcesu.

     

    Przykro mi pisac, ae te słowa przypominają mi to wszystko co uczono mnie w dziecinstwie w szkole  za czasów komuny lata 59-6parę. Komuny z która walczyłam w Solidarnosci z lat 80.

    Moje zbiory”, „moje spichlerze”, moje dobra” – mówi zamożny człowiek z przypowieści Jezusa. „Mój dom”, „moje konto”, „moje CV z listą zawodowych osiągnięć”

    Cały czas uczono mnie w szkole "nasze zbiory", "nasze dobra", "nasz dom", "nasze konto", "nasze osiągniecia", moze tak dla przypomnienia

    ze stronki

    http://www.krakow.pl/miasto/piosenki/spiewniki/majowka_spiewnik.pdf

    Zbudujemy nową Polskę
    Zbudujemy taki świat,
    W którym wszystko będzie lepsze,
    W którym nowy będzie ład.

    albo

    Szumem motorów okryta,
    Wśród podkrakowskich łąk
    Powstaje Nowa Huta
    Wysiłkiem naszych rąk.
    My pracy przodownicy,
    Młodzieży przednia straż,
    Przyszli mistrze hutnicy
    Budujemy warsztat nasz.

     

    albo

    Tysiące rąk, miliony rąk,
    A serce bije jedno.
    Wzniesiemy dom: Ludową Rzecz,
    słoneczną, niepodległą.
    Wesoły marsz, milionów krok
    uderza wspólnym rytmem.
    Budować świat, promienny świat,
    Zadanie to zaszczytne.

    I teraz tak naprawde po latach prania mózgu jestem szczesliwa gdy moge powiedziec "moje dobra", "mój dom" "moje konto", "moje osiagniecia". Nie chce wracac do tamtych czasów, kiedy człowiek był tylko trybikiem wielkiej maszyny "nasze".

     
    Odpowiedz
  3. Malgorzata

    Ani moje, ani nasze, tylko Boże

    Jadwigo!
    Ewangelia przypomina, że nic nie jest w gruncie rzeczy ani moje, ani nasze, tylko Boże. A tego komuna nie mówiła na pewno.

     
    Odpowiedz
  4. jadwiga

    oczywiscie Małgorzato

    ale słowa

    Czy dziedzictwo, które pozostawimy, będzie rodziło konflikty, czy też przyczyni się do powiększenia zasobów miłości i dobra w świecie? Uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie pracujemy nigdy dla siebie, lecz dla tych, którzy żyją wokół nas i przyjdą po nas, to podstawa naszego życiowego sukcesu.

     

    sugeruja identyczną ideologie, identyczne hasła – tylko nie obrazajac nokogo – wtedy "pod sztandarem" Lenina – teraz "pod sztandarem" Jezusa. I to juz przerabialiśmy, z dosyc nieciekawym skutkiem.

    A przeciez nie o to wszystko chodzi, prawda?

     

     
    Odpowiedz
  5. jadwiga

    Małgorzato

    Ewangelia przypomina, że nic nie jest w gruncie rzeczy ani moje, ani nasze, tylko Boże. A tego komuna nie mówiła na pewno.

    " Bądzcie płodni i rozmnazajcie się, abyscie zaludnili ziemie I UCZYNILI JA SOBIE PODDANA (…)" [Ksiga Rodzaju 1,28]

    I rzekł Bóg "Oto wam DAJĘ wszelką roslinę przynosząca ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie (…)[ Ksiega Rodzaju 1,29]

    Więc rozumiem, że Bóg stworzył – ale DAŁ człowiekowi ziemię. Wypedzajac go z raju NIE ODEBRAŁ ziemi. Przynajmniej nic takiego nie ma w ST.

    Wiec dlaczego teraz jest ani moje, ani nasze, tylko Boże.?

     Pomijając fakt powiedzonka "kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera" 🙂

     
    Odpowiedz
  6. leszek.s

    Pani Jadwigo

    Świetne spostrzeżenie!

    Ludzie religijni mają to do siebie że starają się zawsze poprwaiać Boga. Więc  właśnie jak Bóg daje człowiekowi całą Ziemię co człowiek religijny będzie wmawiał prostaczkom  że nic mu nie wolno na tej ziemii dotykać. Oczywiście nie przeszkadza to tym którzy tak głoszą czerpać ogromnych korzyści materialnych z dobrodziejstwa króre dał im Bóg. Wtedy jednak bedą to nazywać jedynie szafarstwem, nagrodą od Boga.   Używanie Ziemi należne jest tylko tym którzy się Bogu podobają a nie głupim prostakom im pozostają okruchy z pańskiego stoła i okazywanie za ten wielki dar ogromnej wdzięcznąści. Bo przecież nic na Ziemii nie należy do was !

    prostak.

     
    Odpowiedz
  7. jorlanda

    Kim jestem bez…

    Dziękuję za to rozważanie. Ostatnio (czyli od lat dwóch mniej więcej, kiedy to rzuciłam wymarzoną robotę i wróciłam do siebie) czesto i bardzo często i jeszcze częściej myślę o momencie mojej śmierci. Kim jestem BEZ tego wszystkiego co do mnie się przykleja w ciągu wędrówek po tym łez padole?

    Dobre pytanie. A odpowiedzi wciąż nie widać na horyzoncie. Mam nadzieję ją wreszcie odnaleźć albo chociaż na chwilę zobaczyć zanim zamknę oczy na zawsze 

    Pozdrawiam z wakacji w domu

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code