Jalics pogodził się z biegiem spraw…

Papież Franciszek już w pierwszych chwilach swojego pontyfikatu zyskał sobie serca milionów. Skromność, niekonwencjonalność, pochodzenie spoza Europy, wybór imienia, które przez skojarzenie z Biedaczyną z Asyżu budzi ciepłe uczucia nie tylko u chrześcijan – wszystko to niemal w jednej chwili rozbudziło wielkie nadzieje. Ale…

I tym razem pojawia się niepokojące, by nie powiedzieć: szatańskie „ale”, które również od samego początku rzuca cień na nowy pontyfikat. Odzywają się demony z przeszłości, dysharmonijne echa okrutnie zagmatwanej historii XX wieku, który wciąż nie pozwala tak po prostu zamknąć za sobą drzwi. A może są to po prostu demony, które w mniejszym lub większym nasileniu pojawiają się zawsze, gdy Kościół angażuje się w politykę…

W latach 1973 – 79 Jorge Bergoglio był w Argentynie prowincjałem zakonu jezuitów. Niełatwy czas przypadł mu w udziale. W Ameryce Łacińskiej, a zwłaszcza w kręgach jezuickich rozkwitała teologia wyzwolenia, potępiona wkrótce oficjalnie przez Kościół katolicki. W 1976 roku w Argentynie doszła do władzy prawicowa junta wojskowa, która sprawowała krwawe rządy, zamykając w więzieniach, torturując i mordując nie tylko walczących z nią lewicowych partyzantów, ale także osoby podejrzane o lewicowe sympatie. Szacuje się, ze podczas ośmioletniego panowania junty mogło zginąć ok. 30 tys. osób.

W 2005 roku Bergoglio został oskarżony przez prawnika zajmującego się prawami człowieka o współpracę z juntą przy porwaniu jezuitów Orlanda Yoria i Francisca Jalicsa. Inne źródła zarzucają mu, że jako przełożony jezuitów nie zapobiegł śmierci dwóch duchownych: francuskiego księdza Gabriela Longueville oraz Carlosa de Dios Murasa. Mówi się także o tym, że obecny papież nie zajmował się sprawami zaginięć dzieci, które rodziły kobiety aresztowane przez armię i przetrzymane w więzieniach, choć prosiły o to niektóre rodziny, a on dzięki kontaktom z dyktaturą miał możliwości interwencji.

Gdy Bergoglio został wybrany papieżem, egzotyczna dla wielu sprawa lokalnych argentyńskich rozliczeń stała się światowym problemem. Nic dziwnego, że ludzie próbują mierzyć tę sytuację miarą żywych wciąż w pamięci dwudziestowiecznych totalitarnych reżimów albo obecnie istniejących zbrodniczych ustrojów. Są zresztą uniwersalne instrumenty oceny: prawa człowieka i oczywiście etyka chrześcijańska.

Na razie słyszy się tylko o oskarżeniach niepotwierdzonych dokumentami. Jest też oświadczenie, które wydał rzecznik Watykanu Federico Lombardi SJ, że kierowane pod adresem papieża Franciszka zarzuty są bezpodstawne, niewiarygodne i wynikają z antyklerykalizmu. Niestety, brak odwołania się do konkretnych faktów z jednoczesnym wskazaniem na czyhającego wroga przypomina niegdysiejsze dementi radzieckich władz, których zaprzeczenia kazały się domyślać, że jednak coś musi być na rzeczy.

I chyba było, skoro zaraz po oświadczeniu Lombardiego swoje oświadczenie wydał inny jezuita, mieszkający obecnie w Niemczech Jalics, który w Polsce jest znany jako autor popularnych „Rekolekcji kontemplatywnych”. Jalics opisuje krótko swoją historię. W 1974 roku za zgodą prowincjała zakonu, czyli Bergoglia, wraz ze swoim współbratem jezuitą podjął pracę duszpasterską w ubogiej dzielnicy Buenos Aires. Ci dwaj jezuici nie mieli związków z juntą ani z lewicowymi partyzantami, lecz wskutek podejrzeń trafił do więzienia, gdzie przebywał przez pięć miesięcy. Jalics i Yoria, podejrzewani o związki z teologią wyzwolenia, zostali też wówczas usunięci z zakonu jezuitów. W jakiś czas po uwolnieniu zaproponowano im powrót do zakonu, z czego Jalics skorzystał.

Jalics spotkał się ze swoim dawnym prowincjałem w 2000 roku. Rozmawiali o minionych wypadkach, odprawili razem mszę, a po niej uścisnęli się po przyjacielsku. O czym dokładnie rozmawiali, Jalics nie pisze. Stwierdza natomiast, że nie może zająć stanowiska w sprawie roli Bergoglia w tamtych zdarzeniach. Na koniec życzy papieżowi błogosławieństwa w jego posłudze.

Jalics pogodził się z biegiem spraw. Pięknie, mądrze i po chrześcijańsku, jak przystało na prawdziwego duchowego mistrza. Skrajnie przeciwnej postawy należy jednak spodziewać się ze strony badaczy, którzy już wyruszyli przeszukiwać argentyńskie archiwa, a na pewno spotkają się z życzliwym wsparciem argentyńskiego rządu, nieprzychylnego papieżowi Franciszkowi. Niewątpliwy urok osobisty nowego papieża może wówczas nie wystarczyć do utrzymania tak szybko zyskanej powszechnej sympatii. Wydaje się, że Franciszek będzie musiał przede wszystkim uporać się z własnym cieniem, który rzuciła na jego życie argentyńska „brudna wojna”, a co więcej, będzie musiał zdać z tego arcytrudnego zabiegu publiczną relację  – jeżeli on i kierowany przez niego Kościół ma być wiarygodny w kwestiach etycznych czy społecznych. 

Zapraszam do zapoznania się z dyskusją na temat tego tekstu w Salonie24

 

 

7 Comments

  1. modem1990

    Myślę, że tu może być

    Myślę, że tu może być prawdziwy test dla Franciszka.
    Niestety dzisiaj napiętnuje się postawy, które chcą prawdy o przeszłości osób publicznych i też osób duchownych(wiemy o czym mówię). Co świadczą oceny tego tekstu – bo co tam przeszłość liczy się tu i teraz. No niekoniecznie, uwarzam, że takie sprawy powinny być wyjaśnione. Niezadowolą mnie tak samo jak autorkę teksty: "to bezpodstawne itd".Po prostu przydałoby się parę dokumentów, dowodów, faktów które sprawę konkretnie wyjaśnią.
    Bez osądzania(bo nie mam żadnych dowodów) myślę, że teraz wszystko w rękach Franciszka,  porządki powinien zacząć od siebie samego. Wierzę, że to zrobi, a cała sprawa zostanie pozytywnie wyjaśniona!

    Jestem z Franciszkiem ale jestem także z tymi, którzy szukają prawdy. Oby te ich poszukiwania, "szperania" w życiorysie były z szacunkiem i godnością lecz zgodne z faktami wobec osoby Franciszka i jego przeszłości.

     

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    @Wojtek

     Wojtku!

    Dziękuję za te słowa poparcia, jakże nieliczne i za właściwe zrozumienie nie tylko treści, ale także intencji mojego tekstu.am, że wszystko (no, może prawie wszystko) zależy teraz od papieża Franciszka. Ufam w jego mądrość i odwagę i modlę się za niego. Dla nas wszystkich, dla Kościoła byłoby lepiej, gdyby sprawa została szybko wyjaśniona.

    Przecież może ona posłużyć również wzmocnieniu papieskiego autorytetu. 

     
    Odpowiedz
  3. modem1990

    @Małgorzata

    Właśnie ta sytuacja jeśli zostanie szybko wyjaśniona i dobrze bez wykrętów może tylko pomóc!

    Wiem, że jestem młody i głupi ale jestem za lustracją. Nie chodzi mi o napiętnowanie za przeszłość ale o rozliczenie.
    Mam tu przed oczami Tadeusza Mazowieckiego, który przeprosił i przyznał, że w młodości robił rzeczy podłe. Takie postawy ogromnie sobie cenię i  wzbudza jeszcze większy szacunek do takich osób.

    Wojtek

     
    Odpowiedz
  4. beszad

    małe “ale” 🙂

    Podobnie jak Wy, jestem za transparentnością osób pełniących ważne funkcje w Kościele. I podobnie jak Wojtek mam duży szacunek do osób, które zdobyły się na ujawnienie przykrej prawdy o swojej przeszłości. Jedna rzecz mnie tu jednak niepokoi. Jeśli ktoś rzuci bezpodstawne podejrzenie, którym potem żyją media, i które wykorzystywane jest do celów propagandowych przez politycznych przeciwników, to czy dowody ma przedstawiać oskarżony?

    Czy nie powinno być raczej odwrotnie – że to osoba oskarżająca musi ujawnić dowody na haniebną współpracę tego, którego oskarża? Tymczasem czegoś takiego w tym przypadku nie było. Mało tego, właśnie zabrali głos sami sędziowie badający zbrodnie junty – a chyba są to ludzie najbardziej kompetentni: http://info.wiara.pl/doc/1489370.Trybunal-badajacy-zbrodnie-junty-broni-papieza  Nie bardzo więc potrafię tu sobie wyobrazić, jak miałaby wyglądać oczekiwana obrona samego Papieża przed tymi zarzutami? Czy nie byłoby to udowadnianie, że się nie jest wielbłądem?…

    Pozdrawiam Was serdecznie z nadal mroźnych Bieszczadów! 🙂 (dziś w nocy mieliśmy -20C) brrr!

     
    Odpowiedz
  5. Malgorzata

    i jeszcze jedno “ale”

     To znakomicie, że sędziowie wypowiedzieli się w taki sposób. Jest to o wiele poważniejsza obrona papieża Franciszka niż ta, która miała miejsce w piątek w wykonaniu rzecznika Watykanu o. Lombardiego. Z wypowiedzią sędziów zapoznałam się poprzez stronę ekai i ta relacja wydaje mi się mniej emocjonalna, a bardziej rzeczowa. Dlatego pozwolę sobie podać do niej link:

    http://ekai.pl/wydarzenia/swiat/x64787/oskarzenia-wobec-bergoglio-sa-falszywe/

    Zacytuję również fragment::

    "Uznaliśmy, że nie zrobił on w tej sprawie nic, co byłoby ścigane przez prawo".

    oraz:

     

    "Sędzia zaznaczył, że trybunał nie zajmował się kwestią, czy ks. Bergoglio jako ówczesny prowincjał jezuitów, mógł być „mniej lub bardziej waleczny” w obronie podległych mu zakonników. Wymiar sprawiedliwości szukał jedynie odpowiedzi na pytanie, czy ich wydał".

    To wspaniale, że papież nie może ponosić żadnej odpowiedzialności prawnej. Ale… zwłaszcza ci spośród nas, którzy pamiętają czasy komunistyczne albo zostali wplątani w różne skomplikowane życiowe sytuacje, wiedzą, że odpowiedzialność osobista nie kończy się na odpowiedzialności wobec prawa…

    Dlatego nie napisałam, że Franciszka czeka obrona przed zarzutami w takim formalno-prawnym sensie. A poza prawem, w obrębie moralności niemającej tak ścisłych kodeksów, obowiązują trochę inne zasady. Czasami dla dobra sprawy trzeba udowadniać, że nie jest się wielbłądem, choć to rzeczywiście bywa trudne, czasami można powiedzieć "przepraszam", innym razem pokazać, na czym polega manipulacja oszczerców itp. 
     
    Nie zamierzam podpowiadać papieżowi. Ufam natomiast, że w tej skomplikowanej sytuacji, gdzie nic nie jest czarno-białe, jezuicka formacja i praktyka może mu się bardzo przydać.

     

     
    Odpowiedz
  6. beszad

    Wina bierności jest w każdym z nas…

    Dziękuję za link (rzeczowo i jednoznacznie odrzucający te podejrzenia) i za konstruktwne podejście do tego problemu. Zastanowiłem się przez chwilę, czy w takiej sytuacji Papież powinien w ogóle zabierać głos. Myślę, że rzucane z zewnątrz błoto lepiej po prostu przemilczeć, niż odpierać zarzuty – bo wtedy człowiek sam wikła się w zastawione przez oszczercę sidła. Nie istnieje już potem kwestia "czy był winny", ale pozostaje w przestrzeni publicznej podświadome przekonanie "był w coś uwikłany". I tutaj stajemy przed dylematem uniwersalnym, dotyczącym, co słusznie zostało zauważone, również naszej naszej najnowszej historii. Czym jest uwikłanie? Bo w pełni zgadzam się z twierdzeniem Małgosi, że nie tylko odpowiedzialność karna tutaj się liczy.

    W czasach komuny uwikłani byliśmy w jakiś tam sposób wszyscy – przynajmniej ci, którzy wtedy musieli żyć w PRL-owskiej rzeczywistości. Nie trzeba było donosić – wystarczyła bierność wobec krzywdy – pokrzywdzonych i krzywdzicieli, bierność wobec kłamstwa i przyzwolenie na przemoc. Byłem świadkiem pałowania człowieka przez milicję – patrzyłem biernie, bo bałem się reagować. Chwilami czuję, że to dzisiaj jest również moja wina. Czy przez ten fakt byłem uwikłany w zło? Pewnie w jakimś zakresie tak. Gdy byłem przesłuchiwany, ani razu nie doniosłem co prawda na kolegów – ale też nie wiem, czy nie złamałbym się, gdyby wobec mnie i mojej rodziny zastosowano bardziej brutalne metody…

    Przez to krótkie rozważanie chciałem tylko wskazać, że stan uwikłania często jest rodzajem winy nieuchwytnej. Winy, która pojawić się może jedynie w mglistytm zarysie, gdzieś na dnie sumienia. Czy o wszystkich niepokojach sumienia winien Papież nas informować? Myślę, że tego rodzaju poczucie winy może znajdować wyraz jedynie między winowajcą a pokrzywdzonym, między penitentem a spowiednikiem. Dlaczego? Bo jest to materia tak subtelna, że nie sposób jej wyjawić w kategoriach jednoznacznych – takich jak oczywisty fakt, że kogoś np. zabiłem lub zadenuncjowałem. Byłem wobec zła bierny, bo …był we mnie lęk, bo …brakowało mi ufności, bo …czułem się słaby, ze zwykłego niedbalstwa lub wygodnictwa. Takie dywagacje można snuć w głębi swego serca – i tylko w tej przestrzeni mogą one wydać właściwy owoc.

     
    Odpowiedz
  7. elik

    Uwiarygodnianie, czy próby zniesławiania i uwikłania?….

    Pani Małgosiu i inni ufający Bogu, oraz prawi, sprawiedliwi i dobrej woli, także wierni, posłuszni i oddani Kościołowi RK.

    To chyba zrozumiałe, wręcz oczywiste, że Zły Duch i jego sojusznicy wobec faktu, zaistniałej sytuacji tj. absolutnie nie po ich myśli wyboru ks. kard. Jorge Bergoglio na papieża Kościoła RK. Uczynią wszystko albo bardzo wiele, aby wykorzystać im dostępne środki, w tym przede wszystkim współczesne media, do próby dezinformacji, dezintegracji, czy osłabiania jedności na świecie wspólnoty Kościoła RK. A jednocześnie za wszelką cenę wg. zasady cel uświęca środki dyskredytowania, czy zniesławiania osoby papieża Franciszka. 

    Dlatego w takich, czy podobnych stwierdzeniach: Wydaje się, że Franciszek będzie musiał przede wszystkim uporać się z własnym cieniem, który rzuciła na jego życie argentyńska „brudna wojna”, a co więcej, będzie musiał zdać z tego arcytrudnego zabiegu publiczną relację – jeżeli on i kierowany przez niego Kościół ma być wiarygodny w kwestiach etycznych czy społecznych.

    Albo innych udostępnianych na forum Tezeusza rozważaniach, czy dywagacjach wg mnie wypada przede wszystkim uwolnić, od narzucanej intencji, oraz narracji i raczej starać się ustalić nie to, czym jest (u)wikłanie?.…, albo domniemany grzech zaniedbania i jego skutki, lecz – kto jest lub może być najbardziej zainteresowany, wręcz zdeterminowany zniesławianiem, czy choćby próbą rozpowszechniania insynuacji, spekulacji, oraz siania wśród wiernych,bądź ludzi dobrej woli wątpliwości, a nawet wrogości, czy uprzedzeń, podejrzeń, domysłów, etc?….

    Zapewne ten/ci – co są opętani, czy zbyt oddaleni, od Boga, oraz zniewoleni grzechem i obarczeni wrogim usposobieniem, oraz chęcią wikłania w cokolwiek obciążającego nie tylko osobę ks. kard. Jorge Bergoglio, a obecnie papieża Franciszka?…..

    Szczęść Boże!

    Ps. Warto zawsze pamiętać, że: kto mniej kocha, ten więcej grzeszy. 

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code