Pewność siebie jest zaletą, ale może być też przekleństwem. W Ewangelii według świętego Łukasza Jezus podaje przykład modlitwy faryzeusza i celnika. Jeden wypełnia doskonale literę Prawa, drugi tylko błaga o litość. Jednak faryzeusz, a więc poważany, religijny Żyd – w przeciwieństwie do pogardzanego celnika – zaczyna czynić różnicę pomiędzy sobą i pozostałymi: „Nie jestem jak tamci”. Celnik zaś wyłącznie błaga Boga o litość dla siebie samego. Jezus pointuje: to celnik został usprawiedliwiony, nie faryzeusz.
A przecież faryzeuszowi naprawdę nie da się niczego zarzucić! Można się od niego śmiało uczyć – ja na pewno bym mógł – konsekwencji w realizowaniu postu i dziesięciny (która wówczas dotyczyła jednej piątej majątku). Ale widać, że szwankuje trzeci element: post, jałmużna… i modlitwa. A przecież nie jest tak, że faryzeusz się nie modli!
Dlaczego w takim razie Jezus stawia wszystko do góry nogami? Dlaczego celnika, człowieka gnębiącego ludzi, usprawiedliwia („uniżający siebie wywyższony zostanie”), a gorliwie sprawującego religijne obowiązki, w tym te nakierowane na pomoc innym, nie usprawiedliwia („wywyższający siebie uniżony zostanie”).
Spójrzmy, kto jest adresatem tej przypowieści. W tłumaczeniu liturgicznym przykład jest skierowany do tych, którzy „ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili”. W dosłownym znaczeniu oryginalnego tekstu odnosi się zaś do „polegających na sobie samych, że są sprawiedliwi, i za nic mających pozostałych”. Ta mała korekta przeważa szalę. Ten, kto polega wyłącznie na sobie samym, do czego potrzebuje innych ludzi, do czego Boga? Odpowiedź znajduje się w opisanej modlitwie faryzeusza.
Człowiek nieraz tak się zachwyci samym sobą, że szuka tylko admiratorów w tym zachwycie. Im ważniejszą osobą w życiu człowieka jest admirator, tym satysfakcja większa. Dla człowieka religijnego takim admiratorem staje się niekiedy Bóg. I tu zaczyna się zbliżanie do subtelnej granicy. Bóg faktycznie kocha i okazuje swoją miłość. Ale nigdy przy tym nie przekracza wyznaczanej Mu przez nas granicy wolności, którą nam dał, a którą przed Nim ustawiamy bliżej lub dalej. Człowiek robi inaczej. Nie liczy się z wolnością i wykorzystuje drugą stronę do zaspokojenia własnych potrzeb. Nie buduje relacji, szuka tylko zwierciadła, w którym się przejrzy. Tak buduje ze swojego życia gabinet krzywych luster. W niczyich oczach nie dojrzy prawdy, bo w każdych chce osiągnąć coś innego.
Faryzeusz był tak skupiony na sobie, że celnika i Boga potraktował w ten sam sposób – jak zwierciadło. Celnika potrzebował do tego samego co Boga – żeby czuć się dobrze. Jezus stawia sprawy całkiem inaczej: najpierw liczą się prawda i relacja, rytuały i prawo przychodzą potem jako droga dla prawdy i relacji. Święty Alfons Maria de Liguori zestawiał ze sobą dwa teksty: „Nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym” (Ps 51,19) – to słowa niejako dotyczące celnika, i „Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę” (Jk 4,6) – dotyczące faryzeuszu.
W modlitwie, przed Bogiem, nie polegaj na samym sobie, nie przybieraj pawich piórek, polegaj na Bogu, a już zwłaszcza polegaj na Nim w sprawie samego siebie. To On da ci prawdziwą pewność siebie.
Jak stawiają sprawy – nie tylko faryzeusze?….
@ALL – poniewaź Pan Jezus stawia sprawy całkiem inaczej: najpierw liczą się prawda i relacja, rytuały i prawo przychodzą potem jako droga dla prawdy i relacji.
A więc wielu z nas zupełnie nie tak, jak Pan Jezus i osoby błogosławione i święte w Jego Kościele.
To moźe warto i trzeba razem z autorem zastanowić się, aby w podobny sposób, czyli moźliwie syntetyczny, wiarygodny i jednoznaczny ukazać mniej zorientowanym, a zainteresowanym czytelnikom:
Ps. Oto chyba nie tylko wg. mnie szczególny przykład szczęśliwości na obczyźnie i stawiania sprawy całkiem inaczej:
Niektórzy myślą, że emigracja do innego kraju to jakieś gorsze wyjście, to jakieś cierpienie, ale w wypadku mojej rodziny można powiedzieć, że tak nie jest oni są szczęśliwsi tu w UK niż w Polsce.
Szczęść Boźe!