Dogodne położenie. Psalm 1

 Chyba każdy z nas ma jakąś ulubioną pieśń, modlitwę czy jakiś cytat. Kilka zdań, do których wraca w trudnych, bądź dobrych chwilach. Dla mnie czymś takim jest Psalm 1. To zarazem piękny poemat, piękna pieśń i modlitwa w jednym. Lubię go słuchać w wersji śpiewanej, którą zamieszczam poniżej. Często go też sobie, ot tak nucę i śpiewam. Śpiewak ze mnie marny, więc często staję się obiektem drwin przez znajomych. Jednak melodia tej modlitwy przenika mnie całego, i pozwala mieć mi gdzieś innych ludzi. To oprócz jak wspominałem, pięknej pieśni także Słowo Boże. Słowo Boże, które daje wskazówki i odpowiada na pytanie jak żyć? Jak wieść życie w pełni? Jak być po prostu szczęśliwym? Jak przetrwać trudne chwile? W dobrych chwilach przypomina także to, Komu zawdzięczam moje życiowe błogosławieństwo.

Zapraszam do refleksji.

„Szczęśliwy mąż,
który nie idzie za radą występnych,
i nie zasiada w gronie szyderców.”

Często zdarza mi się myśleć, że będę szczęśliwy jak znajdę dogodną przestrzeń dla siebie. Miejsce, ludzi, którzy będą podzielali te same co ja wartości. Będą mieli takie same poglądy. Będę szczęśliwy jak odgrodzę się od zepsutego świata i zepsutych ludzi. Nic bardziej mylnego! Bóg postawił nas w takim, a nie innym miejscu! W takich, a nie innych okolicznościach. I wreszcie pośród takich, a nie innych ludzi. To szatan, ojciec kłamstwa próbuje nas zwodzić, że nie pasujemy do tego miejsca, ludzi itd. Próbuje namówić nas albo na ucieczkę albo na tępienie złych – w naszym mniemaniu – ludzi. A tymczasem Bóg mówi nam, że szczęśliwy człowiek to ten, który nie naśladuje czynów złych ludzi. Nie odgradza się od nich, jest z nimi ale nie naśladuje ich czynów! Nie walczy z ludźmi! Walczy z własnym grzechem, pokusami i słabościami!

 Każdy z nas, – a przynajmniej ja – mamy pragnienie zmieniać świat. Pragnienie piękne i nawet słuszne. Tylko, żebym  mógł zmienić świat, najpierw muszę zmienić siebie. Dopiero wtedy, gdy sam zbliżam się do Ojca, gdy stawiam opór złemu, zmieniam ludzi wokół mnie. Wielka jest siła świadectwa chrześcijan. Świadectwa walki z grzechem w codzienności. Nie płomienne mowy o działaniu Ducha Świętego. Nie czynienie cudów! Tylko zwykłe proste świadczenie o Chrystusie w codzienności! Nic mocniej nie przyciąga ludzi do Chrystusa i Kościoła jak miłujący drugiego człowieka(każdego!) chrześcijanie. Zarażajmy innych dobrem! Gdybyśmy więcej czynili dobra, na świecie byłoby mniej zła, z którym trzeba byłoby walczyć! Człowiek, który próbuje walczyć ze wszystkimi wokół, po początkowych sukcesach odkrywa, że jest sam. Azyl, utopia nie istnieje. Pozostaje wtedy tylko rozpacz, frustracja. Pustka, której nic nie jest w stanie wypełnić. Chyba przyznacie mi rację, że to nie jest szczęście?

„Lecz w Prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.”

Szczęśliwy człowiek to ten, który umiłował Prawo Pańskie. I nie chodzi tu o to prawo, które jest spisane w różnych katechizmach i kodeksach. Chodzi tu raczej o to, co jest zapisane w Biblii. O to, co Bóg w swoim liście zostawił człowiekowi. Pismo Święte jest księgą życia, która zawiera wskazówki wobec każdej dziedziny życia. Wiem, sam długo w to nie wierzyłem, ale naprawdę w Biblii znajdziemy wskazówki począwszy od zarządzania pieniędzmi, a na życiu seksualnym skończywszy. Bardziej jednak chodzi mi o to, że są w niej wskazówki do porządkowania mojego serca. Mojego myślenia i moich relacji z drugim człowiekiem. Przykładem tego niech będą rekolekcje Ćwiczeń Duchownych świętego Ignacego Loyoli.
Medytacje czy kontemplacje konkretnych fragmentów Słowa Bożego służą właśnie uporządkowaniu uczuć, pragnień i czynów. Po to abym służył innym, gdyż Ćwiczenia Duchowne mają wymiar apostolski. Nie są szkoleniem rozwoju osobistego ale mają mnie przygotować do życia z Bogiem i człowiekiem. A nawet do tego abym nauczył się żyć sam ze sobą. Często to Słowo Boże z rekolekcji noszę później przez cały rok. A czasem zostają one na zawsze. To Słowo Boże nadaje rytm mojemu życiu. Nie mogę zacząć dnia bez Słowa. ani bez niego iść zakończyć. Nie chodzi też o to, żeby zawsze to Słowo było dla nas zrozumiałe. Dla mnie często nie jest. Zwróćmy uwagę na Maryję, ona też nie rozumiała ale zachowywała Słowo w sercu. Doprowadziło to ją do stania się Matką Wcielonego Boga. Słowo – potem już wcielone – wyznaczało rytm jej życia. Piękny to rytm prawda?

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie.
Liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.”

Jak wiemy kwiat bez wody nie jest w stanie długo egzystować. Być kolorowym i budzić zachwyt. Bez wody nie jest też w stanie wydawać przyjemnego zapachu. Tak samo drzewo. Musi mieć wodę aby mogło róść i przynosić owoce! Co jest nasza wodą? Na pewno Słowo, ale jest coś jeszcze. Chrześcijański Anonim z II wieku napisał tak: „Błogosławieni, którzy mając nadzieję w krzyżu, zanurzyli się w wodzie.” Dla każdego chrześcijanina jego wodą jest krzyż i umierający na nim  Chrystus.  Kontemplacja Jezusa, który wisi na krzyżu, jest odrzucony, odarty ze wszystkiego. Jezusa, którego ciało i duch zostały zmasakrowane. Jezusa, na którego nikt już nie patrzy z podziwem. Z którego teraz po prostu się drwi. Jezusa pokonanego, totalnie przegranego. Dlaczego akurat taki, a nie ten zwycięski Jezus, który czyni cuda? Dlatego, że właśnie taki Jezus jest mi najbliższy! Jego, jak i mnie odrzucono, wyśmiano, odarto z wielu rzeczy, pokonano, zmasakrowano, unieruchomiono. On najbardziej rozumie mój ból, moje odrzucenie, moją samotność. Właśnie taki Chrystus uniewinnia mnie z moich grzechów. Z tych najcięższych, najskrytszych. Tych, których najbardziej się wstydzę. Umiera przez te grzechy, które raniły mnie, moją godność jak i drugiego człowieka. No i wreszcie umiera On także przez grzech przeciwko mnie. Tak! Jezus umarł przez grzech, który był skierowany we mnie! On wziął i bierze cały czas, każdego dnia wszystkie te słowa, gesty, czyny, które zadają mi ból! Taki Jezus okazuje się moim przyjacielem! Bo tylko przyjaciel może stać do końca i umrzeć za przyjaciela. Bo nie ma miłości większej niż ta, która oddaje życie za przyjaciół swoich. A ja Jezus oddaję je za Ciebie. Nie nazywam Cię sługą ale przyjacielem!! Tak mówi Jezus do każdego z nas.
I to jest wodą, która daje życie. Daje życie bo daję nadzieję! Każe wierzyć, że jest ktoś kto kocha mnie tak mocno jak nikt tutaj na Ziemi! No i wreszcie, Jego śmierć rodzi życie! Bo to nie koniec historii, a tak naprawdę dopiero jej początek! Z Jego męki, cierpienia, bólu, tego całego zła, którego doświadczył rodzi się dobro! Życie i nadzieja! Krzyż daje nadzieję, że będzie dobrze! Krzyż Chrystusa woła: jest nadzieja, więc warto żyć! Krzyż Jezusa przynosi owoc! To właśnie z tego Krzyża i z tego Jezusa ukrzyżowanego św. Paweł będzie się najbardziej chlubił! I napisze w 2 rozdziale 1’ego listu do Koryntian że:


przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem.

Krzyż Chrystusa przyniósł owoce… w swoim czasie! Konkretnie po trzech dniach! I przynosi je od ponad 2000 lat! Codziennie i każdemu z nas, kimkolwiek jest i gdziekolwiek się znajduje! Tak samo jest ze mną. Z każdym z nas. Każdy z nas jest drzewem, które istnieje po to, aby przynosiło owoc! Z tym, że my chcemy aby ten owoc pojawił się już tu, teraz, natychmiast! I panikujemy gdy tego owocu nie ma. Buntujemy się wobec Boga i wyrzucamy mu brak troski o nas. Sam często tak mam. Chciałbym od razu wiedzieć jakie efekty przynosi moja praca. Chciałbym widzieć konkrety, już tu i teraz. Chciałbym od razu  widzieć sens tego co mi się wydarza w życiu. Bóg mówi jednak jasno i klarownie: owoc przyjdzie, ale w swoim czasie! I tak jest! Co więcej, owoce pojawiają się w takich momentach, w których niczego byśmy się nie spodziewali. Czasami wręcz, już dawno zapomnieliśmy o naszym wysiłku, pracy, przemówieniu, napisanym tekście, czy choćby o rozmowie. A tu nagle się okazuje, że to co wyszło od nas, postawiło kogoś do pionu lub wydarzyło się jakieś duże dobro. Doświadczając trudnych chwil chciałbym od razu znać ich sens. Chciałbym wiedzieć co Pan Bóg chciał mi przez to powiedzieć. No ale mija dzień, tydzień, miesiąc, rok, kilka lat. I owocu jak nie było tak nie ma. I tak odrzucenie, które wydarzyło się 6 lat temu nauczyło mnie kochać i nie oceniać nikogo zbyt pochopnie. Dostrzegłem to dopiero teraz! Albo choroba, na którą choruję od dziecka. Jej sens odkryłem dopiero po 22 latach życia!

Nawadniając się tą wodą krzyża, ja jako drzewo nie więdnę. Moje liście są zawsze zielone i nie opadają! Moje życie ma sens. Ma smak i jest piękne! Jest przede wszystkim życiem prawdziwym, w pełni i obfitości! A wszystko co czynię jest udane! Jest udane w znaczeniu takim, że ma sens i przyniesie owoc!

Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Przeto nie ostają się na sądzie występni
ani grzesznicy w zgromadzeniu sprawiedliwych.
albowiem droga sprawiedliwych jest Panu znana,
a droga występnych zaginie”

Co innego grzesznicy! Nie mamy z nimi walczyć! Nie mamy prawa ich tępić! Pan Bóg mówi, że trzeba im pozwolić róść ze zbożem! Zbożem, czyli z nami, chrześcijanami. Bo właśnie plewa to chwast, który rośnie razem ze zbożem. W pewnym momencie jest nawet bardzo do niego podobna. Jezus mówi wprost: Nie(wyrywajcie chwastów), byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa;

Pozwólmy innym ludziom być wokół nas. I jak to było wspominane wyżej zarażajmy ich dobrem. To czy nam uda się ich zarazić czy nie, nie zależy od nas, ale od Ducha Świętego. I nie zniechęcajmy się tym, że wciąż nie widać zmian. Że ci ludzie są wciąż tacy sami i nadal są grzesznikami. Wszak owoce mają swój czas. I mogą przyjść nawet wtedy gdy nas już po prostu nie będzie. Albo wręcz przeciwnie ci ludzie mogą z pozoru wieść dobre życie. Mogą być „prawdziwymi katolikami”. Wiecie codzienna msza, Odnowa itd. Lecz mogą nie być nawadniani prawdziwą wodą.  A przyjdzie czas żniw i sądu. Przyjdzie próba, burza i zawieje wiatr. Nadejdzie sąd, który rozdzieli plewa od pszenicy.

W czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza"». 

Naprawdę tu wszystko jest pod kontrolą. Pan zna nasze drogi. Pan zna nas i nasze życie! On nas nie zostawia! I naprawdę nie zajmujmy się sądem i grzesznikami. Nie usuwajmy tzw. złych ludzi, nie uciekajmy z tzw. złych miejsc.  Bo możemy przegapić cos bardzo ważnego. Po prostu zasadźmy korzenie blisko źródła, tak aby nam nigdy wody nie brakowało! I zarażajmy ludźmi dobrem!

Niech Pan Wam błogosławi!

Wasz Wojtek

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code