Bóg nie patrzy wstecz

 

Niedawno coś takiego usłyszałem w homilii i teraz mi się przypomniało, pod wpływem pewnych osobistych przeżyć. I chwała Mu za to!

John Eldredge pisze o "chodzeniu z Bogiem" w sensie modlitwy non-stop, słuchania Jego głosu w swoim sercu i ogólnie życia chrześcijańskiego. Ale – z Bogiem czy bez Niego – nigdzie nie dojdziemy jeśli ciągle będziemy oglądali się za siebie, żałowali dawnych grzechów i zaniedbań…

W sumie chyba najtrudniej nam przyjąć fakt, że odkupienie już się dokonało. Chrystus już zmartwychwstał i już nam przebaczył. Pisał ktoś na blogu przy okazji Wielkiej Nocy, że często nam łatwiej się zatrzymać na Męce niż przyjąć Zmartwychwstanie. No bo co nam właściwie zostaje z tej radości? Msza w Niedzielę Wielkanocną, może chwila wzruszenia, spotkanie z rodziną, jeszcze dyngus w poniedziałek… i wracamy do pracy, do codzienności. Zmieniło się coś? A niby co miałoby się zmienić? W końcu co roku jest to samo.

Tyle, że wystarczy zmienić raz. Siebie, nie świat wokół. Swoje patrzenie na świat. Zacząć żyć tak, jakby każdy dzień był pierwszym: "Oto dziś jest pierwszy dzień z reszty mojego życia." I mogę z nim zrobić wszystko. Oczywiście, pewna refleksja nad przeszłością jest konieczna bo inaczej wciąż popełnialibyśmy te same błędy. Ale i tak je popełniamy, chodzi o pewne przestawienie akcentów.

Uderzyło mnie szczególnie pierwsze czytanie z dzisiejszej Mszy Św:

"Wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał. Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia." (Dz 5,12-16)

Popatrzcie, jaki to świąteczny klimat. I jakie niesamowite wydarzenia. A jeszcze tak niedawno, ci sami cudotwórcy uciekali spod krzyża, chowali się po domach w strachu o własne życie… Co się zmieniło? Ano, przyszedł Jezus Zmartwychwstały i tchnął na nich Ducha. I nagle ci sami, niedawni zdrajcy i tchórze powstali i zaczęli coś robić. I nagle zaczęło ich być widać aż wszyscy się dziwili. A przecież i my mamy tego samego Ducha. Tylko że my pogrzebaliśmy Go w codzienności.

Zobaczcie, oni właśnie nie patrzą wstecz, nie rozpamiętują swojej zdrady. A przecież dali plamę. Zawiedli Boga tak samo, a może i gorzej niż my. Doprowadzili, czy choćby tylko dopuścili do Jego śmierci. Cóż za wyrzuty sumienia powinni mieć! Czyż nie mieli prawa stanąć w miejscu i bić się w piersi, powtarzać że są niegodni? No są! My też. Tyle że Boga to jakoś nie powstrzymuje przed używaniem nas do swoich celów. Jakoś Go to nie zraża do nas. Żadna nasza zdrada, żadne sprzeniewierzenie, żadne zaniedbanie czy grzech nie są dość silne, by oddzielić nas od Niego. Jak łatwo o tym mówić, a jak cholernie ciężko przyjąć to we własnym życiu?

A może by tak spróbować stanąć przed Nim jeszcze raz, zrzuciwszy z ramion tego garba? Machnąć ręką na to, co dotąd schrzaniliśmy i powiedzieć sobie: dziś zaczynam od nowa, z Tobą, Panie? Już nieważne co dotąd napaprałem w Twoim planie, skoro Ciebie to nie martwi, to i ja przełknę tę żabę i zacznę jeszcze raz żyć, jeszcze raz kochać, jeszcze raz się uczyć? Dla Ciebie nigdy nie jest za późno – nawet łotrowi na krzyżu przyznałeś drugą szansę. Dlaczego nie mnie? Może zostało mi już niewiele życia, ale tę część, która jest przede mną mogę przeżyć zupełnie inaczej. Tylko muszę te swoje zaszłości zostawić tam, na krzyżu, nie dźwigać ich dalej. Otrząsnąć się. Odnaleźć swoje serce i pozwolić Tobie prowadzić się za rękę.

Czy myślicie, że taką postawę Bóg potępi? Czy, jeśli staniecie przed Nim z taką modlitwą, On zacznie Wam wypominać że przecież na razie to to się Wam nie udało, tamtego nie dopilnowaliście, z tym sobie nie poradziliście i w ogóle to… siadaj, pała? To też z dzisiejszej homilii: zamiast wypominać apostołom że dranie i chamy, Jezus powiedział do nich "Pokój wam." Może i chcieli się tłumaczyć, usprawiedliwiać, że przecież Rzymianie, że nie wiedzieli, że było ich zbyt mało… "Pokój wam."

Uspokój się, nie martw. Odrzuć to stare życie, to patrzenie w kategoriach "co ja mogę jeszcze spieprzyć?" Masz Mojego Ducha, masz moc i siłę. Tylko uwolnij Go. Nie zasypuj wyrzutami sumienia, pozwól Mu działać, nie gaś…

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code