Aby stać się ogniem…

 O poście, który może stać się wielkim…

Męczą mnie te wszystkie pobożne gadki o umartwieniu (swoją drogą samo słowo przerażające: uczynić się martwym), poście i jałmużnie w skarbonce, jak nie zjem wafelka. Wszytko to dobre i piękne, i pożyteczne, ale…

Dziś pada deszcz, dużo deszczu. Nie mogłem pojechać do moich owieczek na odległą wieś, bo przecież pada i nikt nie wychodzi z domu, o ile nie musi. Poza tym zaleje drogę na pewno i gdzieś ugrzęznę… Piję kolejną kawę i tak sobie myślę, przygotowując siebie i innych do Wielkiego Postu.

Co mam powiedzieć moim o jałmużnie, skoro są biedni i nie mają prawie nic…? Co mam powiedzieć o poście, skoro jedzą, jak mają i co mają, czego też się nauczyłem…? Jak jest cebula, jem cebulę, jak urośnie dynia, jem tydzień dynię, jak cudem znajdzie się kawałek mięsa, to się cieszę i jem…

Tak naprawdę zawsze, gdy mówię kazanie czy konferencję, to mówię ją do siebie. Tym razem też tak będzie, więc drogi czytelniku, raczej się nie przejmuj: załóż skarbonkę na jałmużnę, nie jedz batoników, nie pij piwska i jeszcze zmów dodatkowe modlitwy, a do świąt na pewno doczekasz…

Zapytał młody mnich starca: „Ojcze, poszczę dużo, modlę się i medytuję. Czynię wszystko, aby żyć w pokoju z całym światem. Troszczę się o czystość moich myśli. Co jeszcze mogę uczynić? Starzec zamyślił się, wzniósł oczy i ręce ku niebu, i wykrzyczał: „Jeśli chcesz, możesz stać się cały ogniem!”

Nie wystarczy wypełniać pobożne praktyki, czynić dobre postanowienia, umartwiać się i posypywać popiołem. Trzeba stać się ogniem, zapłonąć. Dać się palić. Właśnie, dać się, a nie coś tam zrobić. Taki Boży pasywizm. Takie dać się ponieść fali… Dać się prowadzić… Wiara to nie moje działanie, ale moje niedziałanie. Moje stanięcie się pustym, abym został napełniony Nim…

A to wszystko nie jest łatwe, bo prościej napiąć duchowe mięśnie, zacisnąć zęby i jedziemy w umartwieniach i pracy nad sobą… Docisnąć gorset pobożności i zaciągnąć pas porządności. Na jakiś czas się uda, może się udać… Ale to tylko za ciasny pas i napompowane mięśnie…

Pobyć przed Bogiem bez tej całej kokieterii, bez kościelnej nowomowy, jak worek z ziemniakami… Zwyczajnie tak pobyć…

Posty? Pewnie, że tak, ale dlatego, aby stać się bardziej duchowym i wolnym, mniej konsumpcjonistą, a bardziej kochającym…

Umartwienia? Tak, ale jako ożywienia, reanimacje serca…

Wylewane łzy? Tak, ale pokoju i radości, także żalu, ale bez smutku i strachu. Bóg nas karze pocałunkami i uściskami… To przecież Ojciec Miłosierny, On nie pamięta Twoich grzechów…

Jałmużna? Tak, ale nie z tego, co Tobie zbywa, co masz ponadto… Jałmużna jako owoc prawdziwej miłości, troski o człowieka i świat…

Modlitwy? Tak, ale nie jako praktyki pobożnościowe i rytuały, lecz jako życiowa konieczność i miłość.

Wielki Post to zobaczyć Jezusa i nauczyć się Go widzieć wtedy, gdy nic nie widać…

I stać się ogniem, zacząć płonąć do Niego… To wszystko to tylko i wyłącznie łaska, a łaskę się przyjmuję, przez Łaskę jest się ogarniętym…

Dlatego bądź jak worek ziemniaków, pobądź zwyczajnie przed Panem bez tej całej szopki, a zaczniesz widzieć, a staniesz się ogniem…

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code