25 kwietnia 2011 r. – nasz czas

 Moja żona zwróciła mi uwagę przy stole, żebym przestał ciągle pisać i był ze wszystkimi. W obronę wzięła mnie Ewa: Niech pisze. Może coś o nas napisze… Więc piszę. Co prawda, kartkę z kalendarza chciałem w innym terminie zerwać, ale nie wszystko musi być zgodnie z planem.

Przed wyjazdem do Bud wziąłem do kieszeni małą książkę ks. Jerzego Szymika: „słowo po stronie życia” mającą podtytuł: „366 pozytywnych myśli”. Wieczorem, gdy siedzieliśmy przy stole u Jadzi, sparafrazowałem tytuł i zapisałem na kartce: słowa po stronie Słowa. Po chwili do szymikowego zdania: Miej pokój w sercu / będziesz miał czasu ile trzeba, dopisałem: W sercu miej pokój i kuchnię. To o wszystkich Martach świata. Zawsze je będę bronił. Wzięły nie to co jest najlepsze, a to co trudniejsze. Następna myśl: W świętości życia / zawsze chodzi o to samo: / by akceptować swój czas i miejsce, / kochając, zainspirowała mnie do napisania: Świętość życia chodzi po ulicach bez aureoli. I tak do strony trzynastej: dorastaliśmy ku sobie, / moje życie i ja, / coraz bardziej / przylegając do / siebie, z którą miałem spory kłopot. Różne pomysły przychodziły mi do głowy, lecz żaden nie zadowalał. Ale miało być o nas, a nie o moim myśleniu.

Jest nas sporo, których drogi prowadzą nad Chojno. Nad jezioro bez ośrodków turystycznych i niech tak pozostanie. Matki, żony, córki, wnuczki oraz ojcowie, synowie i wnukowie. Można by jeszcze wymienić inne stopnie pokrewieństwa. Prawdziwe i nieprawdziwe. Zanim wieczorem przy Jadzi stole spotkały się rodziny z różnych pokoleń, był dzień. Kusiło jezioro wędkarzy i miłośników pływania. Ci pierwsi umawiali się na jutro. Drudzy muszą jeszcze poczekać. Anita sprzątała domek. Mikołaj dokładał coś do ogniska. I zarzucał linę na drzewo, żeby zrobić huśtawkę dla dzieci. Odbyło się też spotkanie piłkarskie. Boisko nie większe od prawdziwego pola karnego. Bramki z kijków. Bez zainteresowania kibiców, którzy byli zajęci rozmowami. Składy drużyn skromne. Mariusz, wcześniej malował przydrożny krzyż między klonami przy głównej polnej drodze we wsi, miał w drużynie siostrę i pięcioletnią Igusię, której nie zawsze starczało chęci do grania. Ze mną grali bracia: Kuba, wykonał kilka parad bramkarskich i Kacper. Razem mają z piętnaście lat. Mecz zakończył się świńskim remisem. Za mojego dzieciństwa tak nazywano rezultat, przy którym remis uzyskiwało się przez podwojenie bramek drużyny pokonanej. Zanim zaczęliśmy grać, piłka wpadła nam do wody. Niedaleko od brzegu, ale wiatr ją odpychał w różne strony. Kiedy zbliżała się do zniszczonego pomostu, Gabrysia pierwsza chciała na niego wbiec, ale zatrzymała się na widok zaskrońca. Że był duży, usłyszeliśmy. Prześliznął się najpierw przez jedną belkę, potem przez drugą i popłynął w trzciny. Widok jak w przyrodniczym filmie. Po piłkę trzeba było udać się łódką. Mikołaj zabrał przy okazji najmłodszych w krótka wycieczkę po Chojnie.

Wieczorem kolacja ze wspomnieniami. Były więc kartki na wszystko. Z przypominaniem, ile kilogramów mięsa komu się należało. O płytach winylowych. O lodach. Najpierw między płaskimi wafelkami, potem z wafelkami w kształcie muszelek, w końcu w kubeczkach i w rożkach. I gdzie w Brodnicy były lodziarnie. I tu, i tam, i tam. Więcej wymieniali najstarsi. Pamiętano i o tych, którzy w nich sprzedawali. Był też Order Uśmiechu przyznany Teresie przez dzieci za zabawę z nimi. Paulinka narysowała szybko dużą uśmiechniętą buzię dla cioci. I do wypicia cytryna, ale nie szklanka, tylko łyczek. Wyciskały Paulina z Malwiną. Marek przyjechał z kościoła. Alina doniosła potrawy rybne. Dwuletnia Patrycja zaglądała z zaciekawieniem. Śmieliśmy się przy tym dużo. Przypomniało to nam, jak przed laty Justyna, gdy wytrzymała z nami przy ognisku do wschodu słońca, dziwiła się, że dorośli bawią się i wygłupiają. Były wtedy piosenki Grzesiuka i tańczyliśmy wokół ognia śpiewając o kochasiu, który odszedł w siną dal. Z aktualności spytałem Kasię, co myśli o laptopach dla wszystkich dzieci. Myśli to samo, co ja. To przy okazji, gdy opowiedziałem, jak w drodze przez rynek zobaczyłem dziewczynę z laptopem na ławce. W związku z tym obrazki z lat sześćdziesiątych, gdy z radiami tranzystorowymi na ramieniu niektórzy chodzili po ulicach. Więcej tematów z telewizji nie było. Przez cały czas spoglądali na nas ze zdjęć: Babcia Janina, Danka, Jurek i Piotr. Mamy mocne wsparcie w niebie. Chociaż ma rację Jadzia: Za dużo, jak na tak krótki czas … Za jeden katolicki dogmat świętych obcowania, czyli ze zmarłymi gadanie, oddaję wszystkie religie świata. Proszę tego nie czytać przeciw komukolwiek. Piszę tylko o swojej wierze.

Gdy rozjeżdżaliśmy się do domów, było nad nami niebo gwieździste. Piotr zawołał: kometa i pokazał dzieciom. Wsiadając do Stasia samochodu spojrzałem w górę. Nad topolami Kasjopeja. Jeszcze raz biorę do ręki książkę ks. Szymika. Grafiki Macieja Müllera znajdujące się w niej mogłyby ilustrować ten tekst. Na jednym wiejska droga, na innym jezioro, łódka, trzciny. Czytam ostatnią myśl: To jest / mój czas. Na moją miarę i skalę. Mój czas. / Nie będę miał innego. To był nasz czas z parafrazą Psalmu 133: Jak dobrze i jak miło, / gdy przyjaciele spotykają się razem (..) bo tam udziela / Pan błogosławieństwa, / życia na wieki.  

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code