Powódź – znowu otwieramy serca

Od niedzieli leje jak z cebra. Pies nie chce nawet wychodzić z domu, a śmieci czekają na wyniesienie, aż wyschnie rozmiękłe i zabagnione podwórko, które do niedawna przypominało piękną łąkę. Przez nasz stary dach zaczęła przeciekać woda, ale na szczęście dziura zatkała się chyba sama z siebie, bo nie słychać już donośnego kapania na strychu. Ale my przecież mieszkamy na stoku góry i można powiedzieć, że jesteśmy w wyjątkowo uprzywilejowanej sytuacji. 

Od dwóch dni słucham z dużym niepokojem Radia Kraków, które jak zwykle działa bardzo profesjonalnie, bez niepotrzebnego budzenia nadmiernych emocji, ale jednocześnie z dbałością o aktualne informacje i autentyczną troską o mieszkańców regionu. Jestem z urodzenia krakowianką i chociaż wyprowadziłam się z Krakowa, to jednak w takich chwilach myślami towarzyszę mojemu rodzinnemu miastu. Podobnie zresztą jak liczni słuchacze, którzy dzwonią do radia, aby przekazywać słowa otuchy krewnym i znajomym w Małopolsce.
 
Niestety, wiadomości były z godziny na godzinę coraz gorsze. I ta najgorsza, jaka tylko może być dla powodzian, bo oznacza prawie całkowitą bezradność: zostały przerwane wały. Ewakuacja tysięcy ludzi stała się konieczna. Jedni uciekają sami z zalewanych domów, ale innych nie można zmusić nawet siłą, gdyż boją się pozostawić swój dobytek bez opieki. Pewna pani skarży się dziennikarzowi przez telefon, że musiała ewakuować się, nie zabrała ze sobą niczego, a przecież chodzi normalnie do pracy mimo powodzi i jutro nie będzie miała co na siebie włożyć. Cóż, różne są wymiary i kształty ludzkich problemów…
 
W tych trudnych chwilach otwierają się jednak znowu ludzkie serca. Ludzie odnajdują w sobie chęć pracy dla wspólnego dobra. Pan z wyraźnym krakowskim andrusowskim akcentem, taki koleś, który kojarzy się od razu smakowicie z grillem i piwkiem, dzwoni do radia i mówi: „Wyszliśmy właśnie z kumplem z pracy i chcemy pomóc przy zabezpieczaniu wałów. Powiedzcie, gdzie możemy być teraz najbardziej potrzebni”. Inni mieszkańcy jadą w okolice zalewanego właśnie schroniska dla zwierząt, aby zaopiekować się jakimś czworonogiem albo przynajmniej przywieźć zbędną smycz czy pomóc przy nagłej przeprowadzce.
 
Dziś sytuacja w Krakowie ustabilizowała się, co oznacza, że woda nie będzie już przybierać, ale wciąż może uszkodzić wały i rozlewać się na coraz większe obszary. Poza tym fala powodziowa płynie na północ Polski i zagraża już mieszkańcom Mazowsza. Powodzianom potrzebna jest pomoc – teraz i gdy woda opadnie, a nadejdzie czas wielkiego sprzątania i liczenia strat. Caritas Polska oraz Polski Czerwony Krzyż rozpoczęły zbiórkę darów i pieniędzy dla poszkodowanych.
 
Od dziś do 25 maja można wysyłać sms-a charytatywnego o treści „Pomagam” na numer 72 052 (2,44 zł z VAT). Zebrane środki zostaną przeznaczone na sfinansowanie pomocy doraźnej. Pomoc powodzianom organizuje  również Polski Czerwony Krzyż. Zarząd Główny PCK wczoraj wystąpił o pozwolenie na zbiórkę publiczną do ministra MSWiA. Jak tylko otrzyma pozwolenie, ogłoszone zostanie konto, na które można będzie wpłacać pieniądze na pomoc poszkodowanym. Już teraz można pomóc przynosząc do siedzib PCK w całym kraju najpotrzebniejsze rzeczy: środki czystości, środki dezynfekcyjne, wiadra, łopaty, rękawice, gumowe, kalosze, peleryny, kurtki przeciwdeszczowe, ubrania robocze, koce, śpiwory, materace, miotły, ręczniki, pościel, worki na śmieci, pampersy, odżywki i środki pielęgnacyjne dla dzieci, żywność o przedłużonej trwałości, wodę pitną niegazowaną.
 
 
 Pomoc powodzianom!

Bank PKO BP S.A nr 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526 z dopiskiem "POWÓDŹ"

Bank Millennium nr 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384

Można także wysyłać SMS pod numer 72 052 o treści POMAGAM (koszt 2,44 zł z VAT). Wszyscy operatorzy zrzekli się swoich dochodów i całość przekazują na cel akcji. Fundacja TVN "nie jesteś sam" jest oficjalnym partnerem i wspiera działania CARITAS POLSKA. Pomoc dla powodzian organizuje też Polski Czerwony Krzyż. Każdy kto chce pomóc może wpłacić dowolną kwotę na konto nr 93 1160 2202 0000 0001 6233 5614 z dopiskiem "Powódź 2010".

 

5 Comments

  1. jadwiga

    deszcze lały od zawsze

    Pamietam za czasów mojego dziecinstwa wakacje spedzalam w miejscowosciach górskich, najczesciej w Białce Tatrzańskiej. Pogoda zazwyczaj była deszczowa lało czasem pełny miesiąc, graliśmy w domu w rozmaite gry i z utesknieniem czekalismy az wyjrzy słonce.Owijalismy sie pelerynami , gdy trzeba było wyjsc- lało przysłowiowymi "zabami". Tydzien, dwa, miesiac. Pamietam, ze w sierpniu w okolicy pełni ksiezyca zwykle pogoda była ładna.Czasem tylko wtedy.

    I co z tego wynikało?

    Rzeki górskie, np Białka – oczywiscie przybierały. Zalewało pola, były osuwiska. Ale domy były na tyle daleko od rzeki, ze nie przypominam sobie by jakikolwiek dom zalało. Trzeba zaznaczyc, ze drogi były błotniste chodziło sie w gumiakach – ale nie wybetonowane i duza czesc deszczowej wody po prostu wsiakała w podłoze, skad  duza trawa, łaki i przede wszystki mnostwo drzew ja wchłaniało  co  zabezpieczało by woda ta nie spłyneła do koryta rzeki.

    Wały przeciwpowodziowe, jak istniały, były konserwowane i sprawdzane rok po roku.A teraz??

    Potem zaczeto budowac coraz blizej rzeki. Na terenach zalewowych – było kilka lat bezdeszczowych i ludziom uroiło sie ze tak juz zawsze bedzie.No bo mozna drozej wynajac pokoj na wakacje gdy jest blizej. Wybetonowano drogi i podwórka dla lepszego dojazdu samochodów powycinano drzewa i krzewy –  i woda juz  spływa calutka do koryta rzeki zwiekszajac jej objetosc bo nie ma gdzie wsiakac i nie ma przez co byc wchłaniana..

    W rzece, za mojego dziecinstwa było mnostwo kamieni, otoczaków, które swietnie wyhamowywały energie rzeki poprzez tarcie  zmniejszajac tym jej niszczace dziełanie. Niestety – górale powybierali te kamienie ktore słuzyły im jako ozdobne fundamenty domów, rzeka pozostała ze zwirem i mułem, który energii wody nie wyhamuje, no bo jak?

    I ta zwiekszona masa wody, bez hamowanej energii płynie sobie korytem i dociera do wiekszych miast. I mamy to co mamy.

    No cóż mamy, jak ktoś gdzieś nazwał "powódź na życzenie"

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Mamy odmienne wspomnienia o powodziach

     Jadwigo!

    Mamy zdecydowanie odmienne wspomnienia o powodziach.

    Ja z kolei spędzałam wakacje w dzieciństwie u dziadków w Nowym Brzesku. To miejscowość położona nad Wisłą przy trasie Kraków-Sandomierz. Pamiętam powodzie lipcowe. Przez kilka dni padało i Wisła zaczynała przybierać. Do moich dziadków przyjeżdżali wtedy konnymi wozami z całym swoim żywym inwentarzem ludzie, których domy po drugiej stronie Wisły były zagrożone. Wykorzystywali ostatnie momenty, gdy most na Wiśle był jeszcze czynny. Te kilka rodzin mieszkało potem u nas 2-3 tygodnie. My jako dzieci chodziliśmy w okolice mostu i przyglądaliśmy się wysokiej spienionej wodzie. Nie potrafię powiedzieć, ile razy w moim dzieciństwie taka sytuacja miała miejsce, ale na pewno nie jeden raz.

    Z rodzinnych opowiadań pamiętam, że moja mama urodziła się również podczas wielkiej powodzi w lipcu 1934.

    Owszem, masz rację, że różne ludzkie działania i zaniedbania przyczyniły się do powodzi. Myślę jednak, że mówienie o tym teraz nikomu nie pomoże ani nie ułatwi życia. Szukanie winnego, gdy stało się zło i trzeba mu zaradzić,  to zastępcza i jałowa forma aktywności.

    Nie twierdzę, że specjaliści i przedstawiciele odpowiednich służb nie powinni przeanalizować przyczyn powodzi. Przeciwnie, powinni to uczynić i wyciągnąć odpowiednie wnioski, które zostaną podane do publicznej wiadomości i będą skutkowały dobrymi rozstrzygnięciami na przyszłość. Ale wszystko ma swój czas. I taki czas przyjdzie, gdy woda opadnie, a powodzianie będą bezpieczni i ich podstawowe potrzeby zostaną zaspokojone.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    M. F. 

     
    Odpowiedz
  3. jadwiga

    Małgorzato oczywiscie ze woda sie podnosiła

    i jak piszesz domy były zagrozone. Ale czy były zalewane pod dach?

     

    Nie twierdzę, że specjaliści i przedstawiciele odpowiednich służb nie powinni przeanalizować przyczyn powodzi. Przeciwnie, powinni to uczynić i wyciągnąć odpowiednie wnioski, które zostaną podane do publicznej wiadomości i będą skutkowały dobrymi rozstrzygnięciami na przyszłość

     

    Alez te przyczyny zostały przeanalizowane iles tam lat temu! Tak sie składa ze tematem mojej pracy magisterskiej ( Z ROKU 1976!!) było " Matematyczne modelowanie systemów wodnych". W tej pracy zbierało sie dane z opadów , z terenu ( czy betonowany, czy lesisty, grunt jaki czy gliniasty, czy piaskowy – ilosc zabudowan, spadek terenu) oraz obserwowana fale powodziowa i jej predkosc przepływu. Na tej podstawie wyliczano wspołczynniki terenu i mozna było przewidziec wysokosc fali, objetosc przepływu z wyprzedzeniem –  majac dane z opadów z danego terenu.

    Było mnostwo opracowan , doktoratów na ten temat dla kazdej zlewni! To było  ponad 30 lat temu!

    I jakos wniosków nie wyciagnieto i zadnych rozstrzygniec na przyszłosc nie ma. A prace naukowe leza zakurzone na półkach….

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Stało się zło, a może raczej coś, ktoś zaniedbał?…..

    Cytuję : Szukanie winnego, gdy stało się zło i trzeba mu zaradzić,  to zastępcza i jałowa forma aktywności.

    To jest chyba równie kuriozalna wypowiedź, jak w niezbyt odległych czasach prominentnego polityka, wobec poszkodowanych powodzian: " Trzeba było się ubezpieczać."

    Sz. Pani Małgosiu – winnych, a tym bardziej największych gangsterów, łobuzów tj. różnych złoczyńców wcale nie trzeba tropić, ani szukać. Przecież ich osobiście, oraz właśnie ich zastępczą i jałową formę aktywności nieustannie nam pokazują w TV. 

    Natomiast zdumiewa, a nawet chyba wielu gorszy, wręcz irytuje, jak można tak niefrasobliwie traktować i ujmować to, co nie tylko dzieje się teraz, lecz jest wynikiem karygodnych wyborów i decyzji, bądź następstwem wieloletnich zaniedbań, w tym głupoty, lenistwa, beztroski i braku wyobraźni, przede wszystkim licznych funkcjonariuszy państwowych różnego szczebla.

    Z. R.Kamiński

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code