Patrząc inaczej…


Ukrzyżowanie Marii

czyli

"PASJA" WEDŁUG GIBSONA

O filmie „Pasja” w reżyserii Mela Gibsona tyle napisano, że nie powinienem pisać niczego więcej z obawy, iż skoro napisano tyle, to pewnie napisano wszystko. A jednak nie, moim zdaniem napisano nie wszystko… Wielokrotnie czytałem, że to film porażający widza (modne ostatnio słówko) udręką straszliwie biczowanego Jezusa. Owszem; udręczają te sceny nieludzkiego, zwierzęcego katowania i brak ludzkich cech u rzymskich oprawców ale czy właśnie to „poraża” oglądającego?

Tak się złożyło, że pewnego jesiennego dnia, tuż o poranku w 2004 roku oglądnąłem w telewizji „Jezusa z Nazaretu” (1977) w reżyserii Franco Zeffirellego a o zmierzchu tegoż dnia, w gdańskim kinie „Helikon” (dawny „Leningrad”) zasiadłem by obejrzeć osławioną „Pasję” Mela Gibsona. W obu filmach Jezus jest biczowany i chociaż Zeffirelli (w przeciwieństwie do Gibsona) mniej taśmy poświęcił scenom dręczenia Zbawiciela, to zasadniczych różnic pomiędzy obiema superprodukcjami nie dostrzegłem; ot, dwa filmy o jednakiej, doskonale wszystkim znanej tematyce religijno-historycznej.

A więc chociaż zasadniczych różnic nie dostrzegłem, dlaczego podobnie do innych widzów nie zauważyłem, jak panie z obsługi zapalają światła, odsuwają kotary na schody wiodące ku wyjściu? Dlaczego nie wstałem natychmiast gdy pokazały się napisy końcowe a przecież w takiej chwili zawsze wstawałem? Dlaczego ta i ów, ten i tamci siedzą w milczeniu; niektórzy płaczą a jeszcze inni zakrywają twarze? I dlaczego, kiedy w końcu znalazłem się na ulicy Długiej, towarzyszący mi kolega zapytał
– A coś ty taki biały jak kreda?
Więc dlaczego byłem „biały jak kreda”? Dlaczego odmówiłem pofilmowej herbatki w pobliskim koktajl-barze i popędziłem do domu, gdzie do późnej nocy siedziałem przed wyłączonym telewizorem myśląc o tym, co zobaczyłem w kinie? Dlaczego?

Pewnego dnia zrozumiałem; otóż "Pasja" jest filmem nie o męce Jezusa tylko o męce Marii. Nie o męce Marii-Przenajświętszej Panienki, nie o cierpieniu Marii-Dziewicy, nie o umęczeniu Marii-Niepokalanej! To film o cierpieniach, katuszach i niemej „pasji” kobiety imieniem Miriam; matki chłopca imieniem Jezus, Joszue czy Jeszua, którego urodziła w Betlejem a wychowała na stolarza w Nazaret. "Czy może być coś dobrego z Nazaretu?" (J 1:46). Owszem, Maria i wszystko, co od Niej pochodzi.

Kiedy przedstawiciele Sanhedrynu plują w twarz Jej Dziecku, szarpią Je, ubliżają Mu – Maria widzi to, ale nie reaguje. Nie krzyczy, nie rzuca się na oprawców z pięściami, nie przeklina ich i nawet (co byłoby naturalne i oczywiste!) i nie błaga nikogo o litość dla swojego dziecka? A przecież tak zareagowałaby każda kochająca swoje dziecko kobieta, na widok doznawanych przezeń upokorzeń i cierpienia! Ale nie Ona, Maria; Ona nie protestuje i nie złorzeczy ani podczas sądu Piłata gdy zapada wyrok śmierci, ten błogosławiony dla nas wszystkich wyrok ani wówczas, gdy żołdacy katują Jej Syna w sposób wymyślnie potworny i nie do opisania; Ona zanurza tkaninę w kałuży Jego krwi. Nic więcej! Bo tak ma być! Bo Ona wie że właśnie takie, nie inne jest przeznaczenie Jej Dziecka a więc nie śmie i nie może protestować, nie śmie i nie może występować przeciw woli Najwyższego a Jej cierpienie w żaden sposób nie ma prawa przeszkodzić, aby się dokonało, co się dokonać musiało, żeby się wypełniło Pismo. Bo tak ma być! Bo także dzięki Jej męce, Jej niewidzialnemu dla nikogo poza Bogiem i Synem ukrzyżowaniu – Consummatum est!

Ale jest jedno ujęcie w tym filmie, dzięki któremu wszystko staje się oczywiste i zrozumiałe: to chwila, gdy Jej dziecko upada pod Krzyżem a Maria zrywa się, przedziera przez tłum i podbiega jak wtedy, gdy jako mały chłopczyk upadł; wtedy też podbiegła… Lecz teraz napotyka na wzrok nie Jezusa-dziecka tylko spojrzenie Tego, który już za chwilę, za kilka stacji i jedno pchnięcie włócznią, na wieki wieków stanie się Chrystusem, Synem Bożym. I Bogiem. Jego wzrok powstrzymujący Jej dłonie. Przypomnijcie sobie tę scenę!

Jeśli nie, to niby dlaczego Gibson nie zatytułował swojego filmu po prostu „Męka Jezusa Chrystusa” lub znacznie prościej: „Męczeństwo Jezusa”? Nie mam żadnych wątpliwości, dlaczego.

 

8 Comments

  1. jorlanda

    Pełnia lata, słońce nareszcie otwiera czerwone kwiaty w moimi mini-ogródku pod balkonem. Stoję na balkonie, patrzę na lato pod moimi oknami i usypiam moje dziecko. "Zajrzę do Tezeusza" – myślę – "w ramach przerwy, bo zaraz trzeba poprasować przed wyjazdem na urlop". I zaglądam do Pana tekstu.

    Pełnia lata, myśli pełne relaksu, leniwe dni i ciepłe noce. Zero myśli o pasji. A Pan tak nagle bez ostrzeżenia pisze o tym, co wywołał w Panu ten film. Brawo. Ten tekst przypomniał mi, że nawet w środku lata warto zatrzymać się i spojrzeć gdzieś w inna stronę. I zamyślić się nad niemą Marią, Pan to zauważył. Dziękuję

     
    Odpowiedz
  2. krok-w-chmurach

    “Jeśli nie, to niby

    "Jeśli nie, to niby dlaczego Gibson nie zatytułował swojego filmu po prostu „Męka Jezusa Chrystusa” lub znacznie prościej: „Męczeństwo Jezusa”? Nie mam żadnych wątpliwości, dlaczego. "

    Pańska myśl stała się impulsem dla zastanowienia się nad tematem. Jako pierwsza przyszła refleksja, że, być może, ma Pan rację przypisując Gibsonowi zamiar podkreślenia cierpienia Maryi. Ale po chwili pomyślałam, że trudno chyba przypisać twórcy filmu takie intencje… Nigdy nie czytałam jego  komentarzy na taki temat…  Jednak …Przecież matki zwykle cierpią, gdy widzą cierpienie swych dzieci. Cóż w tym nadzwyczajnego, że matka współodczuwa ból dziecka? To prawda, że to wyjątkowe Dziecko i nadzwyczajna Matka. Jednak Jej cierpienie jest tylko tłem dla niewyobrażalnego cierpienia Syna. I jedynie męka Chrystusa – Jedynego Niewinnego, ma znaczenie. Historyczne. Religijne. Emocjonalne.

    Przyznaję, że oglądając film jedynie zauważyłam cierpiącą Matkę. To było naturalne, że Ona trwa przy Synu niema i pełna bólu. Jednak dla mnie "liczył się" tylko On. Film stawał się w jakiejś cząstce uczestniczeniem w pasji Jezusa Chrystusa. To Jego cierpienie tak trudno było znieść, że chciałoby się krzyknąć do sędziów i oprawców dających popis przed równie okrutną jak oni gawiedzią: Już dość! Wystarczy tego niezasłużonego, bezsensownego bólu! 

    Jeśli Mel Gibson wybierając tytuł, zostawił jakąś furtkę dla naszej interpretacji , to być może liczył na to, że staniemy się uczestnikami tego dramatu. Tak dużo charakterów do obsadzenia, że każdy mógłby się z kimś konkretnym utożsamić. Kim jestem? Na drodze pod krzyż i pod krzyżem?

     

     

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Moja refleksja o Pasji

    Czy przyjmiesz takiego Chrystusa? Czy zgadzasz się na takiego Boga: oplutego, poniżonego, zakrwawionego, odrzuconego i wyszydzonego? Czy jesteś gotów skrzyżować drogi swojego życia ze szlakiem drogi krzyżowej Chrystusa? Czy chcesz iść z Nim ramię w ramię przez mękę i śmierć do Zmartwychwstania?

     

    joa

     
    Odpowiedz
  4. slawomir.majewski

    “Zero myśli o pasji…”

    Pani Jolanto!

    "Zero myśli o pasji" napisała Pani. Prawda, bo i któż rozpatruje "Passio et mors Domini Nostri…" w adaptacji i nterpretacji Mela Gibsona, kiedy świeci słońce a szpaki wypluwają pestki wiśni na pęczniejący agrest? Ale ja tak mam. Mnie dręczy to i owo. Nie pozwala zasnąć albo "zaśniętego" – budzi nagle, jak na przykład dziś. Więc budzi mnie "to i owo" pytaniami w rodzaju: a jeśli…? Zwątpienie, wyłącznie ludzki przywilej albowiem berstie nie znają wahań. I fanatycy kogo- lub czegokolwiek.

    Myśl  o "pasji" Miriam w filmie Gibsona chodzi za mną od 2006 roku. Dlaczego? Rozpatrywałem pisanie wówczas pewnej historii, w której role zasadniczego elementu odgrywać miał ołtarz pędzla Matthiasa Grünewalda znany jako "Ołtarz i Isenheim" aczkolwiek wahałem się między dwoma innymi, rownie wspaniałymi – tym z Gandawy, braci Van Dycków  i gdańskim – "Sądem Ostatecznym" Hansa Memlinga (a czymże miał być, jeśli nie ołtarzem własnie?); krakowski Wita Stwosza nie przystawał do moich założeń: zbyt "figuralny", rzeźbiarski.

    Więc w skupieniu badałem każdy cal tych arcydzieł, których ilustracje wyszukałem w Internecie a nocą, bez ostrzeżenia zbudziło mnie walenie kolbami do drzwi mózgu: A jeśli?

    Wierzę w prawdziwość tzw. "Reakcji aha!". Nad ołtarzami, gdzie pełno "jezusów i matekboskich" zrozumiałem, co dla mnie wówczas, w mroku kina było największym, najsilniejszym wstrząsem: to były oczy Jezusa powstrzymujące Matkę przed jakimkolwiek działaniem– Matko! Ty jedna wiesz, że tak być musi, aby się wypełniło! Tak zrozumiałem myśl Gibsona… Może nie mam racji… A jeśli?

     Dziekuję za słowo, pozdrawiam życząc wspaniałej pogody na urlopie

     

     

     
    Odpowiedz
  5. slawomir.majewski

    “(…) Ona trwa przy Synu niema i pełna bólu.”

    Pani Inko,

    Napisała Pani (…)"To było naturalne, że Ona trwa przy Synu niema i pełna bólu." Że pełna bólu? Tak, to naturalne, bo jak ma nie boleć taka potworność? Lecz naturalne, że "niema" ? O, nie; są granice hartu ducha a jeśli granice takie wydają się lub są nieprawdopodobnie rozszerzone, to tkwi w tym "rozszerzeniu" coś więcej, niz tylko hart ducha lub to, co nazywamy potocznie "opanowaniem".

    Rozumiemy co oznacza "Stabat Mater Dolorosa" ale czy rozumiemy dlaczego "Dolorosa" w filmie Gibsona nie wali po pyskach żołdaków katujących Jej Dziecko? Dlaczego nie pluje na nich, nie ciska w nich kamieni, klątw albo dlaczego nie wije się po posadzkach zbroczonych krwią Najdroższą jak oszalała z bólu wilczyca, ani się rzuca z murów świątyni na skały? Dlaczego boleje ale w milczeniu? Dlaczego "w milczeniu" ? Dlaczego jest emocjonalnie "stabat"…

    I napisała Pani pięknie:

    "Jeśli Mel Gibson wybierając tytuł, zostawił jakąś furtkę dla naszej interpretacji , to być może liczył na to, że staniemy się uczestnikami tego dramatu. Tak dużo charakterów do obsadzenia, że każdy mógłby się z kimś konkretnym utożsamić." O, tak, o tak! I choć to dziwne (wszak jestem mężczyzną), w przypadku "Pasji" według Gibsona, współodczuwam z Marią. Czyż to nie dziwne…

     

    Serdeczne pozdrowienia

     
    Odpowiedz
  6. zibik

    Miłość jest wszystkim !

    Dziękuję za osobiste refleksje i wyznania nt. flimu "Pasja" . Odmienność reagowania widza (odbiorcy), o której Pan raczył napisać, po zakończeniu projekcji, akurat tego filmu jest chyba m.in. wyrazem osobistej zadumy, także być może szacunku, czci i uznania, a nawet aplauzu i zachwytu, dla twórców poznanego i należycie przyjętego (pojętego) dzieła.

    Po obejrzeniu filmu "Katyń" reakcja wielu kinomanów była podobna, a ja nie wiem, dlaczego wstając wypowiedziałem dość głośno : " Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie"

    "Pewnego dnia zrozumiałem; otóż "Pasja" jest filmem nie o męce Jezusa tylko o męce Marii." – chyba nie zupełnie tak jest, przecież fabuła filmu jest wielowątkowa.

    Owszem ukazana, a nawet wyeksponowana jest męka Syna – Jezusa i Matki – Marii, Ich nadzwyczajny ból i cierpienie – świadome, dobrowolne, zadziwiające nas ludzi opanowanie i dojrzałe, chyba nadludzkie współodczuwanie.

    Męka Syna Człowieczego i Jego Matki, także ostatnie siedem słów Jezusa odnotowane w Ewangeliach są na pewno znaczącą cząstką Ich Miłości.

    Lecz istota rzeczy wciąż umyka naszym, także twórcy filmu intelektualnym staraniom i wysiłkom, także naszej mowie (opisowi). Miłość jest dana, tylko w doświadczeniu !

    W chwilach najtrudniejszych – zmagania się z ogarniającym zwątpieniem i strachem, że Ojciec opuścił Syna, trudno przecenić obecność i bliskość strapionej, lecz kochającej Matki. Mnie zadziwia, urzeka i porusza najbardziej to, że Matka Jezusa potrafiła zrozumieć i godnie przyjąć wypowiedziane słowa : "Wykonało się", a w chwili ostatniego tchnienia : "Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mojego."

    Czy my należycie rozumiemy wagę i znaczenie tych słów ?……

    Istnieje myślenie liczące i rozmyślanie kontemplacyjne, tam gdzie jesteśmy całkowicie pochłonięci tym , co tymczasowe, nie ma czasu na pogłębioną refleksję. Wybitne dzieło potrafi nas uwolnić, od myślenia liczącego i zainspirować, do medytacji, zastanowienia i rozmyślania o rzeczach istotnych, czy najważniejszych.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  7. krok-w-chmurach

    “Dlaczego boleje ale w

    "Dlaczego boleje ale w milczeniu? Dlaczego "w milczeniu" ? Dlaczego jest emocjonalnie "stabat"…"

    Dlaczego? Dlatego, że jest sobą. Miriam, która nie dyskutowała z przynoszącym posłanie Archaniołem. Matką Bożego Syna, która zachowała w swoim sercu naboleśniejszą przepowiednię Symeona. Podczas gdy Jezus wzrastał w sile i mądrości,  dojrzewała również żydowska dzieczyna, jedyna wybrana przez  Boga.

    A może milczała dlatego, że ten największy, prawdziwy ból jest niemy? Ja ją rozumiem….

     
    Odpowiedz
  8. Halina

    Pasja, to surowe spojrzenie

    na najtrudniejszy czas w życiu Chrystusa i Jego bliskich. Czas, który miał kolosalne znaczenie w kontekście zbawienia ludzkości. Gibson opowiada tę historię, ostro traktując wrażliwość widza. W wersji Gibsona to niezwykle bolesna i rozdzierajaca serce, okrutna egzekucja, niezwykle skomasowane, lecz usprawiedliwione artystycznie sceny tortur i męki Pańskiej, bez zbędnych opisów powodują, że minuta po minucie towarzyszyłam Jezusowi w drodze na Golgotę-w półmroku, wśród retrospekcji, obrazów i myśli. Dla mnie Pasja, to przede wszystkim powrót do żywej, gorącej wiary i ponowne uświadomienie, jak potężnej miłości wymagał ten akt poświęcenia-dokonany pod pręgieżem niewyobrażalnego wręcz męczeństwa. Obraz Gibsona jest świadectwem prawdziwej wartości życia i wiary, który może przyczynić się do uświadomienia współczesnym, że religia, Bóg i zbawienie, to poważna sprawa. Że pamietanie o tym przy okazji chrztu, ślubu i pogrzebu, czy wizyty w kościele-i to najczęściej od święta, to trochę za mało. Długo po tym filmie rozmyślałam o ludzkiej nienawiści, grzechu, których skutkiem jest przemoc. Matka,  ma wpisane w swój życiorys nie tylko radości, ale również cierpienie, ból, a  często dramat. Jednak Jego spojrzenie, dzieło, którego dokonał, słowa, które wypowiedział, nadzieję, którą pozostawił-powstrzymuja od rozpaczy i zwątpienia.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code