Nie leczenie, lecz tolerancja

[play=debata_9_izdebski.mp3]

W podręczniku diagnostycznym Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego z roku 1994 homoseksualizm został skreślony z listy zaburzeń i uznany za normalną orientację seksualną. To właśnie poczucie normalności i adekwatności własnej seksualności jest niezbędnym warunkiem prawidłowego rozwoju w okresie adolescencji. Poczucie normalności jest niezbędne także w życiu dorosłym. Badania wykazały, że jest o nie trudno, gdyż – aby je osiągnąć – trzeba uporać się z wszystkimi dylematami na drodze rozwoju psychoseksualnego, na drodze wiodącej do ujawnienia otoczeniu społecznemu swojej orientacji, w procesie przełamywania barier mentalnych i postaw restrykcyjnych prezentowanych jeszcze przez niemałe grono osób.

 

W problematyce homoseksualizmu musimy odróżnić co najmniej dwa jej aspekty. Jeden poznawczy i empiryczny drugi – normatywny i prakseologiczny. Od lat zajmuje się aspektem pierwszym, badam opinie na temat osób homoseksualnych i zachowania seksualne. Jest to dla mnie ważne ze względów seksuologicznych, ale także pedagogicznych. Aspekt drugi to kwestia moralności i edukacji: w Polsce mamy ciągle wysoki poziom nietolerancji wobec osób o odmiennej od stereotypowej orientacji seksualnej, a wiec mamy zarazem problem jak to zmienić. Zajmując się poznawczo homoseksualizmem musimy również zastanawiać się jak kształtować postawy wobec niego. By było więcej zrozumienia i akceptacji, mniej ignorancji i agresji.

Kwestię orientacji seksualnej uwzględniałem we wszystkich reprezentatywnych badaniach seksualności i aktywności seksualnej różnych kategorii Polek i Polaków. Zrealizowałem także dwa badania poświęcone w całości problematyce seksualności osób homoseksualnych. Pierwsze z nich, to przeprowadzone w 2004 roku badania w grupie mężczyzn mających seks z mężczyznami [1].  Nazwa tego projektu badawczego nie była przypadkowa. Wyniki badań potwierdziły wstępne założenie, że nie wszyscy mężczyźni podejmujący kontakty seksualne z mężczyznami mają orientację homoseksualną. Drugie badanie zrealizowałem w 2007 roku. Miało ono charakter jakościowy i objęło 12 kobiet, które jednoznacznie przyznawały się do orientacji homoseksualnej i funkcjonowały w społeczności lesbijek [2]. W niniejszym opracowaniu chciałbym odnieść się do wybranych (z długiej listy) problemów związanych z funkcjonowaniem osób homoseksualnych w Polsce i stosunku, jaki wobec nich prezentują inne, najczęściej heteroseksualne, osoby.

Homoseksualizm to pociąg seksualny do osób własnej płci, który może łączyć się z podejmowaniem kontaktów seksualnych z tymi osobami. Nie wszystkie kontakty seksualne między osobami tej samej płci są jednak wynikiem trwałego homoseksualnego pociągu. Mogą być one jedynie eksperymentem lub sposobem na rozładowanie napięcia seksualnego, gdy dostęp do partnera płci przeciwnej jest utrudniony. O kobietach i mężczyznach, u których taki popęd przeważa, mówi się, że są zorientowani homoseksualnie. Osoby te, choć nie wszystkie, wolą być nazywane odpowiednio lesbijkami i gejami (ponieważ określenie „homoseksualista” funkcjonuje, w pewnych środowiskach, jako etykieta).

W 1990 roku Światowa Organizacja Zdrowia usunęła homoseksualizm z międzynarodowej klasyfikacji chorób. Od tego czasu nie ma więc żadnego usprawiedliwienia pogląd, że osoby homoseksualne wymagają „leczenia”, że od ich silnej woli i determinacji terapeutów i bliskich im osób zależy, czy dokona się radykalna zmiana w ich pociągu seksualnym. Od tego czasu, w większości krajów wprowadzono kryterium orientacji seksualnej do antydyskryminacyjnych przepisów prawa. Obecnie coraz więcej lesbijek i gejów ujawnia się. Wzrasta również ich akceptacja w społeczeństwach. Coming out – czyli wychodzenie z ukrycia – to mówienie o swojej homoseksualności innym ludziom, zwłaszcza należącym do heteroseksualnego otoczenia. Potrzeba informowania innych wynika między innymi stąd, że większość ludzi zorientowanych homoseksualnie nie wyróżnia się ani wyglądem, ani zachowaniem.

Tych kilkanaście powyższych zdań stanowi – według mnie – swoiste „abc” wiedzy na temat homoseksualizmu. Niestety, w Polsce do dzisiaj nie są te tezy ani powszechnie znane, ani przez wszystkich uznawane za prawdziwe, obiektywne. W dyskursie społecznym, w mediach [3] , w wystąpieniach osób publicznych (niestety, także pełniących ważne, rządowe funkcje) nierzadko jeszcze odnajdujemy mity i stereotypy dotyczące osób homoseksualnych. Polska szkoła też zaniedbuje kształtowanie postaw tolerancji wobec osób homoseksualnych [4] . Zdarzają się także osoby o poglądach skrajnie homofobicznych, prezentujące zachowania agresywne w odniesieniu do gejów i lesbijek. Niestety, nierzadko publiczne akty nietolerancji wobec osób homoseksualnych nie znajdują dostatecznego potępienia. Często kończy się to zaledwie wytknięciem „politycznej niepoprawności”. Mam czasami przy tym wrażenie, że społeczna sympatia niekoniecznie towarzyszy w takich sytuacjach osobom homoseksualnym – ofiarom nietolerancji. Polska homofobia i nietolerancja wobec osób homoseksualnych ma też skutki, które trudno dostrzec. Spotykałem się niejednokrotnie z osobami, które bały się podejmować ważne społecznie zadania, obawiając się ostracyzmu. Raz był to pracownik naukowy, który odstąpił od projektu badań osób homoseksualnych, innym razem działaczka społeczna, która wycofała się z ruchu na rzecz przeciwdziałania homofobii.

Kolejnym aspektem opisywanego zjawiska jest także taka postawa, w której „toleruje się” osoby homoseksualne, pod warunkiem, że nie upubliczniają swojej orientacji seksualnej, nie domagają się dla siebie takich samych praw, jakie posiadają obywatele heteroseksualni. To trochę tak jakby powiedzieć katolikom, Żydom czy Polakom będę cię tolerował, jeśli zataisz, że jesteś katolikiem, Żydem czy Polakiem. A przecież tolerancja dotyczy właśnie tych najbardziej znaczących dla ludzkiej tożsamości cech. Nie jesteśmy abstrakcyjnymi „osobami” czy ludźmi w ogóle, którym należy się szacunek, jesteśmy określonymi jednostkami. Dla prześladowanego Żyda, to właśnie żydostwo jest wyznacznikiem jego tożsamości, dla prześladowanych katolików w czasach wojen religijnych – najważniejsza była wiara. Dla homoseksualisty najistotniejsza jest jego seksualna odmienność. Dlatego chcą ją manifestować, by przyzwyczaić społeczeństwo do własnej odmienności i w ten sposób znormalizować ową inność.

W Polsce, która się mieni krajem tolerancyjnym, marsze równości są jednak źle widziane. Według powszechnej opinii osoby homoseksualne „mają być cicho”, inaczej są oskarżani o grzeszność, rozbijanie rodzin, „propagowanie” zboczeń, demoralizowanie młodzieży i „obrażanie” uczuć religijnych innych osób. W zmianie tej opinii nie pomagają niejednokrotnie media, koncentrując się w swoich relacjach nie na podstawowym przesłaniu tych manifestacji, a na eksponowaniu nagości, kolorytu „draq queen” odwołując się nawet do materiałów zagranicznych, które niewiele mają wspólnego z polską rzeczywistością.

Przyjrzyjmy się bliżej wachlarzowi opinii wobec osób homoseksualnych, które prezentują Polacy. Wyniki moich badań osób w wieku reprodukcyjnym [5]  pokazują, że 29% z nich w różnym stopniu zgodziło się ze stwierdzeniem, iż kontakty seksualne osób tej samej płci są czymś normalnym i nie ma w nich nic złego. Jednak o wiele więcej było osób upatrujących w kontaktach seksualnych czegoś niezgodnego z normą (65%). Co więcej, ponad połowa respondentów (55%) zgodziła się z twierdzeniem, że osoby homoseksualne powinny zrobić wszystko, by „wyleczyć się z homoseksualizmu”. Przeciwnego zdania była jedna trzecia badanych (33%).

Wiele kontrowersji wzbudziła także kwestia rejestracji związku osób homoseksualnych jako związku partnerskiego i przyznania parze homoseksualnej praw, które ułatwiałyby funkcjonowanie w społeczeństwie. Ponad połowa badanych zgodziłaby się na przyznanie parze homoseksualnej prawa do wspólnego rozliczania podatku (57%). Nieco mniejszy odsetek respondentów zgodził się na możliwość dziedziczenia po partnerze homoseksualnym na takich zasadach, jak osoby z najbliższej rodziny (50%). Badani zdecydowanie nieprzychylnie wypowiadali się o możliwości adoptowania dzieci przez pary homoseksualne – 80% z nich nie zgadza się z nadaniem prawa do adopcji dzieci osobom pozostającym w związkach jednopłciowych. Należy przy tym zauważyć, o czym mało kto wie, że same osoby homoseksualne w większości nie oczekują przyznania im prawa do adopcji dzieci [6] , a nawet jeśli chcą posiadać takie prawo, to nie oznacza, że w przyszłości zamierzają z niego skorzystać (tylko 5% badanych osób homoseksualnych przyznało, że chciałoby w przyszłości wychowywać dziecko).

Czy osoby homoseksualne dostrzegają dyskryminację i nieprzychylność otoczenia? W badaniach mężczyzn mających seks z mężczyznami respondentów zapytano: „Czy spotkał się Pan kiedykolwiek z oznakami dyskryminacji, nietolerancji z tego powodu, że utrzymuje Pan kontakty seksualne z mężczyznami?” Prawie połowa (45,8 %) badanych udzieliła odpowiedzi twierdzącej, przy czym częściej twierdzili tak mężczyźni najstarsi, w wieku 50 lat i więcej (82%) oraz w wieku 40-49 lat (68%).

Najczęściej respondenci spotykali się z przejawami dyskryminacji i nietolerancji ze strony kolegów lub koleżanek z pracy, studiów lub szkoły – dotyczyło to 41 % badanych mężczyzn. Prawie co czwarty (23,5 %) doznał tego ze strony sąsiadów, nieco mniejsza grupa (21,8 %) ze strony obcych, przypadkowych osób, w miejscach publicznych. Co piąty respondent (20,5 %) spotkał się z przejawami dyskryminacji w szkole, na lekcjach; 17,5 % wskazało na księdza jako osobę, która była wobec nich nietolerancyjna, zaś 7% wymieniło w tym kontekście katechetę. Przejawy dyskryminacji pojawiały się również ze strony rodziny: 14% respondentów doświadczyło ich ze strony dalszych krewnych, 12,5 % ze strony ojca, 9% ze strony matki, 6,5 % od rodzeństwa, a 2,5 % od babci lub dziadka. Dyskryminacja i nietolerancja badanych mężczyzn miała również miejsce ze strony funkcjonariuszy państwowych i w instytucjach pożytku publicznego: 14,5 % badanych doznało tych przejawów ze strony policjanta lub strażnika miejskiego, 7 % ze strony urzędnika i tyle samo ze strony lekarza.

Najczęstszą formą dyskryminacji i nietolerancji, z jaką spotkali się badani, była agresja słowna: wyzwiska, obelgi. Takich sytuacji doświadczyło, choć raz, 56% badanych; 40% spotkało się z ogólnymi uwagami dyskryminującymi osoby homoseksualne, 13% respondentów spotkało się z agresją fizyczną. Relatywnie rzadko (9 % przypadków) badani spotykali się z sytuacjami, kiedy fakt, że utrzymują oni kontakty seksualne z mężczyznami, był piętnowany i określany jako choroba.

Co wynika z prezentowanych wyników badań? Nietolerancja wobec homoseksualizmu jest w Polsce zjawiskiem stosunkowo powszechnym. Doświadczenia badanych mężczyzn pokazują jednak, że w ostatnich latach dokonało się pod tym względem wiele pozytywnych zmian. Z oznakami jawnej nietolerancji zetknęły się częściej osoby, które dorastały w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Obecnie młodzi geje i lesbijki – głównie ci zamieszkujący środowiska wielkomiejskie – spotykają się z większą otwartością otoczenia społecznego, niż czterdzieści lat temu. Niewątpliwie znaczący wpływ na ich socjalizację seksualną i akceptację własnej seksualności ma Internet, który – dzięki swojej dostępności i gwarantowanemu poczuciu anonimowości – pozwala na znajdowanie osób w podobnej sytuacji życiowej, tworzenie grup odniesienia. To właśnie w ten sposób ponad połowa badanych kontaktuje się ze swoimi przyjaciółmi, a wielu z nich znajduje przez Internet partnerów życiowych i/lub seksualnych.

Obecnie w Polsce, w porównaniu do poprzednich dekad, zauważyć można rosnącą, szczególnie wśród młodzieży i młodych dorosłych, akceptację wobec osób homoseksualnych. W niektórych kręgach, zwłaszcza w dużych miastach jest czymś modnym bywanie w klubach „branżowych” (tak nazywa się kluby dla gejów i lesbijek). Jest czymś pożądanym chwalenie się posiadaniem homoseksualnych przyjaciół, czy branie udziału w marszach równości i innych eventach wzmacniających środowiska homoseksualne. Można więc powiedzieć, że polską homofobię coraz silniej równoważy „homofilia”.

Krytyczne poglądy i opinie ludzi na temat homoseksualistów związane są przede wszystkim z rozpowszechnionymi stereotypami, w których homoseksualizm łączony jest z pedofilią, ekshibicjonizmem, czy czynami lubieżnymi. Gdy stereotypy te dominują, trudno jest nakłonić ludzi do zmiany opinii, nawet przedstawiając im najnowsze doniesienia naukowe z badań prowadzonych na osobach homoseksualnych. Gdy wśród znajomych, kolegów czy rodziny znajdzie się osoba homoseksualna, która poza orientacją seksualną niczym nie różni się od większości społeczeństwa, mity i stereotypy przestają mieć znaczenie. Wzrost świadomości i wiedzy na temat homoseksualności oraz rosnąca akceptacja sprawiają, że coraz więcej osób posiadających pociąg do osobników tej samej płci, decyduje się na ujawnienie swojej orientacji.

Coming out nie jest łatwy zarówno dla młodego człowieka, jak i dla jego otoczenia, szczególnie dla rodziców. Ci ostatni najczęściej obwiniają siebie, nierzadko zdarza się, że odrzucają swoje dziecko, a wielu ojców traktuje homoseksualizm swoich synów, jako podważenie ich męskości. Niestety, w małych miastach i w środowisku wiejskim osoby homoseksualne, które ujawniły w kręgu rodzinnym swoje skłonności seksualne, nadal spotykają się z dużym ostracyzmem i wolą przenosić się do większych aglomeracji w poszukiwaniu anonimowości niezbędnej do funkcjonowania zgodnie z samym sobą. Myślę, że jednak można sformułować pogląd, iż tolerancja wobec mniejszości seksualnych, szczególnie wśród młodych, wykształconych osób, mieszkańców dużych miast, stale wzrasta. O zmianach, jakie zaszły od lat 80. świadczy, przede wszystkim liczba klubów, które powstają w wielu polskich miastach, w których geje i lesbijki mogą się spotkać, pobawić, znaleźć partnera, ujawnić swoją orientację bez obawy narażenia się na brak zrozumienia i akceptacji. W Polsce działa wiele organizacji na rzecz gejów i lesbijek, które przyczyniają się do promowaniu wiedzy na temat homoseksualności (szkoda tylko, że nie wszystkie organizacje z sobą konstruktywnie współpracują).

Chociaż dawno już odmiennej od heteroseksualnej orientacji nie traktujemy jako parafilii i wiele zrobiono dla poznania i zrozumienia osób, które odczuwają pociąg seksualny do kogoś tej samej płci, to daleko jeszcze do uzyskania pogłębionej diagnozy w tym zakresie. Co ważnego mógłbym powiedzieć na podstawie wyników swoich badań o seksualności gejów i lesbijek? Jaką wiedzę przekazać osobom, które chciałyby zrozumieć lepiej osoby homoseksualne?

Wyniki badań pozwalają na stworzenie obrazu seksualności mężczyzn mających kontakty seksualne z mężczyznami oraz kobiet deklarujących, że posiadają orientację homoseksualną. Chociaż zastosowane podejścia metodologiczne wykluczają jakiekolwiek porównania obrazu seksualności badanych zbiorowości, rezultaty badań pozwalają jednak na uchwycenie wielu specyficznych komponentów seksualności osób mających intymne relacje z partnerami o tej samej płci. Wydaje się to szczególnie istotne, bowiem wokół zachowań homoseksualnych powstało wiele mitów i uprzedzeń, które nie znajdują potwierdzenia w doświadczeniu.

Dane uzyskane w badaniach ilościowych mężczyzn, którzy podejmują kontakty seksualne o charakterze homoseksualnym, pozwoliły uzyskać obraz ich seksualności, który – ze względu na sposób doboru próby – nie można do końca traktować jako reprezentatywny. Wydaje się on jednak trafnie oddawać różne wymiary seksualności tej kategorii osób.

W początkowej fazie okresu dorastania (12 – 13 lat) chłopcy, którzy odkrywają w sobie orientację homoseksualną, zaczynają dostrzegać, że w przyszłości prawdopodobnie nie spełnią kierowanych w ich stronę oczekiwań. To właśnie 13. rok życia stanowił średni wiek, w którym badani stwierdzili, że pociągają ich mężczyźni. Często temu odkryciu towarzyszą liczne obawy, oraz wytwarza się w młodym człowieku poczucie dysonansu poznawczego, toteż jeszcze w okresie adolescencji wielu z nich próbuje dopasować się do swoich heteroseksualnych rówieśników, między innymi poprzez angażowanie się w zachowania seksualne z dziewczętami. Badania potwierdzają, że u ponad połowy badanych mężczyzn inicjacja seksualna miała charakter heteroseksualny.

Godzenie się z własną seksualnością i jej akceptacja (lub jej brak) przypadają na okres wczesnej dorosłości (18–25 lat). To wówczas najczęściej młody mężczyzna decyduje się po raz pierwszy przyznać przed inną osobą, że jest gejem. Osobą tą dla większości respondentów była przyjaciółka. Lepiej rozwinięta inteligencja emocjonalna kobiet, zrozumienie i skłonność do empatii, może tłumaczyć taki wybór powiernika swojego sekretu. Istotny wydaje się stosunkowo mały procent osób ujawniających swoją orientację seksualną ojcu. Relacja ojca z homoseksualnym synem wydaje się szczególnie skomplikowana, albowiem to właśnie ojciec jest głównym modelem męskości w procesie socjalizacji seksualnej chłopca, a „przyjmujący” homoseksualną orientację syn niejako „odrzuca” ojcowskie standardy.

W rozważaniach nad seksualnością polskich mężczyzn mających kontakty seksualne z mężczyznami szczególnie istotny jest społeczno-kulturowy kontekst, w którym zostali wychowani. Tradycyjny podział ról w rodzinie i katolicka doktryna – to cechy środowiska, które nie sprzyjają formowaniu się tożsamości homoseksualnej. Świadomi nieadekwatności kierowanych pod ich adresem oczekiwań, młodzi geje wytwarzają w sobie alternatywny system wartości i styl życia, co pozwala im zredukować wspomniany wcześniej dysonans poznawczy powstały w początkowej fazie okresu dorastania. Nie znajdując wsparcia i zrozumienia w rodzinie, tworzą bliskie więzi emocjonalne z przyjaciółmi, dzięki którym realizują swoją naturalną potrzebę bliskości emocjonalnej z drugim człowiekiem. Dlatego w hierarchii wartości najwyżej oceniają przyjaźń, a znacznie niżej religię, która w swoim katolickim i dominującym w Polsce wydaniu wyraża całkowity sprzeciw wobec zachowań homoseksualnych.

Duże znaczenie dla badanych mężczyzn ma seks, który pozbawiony swojej prokreacyjnej funkcji, może stanowić źródło przyjemności i bliskości z drugą osobą. Wbrew stereotypowemu postrzeganiu homoseksualistów, znacząca część nich uważa, że nie powinno podejmować się współżycia bez głębszego zaangażowania. Ponad połowa przyznaje natomiast, że chciałaby stworzyć stały związek z mężczyzną. Osoby te można zaliczyć do grupy „nastawionej na związek”, która w kontaktach z mężczyznami poszukuje przede wszystkim emocjonalnej bliskości i miłości, choć te deklaracje i pragnienia w praktyce często okazują się trudne do realizacji.

Z analizy wyników badań wyłania się także grupa, którą stanowią mężczyźni „nastawieni na osiąganie przyjemności”, zorientowani przede wszystkim na realizację własnych potrzeb seksualnych. Charakteryzuje ich hedonistyczny styl życia i unikanie głębszych, opartych na wzajemnych zobowiązaniach relacjach.

Mężczyźni mający seks z mężczyznami częściej niż reszta populacji angażują się w kontakty seksualne i mają większą liczbę partnerów seksualnych. Mężczyźni mający seks z mężczyznami w większości posiadają wiedzę na temat minimalizacji ryzyka podczas stosunku seksualnego, jednak wiedza ta nie koreluje z ich rzeczywistymi zachowaniami, często ryzykownymi.

Badania kobiet miały charakter jakościowy i objęły wyłącznie osoby, które same przyznają się do orientacji homoseksualnej. Ponadto można je uznać za mniej bądź bardziej zaangażowane w działalność organizacji skupiających osoby o orientacji homoseksualnej, zwłaszcza lesbijki.

Większość badanych kobiet dość wcześnie dostrzegła fakt, że pociągają je osoby tej samej płci. Objawiało to się najczęściej zafascynowaniem czy zakochaniem w koleżance z klasy, nauczycielce, czy kobiecie z sąsiedztwa. Pomimo tego, dla badanych charakterystyczne były trzy scenariusze dotyczące pierwszych kontaktów seksualnych: wchodzenie w pierwsze relacje seksualne wyłącznie z mężczyznami, wchodzenie w pierwsze relacje seksualne wyłącznie z kobietami oraz jednoczesne wchodzenie w kontakty seksualne z mężczyznami i kobietami. Kobiety, które wchodziły w relacje z mężczyznami najczęściej robiły to z braku zaufania do swoich preferencji, potrzeb i dla swoistego testowania siebie.

Na przykładzie doświadczeń badanych kobiet można prześledzić różne problemy związane z coming out. Najczęściej pojawiającą się kwestią związaną z procesem wychodzenia z ukrycia jest niechęć do życia w kłamstwie, obłudzie, oszustwie. Zdaniem badanych – ujawniając swoją orientację seksualną wyraża się też szacunek do osób bliskich.

   Ankieta_ID=201876#

Obecne życie seksualne najczęściej oceniane było przez badane kobiety jako satysfakcjonujące. To, na co narzekały, to zbyt mała częstotliwość kontaktów, związana z tempem i stylem życia oraz niedostosowaniem temperamentów partnerek. W seksie z kobietą badane najbardziej cenią sobie: bliskość, ciepło, czułość, poczucie bezpieczeństwa, przynależności, stabilizację, stałość związku. Mniej ważne jest dla nich osiągnięcie satysfakcji seksualnej, czy odkrywanie nowych doznań. Dla większości nie może być satysfakcjonującego seksu bez związku emocjonalnego, zakochania, miłości.

Wartościowe poznawczo są wypowiedzi respondentek na temat różnic pomiędzy kontaktami seksualnymi z kobietą i z mężczyzną. Badane opisują seks z kobietą jako dużo bardziej podniecający, niż uprawiany z mężczyzną. Kobieta w związku jest według nich bardziej nastawiona na dawanie, niż mężczyzna, lepiej wie, jak zaspokoić drugą osobę. Pomaga im w tym znajomość anatomii ciała kobiety. Mężczyzna – według nich – bardziej niż kobieta dąży do zaspokojenia siebie i dojścia do szybszego finału, ma inny zapach, dotyk i zarost, który drażni je i przeszkadza.

Seks kobiety z kobietą może być bardzo różny: od bardzo delikatnego, do bardzo agresywnego. Większość pytanych badanych kobiet preferuje seks oralny, niektóre uprawiają seks analny. W seksie kobiety z kobietą często znajdują zastosowanie różne seksualne gadżety, czasami bardzo wyszukane, dostosowane do specyficznych potrzeb w tego typu relacjach. Lesbijki potrafią jako niezwykle podniecające odbierać subtelne wrażenia związane z dotykiem i pieszczotą. Inne wolą wcielać się w rolę mężczyzny i być stroną dominującą, agresywną. Zastanawia fakt, że zdecydowana większość kobiet deklaruje zainteresowanie kobiecymi kobietami, podczas gdy same przyjmują męski wygląd, który tak je zniechęca u innych lesbijek.

Badane kobiety miały za sobą, z reguły, kilka związków, które uznawały za stałe (od 2 do 5 lat), jednak potwierdzały, że związki homoseksualne – nawet te początkowo bardzo silne – są bardzo nietrwałe. W społeczności kobiet homoseksualnych dość częstym zjawiskiem jest „wymienianie się” partnerkami. Swobodne podejście do spraw seksu i związku – dostrzegane przez respondentki – nie znajduje potwierdzenia w ich doświadczeniach osobistych, tylko nieliczne badane przyznawały się do przygodnych kontaktów seksualnych, uznając je za ryzykowne. Badane lesbijki wolą być podrywane niż próbować zdobywać nową partnerkę. Jeśli chodzi o rozstania, to zdaniem badanych, często bywają burzliwe.

Zdecydowana większość badanych kobiet przyznaje, że bezpieczeństwo w seksie jest sprawą niezmiernie ważną, ale postrzega seks między kobietami jako względnie bezpieczny. Poza nielicznymi wyjątkami nie stosują żadnych zabezpieczeń.

Świat badanych kobiet nie tworzy spójnej całości. Obszary życia społecznego, prywatnego i zawodowego, w których lesbijki funkcjonują – nie przenikają się. Do konkretnej dziedziny przypisani są odmienni znajomi i różne wzorce zachowań. Nie ma możliwości uzgodnienia tych światów – antagonizmy pomiędzy nimi umiejscowione są bowiem na poziomie norm i wartości konstytutywnych dla uniwersum.

Lesbijki żyją na styku nieustannego konfliktu wartości pomiędzy konserwatyzmem polskiej rzeczywistości społecznej (przejawiającym się głównie w podejściu rodziny i otoczenia do kwestii homoseksualizmu) i – z drugiej strony – bardzo liberalnymi zachowaniami charakteryzującymi „branżę”, m. in. otwartość na doznania seksualne. Te dwa uniwersa z założenia są ze sobą nie do pogodzenia – wzajemnie się bowiem wykluczają.

W podręczniku diagnostycznym Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego z roku 1994 homoseksualizm został skreślony z listy zaburzeń i uznany za normalną orientację seksualną. To właśnie poczucie normalności i adekwatności własnej seksualności jest niezbędnym warunkiem prawidłowego rozwoju w okresie adolescencji. Poczucie normalności jest niezbędne także w życiu dorosłym. Badania wykazały, że jest o nie trudno, gdyż – aby je osiągnąć – trzeba uporać się z wszystkimi dylematami na drodze rozwoju psychoseksualnego, na drodze wiodącej do ujawnienia otoczeniu społecznemu swojej orientacji, w procesie przełamywania barier mentalnych i postaw restrykcyjnych prezentowanych jeszcze przez niemałe grono osób.

Najpoważniejsza barierą jest – jak się okazuje – brak tolerancji, zrozumienia, brak edukacji i woli politycznej do właściwego kształcenia, to znaczy kształcenia otwartego na różnorodność ludzkich osobowości i egzystencji. W polskich szkołach nie ma edukacji seksualnej, na wychowaniu obywatelskim nie mówi się o różnorodności nie prowadzi się – jak to się dzieje w innych szkołach na świecie – warsztatów tolerancji. Tak jakbyśmy zapomnieli, że tolerancja stanowi najważniejszą zasadę moralności życia publicznego (a głosiliśmy to w XVI wieku). Dlaczego najważniejszą? Bo pozwala współistnieć ludziom o różnych cechach, przekonaniach, orientacjach, osobowościach, poglądach. Przede wszystkim zaś – cieszyć się życiem, rozwijać je i osiągać szczęście. Bo jak wiemy – nikt prócz nas samych nie może decydować o naszym szczęściu i drogach, które do niego prowadzą.

I jeszcze jedno. Tolerancja i otwarcie na różnorodność, sprzyja wzrostowi gospodarczemu. W krajach otwartych, tolerancyjnych ceniących i sprzyjających różnorodności – żyje się lepiej. Stąd popularność i promocja we współczesnej ekonomii hasła: Technologia, Talent Tolerancja. Może ten argument wpłynie na decydentów tak, aby do szkół jak najszybciej wprowadzono edukację seksualną, aby młodzież posiadała wiedzę o ludzkiej różnorodnej seksualności. Bo wiedza jest warunkiem koniecznym a często i wystarczającym zaistnienia tolerancji, której tak nam potrzeba.

Przypisy:

 

[1]. Z. Izdebski, Badania w grupie mężczyzn mających seks z mężczyznami, próba badawcza 400 osób, badanie zrealizowano na zlecenie KC AIDS Ministerstwa Zdrowia  przez TNS OBOP, 2004 rok

[2]. Z. Izdebski, Wizerunek polskiej lesbijki, indywidualne wywiady pogłębione, próba badawcza 12 osób, realizacja TNS OBOP, 2007 rok

[3]. Osoby homoseksualne dostrzegają to zjawisko. Większość (53 %) badanych mężczyzn MSM uważała, że w mediach obecne są przejawy dyskryminacji osób homoseksualnych.

[4]. Prawie połowa ogółu badanych w badaniach MSM podała, że spotkała się w szkole z sytuacjami, w których nauczyciel mówił o homoseksualizmie i homoseksualistach w taki sposób, że respondent czuł się napiętnowany.

[5]. W badaniach Z. Izdebskiego osób w wieku prokreacyjnym (15 – 49 lat) zrealizowanych w 2005 roku na ogólnopolskiej próbie reprezentatywnej, N = 3200, 53,5% mężczyzn i 42,7% kobiet stwierdziło, że żadne z ich rodziców nie rozmawiało z nimi nigdy na temat seksualności

[6]. W badaniach MSM tylko 22,3% respondentów uważało, że osoby w jednopłciowych związkach partnerskich powinny mieć prawo do adopcji dziecka, 57% było temu przeciwnych, a 19 % udzieliło odpowiedzi „nie wiem”.

 

Zobacz też teksty pozostałych autorów:

Artur Sporniak, Niezdany test Turinga

Robert Biedroń, Po pierwsze nie demonizować  

 

Gérard Laverdure, W sercu Boga jest miejsce dla homoseksualistów

Barbara Kapturkiewicz, Od edukacji do akceptacji

 

POL_TOLERANCJA_debata09.jpg

 

15 Comments

  1. p.radzynski

    kluby “branżowe” – tolerancja czy gettoizacja?

    „Myślę, że jednak można sformułować pogląd, iż tolerancja wobec mniejszości seksualnych, szczególnie wśród młodych, wykształconych osób, mieszkańców dużych miast, stale wzrasta. O zmianach, jakie zaszły od lat 80. świadczy, przede wszystkim liczba klubów, które powstają w wielu polskich miastach, w których geje i lesbijki mogą się spotkać, pobawić, znaleźć partnera, ujawnić swoją orientację bez obawy narażenia się na brak zrozumienia i akceptacji.”

     

    Zaciekawiła mnie kwestia klubów; rozumiem, że chodzi o kluby „branżowe”. Nie rozumiem jakie przejawy tolerancji społeczeństwa można dostrzec w rozwoju tego typu miejsc. Czy geje i lesbijki są rzeczywiście szczęśliwi, że mają „swoje” kluby? Czy to jest tolerancja, o którą im chodzi? Mnie się wydaje, że o tolerancji moglibyśmy mówić, gdyby para gejów czy lesbijek mogła wejść do każdego klubu i bez wzbudzania oburzenia czy agresji spędzić wieczór z bliską osobą czy przyjaciółmi. Czy tworzenie klubów „branżowych” nie jest swoistą gettoizacją?

     
    Odpowiedz
  2. rzusto

    Getto – to nie tylko separacja

    Pan Zbigniew Izdebski (wykładowca rzeszy pedagogów z eduakcji seksualnej – w tym również mój) pisze długo, obszernie i nudno. Nie ma do powiedzenia po za tym nic specjalnie nowego i oryginalnego, za co jest często i gęsto krytykowny wśród absolwentów UW. Nie wiem ile osób ma cierpilowść przeczytać lub wysłuchać tej wypowiedzi. Między wierszami można tu znależć tylko kilka ciekawych rzeczy.

    Dobre pytanie postawił Przemysław.

    Branżowe kluby są swego rodzaju gettoizacją – tylko getto nie zawsze musi mieć konotację tylko i wyłącznie negatywną. Kampusy uniwesyteckie np. też są swego rodzaju gettami. Każda społeczność chce mieć sobie dobrze rozpoznawalaną przestrzeń, która z regóły jest dostępna osobom z zewnątrz.

    W Polkiej rzeczywistości kluby takie są w sumie jednymi z niewielu przestrzeni publicznych gdzie bez stresu można swobodnie potańczyć z innym facetem, czy przytulić się do swojego faceta przy piwie. Geje i lesbijki z regóły aktywnie uczestniczą w życiu całego społeczenstwa. Problem w tym, że społeczeństwo to jest mocno nacechowane heteronormatywnością – co bardzo frustruje. Każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu tzw. swojego towarzystwa. W tych miastach gdzie można znależć dużą liczbe klubów gejowskich z zasady można również znależć więcej klubów mniejszości narodowych, hobbystycznych, wyznaniowych. Co w zasadzie sprzyja wzrostowi tolerancji i wiedzy o innym człowieku.

     
    Odpowiedz
  3. neosceptycyzm

    Postulaty psychologa,

    Postulaty psychologa, subiektywne poczucia rozbijają się o społeczeństwo. Nie pierwszy i nie ostatni raz, nie wystarczy zadekretować psychologicznie i subiektywnie, że coś jest dobre, aby to coś stało się obiektywnym dobrem.

    Moim zdaniem, negatywny stosunek Polaków do homoseksualistów, jako konkretny skutek fatalnej działalności działaczy związanych ze środowiskiem LGBT, które są nastawione na młodych, wykształconych, niewierzących. z wielkich miast. Pomijam wpadki typu wypowiedź Biedronia, który twierdził, że ma identyczny cel jak pierwsi chrześcijanie w imperium rzymskim, czy sprośne ulotki rozdawane przez jedną z organizacji. Idzie o sprawy poważniejsze. Po pierwsze, emancypacja z powodu oczywistej dysproporcji ilościowej, wymaga od nich postawy purytańskiej, to znaczy wyraźnie wiążącej dane zachowania z kontekstem seksualnym. Zwyczajnie, jeśli idę ulicą i widzę dwóch mężczyzn, którzy trzymają się za ręce, prawdopodobieństwo, że widzę parę, jest mniejsze niż w przypadku analogicznej sytuacji z kobietą i mężczyzną. Oni zaś wyraźnie chcą (widać to w ich wypowiedziach) istnienia tejże analogi. W praktyce sprowadza się to, do szerzenia się seksoholizmu, Homoseksualiści tracą przy tym, choćby ten wymiar heteroseksualnej miłości i erotyki, które każą spostrzegać je jako szaleństwo, coś dysfunkcjonalnego. Pięknie o tym wymiarze (w kontekście homoseksualnym!) pisał Platon w "Fajdrosie" (w dzisiejszych czasach dosłownie czytane teksty Platona, mogą sugerować nawet pedofilię). Po drugie jeśli się śledzi na przykład w TOK FM audycje o nich i dla nich, to się odkryje ich skłonności do paternalistycznego traktowania społeczeństwa. Ludzie zwykle nie lubią osób snujących opowieści o tym, jakim zmianom mają społecznie podlegać, dokąd dojść. Prawdopodobnie dlatego Amerykanom nie szkodzi radykalna wolność słowa, powiązana z wymogiem występowania pod imieniem i nazwiskiem.

    Platon był wprawdzie utopistą, ale nie mówił, w Atenach forsujemy dwa postulaty, w Sparcie na razie tylko jeden, na drugi przyjdzie czas! A takie treści można wyczytać z "przeszpiegów", które dzisiaj nie są niczym trudnym. Platon też, potrafił napisać w swym późnym dziele, że homoseksualizm powinien być prawnie karany, nawet jeśli owo prawo miało by być nieskuteczne. I wiesz bardziej mnie nakłonił do "tolerancji" niż Biedronie, którzy muszą sobie odpowiednio zracjonalizować taką ewolucję poglądów. Po trzecie, co powiecie na taką sytuację. Pewna popularna gazeta robi dowcip na pierwszego kwietnia, ogłasza, że niejaki Skoczylas, znany satyryk organizuje paradę równości. Satyryk pisze i publikuje sprostowanie, w którym odcina się od imprezy, stwierdza, ze kłóci się ona z jego przekonaniami. Gazeta i środowisko niespodziewanie odcina się od rozróżnienia na zasady i osoby, rzuca się na niego, jak on śmiał, nie przyłożyć ręki do "zbożnego" celu. Po czwarte ich pomysły na związek partnerski, to są kolejne zgniłe kompromisy prawne (pierwszym kompromisem było zezwolenie na rozwody). Prawo co raz bardziej odrywa się od swego sensu, przesłanek i założeń. To już lepiej radykalnie ułatwić zrzeszanie się i zerwać z praktyką prawnego uzależniania przywilejów w zależności od postaci seksu. Pozostaje pytanie, czy nasza kultura to przetrwa? Regulowanie go to (przynajmniej wedle niektórych teorii) siła kulturotwórcza. Cóż, przy dzisiejszych tendencjach… Po piąte prawo musi uszanować to, że ich styl życia zwyczajnie drastycznie koliduje z innymi stylami życia (na przykład katolickiego) i nie może odgórnie jednego z nich ograniczać w imię fałszywej zgody. Po szóste istotnie istnieje takie kryterium, wedle którego stosunki homoseksualne są gorsze – rodzenie dzieci, można ten kontekst na przykład bagatelizować, ale on nadal istnieje. Para homoseksualna, aby mieć dziecko musi się uciec do takich działań, których nie stosują heteroseksualiści a gdyby stosowali, zapewne spotkaliby się z naganą moralną. Faktyczną dźwignią, realnej emancypacji jest tu oczywiście technika, nie zaś ideologia, ale na razie sytuacja nie wygląda ciekawie. Jeśli homoseksualiści mają dziecko z cudzego nasienia, to pojawia się problem, prawa wiedzy o swym biologicznym ojcu. Jeśli dziecko pochodzi z małżeństwa jednego z partnerów, pojawia się problem, czy on z rozmysłem je rodził, aby potem kogoś rzucić, czy też złamał swe szczere słowo, że nie opuści drugiej osoby, aż do śmierci? Jeśli homoseksualiści chcą spełniać wyśrubowane normy „etyki heteroseksualnej”, dylemat jest poważny. Może ta etyka jest często nierealną, postulowaną heteronormą, nie mniej nie wystarczy powiedzieć, jest ona "be", aby zdyskredytować zawarty w niej, całkiem potocznie rozumiany, idealizm.

     
    Odpowiedz
  4. woocash

    odpowiedź dla “neosceptycyzmu”

    Widać w tej wypowiedzi pewne zabiegi, które służą marginalizacji homoseksualizmu i przedstawieniu go jako coś "radykalnego". Tylko, że są to subiektywne odczucia, bez pokrycia w rzeczywistości. Innymi słowy, uprzedzenia.

    Po kolei,

    "Zwyczajnie, jeśli idę ulicą i widzę dwóch mężczyzn, którzy trzymają się za ręce, prawdopodobieństwo, że widzę parę, jest mniejsze niż w przypadku analogicznej sytuacji z kobietą i mężczyzną."

    Nieprawda. W naszym kręgu kulturowym akurat mężczyźni się za ręce nie trzymają. W Indiach może, we Włoszech. Kobiety owszem, ale akurat jeśli dwóch dorosłych mężczyzn idzie, trzymając się za ręce, będą identyfikowani jako geje. Jeśli jest Pan mężczyzną, proponuję eksperyment. Zresztą, nie do końca rozumiem, jaki to ma związek z następnym "argumentem". 

    "W praktyce sprowadza się to, do szerzenia się seksoholizmu, Homoseksualiści tracą przy tym, choćby ten wymiar heteroseksualnej miłości i erotyki, które każą spostrzegać je jako szaleństwo, coś dysfunkcjonalnego."

    Seksoholizmu? Że geje są seksoholikami? To jest zupełnie niepodparte niczym, a przeczy wielu osobistym obserwacjom. Zresztą, seksoholikami mogą być też (i są też większością seksoholików) ludzie heteroseksualni, a to jednak nie dyskredytuje tej orientacji. Więc o jaki wymiar chodzi, którego nie ma? Nie wiadomo. Ale homoseksualizm się wyklucza, tym razem jest "szaleństwem" i "dysfunkcją".

    "Prawo co raz bardziej odrywa się od swego sensu, przesłanek i założeń. To już lepiej radykalnie ułatwić zrzeszanie się i zerwać z praktyką prawnego uzależniania przywilejów w zależności od postaci seksu. Pozostaje pytanie, czy nasza kultura to przetrwa?"

    O, pewnie. Jak już homoseksualiści czegoś chcą, to tak naprawdę konsekwencje tego będą "radykalne", no i nasza kultura tego może nie przetrwać. Nie wiadomo wprawdzie jak, ale strach się bać! A na poważnie, to równouprawnienie gejów, kobiet, czy dostrzeżenie wartości osób niepełnosprawnych to oczywiście są to zmiany kulturowe – ale mówimy raczej o wypełnianiu się ideałów, o ich lepszych rozumieniu. 

    "Po piąte prawo musi uszanować to, że ich styl życia zwyczajnie drastycznie koliduje z innymi stylami życia (na przykład katolickiego) i nie może odgórnie jednego z nich ograniczać w imię fałszywej zgody."

    Tym razem mamy "drastyczną kolizję". Istny karambol moralności. Tylko, że tego zderzenia nie ma. Pary homoseksualne żyjące razem, w partnerstwie czy w małżeństwie, nijak nie przeszkadzają ani nie ograniczają osób heteroseksualnych. Bo niby jak? Przez samą swoją obecność zatruwają innym życie?W Massachussetts przez pięć lat po wprowadzeniu małżeństw między osobami tej samej płci liczba zawieranych heteroseksualnych małżeństw, jak i liczba rozwodów, nie zmieniły się. Po prostu nie ma to znaczenia. Za to w drugą stronę, narzucenie gejom i lesbijkom, że nie mogą zawierać formalnych związków, jest dużym utrudnieniem. Od tego przysłowiowego odwiedzania w szpitalu, do wspólnej regulacji kwestii podatkowych, rodzinnych… no i też z powodów ogolnej społecznej akceptacji. Jest zatem rażąca asymetria: heteroseksualiści nie zyskują absolutnie nic na ograniczaniu homoseksualistów, a homoseksualiści tracą wiele, wierzcie, naprawdę wiele. Większość gnębi po prostu mniejszość, żeby się lepiej poczuć. I gdzie tu jest moralność, gdzie jest miłość? 

    Nawiasem mówiąc taki "styl życia" pary homoseksualnej wygląda zupełnie tak samo, jak pary heteroseksualnej. Te same problemy, kłótnie, radości… z wyjątkiem dodatkowego bagażu w rodzaju postaw takich, jak komentowana wypowiedź.

    " Para homoseksualna, aby mieć dziecko musi się uciec do takich działań, których nie stosują heteroseksualiści a gdyby stosowali, zapewne spotkaliby się z naganą moralną. Faktyczną dźwignią, realnej emancypacji jest tu oczywiście technika, nie zaś ideologia, ale na razie sytuacja nie wygląda ciekawie. Jeśli homoseksualiści mają dziecko z cudzego nasienia, to pojawia się problem, prawa wiedzy o swym biologicznym ojcu"

    Heteroseksualiści "stosują" i adopcję, i unasiennanie, bez większej społecznej nagany. Nie wiem naprawdę czy adopcja jest kontrowersyjna. Rodzina nie jest też gorsza, jeśli jedno z rodziców nie jest rodzicem biologicznym. Modelem rodziny katolickiej jest przecież taka, w której tylko jedno z dorosłych było Rodzicielką, a Świętemu Józefowi jakoś brak biologicznej więzi nie przeszkodził.  Bóg przyszedł na świat w rodzinie w jakimś sensie niestandardowej. Czy nie powinno być to dla nas znakiem tolerancji?

     

    ŁK

     

     
    Odpowiedz
  5. neosceptycyzm

    Proszę się zdecydować.

    Proszę się zdecydować. Mówi Pan do mnie, czy nad moją głową? Tytuł Pańskiego komentarza przecz pierwszemu akapitowi. Może Pan uważa to za błachostkę, ale dla mnie to nie jest błachostka. Właśnie takie lekkie przechodzenie od jednego do drugiego, skutecznie utrudnis debatę o jakiejkolwiek tożsamości. Pojęcie marginesu jest wieloznaczne i nie musi mieć negatywnej konotacji, zresztą ja go nie użyłem. Zwyczajnie powiedziałem, że homoseksualliści są mniejszością, więc trudno, aby czuli się jak większość. Czuć się normalnie – czuć się jak większość Jeśli zaś chcemy uniknąć takich konformistycznych, czy kolektywistycznych skojarzeń, musimy uciec się do jakiejś metafizyki, gdzue będziemy mieli jakieś obiektywne wzory, "naturę", Wtedy możemy powiedzieć, że normalność to postępowanie zgodnie z owym wzorem i niezależnie od odczuć. Ale taka droga uzasadmoemoa jest zamknięta w naszych postmodernistycznych czasach.

    Próbuje Pan zdyskredytować mój przykład, ale nie bardzo Panu to idzie. Wśród osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, jest to dostaqtecznie częste nawet w naszym keraju i niezależne od płci. Dywaguje Pan o Indiach i Włoszech, ale o takiej możliwości Pan nie pomyślał. Cóż.. pewnie znów złośliwie marginalizuję. Ponadto mój przykład ma charakter uniwersalny. Powiedzmy, że rozmawiamy o Włoszech lub Indiach, Jak rozumiem, istnienie takich zdrowsszych zwyczajów jest formą marginalizacji chomoseksuaqlistów, muszą się  bardaziej wysilić, aby zaakcentować swoje istnienie? Czyli muszą sięgnąć po silniejsze sposoby wyrażenia swej seksualności?  Seksualność powinna siegać po środki słabe i wieloznaczne, niezależnie od orientacji.Seksocholizm nie dotyczy tu gejów, lecz takich, co uznają, że para mężczyzn trzymająca się za ręce to para gejów i trzeba ich pogonić…  Wracając do Woch, czy Indii, uważa Pan, że w Indiach i Włoszech mają bogatsze życie seksualne? Bo moim zdaniem niekoniecznie, zwyczajnie w trzymaniu się  za ręce, nie musi mieć żadnej seksualnej wymowy.

    Rozumiem, że Pańskim zdaniem wymuszanie w Wielkiej Brytani na organizacjach katolickich tego, aby pośredniczyły w przekazywaniu dzieci osobom chomoseksualnym,  z żadnej kolizji nie wynika? A bardziej życiowy ptrzykład, czy słuchaczka Radia Maryja zaakceptuje towarzystwo otwartych, lewicowych gejów sąsiadów i vice versa?  Powstanie między takimi sąsiadami towarzyska zażyłość? Wątpliwe.

    Argument ze świętą rodziną jest słaby. ponieważ człowiek zwykle nie jest Bogiem, czy bezgrzeszną matką boską. nie tworzy "maszyn", czy "organizmów" do spłodzxenia siebie samego etc. Zasadniczo zaś mówiłem o potrzebie biolgicznego dziecka, nie zaś o adopcji.

    Pozdr. R.Ż

     

     
    Odpowiedz
  6. quqzar

    Pozory normalności

    " Czuć się normalnie – czuć się jak większość"

    Nic podobnego. Normalnie czuje się osoba, która… tak się czuje. Żaden chory kolektywizm i żadna kulawa metafizyka nie są tu do niczego potrzebne. Ludzie różnią się od siebie w bardzo wielu kwestiach, również seksualnych. A sztywny podział na heteroseksualną większość oraz nieheteroseksualne mniejszości jest naiwny i nie daje nam prawdziwego obrazu sytuacji. Jednolitej "większości" jako takiej nie ma – są tylko miejscami zbliżone, ale generalnie odmienne wizje "normalnego człowieka", tworzone przez ludzi w ich własnych głowach.

    Kiedyś przyjdzie może taka epoka, w której to homoseksualizm będzie stanowił normę – i co Pan wtedy zrobi? Zażyje Pan swoje własne lekarstwo, polegające na dostosowaniu się do pokracznej wizji "normalności" przyjetej przez społeczeństwo ? Nie sądzę.

     

    "Seksualność powinna siegać po środki słabe i wieloznaczne, niezależnie od orientacji"

    Może Pan tak uważa, ale nie każdy podziela tą opinię.

     

    "Czy słuchaczka Radia Maryja zaakceptuje towarzystwo otwartych, lewicowych gejów sąsiadów i vice versa?"

    A jakie to ma znaczenie ? Jeśli któraś ze stron ma taką możliwość, niech się wyprowadzi. A jak nie, to niech żyją obok siebie. Nie muszą żywić do siebie sympatii, ale muszą szanować swoje wzajemne prawa. Niczego więcej nie możemy od nich – jako społeczeństwo – wymagać. I  nic więcej nie musi nas tak naprawdę obchodzić, choć mnie to na przykład obchodzi. Pana, jak widzę, również. Ale to już zadanie dla religijnych wspólnot i pojedynczych ludzi, wprowadzać zgodę pomiędzy skłóconych. Państwo jest od gwarantowania wolności. Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  7. neosceptycyzm

    Odpowiedź

    Proponuję Panu wypić szklankę zimnej wody…. A teraz do rzeczy. Co do jakiejś przyszłej epoki, jeśli będzie Pan miał szczęscie, spyta się Pan moich prochów, cóż epoki nie zmieniają się z dnia na dzień, z roku na rok i z stulecia na stulecie. Obawiam się, że nie udzielą Panu odpowiedzi. Zresztą szybciej przyjdzie epoka obojniaków, która zniesie dawne podziały, zgodnie z Pańskim marzeniem. 🙂

    Niestety nijak nie rozumiem Pańskich zarzutów. To nie ja formułuję postulaty: "ja gej, chciałbym móc powiedzieć w pracy o tym, że mam wypad za miasto ze swoim chłopakiem, i niech to będzie odebrane to identycznie, jak wieść, że czynią to facet i jego dziewczyna". Inaczej czuję się "nienormalnie". Prosze zwrócić uwagę na fakt, że pojawiają się tu terminy ogólne, odnoszące się do jakiejś masy, zwyczajności, nie zaś do homonormy państwa Kowalskich. Nie mówiąc o tym, że ów "kolektywizm" i konformizm wprowadziłem jako retoryczną przeciwwagę dla jednoznacznego, pozytywnego wartościowania "większości" w wypowiedzi poprzednika. Pański naiwny pluralizm faktycznie blokuje głoszenie i wyrażanie jakichkolwiek zbiorowych tożsamości, postulatów emancypacyjnych, co koliduje z Pańskimi intencjami. Podobnie nie załapał Pan ironi w moich słowach o "postmodernizmie". Osobiście jestem wielce przekonany o emancypacyjnym ładunku filozofii Platona. Wystarczy odrzucić przesąd, że społeczeństwo to suma wolnych, niepowtarzalnych jednostek. Oryginalność Pańskiej i mojej osoby, są bardziej masowymi "produktami" niż się Panu wydaje, ale co ja będę tłumaczył, komuś, kto jest absolutnie pozbawiony wyobraźni socjologicznej.

    Czy to, że inni nie podzielają mojej opini, oznacza, że nie mogę jej głosić lub wręcz jej promować? Bo moim zdaniem jest ona słuszna. Jednoznaczność w kontekście seksualnym, zwykle uważa się za obscenę. Ludzie zasadniczo różnią się tu tylko co do tego, gdzie owa granica jednoznaczności leży.

    Jeśli idzie o ostatni akapit Pańskiej wypowiedzi, proszę o uwzględnienie kontekstu mej wypowiedzi. To mój polemista zdziwił się, że postuluję to samo, co Pan, czyli prawne umożliwienie prowadzenia radykalnie sprzecznych ze sobą stylów życia, w wszelkich możliwych sferach, czyli także np/ w charytatywnej (prganizacje pośredniczące w adopcji dzieci).

     Pozdrawiam.

     

     

     
    Odpowiedz
  8. quqzar

    Wyobraźnia

    Społeczeństwo jest sumą wolnych i niepowtarzalnych jednostek. – nie może być niczym innym, bo każdy człowiek jest swoim odrębnym wszechświatem. Jeśli coś w tym kontekście jest przesądem, to właśnie kolektywistyczne aspekty filozofii Platona. Nie neguję natomiast faktu, że nawet Platon potrafi czasem wskazać komuś drogę do tolerancji. Oczywiście może Pan nazwać takie poglądy "naiwnym pluralizmem", czy też "brakiem wyobraźni socjologicznej", ale przylepianie tego typu etykietek trudno uznać za poważny argument.

    Nie mam zielonego pojęcia, jak definiuje sobie "normalność" przeciętny homoseksualista i doprawdy niewiele mnie to obchodzi, przynajmniej dopóki rozważamy to zagadnienie na poziomie społeczeństwa. Ludzie mogą sobie uważać za "normalne" posiadanie zielonych skrzydeł i poroża – nie ma to większego znaczenia, jeśli tylko nie narzucają przemocą swoich poglądów innym (warunek konieczny) oraz jeśli wykazują minimum szacunku i uczciwości intelektualnej wobec odmiennych poglądów (warunek niekonieczny, ale pożądany z punktu widzenia społecznego). Nie ma tu konfliktu z możliwościa emancypacji, czy też z prawem do głoszenia swoich poglądów – przynajmniej ja takiego konfliktu nie widzę.

    Cieszę się, że zgadzamy się w kwestiach takich jak prawna ochrona różnorodnych stylów życia. Najwyraźniej inaczej odczytaliśmy wypowiedź Pańskiego polemisty, bo ja tam opinii innej niż nasza (w tej sprawie) nie dostrzegłem. Cóż, pewnie zabrakło mi tu socjologicznej wyobraźni.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  9. neosceptycyzm

    Wybacz, ale to są

    Wybacz, ale to są deklaracje bez pokrycia, społeczeństwo zwyczajnie nie może być taką sumą. Człowiek nie jest też żadnym wszechświatem, czy mikrokosmosem. Jeśli chcesz mówić o człowieku jako wszechświecie to czynisz mocno-metafizyczną analogię. Jeśli ukonkretnisz owo bycie wszechświatem np, co do ładu i harmoni jak Potagorejczycy, wyjdzie Ci normatywna wizja człowieka. Wizja człowieka jako kosmosu nie pasuje też do koncepcji człowieka atomu. Człowiek nie jest takim wolnym, samoistnym atomem, ponieważ funkcjonuje w sieci powiązań, które są od niego trwalsze. Mogą one pochodzić bardziej z natury (np. rodzina) lub bardziej z umowy (instytucje społeczne np, szkoły). Zwykle są one dla niego przeźroczyste, rozgraniczenia między sobą a innymi zwykle przeprowadza jedynie w sytuacji konfliktu, co już mówi samo za siebie o jego nieatomistycznej naturze. Nie ma zresztą czegoś takiego jak samoistna, atomistyczna jednostkowość, której przysługiwałaby identyczność, tożsamość – orzeczniki te mają sens jedynie w odniesieniu do różnych ogółów. 

    Cóż, ja też mogę powiedzieć, że składasz jedynie deklaracje i rysujesz minimalistyczną wizję polityki, gdzie cudza wizja normalności wspólnoty etc, nikogo nie musi interesować. Ale czy ona nie trafii najlepiej do tych, którzy są zadowoleni z życia, mają już swoją oryginalność, jednostkowość i nawet nie widzą, że jest ona w pewien sposób urobiona w szerszych kulturowych i gospodarczych ramach?

    Mi się wydało, że taki wątek się u mego polemisty pojawił, ale nieważne.

    Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  10. quqzar

    Nie bierz tego tak

    Nie bierz tego tak dosłownie. Chciałem tylko zaakcentować mój pogląd dotyczący fundamentalnej odmienności każdego człowieka – stąd porównanie do osobnych wszechświatów, bo jaką większą odmienność moglibyśmy sobie wyobrazić ? Ta wizja nie kłóci się z powszechnie występującymi więzami międzyludzkimi, zarówno tymi o podłożu głównie naturalnym, jak i tymi o podłożu głównie społecznym. Wręcz przeciwnie, uważam, że te powiązania prowadzą nas do uświadomienia sobie jeszcze większej wyjatkowości każdego z nas – ośmielam się twierdzić, że nie ma dwóch takich samych relacji międzyludzkich, tak samo jak nie ma dwóch takich samych osób. To są oczywiście tylko deklaracje… nie mają mocy dowodowej, ale wierzę w nie głęboko, podobnie jak Ty wierzysz w swój opis świata.

    Ścisła definicja jednostkowości może istotnie budzić problemy. Ale to jest wg mnie problem raczej naszego nieprecyzyjnego języka niż samej specyfiki zagadnienia. Uznaję odmienność jakiegoś podmiotu, gdy akceptuję świadomość, że mechaniczne ekstrapolowanie moich własnych zachowań niekoniecznie pozwoli przewidzieć zachowanie cudze. Takie, nieco niezgrabne, tłumaczenie nie jest żadną definicją, ale traktuję je jako moje własne robocze wyjaśnienie terminu jednostkowości.

    Interesująca jest Twoja uwaga o mojej wizji jako o trafiającej głównie do zadowolonych z życia. Istotnie, zapotrzebowanie na kolektywizm (oraz spadek zapotrzebowania na wolność czy pluralizm) obserwujemy przede wszystkim wśród ludzi sfrustrowanych, o niskim statusie materialnym i społecznym. Ale jak chciałbyś zastąpić moją wizję w obliczu tej trudności ?

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  11. woocash

    wracając…

    … do homoseksualizmu w kontekście społeczeństwa, etc. Trochę niezależnie od tego, jak widzimy nowoczesne społeczeństwo, to jeśli mogą ze sobą w nim współfunkcjonować na równych prawach młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, ludzie o poglądach lewicowych i prawicowych, ludzie o różnych pochodzeniu, różnej inteligencji… to dlaczego nie mogą na tych samych prawach istnieć w nim homoseksualiści? Ale w tym się (chyba?) zgadzamy.

    Wspólnota nie musi być jakaś wszechogarniająca, pełne utożsamianie się we wszystkim. Gej-katolik może sobie pogadać z mieszkającą obok słuchaczką Radia Maryja na przykład o tym, jak wiele znaczy dla nich różaniec albo wymienić się przepisami na sałatkę czy pierogi. Albo kupić jej leki w aptece na drugim końcu miasta, bo akurat będzie jechał. I oboje będą widzieć w sobie po prostu ludzi, trochę odmiennych, bo pewnie czasem też się pokłócą, ale i trochę podobnych. 

    Nie wydaje mi się, że jest to elitarna wizja wspólnoty.

    ŁK

     
    Odpowiedz
  12. neosceptycyzm

    @ quqzar 
    „Chciałem

    @ quqzar 

    Chciałem tylko zaakcentować mój pogląd dotyczący fundamentalnej odmienności każdego człowieka – stąd porównanie do osobnych wszechświatów, bo jaką większą odmienność moglibyśmy sobie wyobrazić ?”

    We  współczesnym kontekście rozumienia wszechświata, praw przyrody, teorii wielu wszechświatów, twoja  analogia (człowiek jest jak wszechświat), mogę uznać za zrozumiałą, zgodną z twymi intencjami.  Zwróciłem tylko uwagę na jej historyczne uwarunkowanie.

     „Ścisła definicja jednostkowości może istotnie budzić problemy. Ale to jest wg mnie problem raczej naszego nieprecyzyjnego języka niż samej specyfiki zagadnienia.”

    Nie wiem, dlaczego miałbym „winić” nieprecyzyjność języka. Istotnie natura, sposób funkcjonowania języka może utrudniać wyrażenie pewnych idei, filozofii, poglądów, nie widzę jednak powodu, aby obarczać go za to – przeciwnie owa trudność świadczy przeciw owym ideom, poglądom, filozofiom. Ja mogę ograniczyć się do powiedzenia, że nie należy, mocniej niemożna wychodzić od jednostkowości. Dla przykładu weźmy dwie partie szachów, w których występuje roszada.  Rozważmy sensowność pytania: czy to, co zwiemy roszadą jest tym samym, jednostkowym etc? Takie ogólne pytanie jest bezsensowne. Jeśli zaś ustalimy kontekst, stanie się banalne. To, co nazwaliśmy „roszadą” może być tym samym ruchem rąk i nie tym samym, w kontekście odmiennych strategii gry. To samo można robić mówiąc o ludziach, społeczeństwie i doprawdy nie wiem, czemu sobie tego bronić w imię jakiegoś skrajnego indywidualizmu. Kiedykolwiek wskazujesz mi na jakąś jednostkowość i ja to rozumiem, możemy się porozumieć tylko dzięki temu, że obaj mamy przed oczyma jakiś ogół. Oczywiście to mogą być różne ogóły, mogą one ze sobą wchodzić w kolizję, jednakże wyjątkowość, która w wyniku tego tarcia się wyłania, nie jest już atomistycznie, punktowo pojętą jednostkowością.

    Kontynuując, nie możemy mówić wina języka, ponieważ już wiemy, jak sprzeczne metafizyki próbowano usprawiedliwiać mówiąc o jego słabości. Dla przykładu materialiści tacy jak Kotarbiński uważali, że to tylko słabość języka sprawia, iż nie jesteśmy reistami (głupi język nie chce zrozumieć prostej prawdy, istnieją tylko rzeczy), albo idealistami jak Hume (głupi język nie chce pojąć oczywistej oczywistości, istnieją tylko doznania) etc.   

    „Uznaję odmienność jakiegoś podmiotu, gdy akceptuję świadomość, że mechaniczne ekstrapolowanie moich własnych zachowań niekoniecznie pozwoli przewidzieć zachowanie cudze.”

    Nie rozumiem, co wnosisz do dyskusji. Człowiek zwykle nie ekstrapoluje, zwłaszcza w mechaniczny sposób swoich zachowań na innych.  Często też właśnie dlatego obawia się innych, snuje „teorie spiskowe”, bo odmawia sobie dokonania ekstrapolacji. Od dawna wiadomo przecież, że: „obce plemiona nie gadają po naszemu, czczą innych bogów, żyją nieobyczajnie, nie mają uczuć…”.

     „Interesująca jest Twoja uwaga o mojej wizji jako o trafiającej głównie do zadowolonych z życia. Istotnie, zapotrzebowanie na kolektywizm (oraz spadek zapotrzebowania na wolność czy pluralizm) obserwujemy przede wszystkim wśród ludzi sfrustrowanych, o niskim statusie materialnym i społecznym. Ale jak chciałbyś zastąpić moją wizję w obliczu tej trudności ?”

    Wychodząc poza prostą opozycję „indywidualizm” kontra „kolektywizm”. Zamiast tworzenia mitów, badać i opisywać, dostrzegając dialektykę szczegółu (jednostkowości) i ogółu.  Z poruszanym tu problemem, zmagał się też Hegel, który stworzył koncepcję świadomości nieszczęśliwej. (Mówił o niej Tischner w swych wykładach o Heglu.)

    Łukaszu: Niby wszystko ładnie, ale kościół. jego władze wdzą go w sposób elitarny, to nie pasuje do egalitarnego społeczeństwa… W konsekwencji uwiera też takich, którzy chcą jakoś pogodzić swoje "niedopasowanie" do elitarności z chęcią przynależności do niego. Nie dotyczy to tylko orientacji seksualnych, które owszem mogą sobie być inne niż heteroseksualność, ale nie.. jak to powiedzieć "eksplatowane", zaleca się swoisty… celibat. Inna sprawa, że jednocześnie sam kościół jakby niedowierzał, że może on tu istnieć. 

    Pozdrawiam.

     

     
    Odpowiedz
  13. quqzar

    Zapętlony język i wątpliwa dialektyka

    To nie do końca tak. Rzeczywistość zewnętrzna może wykazywać pewne cechy, których nie umiemy póki co opisać naszym językiem, ale nie znaczy to, że owe cechy nie istnieją. Na przykład większa część teorii względności czy mechaniki kwantowej nie dawała się wyrazić w żaden "ludzki" sposób przed odkryciem zaawansowanej matematyki – a przecież tysiąc lat temu wymienione przeze mnie teorie działały (chyba) tak samo sprawnie jak później. Koncepcja czasoprzestrzeni była niewyrażalna do XIX wieku – czy mamy z tego wyciągnąć wniosek, że czasoprzestrzeni wówczas nie było ?

    Odwoływanie się do języka na dłuższą metę musi uczynić dyskusję jałową – prędzej czy później dokopiemy się do pojęć "arbitralnych", czyli takich, których nie umiemy zdefiniować. Dla Ciebie takim wstępnym aksjomatem jest ogół, dla mnie jednostka. Który rodzaj opisu jest "lepszy" ? Na to odpowiedzieć się za bardzo nie da, chociaż można wskazać konkretne przypadki, w których jeden opis pasuje bardziej. Weżmy chociażby Twój przykład z roszadą – jak dla mnie jest oczywiste, że każda "roszada" jest unikatowa. Każda rozgrywa się bowiem w innym miejscu i czasie, przy użyciu różnych pionków i szachownic, pomiędzy różnymi przeciwnikami. Nawet ustawienie króla i wieży nigdy nie jest dokładnie takie samo. Mamy więc zupełnie różne od siebie sytuacje, które umysł ludzki upraszcza i klasyfikuje w jednym pudełku o nazwie "Gra w szachy – roszada". Oczywiście możemy użyć nazwy "roszada" do opisania czegoś zupełnie innego, ale wtedy powyższa sytuacja tylko się powtarza w innym kontekście. Pojęcia ogólne są zawsze pewnym złudzeniem umysłu, przynajmniej według mojego sposobu opisywania świata.

    Poza tym, ja nie zwalam wszystkiego na język. Na Twoją prośbę podjąłem próbę roboczego wyjaśnienia, czym dla mnie jest jednostkowość i otrzymałem taką o to, nie do końca jasną, replikę:

    "Nie rozumiem, co wnosisz do dyskusji. Człowiek zwykle nie ekstrapoluje, zwłaszcza w mechaniczny sposób swoich zachowań na innych.  Często też właśnie dlatego obawia się innych, snuje „teorie spiskowe”, bo odmawia sobie dokonania ekstrapolacji."

    No tak, przecież właśnie o to mi chodziło. Życie jest pełne sytuacji, w których uznajemy cudzą odmienność. (Tylko dlaczego z góry zakładasz, że ta odmienność musi być negatywna ?)

    Twoje wyjaśnienie dotyczące "indywidualizmu" i "kolektywizmu" jakoś niczego nie wyjaśnia. Nie wiem, co o Heglu pisał Tischner (muszę to kiedyś nadrobić 🙂 ), ale wiem, co o jego dialektyce pisał Popper i nie były to pochlebne recenzje. Dlatego też nie ufam Twojej recepcie i pytam – co konkretnie ma oznaczać "dialektyka ogółu i szczegółu" ?

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  14. neosceptycyzm

    Komu się język pętli?

    @ quqzar

    To nie do końca tak. Rzeczywistość zewnętrzna może wykazywać pewne cechy, których nie umiemy póki co opisać naszym językiem, ale nie znaczy to, że owe cechy nie istnieją. Na przykład większa część teorii względności czy mechaniki kwantowej nie dawała się wyrazić w żaden "ludzki" sposób przed odkryciem zaawansowanej matematyki – a przecież tysiąc lat temu wymienione przeze mnie teorie działały (chyba) tak samo sprawnie jak później. Koncepcja czasoprzestrzeni była niewyrażalna do XIX wieku – czy mamy z tego wyciągnąć wniosek, że czasoprzestrzeni wówczas nie było ?”

    Mówimy jednak o rzeczywistości ludzkiej i międzyludzkiej, tu nie ma analogii z sytuacją fizyka, który odkrywa, że w mikroświecie obowiązują inne prawa niż w makroświecie. Tenże świat jest nam już jakoś znany (w silniejszym sensie niż mikroświat), bo go aktywnie i świadomie współtworzymy. Zresztą nawet jeśli ów mikroświat istniał za nim matematyka wypracowała sobie zawansowany matematyczny język, fizyk głoszący jego istnienie bez odpowiedniego języka, przed dokonaniem odpowiednich eksperymentów i ściślejszym określeniem zakresu obowiązywania wcześniejszych teorii („zakładanych” choćby przez potoczną praktykę)  całkiem słusznie uchodziłby za szarlatana a później za wyjątkowego szczęściarza, czy proroka. Zwyczajnie ogół niepoznanych własności świata jest węższy niż ogół wszelkich możliwych, jeszcze niepoznanych własności świata.

    Często owo ściślejsze ograniczenie nie sprowadzało się do zawężenia ważności teorii, ale też jej odpowiedniej reinterpretacji, jeśli wierzyć zwolennikom konwencjonalizmu w metodologii naukowej. Taka reinterpretacja może polegać na tym, że z teorii wyciąga się substrat, matematyczne wzory i przeliczenia i zapomina o sugerowanej przez ówczesną teorię ontologii. Dzięki temu można na 0przykład uznać teorię Newtona za przypadek szerszej teorii Einsteina.  Zgadzam się, że człowiek wypracowuje różne zaawansowane języki, na przykład język matematycznego przyrodoznawstwa. Nie bagatelizowałbym jednak problemów, jakie się pojawiają przy bezrefleksyjnym ich przekładaniu na język potoczny, codzienny. Jak mam na przykład w języku potocznym wyrazić to, że fizyka traktuje czas identycznie jak inne wymiary przestrzeni? Mogę oczywiście powiedzieć, że tyle czasu, to taka odległość. Ale gdy zaczynam poważnie traktować go w ten sposób, pojawia się pytanie o jakiś piąty wymiar, w którym jednako traktowałbym pozostałe cztery wymiary. Bo co to znaczy, że faktycznie czas odczuwałbym tak samo jak wysokość lub szerokość? Wydaje mi się, że w twojej wizji świata, nie ma możliwości postawienia takiego pytania. Słowo „różne” podobne do czarodziejskiej różdżki rozwiązuje wszelkie ciekawe problemy.

        „Odwoływanie się do języka na dłuższą metę musi uczynić dyskusję jałową – prędzej czy później dokopiemy się do pojęć "arbitralnych", czyli takich, których nie umiemy zdefiniować. Dla Ciebie takim wstępnym aksjomatem jest ogół, dla mnie jednostka.”

    A wystarczyłoby zauważyć, że jedno pojęcie nie istnieje bez drugiego, jedno bez drugiego nie mogłoby pełnić swych  funkcji. Doprawdy nie ma sensu naśladować tu Parmenidesa, który w imię trwania chciał wykluczyć zmianę lub Heraklita, co w imię zmiany chciał wykluczyć trwanie.

    ”Który rodzaj opisu jest "lepszy" ? Na to odpowiedzieć się za bardzo nie da, chociaż można wskazać konkretne przypadki, w których jeden opis pasuje bardziej.”

    Ja w ramach swojego opisu uchwytuję zarówno ową indywidualność, jak i ogólność, Ty zaś postępujesz jednostronnie. Mógłbym Cię zapytać, czy skoro każda, ogólnie pojęta, gra w szachy to tylko rojenie umysłu, partie są takie wyjątkowe i niepowtarzalne, jak w ogóle można nauczyć się gry w szachy? Nie mówiąc o tym, skąd wiemy, że w ogóle są jakieś szachy, czy partie szachów?  Parafrazując wczesnego Gorgiasza, jeśli ogóły są rojeniami umysłu, to żadnej jednostkowości nie ma. Nawet jeśliby ona istniała, nikt nie mógłby jej poznać. A nawet gdyby kto i poznał ją, nie umiałby nas o tym przekonać. Weźmy na przykład twój opis wyjątkowości każdej gry w szachy. Zgodzisz się ze mną, że identycznie mógłbyś powiedzieć o warcabach i innych, niekoniecznie planszowych grach. Zatem odwołujesz się do pewnych ogólności, które możesz stosować nie tylko do mówienia o grze w szachy. Uciekłeś się do opisu fizycznego. Istotnie, mogę powiedzieć, że wszystkie zegarki w mieście źle chodzą, chodzą niedokładnie, nie tworzą żadnego ogółu sprawnie działających zegarków. To wina jakiegoś demonicznego oszusta, że ludzie z większości z nich, są zadowoleni. I na dodatek wcale nie chcą zrozumieć, że ów fizyczny opis jest podstawowy.  Nie mogą pojąć, że to ten demon Kopernik namieszał im w głowach, zapomnieli, że trzeba wyjść od absolutnych podstaw i indywidualności, aby dojść do rojonych przez umysł ogólności.  Dla mnie jest to jednak czysta sofistyka. (Przepraszam za zjadliwą ironię, ale zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać.)

    „ Mamy więc zupełnie różne od siebie sytuacje, które umysł ludzki upraszcza i klasyfikuje w jednym pudełku o nazwie "Gra w szachy – roszada".”

    Nie zgadzam się, nie tworzymy pojęć przez indukcję, czy przez uproszczenia. Ale nawet gdybyś miał rację i w konsekwencji teorie naukowe byłyby uproszczeniami, wynikami postępowania indukcyjnego, jakim sposobem mógłbyś je uznać za racjonalne, mówiące prawdę o obiektywnej rzeczywistości? Eter istnieje, czy nie? Skąd wiesz, czy jutro czasoprzestrzeń, czy coś innego ważnego dla ontologii współczesnej fizyki nie podzieli losu dziewiętnastowiecznego eteru?  

    Jeśli czytałeś Poppera i jesteś jego zwolennikiem, to przypomnę, że dla niego zasadniczo poznajemy fałsze, prawdy zaś nigdy nie możemy być pewni. Dialektykę ogółu i szczegółu nie wymyślił Hegel lecz Platon, obaj byli dość niesprawiedliwie ocenieni przez Poppera (z tym, że Platona jednak cenił sobie wyżej niż Hegla). Chodzi w niej o to, aby sprawdzać różne drogi przechodzenia od szczegółów jednostek do ogółów i z powrotem i w konsekwencji poprawić ludzkie pojęcia. Platon próbował ją przeprowadzać przez ciągłe pytanie, czy coś jest, czy nie jest. Nie całkiem mu to wychodziło, dlaczego? Bo na przykład zwierzęta nie są tylko lądowe lub wodne. Jeśli idzie o Hegla, to mówiłem o świadomości nieszczęśliwej. Zdaniem Hegla motorem postępu, zmiany społecznej są niezadowoleni, zadowoleni spoczywają na laurach. Niby są zwycięzcami, ale jednocześnie już znaleźli się na bocznym torze historii. To tak w skrócie. I jeszcze jedno, dialektyczność, lepiej zależność pojęć , którą widzę, nie oznacza, że zalecam dialektykę Platona, czy Hegla. Ta pierwsza była dobra dla nauki starożytnej, ta druga z naukowego punktu widzenia, nie ma większej wartości, jak wykazał m.in. Popper.  

    Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  15. quqzar

    Pętli się nieustannie każdemu

    "Zresztą nawet jeśli ów mikroświat istniał za nim matematyka wypracowała sobie zawansowany matematyczny język, fizyk głoszący jego istnienie bez odpowiedniego języka, przed dokonaniem odpowiednich eksperymentów i ściślejszym określeniem zakresu obowiązywania wcześniejszych teorii („zakładanych” choćby przez potoczną praktykę)  całkiem słusznie uchodziłby za szarlatana a później za wyjątkowego szczęściarza, czy proroka."

    W zasadzie się z tym zgadzam. Chciałem tylko pokazać, że nie powinniśmy tak łatwo wykluczać z debaty czegoś, czego nie umiemy do końca określić. Ale oczywiście w ostatecznym rozrachunku liczy się zdolność danej teorii do przewidywania rezultatów empirycznych pomiarów.

    "A wystarczyłoby zauważyć, że jedno pojęcie nie istnieje bez drugiego, jedno bez drugiego nie mogłoby pełnić swych  funkcji. Doprawdy nie ma sensu naśladować tu Parmenidesa, który w imię trwania chciał wykluczyć zmianę lub Heraklita, co w imię zmiany chciał wykluczyć trwanie."

    Pomyliłem się – dla Ciebie aksjomatem wstępnym nie jest zatem ogół, tylko jakaś nieokreślona relacja pomiędzy ogółem a jednostką. Przepraszam za pomyłkę, ale reszta mojej argumentacji pozostaje w mocy. Nie widzę powodu, dla którego Twój aksjomat miałby dawać lepsze wyniki od mojego.

    "Mógłbym Cię zapytać, czy skoro każda, ogólnie pojęta, gra w szachy to tylko rojenie umysłu, partie są takie wyjątkowe i niepowtarzalne, jak w ogóle można nauczyć się gry w szachy?"

    Zwyczajnie. Biorę taką teorię gry w szachy, która zaniedbuje fakt wyjątkowości każdej partii, podobnie jak np. mechanika Newtona zaniedbuje efekty relatywistyczne. Jeśli teoria ta sprawdza się w codziennej rzeczywistości (tak jak sprawdza się w niej mechanika Newtona), mogę za jej pomocą nauczyć sie grać w szachy. Ale tworzenie sobie ontologicznych "ogółów" tylko na jej podstawie prawdopodobnie sprowadzi nas na manowce – dokładnie tak jak było u Newtona z absolutnym czasem oraz absolutną przestrzenią. To samo tyczy się zegarków i innych zjawisk. Krytykując wprowadzanie analogii pomiędzy nauką i rzeczywistością ludzką, zapominasz chyba o być może najważniejszym aspekcie tej analogii, czyli o relacji teoria-doświadczenie. Nasz zdroworozsądkowy "ludzki" punkt widzenia jest codziennie poddawany eksperymentom weryfikującym i falsyfikującym, zupełnie jak teorie naukowe. W tym kontekście uważam moje analogie za uzasadnione.

    "Nie zgadzam się, nie tworzymy pojęć przez indukcję, czy przez uproszczenia. Ale nawet gdybyś miał rację i w konsekwencji teorie naukowe byłyby uproszczeniami, wynikami postępowania indukcyjnego, jakim sposobem mógłbyś je uznać za racjonalne, mówiące prawdę o obiektywnej rzeczywistości? Eter istnieje, czy nie? Skąd wiesz, czy jutro czasoprzestrzeń, czy coś innego ważnego dla ontologii współczesnej fizyki nie podzieli losu dziewiętnastowiecznego eteru?"

    Zupełnie niewłaściwie odczytałeś sens mojej wypowiedzi. Teorie dotyczące codzienności tworzymy zazwyczaj przez indukcję (tak jest nam wygodniej), ale teorie naukowe to zupełnie inna bajka. To, że w nauce zrezygnowalismy z mechanicznej indukcji jako głównego narzędzia pracy, jest naszym wielkim cywilizacyjnym sukcesem i ja tego nie neguję. Ale jako zwykli ludzie ciagle używamy starych metod, bo nowe są niewygodne – nikt przecież nie będzie sprawdzał godziny przy uwzględnieniu np. efektów relatywistycznych.

     

    W ogóle – wyluzuj trochę. Świat naprawdę się nie zawali, jeśli parę prehistorycznych koncepcji określimy jako nieadekwatne do obecnego stanu rzeczy. Teoria nie musi być dokładna, nie musi być nawet formalnie "prawdziwa", aby mogła być pożyteczna dla człowieka. Oszukiwaliśmy siebie samych dziesiątki tysięcy lat i oszukujemy się nadal, tworząc wydumane konstrukcje intelektualne, a życie i tak toczy się dalej. Na szczęście.

    Pozdrawiam serdecznie

    PS Ta świadomość nieszczęśliwa to jakiś strasznie naiwny twór. Zwycięzcy historii nie spoczywają na laurach,  tylko walczą o swoje pozycje. Tak jak Kościół średniowieczny zwalczał herezje, albo tak jak kapitalizm zwalczał ruchy komunistyczne. Wynik tych zmagań nigdy nie jest z góry przesądzony, ale na pewno nie ma mowy o "bocznym" torze historii. Chyba że ktoś wybierze się tam doborowolnie, bo ma wszystkiego dosyć. Tak też bywa.

    PPS Zupełnie na marginesie – co sądzisz o takim jak powyżej pogrubianiu wypowiedzi cytowanych ? Pozdr

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code