Byłam w lesie. Wśród ludzi naładowanych pozytywną energią. Wśród instruktorów harcerskich, z którymi można tak po prostu wypłynąć na głębiny, rozmawiać o najważniejszych sprawach, kwestiach istotnych i priorytetowych. Bez wstępów i zagajeń, bez podstępów i chwytów retorycznych przygotowujących grunt pod przyjęcie prawd jedynie słusznych 😉
To był weekend niezwykły. Spotkania z przyjaciółmi, ognisko w środku lasu, w środku nocy i rozmowy o trudnych rzeczach. Potem już bez obaw mogłam prowadzić warsztaty o ustalaniu priorytetów, o tym, jak układać sobie sprawy, żeby nic nie zaczęło dominować i niszczyć nas wewnętrznie. Oprócz moich słów zdarzyły się też historie z życia wzięte. Niespodziewane zaskoczenia i chwile milczenia – kokony, z którego wykluwa się sedno przyjaźni.
I ten las. Przestrzenny, sosny wystrzelone w niebo prosto z mchu. Msza odprawiona pod dachem nieba, z tymi sosnami zamiast dachu nad ołtarzem. Śpiew harcerek i tubalny śmiech księdza w harcerskim mundurze. Krąg ludzi niezwykle związanych z tymi samymi wartościami.
A dziś rano przyszli do naszego domu chrześcijanie, aby pogadać o Bogu. Wieczorem ma przyjść następny. Prosiłam kiedyś Boga, żeby codziennie kogoś przysłał ze słowem od Siebie. Pasmo spotkań z Bogiem się zdarzyło. Jak tego można nie zauważyć? Jak nie dziękować? Dlaczego dopiero teraz to widzę?
Podróże pod róże. Czyli takie, które prowadzą w zapach wieczności. Bo święci zawsze pachnieli różami 🙂 Jak cudowne jest życie w Jego obecności!!!
Szkoda, że nie mam słów dzisiaj, aby to lepiej opisać. Podzielić się w sposób pełny…
Machmadim
Machmadim.
"Rzuciłeś się na płótno które drży pod twoją ręką. Umoczyłeś pędzel. Czerwień, błękit, biel, czerń tryskają. Wciągasz mnie w fale farb.
Nagle porywasz mnie z ziemii razem unosimy się ponad przystrojonym pokojem"
Tytułowy "poeta zdjąłszy kapelusz i skrzyżowawszy ręce na piersi wyciąga się na gęstej, aksamitnej trawie.
(Fragment książki którą właśnie czytam pt "Marc Chagall" biografia.)
Ps.
Machmadim” (słowo to tylko raz pojawia się w Biblii hebrajskiej, w Pieśni nad Pieśniami, i tłumaczone bywa jako „rozkoszny”, a dosłownie: „pragnienie moich oczu”)
Dziękuję Jolu że umiesz dzielić się chwilami życia.
Rysunek dedykuję Tobie
Wczoraj przechadzałem się po sadzie.
Art
pozdrawiam i życzę.
Pozdrowienia z końcówki wakacji
Ostatnie dni wakacji… I coraz rzadziej bywam w świecie wirtualnym. Teraz wpadam tu "zawodowo", na Tezeuszu też bywam tylko raz-dwa razy w tygodniu. Za moment wyruszę w świat obowiązków, walki o codzienność i niezgubienie się w labiryncie oczekiwań i powinności. Ale będę pisać. Mam nadzieję, że będę,
Podróże po róże to taka odskocznia czasem. W świat, który kiedyś zwiedzałam jako trakt główny moich dni. Teraz to boczne ścieżki, już inne teraz mam drogi. Ale skręcam w te róże najczęściej jak się da. A pisanie to taki akt wzlotu do tych światów, które trzeba zostawić innym.
"Ta ostatnia niedziela…"
Fajnie, że jesteś.
J.
Grunt
Grunt to się nie przywiązywać.
Niech będzie i raz na tydzień widzenie z taką duszą .
To szczęście niezwykłe widzieć takich ludzi jak Ty.
Przez to, że żyją tacy ludzie jak Ty Kościół staje się czymś namacalnym i żywym trwającym co niedziela.
Nie kończy się to co wypływa z korzenia Agape ale trwa.
Ja również niedługo będę oddawał sie pracy na roli – zbiory na mnie czekają i pole ziemniaków trzeba wykopać. Więc chyba raz w tygodniu dam radę napisać. Tylko te plecy bolą i mam przez to trochę trudno.
Pozdrawiam Ciebie i wszystkich w Twoim domu.
Bratni Aharon.
Proszę o modlitwę.
Chociaż …?
Ty chyba i tak się za mnie modlisz..tak mi sie bynajmniej czuje.
Przywiązanie 😉
To zależy jak rozumiesz: "modlić się za kogoś". Najprostsza definicja modlitwy to: rozmowa człowieka z Bogiem. Jeśli rozmyślam o różnych ludziach i zdarzeniach w obecności Boga, to czy to jest modlitwa za kogoś? <hehe pytanie podchwytliwe>
Dziś ostatni dzień wakacji… jest za co Bogu dziękować. Tyle zdarzeń. Do których się przywiązuję wspomnieniami. I nie mam o to do siebie pretensji. To znak, że żyję i mam serce. Nie boję się przywiązań, jeśli nie są zniewoleniem. Kiedyś dużo rozmawiałam z niektórymi ludźmi o takim niedobrym przywiązaniu. Jestem generalnie "nieprzywiązana", ale dzięki temu mogę wybierać w wolności, do kogo się mogę częściej zwracać w bliskości. To temat na osobny chyba tekst… Pomyślę Dobrych zbiorów! I jak najmniej bólu w plecach życzę!
Dużo dobra
+
Dobra trwałe i Mamona !
Czytając fragmenty Ewangelii Mateusza i to wyznanie : "Tyle zdarzeń. Do których się przywiązuję wspomnieniami. I nie mam o to do siebie pretensji. To znak, że żyję i mam serce. Nie boję się przywiązań, jeśli nie są zniewoleniem." Zrodziły się u mnie wątpliwości, czy Pani dokładnie wie o tym :
Co może być Mamoną, która przywiązuje, niszczy, szkodzi i zniewala nie tylko nasze dusze i sreca, lecz również umysły i wolną wolę ?…….
Dowiedziałem się, że mogą nią być dobra materialne i duchowe np: przywiązanie do pieniędzy, swoich dzieci i innych osób bliskich, do pracy – tego co tworzymy, nad czym pracujemy, do spokoju, dostatku i wygód, a nawet mniemania o własnej "wielkości, doskonałości lub świętości".
W/w i zapewne inne przywiązania powodują zniewolenie, dlatego przywiązywać się winniśmy tylko, do jednej jedynej rzeczywistości – do woli Boga Trójjedynego. Ponoć wszystkie inne przywiązania i zniewolenia systematycznie niszczą nasze zdrowie i psychikę, także umniejszają naszą wiarę i oddalają, od Pana Boga.
Wyraźnym przejawem zbędnych i szkodliwych przywiązań są nostalgia, rozczarowanie, smutek i żal, a nawet rozpacz, bunt, pretensje, depresja, kiedy Pan Bóg coś nam zabiera.
"Bo gdzie jest twój skarb, tam bedzie i serce twoje"(Mt6,21)
"Nikt nie może służyć dwóm panom, gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał albo przywiąże się do jednego, a drugim wzgardzi." (Mt6,24)
Szczęść Boże !
Przywiązania c.d.
Przywiązanie się do kogoś lub czegośnie musi być złą skłonnością. Wola Boga przywiązuje nas do różnych ludzi, grup i miejsc. Tam, gdzie mamy zadanie: pełnić Jego wolę. Pisząc o tym, iż nie mam do siebie pretensji o przywiązanie do wspomnień i za powracanie do miejsc i ludzi, którzy te wspomnienia wzmacniają, miałam na myśli pewną rzeczywistość. Taką, która w moim życiu jest polem walki, nieustannego czuwania i – jak to mówi Ignacy Loyola – rozeznawania. Ale też polem walki, na którym zdarzają się cudowne chwile odpoczynku i zrozumienia.
Miałam też na myśli szczególny rodzaj relacji z ludźmi, które z jednej strony są mi miłe, i staram się je podtrzymać. A z drugiej pilnuję pewnego rodzaju zdrowej przestrzeni między sobą a "innym", aby nie połączyć się z kimś właśnie takim niezdrowym przywiązaniem. O którym słusznie Pan napisał, że może być " biblijną mamoną".
Pozdrawiam
J.