O porządkach, szacunku i kobiecości (z listu do Przyjaciela)

1024×768

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4


/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

Drogi Przyjacielu

Twój ostatni list był czytany w biegu. Nie mam teraz czasu. Nie mam też siły. Ciągle śpię, albo walczę ze smutkiem, albo staram się czegoś nie zawalić. Jak tak dalej pójdzie, to chyba zwolnię się z pracy i zasnę do końca tej zimy. Nie mogę się pozbierać normalnie. I nie mogę nic napisać. Jestem zamrożona.

Twoje słowa świadczą o trosce, ale nie ma w nich zbyt wielu trafnych przeczuć. Ważne są Twoje myśli o tym, żeby mieć plan życia. Ja go mam. Ale teraz w tym planie jest nieoczekiwany aneks – "odpocznij kobieto i wyluzuj na rok dwa. Daj sobie czas i czas Bogu, aby dał Ci łaskę." Zrozumiałam, że muszę nauczyć się leżeć bez ruchu i stać w miejscu. Czas na to właśnie teraz.

Myślę o tym, o czym rozmawialiśmy ostatnio, narzekając na różne bałagany w naszym życiu, w mieszkaniach naszych znajomych, w pracy… W moim domu jest porządek. To, co leży na wierzchu to taki powierzchowny bałagan porozrzucanych codziennie rzeczy, które codziennie setki razy sprzątamy wszyscy razem. Mój dom jest czysty, ale jest mały i w tak małym domu, gdzie mieszka pięć osób, które ciągle się o siebie potykają nie ma szans być nieustannie czysto. Mieszkamy w bloku na niecałych 50m w dwóch pokojach z kuchnią przedpokojem i łazienką. Mamy zamiar za rok dwa przebudować mieszkanie i urządzić je tak, żeby lepiej zorganizować przestrzeń. Póki co jest i tak dobrze, bo wszyscy starają się utrzymywać porządek i raczej ten porządek jest. Nasze dzieci są nauczone, że muszą mieć czysto w pokoju, znosić talerze ze stołu itd. Czasem się buntują, jak to dzieci, ale raczej nie są brudasami. Według mnie zachowują się dobrze i nie są jakoś specjalnie uciążliwsi, bardziej niż inne dzieci w ich wieku.

Niektórzy mają niestety problem ze sprzątaniem polegający na tym, że ciągle to robią. Bez przerwy coś sprzątają. Nawet w dzień jakiegoś święta czy rodzinnej uroczystości nie chcą iść do kina, na spacer czy gdziekolwiek poza dom, żeby spędzić trochę czasu z bliskimi. Stoją przy desce i twierdzą że MUSZĄ prasować, odkurzyć i umyć podłogi, umyć naczynia po obiedzie itp. itd. Może warto wtedy trzasnąć drzwiami, i zostawić czyściochy w domu. Samemu z chętnymi „brudasami” 😉 wybrać się do parku rozrywki i super się bawić bez wyrzutów sumienia. Niech mają je ci, co zostali w domu. Trzeba się czasem usunąć z oczu, żeby ktoś nas zauważył.

Więc widzisz Mój Przyjacielu, ja nie mam aż tak radykalnych poglądów na czystość w domu. Ma być po prostu porządek i brak syfu, ale nie można dręczyć innych nieustannym utyskiwaniem na coś, co zawadza na widoku. Ludzie, którzy bardzo pilnują porządku wokół siebie bardzo często mają nerwicę. Dla mnie ważniejsze jest wyjście z dziećmi na spacer i pobieganie z nimi w lesie niż wielogodzinne uparte poszukiwanie najmniejszego brudku w kątach. Sprzątam na bieżąco. Czy coś jest złego w tym, że czasem książka, szalik czy koc leżą na wierzchu?

Słuchałam kiedyś w ramach pokuty rekolekcji o odpoczynku. Ksiądz, który je wygłaszał kilka razy wspominał właśnie o takich sytuacjach domowych. Mówił, że często zbyt wielką wagę przywiązujemy do sprzątania w domu, zabałaganiając swoją duszę grzechami krzywdzenia członków rodziny udręczaniem ich i złoszczeniem się o nieistotne w sumie szczegóły. Naczynia można umyć później, odkurzanie można odłożyć na drugi dzień, pranie i prasowanie nie musi być priorytetem. Czasem ważniejsze jest spędzenie czasu z mężem, z żoną, z dziećmi. Oczywiście sprzątać trzeba i porządek musi być, ale nie wolno dopuścić, aby stało się to obsesją.

Myślę też o tym, co piszesz o wzajemnym szacunku męża i żony do siebie. Parę dni temu moja znajoma, która od wieków jest mężatką i matką, poszła po pracy na pierwszą od lat wieczorną pogawędkę z dawnymi znajomymi z pracy. Wcześniej zrobiła zakupy, obiad, trochę ogarnęła w kuchni, ale wychodząc powiedziała, że nie zdąży już umyć naczyń. Mróz 10 stopni, ona zakłada nową spódnicę, którą sobie kupiła kilka dni temu. Wróciła o 1 w nocy. Pierwszy raz od lat jej mąż nic złośliwego na ten temat nie powiedział, ani jednej uwagi. 10 lat jej zajęło przyzwyczajanie go do tego, że jest wolną osobą z innymi niż on upodobaniami. I następne lata pewnie też jej miną na przypominaniu mu o tym. Faceci czasem chcieliby zagarnąć swoją kobietę tylko dla siebie. Tak samo jak kobiety swoich mężów chciałyby zamknąć w domu albo w jakimś schemacie. Znam kobiety, które tak bardzo boją się o swoje związki, że uwiązują swoich mężów na złotej smyczy „tego co musisz w domu”, kneblują rubinowymi kneblami „tego co nie wypada” i nawet nie zauważają, jak ich żywi, wspaniali faceci powoli zamieniają się w drogocenne figury ze złota „tego, jacy być powinni” (wg swoich żon rzecz jasna). Figury złote, ale lekko nieżywe. Czy przypadkiem nasza kultura nie kreuje takiego modelu związków małżeńskich? On ma być nieżywy i idealny, a ona uwięziona w kieracie domu i obowiązków wobec dzieci i męża. I też niezbyt ważna jest jej żywotność, jej szczęście osobiste. A gdzie w tym wszystkim wolność? A radość? A miłość? Mam też czasem wrażenie (wynika to z doświadczenia i z uwag, jakie czasem słyszę, kiedy wygłaszam publicznie takie zdania jak wyżej), że każda czy każdy kto myśli i robi inaczej od razu podchodzi pod „feminizm” i „ponowoczesność” rozumiane w jak najgorszym znaczeniu. A jak już się okaże, że chrześcijańska kobieta tak myśli to od razu dostaje nalepkę „liberalna”. Kobieta = dom, dzieci, rodzina, facet = do roboty zarabiać na dzieci i żonę. Smutne, że w XXI w. chrześcijański model rodziny nadal podlega takiemu stereotypowi… Ale może to tylko wrażenie. Mam nadzieję…

Myślę, że czasem kobieta musi być twarda wobec swojego życiowego partnera, jeśli on ma zauważyć, że jest przy nim jakaś kobieta – na stałe, na dobre i na złe. Kobieta, która oprócz prania i gotowania czy rodzenia dzieci ma też inne rzeczy do zrobienia i wymarzenia. Tak samo, jak on musi czasem zmięknąć, żeby ją do siebie przekonać. Nikt z nas – kobiet i mężczyzn w związkach nie jest święty. I brak nam chyba umiejętności z zakresu komunikacji.

Co do Twoich rozmyślań na temat mojej kobiecości. To długa historia, ale chyba nie chcę jej teraz poruszać w szczegółach. Napiszę ogólnie, że nie widzisz mnie na co dzień, a zdjęcia jakie Ci wysłałam nie odzwierciedlają mnie całej. Nie każda kobieta ma miękkie rysy twarzy. Moja osobowość jest jaka jest, mam twardy charakter i dużo siły w sobie. To sprawia, że czasem ludzie mówią, że jestem jak facet. Ja się wtedy śmieję, że to bzdura. Bo kobiety są silniejsze od mężczyzn, tylko że ja się nie boję tej siły pokazać. I faceci ze strachu mówią, że jestem jak facet, bo łatwiej im wtedy traktować mnie jak kolegę, a nie jak silną kobietę, której nie da się zniewolić w żaden sposób. Kolega w pracy mi ostatnio powiedział, że się mnie boi. Zapytałam, dlaczego. Odpowiedział, że ja nie kokietuję i nie żartuję tak jak kobiety tylko po prostu mówię prawdę. Sam widzisz, jak ludzie nie grają i nie ściemniają, to się od razu nie mogą znaleźć w normalnej relacji. Ale to chyba nie jest mój problem. Nie gram w gry z ludzkimi uczuciami w roli głównej. Czy to wada?

Partnerstwo od początku – to jest dla mnie dobry start znajomości. Każdy przejaw maskulinizmu czy zaborczości męskiej, czy rywalizacji albo chęci jakkiejkolwiek dominacji ze strony faceta kwituję dystansem i czasem nawet walką. Nie często mi się zdarzało walczyć z mężczyzną, ale zdarzyło się i to kilka razy. Nie cierpią mnie do tej pory. Ale nie wiedzą dlaczego, więc mówią że jestem zarozumiała (czyt. potrafię rozmawiać o wszystkim na jakimś tam poziomie) i nie można się ze mną dogadać (nie wdzięczę się i nie przytakuję za każdym razem, kiedy mężczyzna się odzywa). Ba! Śmiem nawet się sprzeciwić i uzasadniać dlaczego mam inne zdanie na dany temat. Najgorzej potraktował mnie pewien katolik (zresztą i ja go dotkliwie niestety). Głupie to było i bez sensu. Ale nie mogę znieść niesprawiedliwego traktowania ludzi z gruntownym wykształceniem teologicznym tylko dlatego, że nie są facetami w sutannie. Wiem jestem złośliwą małpą, już przestaję…

Czy to źle, że nie pozwalam sobie wejść na kolanka i na klepanie się po policzku? Nie jestem maskotką ani przytulanką. Jestem kobietą, która zna swoją wartość. Faceci, mimo wszystko, mimo że mamy już XXI wiek,  nie są do tego przyzwyczajeni. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.

Napiszę jeszcze za parę dni. Teraz idę nadrabiać zaległości w pracy. Mam sporo do zrobienia oprócz tego, co czeka na liście domowych spraw. A w weekend jest w sąsiedniej parafii konkurs kolęd. Trzeba moją córkę muszę do tego przygotować. Będzie śpiewać „Wśród nocnej ciszy”. Mam co robić jak widzisz, więc zmykam, by powalczyć o pogodzenie życia rodzinnego z zawodowymi pasjami. Tak, ja kobieta chrześcijańska, podobno z zapędami feministycznymi i liberalnymi (co za bzdura, ale tak mówią hi hi).

Do usłyszenia w słowie w następnym tygodniu.

Twoja przyjaciółka

 

 

6 Comments

  1. zibik

    Droga Jolu !

    Droga Jolu !

    Jest mi bardzo przykro, że już na wstępie usiłujesz usprawiedliwiać się i mi wmówić, że to brak czasu i sił. A to przecież nie jest tak, po prostu już nie znajdujesz dobrej woli, tak jak dawniej, aby z uwagą przeczytać mój ostatni list.

    Przecież doskonale wiesz, że prawdziwi przyjaciele zawsze znajdują, dla siebie czas i potrafią przemóc chwilowe zmęczenie. Nie wiem, jak mam rozumieć to, że ciągle śpisz albo zmagasz się z skłonnościami, do smutku. Może to są symptomy depresji, czy innej choroby?…….

    Dobrze, że starasz się być w porządku i należycie wykonywać swoje zadania i obowiązki, obyś nie stała się pracocholiczką.

    Natomiast dzisiaj w dobie nadmiernej redukcji stanowisk pracy i takiego dużego bezrobocia. Twoja rezygnacja z pracy chyba nie jest najlepszym pomysłem……. może wystarczy kilka dni urlopu i solidnego wypoczynku?….

    Zastanów się, czy nie warto wybrać się, do lekarza rodzinnego i poprosić go, aby profilaktycznie zbadał Cię i ewentualnie wystawił Ci wniosek/skierowanie, do sanatorium. To jest świetna rzecz, zmienić radykalnie styl życia, a nawet warunki egzystencjalne, klimat i środowisko.

    Polecam Ci postaraj się skorzystać z terapii uzdrowiskowej, najlepiej razem z mężem. Zapewniam Ciebie, że Twoje, czy wasze samopoczucie znacznie poprawi się i w przyszłości będziecie bardzo mile wspominać wspólne wyjazdy, do sanatorium.

    Wiem, że wielu naszych rodaków solidnie i długo pracuje, lecz nie korzysta wogóle albo zbyt często, z tego przywileju i dobrodziejstwa.

    Źle mnie zrozumiałaś, to nie plan jest najważniejszy, lecz nasze tu i teraz, oraz świadomie i dobrowolnie dokonywane wybory i podejmowane decyzje, także wyznaczane cele bieżące, zawsze podporządkowane, temu ostatecznemu tj. naszemu zbawieniu i życiu wiecznemu.

    Zapewniam, że moje słowa są wyrazem nie tylko troski o Ciebie, ale również o całą Twoją rodzinę.

    Przepraszam za moje może zbyt bezpośrednie uwagi, ale znasz mnie – więcej napiszę, przy najbliższej okazji – u nas narazie wszystko OK !

    Pozdrawiam Ciebie i męża serdecznie, uściskaj dziciaki – Wasz przyjaciel.

     

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Sam widzisz..

    … że zmęczenie i chwilowa niedyspozycja od razu są przez Ciebie interpretowane jako stan nadający się do leczenia. Depresja objawia się gorszymi stanami, nic mi nie jest.

    Śpię i nic nie robię, bo tak też można. To zdrowe czasem się odsunąć od głownego nurtu, wyspać się, pogapić się bezmyślnie na gawrony tarzające się w śniegu pod balkonem. I nic w tym złego. Moim sanatorium jest mój dom, mój wolny czas, który wreszcie przeznaczam TYLKO DLA SIEBIE, a nie ciągle po to, aby zrobić coś pożytecznego dla innych. Uzdrowiska są dla cierpliwych. Na badania serca zgłosiłam się trzy lata temu, i gdybym poszła tą drogą nadal czekałabym na wizytę w uzdrowisku kardiologicznym zamartwiając się swoim stanem zdrowia. Potem okazało się, że wystarczyło zmienić pracę. I od razu wyzdrowiałam.

    Leczmy się z nadwrażliwości na swoim punkcie, leczmy się z nadopiekuńczości wobec siebie, wyleczmy się z chęci bycia zawsze na baczność i w pogotowiu. Ja idę spać. Dobranoc. Muszę odpocząć, bo wieczorem mam iść na spotkanie Socrates Cafe do pobliskiego domu kultury i dobrze byłoby mówić coś z sensem. Tak, że jak widzisz – nie mam depresji. Działam, tyle że wolniej. Oszczędzam energię na lepsze dni. Z tym rzucaniem pracy to był żart mający na celu pokazanie jak bardzo spadła mi motywacja do czegokolwiek.

    I dzięki za list z życzeniami dla mojej rodziny. Tak się składa, że za kilka dni mamy 10tą rocznicę ślubu. Ale o tym w następnym odcinku. Pozdrowienia JŁ

     

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Bierność mistyka, a bezczynność lenia !

    A no widzę, po uważnym przeczytaniu Twojego kolejnego listu, ż e jednak nadal jesteś zbytnio rozkojarzona lub zaabsorbowana zupełnie czym innym i chyba chwilowo nie potrafisz należycie skupić się nad tym, co naprawdę piszę, do Ciebie.

    Przecież uprzednio jedynie stwierdziłem, że jest mi przykro, bo w przyjaźni, a nawet w zwykłej znajomości raczej nie usprawiedliwiamy się brakiem czasu, lecz zawsze znajdujemy czas i siły, a nawet motywację, ochotę, życzliwość, dobre słowo (radę) i z utęsknieniem oczekujemy na korespondencję, od przyjaciela, czy najlepszej koleżanki.

    Doskonale wiesz, że czasu mamy wszyscy tyle samo tj. 24 h na dobę, natomiast wiele osób bezmyślnie trwoni czas lub nadmiernie pracuje (eksploatuje się) i prawie nie wypoczywa.

    Ponadto nie regeneruje właściwie sił witalnych i głupio usprawiedliwia się, że nie ma czasu i sił np.: dla przyjaciela.

    Cieszę się, że jednak jesteś już w pełni zdrowa, a wspominając o bezczynności i smutku jednak zasugerowałaś, że coś może być nie tak, stąd moje życzliwe rady i sugestie, a nie jakieś tam, od razu "interpretacje" stanu zdrowia.

    Wiesz, że nie jestem lekarzem, ale dość dobrze orientuję się, czym jest badanie lekarskie, diagnoza, profilaktyka, oraz pożądany pobyt w uzdrowisku i terapia sanatoryjna w przypadku osłabienia, wyczerpania, bądź przemęczenia organizmu.

    Osoby poważnie chore np.: będące w stanie depresji , czy przewlekle znerwicowane albo nadpobudliwe, czy mało cierpliwe leczy się zwykle w domu i nie wysyła się od razu, do szpitala, czy uzdrowiska i sanatorium.

    To nie jest prawda, że uzdrowiska są, dla cierpliwych, a własny dom i rodzina to sanatorium – na pewno są, dla osób wymagających terapii w sanatorium, czy szpitalu uzdrowiskowym. Niestety, także częściej dostępne,  dla ludzi majętnych i zbytnio zatroskanych o swoje zdrowie lub uprzywilejowanych, leniwych, egoistycznych i zdrowych, lecz spragnionych im nie należnej terapii i wypoczynku, czy nowych wrażeń towarzyskich.

    Droga Jolu o stan zdrowia duszy i ciała zawsze warto troszczyć się i dbać, najlepiej już w młodości, zamiast nim zamartwiać siebie, bliskich i innych. A w przypadku złego, bądź niezbyt dobrego samopoczucia masz rację zmiana (poprawa) warunków pracy lub stylu życia może być bardzo pożądana.

    Mitem jest to, że zdrowie i uroda ciała są najważniejsze, przecież osoby wyjątkowo zdrowe, silne i urodziwe bywają bardzo zatroskane, smutne i nieszczęśliwe.

    Zapewniam Ciebie, że potrafię odróznić bezczynność, próżniactwo i lenistwo tj. bezmyślne, czy beztroskie trwonienie czasu, od np: stanu bierności mistyka, czy zafascynowanego pięknem krajobrazu – natury turysty lub koniecznego i potrzebnego wypoczynku (relaksu).

    Szczęść Boże !

    Proszę przyjąć moje gratulacje z okazji pięknego waszego 10-go jubileuszu i święta w całej rodzinie.

     
    Odpowiedz
  4. incydent

    List od Aharona z “wyprawy na biegun serca”

    List od Aharona do "Jodki" miłej litery

     

     

    "Z krańców serca" 

     

     

    Słyszysz?

     

     

    Zamieć zatacza nieskończone kręgi, zasypuje okno drobnym śnieżnym pyłem i bije w szyby okienne, Na choince znajdującej się przed oknem, utworzył się kopiec mroźnego pyłu, i owa śnieżna piramida rośnie z każdą godziną. Ścieżki dymią śniegiem; kiedy usiłujesz wyjść na zewnątrz, spod nóg wydobywa się śnieżny dym. Wzz, wzzz! – świszczy wiatr w szczelinach zasuwy; wietrzne porywy wydobywają z komina zawodzące dźwięki. Śnieżne białe wiry kręcą się bez ustanku. Z drzew zostało zerwane zimowe odzienie, i stoją oto kołysząc ogołoconymi , rozpostartymi gałęziami. Przysłuchując się szumowi w kominie , świszczeniu dymnika, dusza ma zamiera w niejasnych wspomnieniach ( a może przeczuciach?) i wydaje się jakoby rozpuszczała się w szumie. Zdaje mi się, że ja sam zamieniam się w śnieżny wicher wywołany  słowami : " poruszę niebo i ziemię ażeby się ludzie kochali"….

     

    Śnieg zasypał już okno do połowy. W pokoju zapada przedwieczorny półmrok. Lekki siny cień kładzie się na przedmioty. Poprawiam lampkę. Złoty snop promieni wybucha jaśniejszym światłem. Zapalam wonną miodową świecę z bursztynowożółtego wosku przed Matką Boską, przed tajemnicą wcielenia, przed Tym wielkim "Gościem""Gość w dom –  Bóg w dom..". świeca ta została przywieziona z miejsca, gdzie "niegdyś wędrowaliśmy razem". Wrzucam więc parę ziaren do glinianej kadzielnicy z tlącymi się węglami i rozdmuchuję żar. Smugi dymu rozchodzą się we wszystkich kierunkach szukając dobrych dusz; splatają się ze sobą i mieszają, tworząc błękitny kłębiasty obłok. Niechaj śnieg zasypie okno. Tak jest dobrze. Lamka wewnątrz pali się jaśniej, kadzidło pachnie aromatyczniej, płomień miodowej świecy staje się równiejszy.  Znowu jestem z Tobą. Każdego dnia wspominam ciebie, a potem siadam do pisania tego co zapamiętałem albo spotkałem w życiu. W ten sposób , z dnia na dzień moje życie przesuwa się do " tamtego brzegu " tak bym mógł chociażby stamtąd, patrzeć na ciebie,

    "Miłością śmierć 

    A śmiercią pokonawszy namiętności…"

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  5. incydent

    Całun Anielski

    Jest taka piosenka której niteczkę zawsze chciałem tu pozostawić abyś umiała znaleźć drogę.

    Nawet jeśli jest ciemno to ta ciemność jest nadzieją w której zrodzi się nowe lepsze życie.

    Z aharonowego serca 

    Twój przyjaciel 

    A+

     

    – jak ocalić tę kroplę przed wyschnięciem?

    – Wpuścić ją do morza…

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code