List Do Marii Koszarskiej

Pani Mario!

Nie pisałem tyle czasu,
Chociaż co dzień się zbierałem,
Żeby zreferować Pani, co mi w duszy śpiewa…
Żyję sobie po cichutku, jak partyzant jakiś z lasu,
A dziewczyna ma na imię bardzo pięknie – Ewa

Ten agentem był, ten – zdrajcą, u nas po staremu leci,
Wolną Polskę przecież wywalczyli sami podli zdrajcy!
Gdy mi dadzą jaki order, co pomyślą o mnie dzieci?
A najgorsze, Pani Mario, że to wcale nie są jajca…

Czasem w nocy mi się przyśnią
Jakieś Grudnie, Stocznie, trupy,
A najczęściej ta herbatka Pani, z malinami.
Co też może człowiek wyśnić, nim pozbiera się do kupy…
Łatwiej było, Droga Mario, kiedy była Pani między nami!

Pani koty żyją świetnie,
Ludzie zginąć im nie dadzą
Wspominamy Panią, no bo jak tu Pani nie wspominać?
Brak mi Pani, Pani Mario… Choć są tacy, co mi radzą
Dniem dzisiejszym żyj a wczoraj – zapominaj…

To ja kończę list i teraz
Będę pisać jakieś bzdety,
może obiad ugotuję tak, jak kiedyś gotowałem z Panią…
Tylko nie wiem, gdzie list wysłać bo adresu mi (niestety)
Nie był łaskaw podyktować żaden Anioł.”

 

 

Do czterdziestki nasza śmierć, to tylko bliżej niesprecyzowana, abstrakcyjna wizja czegoś tam; odległa od nas i naszej codzienności. Nie myślimy o własnej śmierci, bo (jak do tej pory) brała z inne półki. Po czterdziestce, coraz częściej zaczyna brać z naszej i wtedy nachodzą nas pytania: jak żyłem? Kim jestem? Kim byłem przez tych lat czterdzieści, jakim człowiekiem? Co osiągnąłem? A nawet – po co osiągnąłem to, co osiągnąłem? Czy moje życie miało jakikolwiek sens? Coraz częściej zaglądamy do albumów z fotografiami, tych rzeczywistych i tych zawartych na stronicach pamięci. Kiedy spotykamy się ze starymi kumplami, kiedy napijemy się gorzałki, prawie nie rozmawiamy o sprawach dzisiejszych; najczęściej pada słynne: A pamiętasz? Albo: a co się dzieje z Markiem, Jankiem, Zośka, Marylą? I wtedy najczęstsza odpowiedź brzmi: nie ma ich już. Kilka "wieżowców" na Zaspie pamięta dobrze, jak wyklejaliśmy z Joanną ulotki wzywające do zadym ulicznych; kasztan nad Motławą, w pobliżu wykopanych resztek zamku krzyżackiego pamięta moje ostatnie spotkania z ludźmi, którzy już nie żyją albo są gdzieś tam, na emigracji w świecie… Dźwigi pobliskiej Stoczni pamiętają Joannę, Sławka, Gerarda, Zbyszka-Kwadraciarza, Maria, Krawca i setki innych otoczonych kordonami ZOMO, wozami pancernymi, sukami, albo w kłębach dymu gazów łzawiących albo tamten prom w Nowym Porcie – pamięta jak odprowadzałem wielu Przyjaciół wyjeżdżających z paszportem tylko w jedną stronę, bez prawa powrotu… Wspominać – rzecz zwyczajna; każdy ma swoje Powązki… W lutym br. zmarła nader droga mojemu sercu Osoba, Pani Maria Koszarska z Gdańska, o której na stronicy Prezydenta R.P. napisano lakonicznie, z pedanterią właściwą urzędnikom: "Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński postanowieniem z dnia 23 stycznia 2008 r. nadał pośmiertnie Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski Marii Koszarskiej, za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność na rzecz przemian demokratycznych w Polsce. W imieniu Prezydenta RP order rodzinie zmarłej przekazał podczas uroczystości pogrzebowych w Gdańsku w dniu 26 stycznia 2008 r. Maciej Łopiński, Szef Gabinetu Prezydenta RP. Maria Wanda Koszarska – żołnierz „Szarych Szeregów” i Armii Krajowej, uczestniczka Powstania Warszawskiego, po jego upadku przebywała w niemieckich obozach jenieckich. Była więziona w okresie stalinowskim. Wieloletnia działaczka „Solidarności”, czynnie wspierająca podziemie opozycyjne w okresie stanu wojennego. Założycielka w 1989 r. Komitetu Organizacyjnego NSZZ „Solidarność” w Gdańskich Zakładach Graficznych, członkini Komisji Zakładowej w latach 1991-1994." www.prezydent.pl/x.node?id=1011848&eventId=14528300

Pani Maria była dla mnie jak matka, jak najserdeczniejszy, najwspanialszy Przyjaciel w każdej, dobrej i złej godzinie mojego życia. Kiedy zapanował Stan Wojenny, Ona znajdowała dla mnie mety; Ona narażała się przewożąc mnie (jak tylu innych) na nowe miejsca. W pierwszych dniach wojny jaruzelsko-polskiej Ona wraz z moim bratem Krzyśkiem przewoziła powielacz i matryce (na sankach, w worku po ziemniakach) na oczach patroli ZOMO i MO;Ona chowała moje nadajniki Radia Solidarność, bibułę Solidarności m.in. – Tygodnika wojennego i OKP-u a później – "bunkrowała" ulotki WiP i FMW, i rozprowadzała bezdebitowe wydawnictwa "Nowej", "Pulsu", paryskiej "Kultury" i wielu in. W 1986 r. z Jej mieszkania przy ulicy Grażyny na Starym Wrzeszczu zabrała mnie Bezpieka; kiedy wróciłem zrobiła mi herbaty z malinami, zapaliła "Sporta" i – otoczona kłębami dymu – z tym charakterystycznym błyszczącym uśmiechem w oczach zapytała: Wpadłeś na dłużej czy na krótko?

Z Panią Marią "bawiłem" na cmentarzu Bródnowskim w rocznicę Powstania Warszawskiego w 2005 roku, na grobie Jej poległego Brata, Powstańca, jak i Ona. Pojawiałem się na proszone sobotnie lub niedzielne obiady "rosołowe", miałem obowiązek palić papierosa i wydmuchiwać dym w jak największej ilości, bo : – Lekarz zabronił mi palić – mówiła – A ja tak kocham zapach tytoniu! Wręczała mi na odchodnym kilka słoików ogórków "kartuskich’ czyli kwaśno-słodko marynowanych, których nie lubiła a które przyjmowała z rąk Przyjaciółki, Madame J. by tej nie była przykra odmowa. Mnie przykro nie było, pożerałem je z radością. Dyskutowaliśmy o wszystkim, to znaczy o polityce. Nie była wielbicielką współczesnego image RP ale wierzyła, że będzie lepiej; jak nie nam, to naszym wnukom. I o to walczyła – o lepsze jutro dla Polaków jutra. Była ciężko schorowana ale mimo dolegliwości emanowała radością, życzliwością i uśmiechem dla każdego porządnego człowieka. Jaka była definicja "porządnego człowieka" według kanonów Pani Marii? Taka sama, jak kanon Słonimskiego: "Jeśli nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie". Jeśli nie stałem się człowiekiem na wskroś nieprzyzwoitym, jeśli nie przełajdaczyłem na politycznych salonach zasad, którymi się kierowałem, to zawdzięczam to w ogromnej mierze właśnie Pani Marii, mojej Babci Maryni, jak pieszczotliwie Ją nazywaliśmy. Kiedy patrzę na dzisiejszych polityków, którzy ledwie przed dwudziestu paru laty byli ognistymi rewolucjonistami, mówili o Ojczyźnie, honorze, Bogu, Narodzie a dzisiaj, jak dzikie świnie ryją w gnojowisku, jakie uczynili z Ojczyzny i własnych niegdysiejszych ideałów, wspominam ten kasztan nad Motławą i zarys Żurawia po prawej stronie, wspominam dźwigi stoczniowe i cienie zabitych w Grudniu 1970 a także napis na stoczniowym murze : "Oddali życie, abyś Ty mógł żyć godnie". Moje prywatne Powązki… Wspominam wszystkie odpłynięte do Szwecji promy, odleciane na Zachód samoloty, wszystkie zagubione dusze Przyjaciół i myślę: oddali dusze, byśmy mogli żyć godnie. Pani Maria pomagała nie dziesiątkom, lecz setkom osób w mrocznym czasie Stanu Wojennego więc powinna mieć tablicę pamiątkową w Gdańsku. Tylko – czy starczyłoby domów na upamiętnienie miejsc, gdzie działała? .

 

Komentarz

  1. Anonim

    Piękny wiersz. Piękne

    Piękny wiersz. Piękne wspomnienie. Urzekło mnie dodatkowo, bo miałem kiedyś taką wspamiałą Ciocię-Ostoję we Wrzeszczu, u której zawsze można było wylądować bez zapowiedzi, czy to w 80 latach podczas uroczystosci patriotycznych, czy też później, gdy “w delegacji”, przebrany za biznesmena nie znalazłem pokoju w hotelu. Kolacja, “sporty” i nocne rozmowy o historii, o Solidarnosci, o Polsce. Ileż takich “Cioć” zasługuje na naszą pamięć i modlitwę.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code