Kochaj, módl się i wybaczaj

Wystarczy wejść na pierwszy lepszy portal i poczytać komentarze, by dowiedzieć się, jak bardzo lubimy potępiać. Nie szukamy usprawiedliwień, wyjaśnień, argumentów. Potępiamy. Wyrodna matka. Zły ojciec. Pazerna babcia. Głupi polityk. To jest pożywka dla wielu – anonimowe, pełne nienawiści potępianie tych, którzy mieli mniej szczęścia, mniej umiejętności, mniej wiary i silnej woli.
Mieli mniej szczęścia, bo nie posiadali rodziców, którzy nauczyliby ich kochać Boga i ludzi. Nikt o świcie nie prowadził ich na roraty z wykonanym wcześniej w domu lampionem, nie modlił się z nimi, nie czytał Pisma Świętego. Być może pogubili ścieżki do Boga albo nigdy na nich nie byli. Być może nie mieli radosnych Wigilii i uroczystych Wielkanocy, a do komunii poszli, bo tak wypadało. Zabrakło w ich życiu świadectwa i miłości.
Mieli mniej umiejętności i dali się zwieść – bo chcieli szybko zyskać, posiadać, nie wysilać się. Bo są leniwi z natury i jedynym ich pomysłem na życie była nieuczciwość. Bo zapomnieli o jasnych regułach i prostych zasadach. Bo nie mieli obok siebie człowieka, który mógłby im wskazać drogę. Bo omijali Boga, unikali Go, obawiali się tego, co może Bóg zrobić z ich życiem i czego wymagać.
Mieli mniej wiary. Mniej silnej woli. Powinęła im się noga. Coś ich zmiażdżyło na tyle, że nie umieli się podnieść.
Czytając w gazetach o „tych złych” zastanawiam się, dlaczego my – czytelnicy, widzowie skupieni przed telewizorami – tak szybko zachowujemy się, jakbyśmy owych opisywanych, pokazywanych, „oskarżanych” znali od zawsze. Wymieniamy się informacjami dotyczącymi ich życia, szczegółami, anegdotami, jakbyśmy w dzieciństwie grali z nimi w gumę przed blokiem i wspólnie chodzili do pubu na piwo w młodości. Wiemy o nich wszystko, snujemy domysły na temat ich motywacji, mówimy o nich po imieniu.
Czy ktoś po przeczytaniu artykułu lub po obejrzeniu wiadomości modli się za tych ludzi? Czy w kościołach odprawia się msze za tych zdeprawowanych, odsiadujących kary w więzieniach? Nigdy nie słyszałam takich intencji. Sama też nigdy takiej nie zamówiłam.
Biblijna scena, gdy tłum, który miał zamiar ukamienować cudzołożnicę, rozchodzi się, jest jedną z bardziej znaczących w Ewangelii. Ludzie, którzy chwilę wcześniej chcieli dokonać linczu, odchodzą bez słowa. Milczą. Robią szybki rachunek sumienia. Po prostych, surowych słowach Chrystusa nie mają odwagi rzucić kamieniem.
A jak to wygląda dzisiaj? Nie dość, że nie wahamy się podnieść kamienia i go rzucić, to jeszcze długo, długo po wszystkim omawiamy sprawę, wspominamy ją, siejemy, rozmieniamy na drobne czyjąś nieprawość, jakby była dla nas prawdziwą, życiodajną strawą. Bo my jesteśmy lepsi – mamy pracę, wychowujemy dzieci, chodzimy do kościoła. Możemy wysoko nosić głowę i patrzeć na innych z góry.
Zdarza się też tak – i to jest przerażające we współczesnym chrześcijaństwie – że czasami nie rzucamy kamienia, ale odchodzimy milcząc, nie oglądając się, czy ofiara obok siebie ma kogoś, czy ma nadzieję i oparcie, czy została sama – z pustką i bólem. Nie lubimy bezpośrednio babrać się w czyichś problemach. Z daleka – można radzić, oceniać, komentować. Większości z nas jednak nie chce się działać i interweniować.
Dzisiejsza Ewangelia, rozmowa Jezusa z Żydami, uświadamia, że czasami nie jesteśmy w stanie zrozumieć Jego słów i Jego przesłania. On mówi, a my nie umiemy tego pojąć, przesiąknięci gromadzoną latami wiedzą, stereotypami i przekonaniami. Wiele musimy pokonać w sobie, by przyjąć jasne i klarowne przesłanie Boga, by kochać i wybaczać.
Ostatnie tygodnie (w kontekście wyboru papieża) pokazały, jak bardzo potrzebujemy powrotu do korzeni, jak łakniemy prostych gestów i serdeczności. Może te pragnienia wewnętrznie nas przemienią i pozwolą nam sercem odczytywać wszystko, co mówi do nas Bóg.
„I ja ciebie nie potępiam” – głosi Chrystus, a my oddychamy z ulgą, bo to daje nam nadzieję. W ten czas Wielkiego Postu, a także w Wielkanoc – podzielmy się nią z innymi.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code