HERBACIARNIA “U JOANNY”

 

 

Nikt naprawdę nie wie, ile herbaty padło w boju o Wolną i Niezawisłą Polskę…***

 

 Joannie Wojciechowicz

Jeden człowiek – jedna herbata; dwadzieścia osób – dwadzieścia herbat. A jeśli więcej ludzi? No to więcej herbat! Co za pytanie…

Mieszkanie na pierwszym piętrze przy ulicy Ogarnej w Gdańsku należy do Joanny Wojciechowicz, architekta. Architekta czy architektki? „Architektki” nie chce łyknąć tezaurus worda. I brzmi paskudnie a Joanna paskudna nie jest. Jest kobietą o przenikliwych: oczach i umyśle. Cera śniada, włos prosty, czarny, długi i lśniący. Ubiór kryje figurę ponętną. Joanna ma nieco nerwowe ruchy i prawdziwie spontaniczne reakcje na dowcipy i najnowsze wieści „z frontu”. Front toczy się za oknem, za drzwiami wejściowymi; u wylotu bramy na Ogarną albo tuż, tuż – na Długiej.

Z jednej strony – ONI z drugiej – my. Oni to komuniści i ich agenci. Kim są MY? My, to wszyscy nie-ONI. Proste, jak budowa dzidy. Więc U Joanny herbaty spijamy My. ONI tkwią tam – przyczajeni w bramach i klatkach schodowych, za filarami, pod arkadami, za słupami ogłoszeniowymi i w samochodach bez oznaczeń "MO"; siedzą w pokojach SB przy pobliskiej Okopowej, zasłuchani w gwar rozmów toczonych przy stole kuchennym U Joanny. Jak ONI mogą słuchać rozmów przy kuchennym U Joanny stole, jak ONI siedzą tam, w gabinetach swoich przy Okopowej? ONI mają po to podsłuch, żeby podsłuchiwać życie.

U Joanny trwa życie rewolucyjno-konspiracyjne. Drzwi powinny być obrotowe a herbata „Indyjska” czy „Ulung” – dostarczana hurtowo przez wraże ośrodki na Zachodzie. Nie dostarczają cholery, ani darmo ani odpłatnie a ludzi pełno, jak na Jarmarku Dominikańskim! I weź i zrób coś z takimi „Zachodnimi mocodawcami”, co nawet na herbatę nie dadzą!

Więc bezsprzecznie U Joanny drzwi powinny być obrotowe; jak nie Piotruś Bikont przelotem z Warszawy, to dwie Przyjaciółki, Panie – Maria Koszarska z Janiną Werhstein a za nimi niebawem Borusewicz Bogdan. A tu telefonem się zapowiadają jeszcze jacyś z Poznania. Pałubicki? Niech przybędzie i Pałubicki. Kto dzwoni? Bernard Margueritt? Avec plaisire, Monsieur! Jack Bloom z Indiana University? Ofkors! Czeka na pana Joanna-architekt-konspiratorka, w swojej kuchni U Joanny. Welcome Mister Bloom!

Siedzą herbatopije, herbaty piją; Klipra i Klarę ogromne, barankowo łagodne psy głaszczą i – judzą. Judzą przeciwko mateczce-PZPR ze Związkiem Radzieckim na czele. Będą obalać. Może by i nie obalali, ale konspiratorzy to mają do siebie, że im nijak nie obalać. "Biesy" czytali, komunizm widzą na co dzień od półwiecza, to go wezmą i obalą, bo jak – nie obalić? Mus!

Telefon. Oczywiście! Zapraszam, przychodź! Zaprasza Joanna do U Joanny.

Puk-puk: Aaaaaa, witaj! Zaprasza Joanna, a w puszce blaszanej gdzie herbaty liść wonny spoczywać winien – widać dno. No, to do sklepu trza.

Idzie "Pistolet" czyli Michał czyli Joanny syn i albo psy weźmie, albo ich nie weźmie choć popiskują łasząc się, jak te łasice. Albo idzie niemichał, tylko ktoś inny; może pójdę ja sam, a może z tą blondyneczką pszenną o bławatkowych oczach, na widok której Wałęsa wykrzyknął: „To są jeszcze dziewczyny, które się rumienią? Danka! Popatrz!”. I Danka Wałęsowa w ręce plasnęła. Rumieniąca się panienka też ma na imię Joanna, ale nie jest z niej żadna „architektka”, tylko specjalistka od zlepiania skorup archeologicznych w Archeologicznym Muzeum, co robi wspaniale, jak mało kto w Polsce. I jest moją żoną, na którą za cholerę sobie nie zasłużyłem.

A jak nie my pójdziemy, no to pójdzie "Docent", który docentem nie jest, tylko Ryśkiem Czajkowskim, co „robił” kiedyś RAS – Radiową Agencję „Solidarność”.

Ktokolwiek by nie poszedł, iść musi, bo inaczej nie dostanie herbaty a jak tu knuć przeciw władzy bez herbaty? Nie do pomyślenia. I w ogóle – taka bezherbaciana konspiracja, to ona do dupy jest bardziej, niż do walki z.

O, albo pójdzie osobiście Joanna-architekt w towarzystwie Basi, która jeszcze jest tylko Madajczyk albo już Madajczyk-Krasowska; zależy w jakim czasie w kuchni U Joanny zabrakło herbaty. Idą one dwie i dwa psy i to jest jedyny czas, kiedy Joanna odpoczywa. Kupi tej herbaty z kilogram, do siatki schowa i powędruje skwerkiem przy Alei Leningradzkiej, obsługę tłumu gości w kuchni U Joanny powierzając gościom w kuchni licznie zgromadzonym.

Pochodzi Joanna, poduma, powietrzem pooddycha nienasyconym papierosowym dymem. Samochody szumią, ludzie drepczą ale jest znakomicie ciszej, niż w kuchni U Joanny gdzie prawica ściera się z hurraprawicą a konserwatysta przebija ostrzem swych filipik liberała. Na ile wystarczy w kuchni U Joanny jeden kilogram herbaty? Na trzy-trzy i pół dnia. Może krócej, nigdy – na dłużej.

Pije herbatę Mariusz Wilk z żoną Bernadettą, pije Bogdan Borusewicz szepcząc wykrzywionymi ustami konspiratora do uszka Ani Walentynowicz, Józek Kuśmierek opowiada Jadzi Staniszkis o zawiłościach polityki rolnej komunistów, a my z Joanną „od rumieńców” słuchamy, herbaty pijemy (a jakże!) i głaszczemy psy.

Zapowiadają telefonami swoją wizytę jacyś dziennikarze z RFN, jacyś korespondenci z Francji czy Hiszpanii; jakaś telewizja zamorska i skośnooka. Dzwonią z RFI albo Głosu Ameryki. Uf! dobrze, że nie mogą przez telefon pić herbaty; dopiero by było!

Ma Joanna dwa pokoje i jedną kuchnię. W dwóch pokojach jacyś przyjezdni bojownicy o „Waszą i Naszą”. I czyjąś tam jeszcze. Kiedy jedni bojownicy śpią, drudzy wstają i idą do kuchni U Joanny na herbatę, bo jak inaczej? Więc Joanna też siedzi w kuchni U Joanny.

A gdzie ma siedzieć Joanna, w więzieniu? Spokojnie, jeszcze się nasiedzi, tylko najpierw gości napoi i sama się napije tej herbaty „Indyjskiej” albo „Ulung”.

Sławek Majewski

 

***

Ile herbaty padało w boju o WiN Polskę? W domu "mojej" Joanny i moim – 2,5 kg miesięcznie; a gdzież liczebności herbatopijów u nas, do liczebności tychże w kuchni "U Joanny" Wojciechowicz!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code