,

Dobra (?) Rada

Wiele razy zdarza mi się, że ktoś pyta: jak żyć? Nieustannie potykam się o pytanie od ludzi młodych i nie młodych: kim jest Bóg? I jak żyć, jeśli On jest, jeśli On rzeczywiście jest…?

I już kolejny rok zastanawiam się, czy odpowiedzi, których nieudolnie udzielam, poszukując pełnej prawdy o tych pytaniach, czy te odpowiedzi w ogóle mają jakikolwiek sens i wartość…

Tyle lat nauki, reflekcji, medytacji, modlitwy, osobistego kontaktu z Sacrum, praktyk religijnych, spotkań z ludźmi wiary i z braćmi w niewierze lub w drodze ku zaufaniu Ostateczności… i nadal mam wrażenie, że im dłużej żyję, tym mniej mam pewności czy w ogóle się da odpowiedzieć w sposób jednoznaczny i ostateczny.

Z drugiej strony jest jeszcze myśl, która nieustannie ratuje konstrukcję moich działań i dociekań ontologicznych. To myśl, iż całkiem realne jest sporządzeniu prostej i niezawodnej instrukcji obsługi duchowej człowieka. Takiego wzoru niemal matematycznego, do ktorego można się zastosować i osiagnąć zawsze ten sam wynik.

To brzmi tak, jakbym chciała sprowadzić religijne zachowanie człowieka do magicznych praktyk, do stworzenia zaklęcia, ktore będzie działało niezależnie od łaski i woli Boga. Ale nie o to mi chodzi.

Chodzi o to, że jestem nieomal pewna, że świat duchowy, że duchowa konstrukcja każdego z nas opiera się na konkretnych regułach i zasadach. I że każdy z nas może je odkryć i zastosować do siebie. Tak jak istnieją zasady matematyki, fizyki, wzory chemiczne i prawidłowości w biologii, tak samo można określić i opisać zasady panujące w świecie nadnaturalnym.

I myślę też, że to właśnie chrześcijaństwo ma ten wzór już wymyślony i opanowany w praktyce działania. Myślę, że to Jezus pokazał ludziom kilka prawidłowości życia, które można ułożyć w prosty zbiór norm – w skuteczną regułę. Że to właśnie chrześcijaństwo posiada prawdę o Bogu, którą to prawdę można podać każdemu człowiekowi jak skuteczne lekarstwo. Zwłaszcza, że to lekarstwo najbardziej skuteczne na bycie ostatnim łachudrą, beznadziejnym frajerem i nieudacznikiem czy rozpuszczonym i zdegenerowanym draniem.

I kiedy zastanawiam się nad dobrą radą dla kogoś, kto pyta o Boga i o sposób na rozprostowanie swego pogmatwania, to układa mi się w głowie i gdzieś w okolicach serca czy duszy, nie wiem gdzie to umiejscowić, nastepujący plan działania:

1. trzeba sobie najpierw uświadomić i potem jasno i konkretnie ustalić, co najbardziej zniewala moje życie (np. strach, samotność, seks, alkohol, ciągotki do … tu wpisać odpowiednio)

I wybrać modlitwę, która będzie towarzyszyć codziennym działaniom, zawsze i wszędzie, i zacząć się modlić o wyzwolenie z uświadomionego sobie łańcucha, modlić się czyli rozmawiać, nawiązać relację z Bogiem – prosić, błagać, kłócić się, krzyczeć, wielbić Go – byle nie przestawać się modlić – wytrwale i ciągle, nawet jeśli modlitwą jest krótki tekst; mnie swego czasu uratowała z maramzu i permanentnej złości modlitwa Jezusowa, ma niezwykłe działanie bo prowadzi do modlitwy umysłu, jest niesamowita; czasem warto poprosić o wsparcie – niech inni też się napraszają Stwórcy w intencji pokonania zniewolenia, strachu, nałogu, niemocy duchowej…

2. czytać i jeszcze raz czytać Biblię, próbując uwierzyć, że to list osobisty od  Stwórcy do mnie i tylko do mnie; takie czytanie Słowa pozwala w którymś momencie nawiązać niecodzienną relację z Nim, już nie mówiąc o nieocenionej wartości różnych praktycznych wskazówek, które same nasuwają skojarzenia związane z naszą osobistą sytuacją życiową;

3. zacząć coś co może na początku jest trudne, ale trzeba to zrobić – odnowić kontakt z sakramentami, zwłaszcza z Eucharystią i Pokutą, sakrament to widzialny znak łaski Boga – tam człowiek znajduje pomoc, siłę i tam wzrasta w czymś, co określiłabym na dobry  początek "duchową intuicją" (ale dla jasności teologicznej dodam, że Kościół określa to łaską, często wiąże się to z rozwijaniem darów Ducha Świętego, które pozwalają człowiekowi wykształcić "inteligencję wiary", coś w rodzaju kompasu, wiedzy o życiu wewnętrznym samego siebie);

4. ćwiczyć się w pracy nad sobą, walczyć ze słabościami, zrobić coś dobrego dla innych, spróbować być lepszym człowiekiem, szukać swego powołania, swojego miejsca w świecie, odkrywać wolę Boga w swoich talentach, lękach, w zdarzeniach życia

Może to co napisałam powyżej jest zbyt proste, wygląda raczej jak szkic do czegoś więcej. Może to i naiwne i nie kojarzy się z jakąś wielką głębią i przeżyciem ekstazy religijnej. Ale to jest moje osobiste odkrycie pewnych praw życia duchowego. Od tego jak się zacznie i kiedy to się zrealizować spróbuje – można doświadczyć "wskoczenia na właściwy tor wiary". Takie podejście powoduje zmianę, prowadzi do podejmowania różnych bardzo owocnych w dobre skutki decyzji, do spotykania różnych osób, których obecność może być odpowiedzią na modlitwę, rozwiązaniem problemów powierzanych Bogu. Odkrywam to w ramach religii, jaką za mnie wybrano kiedy mnie ochrzczono, ale której wartość i głębię odkrywałam latami, samodzielnie podejmując decyzję o mojej formacji duchowej. W Kościele katolickim odkrywam bardzo konkretne prawa życia duchowego.

Do każdego z ludzi Bóg przemawia inaczej. Każdy może inaczej rozwinąć się po przebrnięciu przez te cztery kroki. Każdy ma w sobie nieco inne talenty, temperamenty, pragnienia, i Bóg poprzez to również działa. Być może ktoś o innym doświadczeniu wiary mógłby napisać te punkty inaczej, warto by to zrobił. To świadectwo doświadczenia Boga, tym trzeba się dzielić z ludźmi.

Ostatnio uczeń na lekcji mnie zapytał, skąd wiadomo jaki jest Bóg?

Zanim mu odpowiedziałam, zapytałam samą siebie, skąd ja wiem, jaki On jest…

I nie wiem do końca jaki On jest, nigdy nie udzielę ostatecznej odpowiedzi. Bo jestem jak kropla oceanu, która próbuje opisać otaczające mnie morze w otaczającym je OCEANIE, istniejącym na planecie zawieszonej pośród innych planet w bezkresnym Wszechświecie, który prawdopobonie nigdy się nie kończy i cały czas się rozszerza (chociaż teraz to już nie wiem jaka aktualnie panuje teoria na ten temat).

I powiedziałam uczniowi, żeby sam Go zapytał, bo każdemu z nas Bóg co innego o Sobie objawia.

A co objawi Tobie, który Go czukasz, wołasz GO i przeklinasz, że nie przychodzi?

Może to, że jesteś jak mały zmarznięty ptak na gałęzi w środku zimy, i wszystko czego Ci trzeba to trochę słońca, garść ziarna i ciepłe gniazdo. Nie trzeba się wzbijać ponad niebo, żeby Go spotkać i poznać. Wystarczy zacząć tam gdzie jesteś od ćwiczenia świadomości, że On naprawdę JEST i to bardzo bardzo blisko. Tylko czasem tak bardzo jesteśmy wewnętrznie zmarznięci i wściekli z tego powodu, że zima skuwa naszą wiarę w kawał lodu, że na mózg nam pada i oczy nie widzą tego, co naprawdę wokół się dzieje. Dusza też może zamarznąć i choćby ogień obok się palić zaczął, trochę czasu minie zanim lód puści i to, co żyje zamarznięte – poczuje ciepło i żar.

Ciąg dalszy pewnie nastąpi, jak tylko odkryję punkt 5 i 6 i 7 … możliwe że zajmie mi to następnych 30 lat mojego życia…

Mam nadzieję, że wtedy jeszcze ktoś tu będzie czasem zaglądał do mojego bloga…

 

12 Comments

  1. aaharon

    I myślisz też, że to właśnie chrześcijaństwo?

    I myślisz też, że te właśnie chrześcijaństwo ma ten wzór już wymyślony i opanowany w praktyce działania?

    Myślisz, że to właśnie Jezus pokazał ludziom , te kilka prawidłowości życia, które można ułożyć w prosty zbiór norm – w skuteczną regułę?

    Myślisz że  to właśnie chrześcijaństwo posiada prawdę o Bogu, którą to prawdę można podać każdemu człowiekowi jak skuteczne lekarstwo?

     

    A ja jakoś w to nie wierzę, że to właśnie pokazał ludziom Jezus. 

    Chrześcijaństwo ? hm…podzielone dziś jak nigdy dotąd … ludzie chrześcijańscy  żrą się jak psy miedzy sobą i mam wrażenie że gdyby im dać maczugi to by się w pogoni za mamoną, za władzą, za swoje "ja" pozabijali. Utłukli by się na śmierć byle by wykazać swoją rację i swój plan dla świata. Ten niewinny ptaszek to raczej główkę by stracił i został pożarty na obiad gdyby tylko głód zagladnął nam w oczy. Przesypał by się nam przez palce cały ten nasz plan bycia prawdziwym chrześcijaninem… gdyby tylko ktoś próbował zabrać temu chrześcijaństwu ów płaszcz którego się dorobił…

    z Ewangelii : "Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz"

    A jakoś tak też nie widzę w Jezusowej ewangelii tych planów i skutecznych regół dla ludzi. Jakoś tak patrząc na ten świat nie widzę jak przebija się  w życiu tego Chrześcijaństwa to czego on Jezus nauczał. O regułach to raczej ludzie piszą i ciągle coś wymyślają w oparciu o jego proste słowa. W tej Jezusowej ewangelii nie widzę takiego  chrześcijaństwa które miało by się poruszać w oparciu o jakikolwiek inny wzrór niż ten który został mu dany w osobie Pana samego – Jezusa Chrystusa. Innego wzoru nie ma. Ja rozumiem że są ludzie na tej ziemi którzy mogą być dla nas wzrorem w kościele i na których planach moglibyśmy się oprzeć i próbować sięgnąć szczęścia . Jednak to tylko ludzie . Papież , Pastrorzy zborów , teolodzy,  święci kościoła Katolickiego i wilu innych szacownych osób z protestanckich czy Prawosławnych wspólnot,  mogą być dla tego "chrześcijaństwa"  wzorem . I tak jest. Oni są wzrorem dla tego Chrześcijaństwa,  które czasami czuje się bezradne widząc jak się stacza…Oni wskazują na Chrystusa i wszyscy niewierni i wierni biorą od nich wzrór według którego piszą swoje życie na tej ziemi…

    Kobieta chrześcijanka rodzi więc dzieci …Najpierw jedno , później drugie …i trzecie…i coraz mniej tego miejsca się robi …i coraz ciaśniej i coraz ciężej i ciężej…później upada pod ciężarem i ze zmęczenia…i podnosi swój wzrok zmęczony ku tym którzy ją oszukali…I pyta sie siebie w nocy gdy wszyscy śpią tego Boga w którego uwierzyła : czy to jesteś Ty ? Czy też innego szukać mamy? Dlaczego nikt mi nie pomoże? Ta Matka wielodzietnej rodziny pyta się tych którzy ją przekonywali do wielodzietności , do tego by rodzić dzieci , by nie stosować aborcji…pyta ich w swoich snach o chrześcijaństwie …chciała by aby ktoś podał jej pomocną dłoń bo czasami już nie daje rady żyć spokojnie po chrześcijańsku. Wyciąga czasami dłonie gdy leży na swym posłaniu obok męża , który już dawno zasnął …a ona mysli o przyszłości , co dać dzieciom jeść, w co je ubrać , za co kupić podręczniki do szkoły , za co wyprawi je kiedyś na studia , jak zapewni im przyszłość …Taka kobieta czuje się czasami oszukana przez to chrześcijaństwo,  które pokazjuąc swoje wzrory zapomniało o braterstwie. Po kolędzie ksiądz pokropi kropidłem ciasne izby w których cisną się rodziny. Czasami takie kobiety żyją w jednym pokoju ze swoimi dziećmi a tłok w pokoju przypomina wiezienie więźniów do obozów zagłady w oświęcimiu. Ciasno . Bardzo ciasno. A ksiądz kropidłem pokropi ów pokój i nic na to nie może pomóc…

    Przedsiębiorca , Bankowiec , ludzie zamożni , właściciele ziemscy…chrześcijanie , bracia tej "kobiety" . bracia chrześcijanie …bracia Katolicy. Mieszkają w luksusowych apartamentach i gdy ksiądz przychodzi do nich po kolędzie też kropi kropidłem ich piękne bogate domy i zaprasza ich do tego samego kościoła na tą samą mszę świetą na której będzie również ta "wielodzietna kobieta". I ten ksiądz nic nie może!!! On nie może złamać tego wzoru wedłóg którego zaplanowano dzisiejsze chrześcijaństwo. On nic nie może. On nie ma wpływu na serce tego bankiera, tego nadzianego brata który mógłby zacząć się dzielić swym bogactwem ze swoją siostrą. Mógłby poprostu kupić im większe mieszkanie albo odstąpić jej połowę swojego domy w którym tak naprawdę żyją jedynie koty i psy …

    Taki to jest wzrór w którym dzisiaj żyjemy….

    pokródce taki to jest wzrór….

     

    aharon*

    PS.

    Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.

     

     
    Odpowiedz
  2. aaharon

    A czego boją się możni tego świata?

    Czego boją się MOŻNI tego świata?

    Czego boja się Ci którzy piszą wzory dla tego świata?

    Oni boją się ludzi ubogich. Boją się ich głosu. Boją się że jeśli ten głos podniósł by się w całej sieci Internetowej i gdyby ludzie ubodzy zamiast pisać o "pierdołach"  i głupotach zaczęli mówić czego im brakuje do szczęścia , gdyby zaczęli podnosić swój głos i wołać o chleb dla dzieci, o pracę, o większe mieszkanie by żyć jak ludzie a nie jak zwięrzęta , gdyby zaczęli pisać prosto w oczy o tym co im dolega i jak nie mają na leki dla swoich bliskich, gdyby zaczęli krzyczeć z tego jęku który w sobie tłumią to …wtedy powstała by olbrzymia siła i energia do przemiany tego świata. 

    Ten "Bankier przysłowiowy o którym pisałem w poprzednim wpisie zobaczyłby że coś w tym całym planie jest nie tak …że ludzie cierpią i że on tak naprawdę czuje się bezradny i że ten jego wzrór wedłóg którego planował świat nie uszczęśliwia ludzi…Być może otarł by swoje oczy , zmęczone planowaniem swojego Banku i usiadł z innymi bankierami tego świata do stołu by poprostu napisać nowy plan, nowy wzrór który nie kończy się kryzysem dwudziestego pierwszego wieku…

    Tak.

    Myślę że predzej czy później ten głos podniesie się w ludziach ubogich. Cala sztuczka Możnych tego świata polega na tym że daje sie tym maluczkim znieczulicę po której nic nie czują…nie czują bólu w którym żyją. Daje sie im ochłapy zadowolenia z chwili. Daje się im tyle ile potrzeba "mrówce"na przeżycie i niemyślenie.

    Boją się możni tego swiata chaosu . Boją się zmasowanego głosu. 

    A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód.”

    Te dni były w istocie długimi okresami czasu, w czasie których następowało stopniowe przygotowywanie ziemi do jej "Tworzenia".

    Dziś widzimy jak się mitają możni tego swiata. Oni są tylko z pozoru Możni władcy. Tak naprawdę są zagubieni i nie wiedzą jak ten świat naprawić. jak naprawić ten Kryzys Wzoru dla świata.  Powstaje czarna dziura …

    a*

     
    Odpowiedz
  3. aaharon

    Musimy

     Musimy mieć otwarte otwarte serce, aby mieć otwarte oczy.

    "Niech będą szczęśliwi  niech będę spokojni, niech będą wolnni od cierpienia" 

    Niech zaakceptują wszystko co sie zdarza, niech mają odwagę stawiać czoła swoim lękom i  niech nauczą sie przebaczenia"

    Czasmi wydaje mi sie że ludzi tak się układa jak psy…Stara się im wpoić pewne zasady które pozwalają im przetrwać. Coraz częściej jednak przekonuję się do tego że właśnie o to chodzi Rządzca tego świata by ten nasz wewnętrzny ból znieczulić…

    Daje sie nam rady w postaci jakiegoś psychologicznego lekarstwa albo w postaci jakiejś religijnej pigóły na  znoszenie swojej biedy . Tylko po to byśmy nie krzeczeli i pozwolili aby cały ten świat ludzi nadzianych pieniędzmi dalej trwał i by oni mogli bezpiecznie sobie używać świata. Mieć wszystkiego pod dostatkiem podczas gdy ci maluczcy cierpią i znoszą dzielnie swoje cierpienie. Mówi się im że sa dzielni gdy cierpią i znoszą przeciwności losu. Mowi się im czasem że mają taką "karme"  albo tak ich Bóg doświadcza…

    żałosne….

    Straszny jest ten świat w którym rządzi mamona i broni swojej pozycji. Świat ludzi pełnych wiedzy ale nie wspólczucia i mądrości.  

    Tak . Czasami właśnie tak jest że całe to cierpiene które znosimy wcale nie musimy znosić. Proponuję każdemu kto mnie przekonuje do cierpliwości i stawiania czoła przeciwnością aby sam tych przeciwności w swoim życiu kosztował …Gdy jest to ktoś komu komu się powodzi to zazwyczaj podkula ogon i opuszcza głowę . Jeśli to jest ktoś kto cierpi i wie co to znaczy udręka życia to raczej mnie nie namawia do cierpliwości i stawiania czoła cierpieniu ale chce aby to cierpienie jak najszybciej się skończyło. Gdy Cierpię to wiem co to znaczy. Wiem że wszystkie rady jakie mogę dać innym cierpiącym są do bani..tak poprostu do niczego sie nie nadają jak do znieczulenia chwili . Smutne . Bardzo smutne że przez tyle wieków istnienia Chrześcijaństwa mamy kłopot z biednymi. Jakoś tak przypadło nam do gustu to powiedzenie Chystusa, że biednych zawsze mieć będziemy…

    Tak . Zawsze mieć będziemy  biednych wtedy gdy nie będziemy czuli się bezpiecznie. Dlaczego nie pomagam innym ? Dlaczego biedniejszym od siebie nie daję z tego co mam? POnieważ boję się że skończę tak jak on – ten biedniejszy odemnie, że to co mam rozdam i sam będę z niczym. ALeż to egoizm? a może nie …może to naturalne dbać o swoje gniazdo ? O swoją rodzinę podczas gdy inni pókają do moich drzwi i proszą o pomoc …?Cieżko jest żyć bez właściwego wzoru dla świata. Chciałbym by w Chrześcijaństwie zaszły zmiany i by ludzie nie musieli szukać pomocy po domach ale by udali się do Kościoła po pomoc i tam mogli tą pomoc uzyskać . By tam mogli znaleźć plan i tych którzy wyciągną ich z dołków w których się znaleźli. By poczuli braterstwo ubrane w czyn a nie w słowa pisane w internecie…

    a*

     
    Odpowiedz
  4. elik

    Jak dotrzeć i jak stawać się?…..

    Pani Jolanto!

    Kto usiłuje rzetelnie i prawdziwie, także świadomie, dobrowolnie i odpowiedzialnie być prawym człowiekiem, w tym wzorowym katolikiem, badź chrześcijaninem tzn. przede wszystkim dążyć, do wielkości, doskonałości i świętości Jezusa Chrystusa, także wielu pokoleń katolików, czy chrześcijan – chyba nie stawia pytań, które mają zaspakajać jego ciekawość, czy wyrażać infantylność, także zwątpienie o Jego istnieniu albo brak dostatecznej wiedzy, czyli dylemat,  rozterkę – jak żyć zgodnie z Jego wolą?…..

    Przecież katolicy, czy chrześcijanie w miarę inteligentni, czy rozgarnięci i wyedukowani doskonale wiedzą – kim był i jest Bóg Trójjedyny?……albo – jak właściwie należy żyć (bytować)?…., aby nie wegetować, czy trwonić danego czasu (życia i zdrowia), lecz naśladować człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, aby zbawić duszę i żyć wiecznie.

    Natomiast bardzo często w/w nie całkiem orientują się – jak dotrzeć do łaskawego Boga?…….i: – jak stawać się prawdziwym człowiekiem?…..

    To są chyba podstawowe pytania i zasadnicze kwestie, do poznawania i rozważania, z którymi zmagali się już nasi poprzednicy, a teraz współcześni pasterze i wierni wspólnot Jego Kościoła.

    Ps. Trudno przecenić w życiu (bytowaniu) codziennym człowieka rolę i znaczenie ufności – wiary w Boga Trójjedynego, także uczestnictwa w Mszy Świętej, oraz w życiu wspólnoty Kościoła, czy  bezwarunkowej, bezgranicznej miłości i żarliwej modlitwy.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  5. elik

    “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.”

    Drogi Aharonie zamiast katolicyzmu, czy chrześcijaństwa oferuje się ludziom m.in. to, co byłeś  uprzejmy opisać, lecz to absolutnie nie jest Jego nauką, ani drogą, także wzorem wspólnoty Kościoła katolickiego.

    Natomiast faktem jest, że:  zbyt często nie wiemy elementarnych rzeczy np: co istotne, a co bez znaczenia, skąd przybywamy i dokąd zdążamy, bo nasze myśli przenika, ogarnia coś prostackiego, prozaicznego albo zniewalającego, tępego, czy ponurego. Wprawdzie przeczuwamy, że istnieje jakaś tajemnica, także realna rzeczywistość, wielkość i doskonałość, ale kiedy pojawiają się, przed nami – nie zawsze rozpoznajemy je.

    Tylko jeden człowiek żył w stanie absolutnej wielkości, doskonałości i miłości tj. obecności i bliskości z Bogiem Ojcem i istotami ludzkimi, także w wzorowej realcji z rzeczami.

    Dlatego jest On jedynym człowiekiem, który może nas uczyć autentycznej miłości, przyjaźni, czy wzorowej relacji z innymi istotami powoływanymi, do istnienia i współżycia. To ON skierował do nas słowa, które wprawiały słuchaczy w zdumienie, czy osłupienie, a nadal otwierają głębię rzeczy i istotę tajemnicy. Posługiwał się językiem pełnym wiecznego sensu i mocy: siłą swej mowy (perswazji)  potrafił nie tylko uzdrawiać, ratować chorych i opętanych. Jest to właśnie coś, czego pragnęlibyśmy dla siebie, kiedy w dramatycznych, czy tragicznych, także trudnych i ciężkich chwilach chcielibyśmy pomagać innym.

    Kto z nas pragnie i potrafi tak, jak On radykalnie przebaczać, dobrotliwie poszukiwać usprawiedliwienia, zjednywać, jednoczyć i być przychylnym wobec bliźnich, a tym bardziej wrogów (adwersarzy)?……

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  6. jorlanda

    Panowie, mniej słów…

    Tak, Aharonie, wierzę że to Jezus pokazał wzór doskonały. A Ty piszesz o tym, co ludzie ze wzoru zrobili, a nie o ewangelicznym wzorze. Za dużo żalu w tym, co piszesz, za mało miłosierdzia wobec innych.

    To co ujęłam w "dobrą radę" to jest moje osobiste doświadczenie Boga i moje osobiste odkrycie. Odkrywam to w Kościele katolickim. Nie marudzę, nie psioczę, nie uciekam, nie chowam się po kątach – nie takie jest moje powołanie. Nie oznacza to, że nie przeżywam zwątpień i trudności, że wszystko jest różowe, a ja mega naiwna.

    Biorę życie na klatę i żyję szczęśliwie idąc za głosem Boga. A chrześcijaństwo mi w tym pomaga – BY SŁYSZEĆ I WIDZIEĆ. I pokonywać trudności.

    Przecież katolicy, czy chrześcijanie w miarę inteligentni, czy rozgarnięci i wyedukowani doskonale wiedzą – kim był i jest Bóg Trójjedyny?

    Panie Eliku, Pan chyba żartuje… tego nikt na świecie nie wie… poza samym Bogiem.

    Pozdrawiam JŁ

     
    Odpowiedz
  7. aaharon

    Jola i Zbyszek + komnata tajemnic:)

    Komnato tajemnic

    Człowiek to taka "komnata tajemnic" …

    Wiem wiem Jola że nie marudzisz, nie psioczysz i nie uciekasz , nie chowasz sie po kątach . Myslisz że tego nie widzę? Ja widzę. A jeśli ja śmiertelnik widzę to co dopiero Stwórca?

    Ja też przeżywam zwątpienia i nie odmówię sobie tej przyjemności żeby Ci powiedzieć,  że cieszę się,  że ty też:):):)  Kto więcej wie ten ma trudniej… prawda? Naprzykład "Ten" którym sie opiekuję , ma małą wiedzę, szkołę jedynie podstawową ledwo co skończył, ale opiekując się nim już przeszło 7 lat nie zobaczyłem u niego nigdy zwątpienia…zawsze jest radosny i nastawiony z optymizmem do życia…i choć zatrzymał się w rozwoju i jest zbytnio dziecinny to w tej jego przypadłości umysłowej jest metoda:):) Tak pokrudce piszę o moim podopiecznym który został mi się w spadku :):) Wiesz o kim mówię Jola bo mnie znasz troszkę …

    WIęc ja sie czasem dziwię jak to jest że to nasze poznanie czyni nas bardziej wątpliwymi …czasami to nawet wydaje mi się że lepiej było by dla ludzi by nie byli tacy biegli…ale to tylko takie moje rozważania. Przepraszam jeśli w moich wpisach dotykam czegoś co mogło by obrazić Twoje sumienie …na które przyjmujesz wiele ..oj wiele. Zapomniałem Ci napisać bo wcześniej nie miałem okazji że podobał mi się bardzo twoj blog w którym zamieściłaś plakat "Szatan to pała" ..:) Naprawdę fajne zdjęcie i nie chodzi mi jedynie o napisy ale o całość, o to że wyrażasz chwile w których żyjesz i się nie lękasz ich pokazać. Takie chwile również do mnie przychodzą . Nie zawsze mamy okazję je pokazać bo jesteśmy zajęci wieloma innymi sprawami a dla twórczości trzeba by poświęcić wszystko…

    Ostatnio oglądałem film ..hm…ostatnio ..boże…to przecież było wczoraj wieczorem:):) ..na jakim ja świecie żyję:):)

    otóż wczoraj wieczorem oglądałem film pt" Achilles i żółw" ("Achilles to Kame")

    Przesłanie tego filmu jest takie, że nawet ludzie, którzy nie mają talentu, powinni żyć ze wszystkich sił na jakie ich stać …a po za tym film pokazuje jak Achilles dogonił żółwia:):)

    Naprawdę polecam z serca ten film. Jest w nim i dramat i wiele uśmiechu…iIstna komnata tajemnic…

    http://www.filmweb.pl/film/Achilles+i+żółw-2008-480545

     

    PS. Pozdrawiam również Zbyszka i zachęcam do zobaczenia fimu pt "Jej droga" . Dziękuję Ci Zbyszku za dobre słowo i jak zwykle mądre i serdeczne.

    W filmie "Jej droga" reżyser filmu Jasmila Žbanić doskonale uchwyciła dramat młodej kobiety starającej się zrozumieć obcą jej i wrogą wobec kobiet filozofię wahabitów. Czy kompromis z ortodoksyjną religią jest możliwy? Jej droga to pięknie opowiedziana historia o zakochanej do szaleństwa kobiecie, która musi znaleźć swoją drogę życia, gdy jej ukochany wybiera ścieżkę religijnej przemiany.

    http://www.youtube.com/watch
     

    pa Wasz przyjaciel i wielbiciel :):) 

    aharon*

     

     

     
    Odpowiedz
  8. elik

    Natura Boga i paradoks Jego objawienia.

    Pani Jolanto rzecz jest zbyt doniosła i poważna, aby w tej kwestii na forum żartować.

    Natomiast chyba Pani nie muszę przypominać, że natura Boga jest powszechnie znana i nie stanowi tajemnicy, bo jest podstawą nauki zawartej w Bibli. Ponadto Bóg w Synu Człowieczym – Jezusie Chrystusie bardzo zbliżył się, do nas – istot ludzkich  i objawił się nam właśnie – jako Bóg Trójjedyny.

    Paradoks Jego objawienia polega na tym, że istnieją dwa rodzaje ciemności – jedna powstaje z nadmiaru światła, a druga oznacza jedynie mrok. Światło – intensywność, wyrazistość i czystość boskiego bytu może nas cakowicie oślepić, dlatego Jego istotę – boskość przysłania zawsze jakaś "kurtyna’, czy "welon".

    Co nie znaczy, że katolicy i chrześcijanie, a nawet inni ludzie na świecie nie wiedzą – kim był i nadal jest Bóg Trójedyny. Przecież wszyscy powołani, do życia doczesnego, także zbawienia duszy i życia wiecznego doświadczamy Jego miłości, a wybrani miłosierdzia i mniej lub bardziej świadmie żyjemy Jego obecnością, a nawet bliskością.

    Bóg Trójjedyny wg. mnie uobecnia się nie tylko w wszechświecie, lecz przede wszystkim w człowieku – egzystencji ułomnej, dlatego możemy spotkać, poznawać i doświadczać Jego nie tylko wielkość, doskonałość i świętość, także rozliczne cnoty m.in. wielkoduszność, wspaniałomyślność, prawość, sprawiedliwość i dobroć w drugim człowieku. 

    Ps. Nawet w internecie nie brakuje publikacji dotyczących wiedzy nt. Boga Trójjedynego  i tych, kórzy są osobami błogosławionymi, świętymi i wiarygodnymi świadkami, dla potomnych Jego potęgi, chwały, natury i istnienia.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  9. krok-w-chmurach

    Jola, piszesz: “I nie wiem

    Jola, piszesz: "I nie wiem do końca jaki On jest, nigdy nie udzielę ostatecznej odpowiedzi."

    Do końca? Ostatecznej odpowiedzi? My nie jesteśmy w stanie zbliżyć się do określenia Go w najmniejszym stopniu – można powiedzieć, że Bóg nie daje się zamknąć w słowach. Słowa wymyślone przez człowieka opisują ludzki świat. Świat, w którym Bóg jest, albo raczej świat, który jest w Nim. My potrafimy niekiedy nieudolnie opisać swoje doświadczenie Boga, które jednak nie mówi o tym, jaki On jest.

    Być może niektórzy święci, albo wielcy mistycy dotknęli Tajemnicy w sposób bardziej "uniwersalny"…?

    Bóg przychodzi do każdego z nas w inny sposób i tak bardzo różnią się te spotkania, jak bradzo my się od siebie różnimy. 

    Powinno nam wystarczyć, że jest. Wszędzie. We wszystkim. We wszystkich.

     

    Zastanawia mnie punkt 1, Twojej rady dla szukających Boga…

    Moją pierwszą radą byłoby czytać Pismo św. powierzając się przy tym Bogu, ufając, że Duch Święty otworzy nasze serce i umysł. I nie dziwić się temu, czego się o sobie dowiemy. A dowiemy się i tego, co nasze serca zniewala, i tego czego od nas Bóg oczekuje…

     
    Odpowiedz
  10. elik

    Pismo Święte i Jego słowa.

    Pani Inko rzecz w tym, że istnieją nie tylko "słowa wymyślone przez człowieka" tj. istotę ułomną, ale również Jego słowa, także myśli i słowa artykułowane, przez ludzi natchnionych Duchem Świętym, tj. błogosławionych i świętych, także wielkich, genialnych, wybitnych, mądrych i wiarygodnych.

    Podzielam Pani pogląd, że zawsze warto rozpoczynać poszukiwanie, od wyciszenia, skupienia i modlitwy, a dalsze, czy głębsze poznawanie Pana Boga, także Jego słów, przez uważne czytanie i rozważanie, czy kontemplowanie wybranych fragmentów/tekstów z Pisma Świętego.

    Użycie słów najczęściej dostatecznie prezentuje świadomość (mentalność) i charakter – osobowość autorki(a), bądź ich demaskuje, bo ukazuje nie tylko rodowód, środowisko, czy wiarę, przekonania,  preferencje, wartości, wyobrażenia, czy subiektywną wizję świata (rzeczywistości) i perspektywę życia, ale również ukrywane uprzedzenia, mankamenty, czy zamiary, intencje tj. rzeczywistą postawę wobec wybranych osób, czy istotnych spraw i rzeczy. 

    Pozdrawiam Panią serdecznie – Zbigniew

     
    Odpowiedz
  11. jorlanda

    Pycha rozumu

    Pani Jolanto rzecz jest zbyt doniosła i poważna, aby w tej kwestii na forum żartować. Natomiast chyba Pani nie muszę przypominać, że natura Boga jest powszechnie znana i nie stanowi tajemnicy, bo jest podstawą nauki zawartej w Bibli.

    Natura Boga jest powszechnie znana? I nie stanowi tajemnicy?

    To bardzo ryzykowne stwierdzenia. Z mojego skromnego doświadczenia teologicznego i z praktyki wiary wynika – a im go więcej tym bardziej sobie to uświadamiam – że Bóg jest istotą bardzo tajemniczą i Jego natura nigdy nie będzie człowiekowi znana do końca. Pan zakłada, że wszyscy ludzie czytają Pismo Święte (i to w wydaniu katolickim), że każdy modli się w sposób kontemplacyjny i dlatego Pan zakłada – w ciemno – że natura Boga jest powszechnie znana i nie ma w tym żadnej tajemnicy?

    Św. Tomasz z Akwinu, którego pisma do dziś są podstawą chrześcijańskiej filozofii m.in. na temat natury Boga, pod koniec życia napisał w swoich dziennikach, że wszystko co napisał o Bogu nie jest właściwe i doskonałe, że gdyby mógł – wykreśliłby każde zdanie. Napisał tak, bo stwierdził, że Bóg przerasta nawet największe umysły ludzkie i najlepiej dowodzone racjonalne racje na Jego temat. I czego by człowiek o Nim nie odkrył z Objawienia i z osobistych doświadczeń, to i tak nie będzie pelna wiedza o Nim.

    To mało znany fakt z życia Wielkiego Teologa. Ale mnie zastanawia i zawsze mam to przed oczami, kiedy wydaje mi się, że na pewno już coś wiem o Bogu…

    Dlatego ta moja Dobra Rada ma znak zapytania w środku. Na znak pokory, bo moje doświadczenie jest marne, ktoś może mieć inne i napisać inną Dobrą Radę. Może z wykrzyknikiem, skoro twierdzi, że natura Boga jest powszechnia znana i nie stanowi tajemnicy…?

     

     
    Odpowiedz
  12. jorlanda

    Rady dla szukających Boga

    Zastanawia mnie punkt 1, Twojej rady dla szukających Boga… Moją pierwszą radą byłoby czytać Pismo św. powierzając się przy tym Bogu, ufając, że Duch Święty otworzy nasze serce i umysł. I nie dziwić się temu, czego się o sobie dowiemy. A dowiemy się i tego, co nasze serca zniewala, i tego czego od nas Bóg oczekuje…

    Kiedyś też tak myślałam. Aż któregoś dnia przypomniało mi się, że w latach wczesnej młodości przyszedł do mnie na kawkę mój przyjaciel i powiedział, tak: wiesz Jola, przeczytałem to całe Pismo Święte i wiesz co odkryłem? Że to wszystko już było, że inne księgi święte piszą o tym samym i że Bóg do mnie wcale nie przemówił przez Pismo.

    To było prawie 20 lat temu, mieliśmy naście lat. Ale do dziś to pamiętam. Potem były moje studia teologiczne, czytałam Pismo jako studentka bo egzaminy trzeba było zdawać, ale też odkrywałam drugie i trzecie dno tekstów Pisma. Nic do mnie Bóg nie mówił poprzez to.

    Dopiero kiedy zdecydowałam się jakoś w okolicach 26 roku mojego życia na kierownictwo duchowe i spowiednicy polecali mi modlić się systematycznie, odkryłam, że to jest podstawa przebudzenia. Dopiero po odkopaniu mojego serca i kawałków duszy gdzieś tam w kącie mego życia, tych części mojego "ja" zniewolonych błędami i grzechami, odkryłam wartość Słowa. Do tego trzeba nie tylko techniki, ale wyszkolonego "ucha duszy". Wyszkolonego modlitwą.

    Zniewolenie towarzyszy każdemu z nas. I obserwuję to od lat, że dopóki nie uwolni się w nas wewnętrzny więzień bierności, apatii, zniechęcenia czy czego tam jeszcze… to ciężko czytać Pismo i słyszeć poprzez to słowa Boga.

    Zastanawiałam się jeszcze nad dodaniem punktu o obserwacji zdarzeń naszego życia, bo ja osobiście odkrywam wolę Boga w tym, co się dzieje. Ale potem pomyślałam, że to chyba temat na inny tekst…

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code