Chcesz?

Rozważanie na VI Niedzielę Zwykłą, rok B1
 

Przywoływana w dzisiejszej Ewangelii i w pierwszym czytaniu choroba niewiele mówi współczesnym Europejczykom. Ale nawet ten krótki fragment z Księgi Kapłańskiej pokazuje, jak trąd mocno stygmatyzował człowieka i wykluczał go ze społeczności. Już w czasach Jezusa trąd był symbolem grzechu. Co przez tę analogię możemy zrozumieć? Że grzech konkretnego człowieka wyklucza go niejako z pewnej społeczności. Istnieje też możliwość „zarażenia” innych – grzech pociąga grzech.

Przeskoczmy w tym momencie do drugiego czytania, gdzie św. Paweł pisze: „nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego”. Tę prośbę Apostoła odbieram jako podkreślenia nie tylko osobistej, ale też społecznej odpowiedzialności chrześcijan. Bo grzech pociąga nie tylko konsekwencje dla grzeszącego, ale wywołuje skutki znacznie szerzej (teologia nazywa to społecznym wymiarem grzechu).

Idąc dalej trzeba by powiedzieć, że spowiedź też nigdy nie może być prywatną sprawą wiernego. Bo jak chce ks. prof. Bogusław Nadolski „każdy sakrament, choćby sprawowany w jak najmniejszej zamkniętej przestrzeni jest sakramentem Kościoła, jest sprawą publiczną, działaniem Boga przez Kościół i w Kościele”.

***

Skoro już jesteśmy przy konfesjonale to skupmy się chwilę na oczyszczeniu. „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jeśli chcesz… Czytam to zdanie i nie potrafię o nim myśleć inaczej niż o swego rodzaju bezczelności trędowatego. Tak jakby uzdrowicielowi miało zależeć bardziej na oczyszczeniu niż temu, który go potrzebuje. Ale w rzeczywistości chyba tak jest, że to Jezusowi bardziej zależy na nas niż nam samym. On wydaje się zawsze mówić „chcę, bądź oczyszczony”. Żeby to powiedzieć, potrzebuje jednak naszej wyraźnej prośby. Może nawet takiej zuchwałej jak ta od wspomnianego trędowatego.

Przygotowywałem się ostatnio do rozmowy z Martą Dzbeńską-Karpińską – autorką projektu „Matki mężne czy szalone?”. Chodzi o wystawę i książkę o tym samym tytule. Dzbeńska-Karpińska opowiada (słowem i fotografią) historie dwudziestu dwóch kobiet, które zdecydowały się urodzić dziecko, mimo że ciąża mogła oznaczać utratę zdrowia lub życia.

Motywacje matek były różne – albo za wszelką cenę chciały chronić poczęte w nich życie, albo pragnienie macierzyństwa było tak wielkie, że nie zważały na najbardziej dramatyczne konsekwencje ciąży. Z pewnością nie o każdej, ale przynajmniej o kilku można powiedzieć, że ich decyzje były zuchwałe. Ale równocześnie ich wiara w to, że wszystko się uda była tak wielka, że decydowały się na ryzyko.

Przypuszczam, że każdy w swoim życiu doświadcza tego, co chory na trąd. Czyli poczucia beznadziei, które skazuje na samotną (jeśli w ogóle) walkę ze swoją słabością. Czasem ta sytuacja może wydawać się tak dramatyczna, że jesteśmy w stanie na nią przystać, pogodzić się z nią. Ale czy nie jest to objaw duchowego lenistwa?

Boża pedagogia wymaga od człowieka zaangażowania – czasem bezczelnego ryzyka, czasem zuchwałej prośby. Bóg jest hojny w dawaniu swojej łaski, ale narzędziem ją uruchamiającym jest zawsze wiara człowieka. Jak zdobyć się na taką wiarę, która pomoże prosić Boga o rzeczy po ludzku niemożliwe? Nie wiem. Ale myślę, że świadomość konieczności proszenia dla siebie o coś, co może wydawać się trudne do urzeczywistnienia, jest pierwszym krokiem na drodze do spełnienia tych marzeń.

Uzdrawia-trdowatego.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. jorlanda

    Bezczelni w zaufaniu

    Dziękuję za o rozważanie. Nie pomyślałam wcześniej o "bezczelności" w wierze… warto faktycznie przemyśleć czasem swoje dramaty pod tym kątem.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code