bezradność

W tamtym tygodniu w piątek, spiesząc się rano na pociąg do pracy, zbiegając ze schodów i przeskakując po dwa stopnie, na ostatnich się potknęłam i źle stąpnęłam. W efekcie noga w gipsie do kolana – i zupełna bezradność i bezczynność.
Bezczynnośc w takim sensie, że nie mogę za bardzo chodzić, szybko zrobić sobie herbatę czy kanapkę, prace domowe ograniczyły się do nadzorowania wieszania prania czy włożenia prania do pralki i włączenia, wyłączenia.
Mam czas.
Do wczoraj był ze mną Kajtek, bo kaszlał i profilaktycznie został w domu kilka dni. Bardzo dużo mi pomagał, sama jego obecność dodawała mi otuchy. Ale przecież musi chodzić do szkoły [całe szczęście że jeszcze chce chodzić ;-)].

Od dziś jestem sama. Przynajmniej do popołudnia 😉
Te kilka dni pokazały mi, jak wielką wartością jest drugi człowiek obok, jak ważne są dobre, normalne relacje między najbliższymi – i jak ważne jest od najmłodszych lat uczenie dzieci samodzielności, pomagania w domu, wdrażanie w obowiązki i nauka troski i pamiętania o innych.
Na dzień dzisiejszy [krok przed początkiem ich dorastania, co też wiele pozmienia] mogę śmiało powiedzieć, że udała nam się ta praca i nauka 🙂 A to dla mnie wielka pociecha, bo nieraz nasze metody wychowawcze poddawane były krytyce…

Dla mnie to też wielka radość, gdy widzę, że Kajtek podrywa się ze swojego pokoju bez zniecierpliwienia, by podać mi okulary z szafki, by zrobić herbatę, choć chwilę wcześniej podawał kanapki. Wiem, że na razie to kilka dni, gips będę nosić przynajmniej do następnego tygodnia, więc niektóre reakcje mogą się zmienić. Na razie jednak jestem pełna nadziei. Poza tym staram się nie być absorbującym i marudzącym chorym 🙂 może to uchroni rodzinkę przed zniecierpliwieniem wobec chorej, kalekiej mamusi 😉

Dziękuję Panu Bogu też za ten bezczynny czas, bo zauważam jedną rzecz – jak bardzo rodzice są potrzebni dzieciom … Ja teraz nic nie mogę zrobić, nie uczestniczę w aktywny sposob w ich życiu – a one do mnie ciągną. Przychodzą się przytulić, porozmawiać, dotknąć. I wracają do zabawy, książki, filmu… Taki czas bezczynności jest błogosławieństwem, by nie popaść w nadaktywność, w pochwałę aktywizacji i ocenianie swojej osoby jedynie pod kątem przydatności w życiu innych.
Przy czym tę “przydatność” oceniamy po swojemu, rzadko słuchając, jak jesteśmy potrzebni drugiemu człowiekowi.

Wczoraj odwiedziła mnie mama i starsza siostra Ewa [młodsza Paulina odwiedza mnie regularnie 🙂 daje mi co dzień zastrzyki :D] – zastanawiające, jak inaczej słuchane są słowa osoby, która choruje 😉 mimo że mówi to samo, co przy wcześniejszych rozmowach wywolywało od razu sprzeciw i niechęć 😉

Same dobre rzeczy wokól… a złe? Pewnie też są, ale czy trzeba na nie czekać, wyszukiwać je? Wolę cieszyć się tym, co ma choć nieznaczny zarys radości i dobra 🙂 Na smutki przyjdzie czas, gdy nadejdą 🙂

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code