Kozioł ofiarny Agaty Bielik-Robson

W opublikowanym w trzy dni po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem wywiadzie pt. "Polska żałoba. Między świętem a dajanizacją" pani Agata Bielik-Robson formułuje radykalnie krytyczne oceny wobec sposób przeżywania tragedii przez Polaków. Deklarując na wstępie analityczny chłód i bezemocjonalność, w wywiadzie pozwala sobie de facto na wyrażanie silnych emocji pogardy, wyższości, lekceważenia i niechęci wobec Polaków przeżywających żałobę. Następnie, posługując się insynuacją, intelektualną nierzetelnością i niedowiedzionymi założeniami, formułuje wątpliwe wnioski.

Przyznam, że z przerażaniem i niedowierzaniem czytałem wywiad z panią Agatą Bielik-Robson. Wcześniej z dużym zainteresowaniem i uznaniem, choć krytycznie, przeczytałem jej dwie ważne książki: „Na pustyni. Kryptoteologie późnej nowoczesności” (napisałem o niej recenzję) oraz „Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości”. Chętnie też czytałem jej różne teksty eseistyczne i publicystyczne, uważając ją za jedną z oryginalniejszych filozofów średniego pokolenia w Polsce. W niniejszym tekście spróbuję dowieść, że Agata Bielik-Robson wyrażonymi przez siebie w wywiadzie opiniami i analizami kompromituje siebie jako ekspert-filozof, człowiek i Polka.

Na początek próbka „analitycznych” i „bezemocjonalnych” określeń Autorki: „to, co się dzieję, wcale mi się nie podoba”, „Polaków ogarnęła histeria”, „regres do pierwotnej i rytualnej jedności, odróżnicowania, w którym wszyscy jednają się, płaczą i rzucają sobie w ramiona”, „zbiorowa histeria podszyta agresją (…) i szukania kozła ofiarnego”, „Polacy wykorzystują każdą okazję [żałobę narodową], żeby zrobić sobie święto”, „magiczne myślenie”, „nie mam wielkiego zaufania do racjonalności Polaków”, „media sprawią, że śmierć kompletnie oczyści Kaczyńskiego (…) z odpowiedzialności za te dziewięćdziesiąt pięć osób, które wraz z nim zginęły”.

Oczywiście, że mamy prawo, a niekiedy obowiązek używać wyrażeń nasyconych emocjami, co jest nieuniknione zwłaszcza w wyrażaniu ocen moralnych. Ale jest głęboko nieuczciwe udawanie, że to, co będzie się mówić, jest "bezemocjonalną analizą", autoryzowaną przez eksperta (autorytet obiektywności).

W wywiadzie pani Agata Bielik-Robson dokonuje też świadomej dezinterpretacji swej kluczowej kategorii analitycznej, zapożyczonej od René Girarda, a mianowicie „kozła ofiarnego”.  Użyta przez nią kategoria zakłada taką oto koncepcję: kryzys wspólnoty  ujawnia naglącą potrzebę jedności wspólnoty, oczyszczenia się z winy, jaka doprowadziła do kryzysu i dlatego szuka się kozła ofiarnego („winnego”), czyli wewnętrznego wroga, którego trzeba faktycznie lub symbolicznie zabić, aby wspólnota wyszła z kryzysu zjednoczona i oczyszczona. Wspólnota dokonuje zbrodni na przypadkowej ofierze – indywidualnej lub zbiorowej – uznaje ją za winną, a sam mechanizm zbrodni zostaje ukryty w narracjach o micie założycielskim wspólnoty. W przypadku tragedii smoleńskiej kozłem ofiarnym na ołtarzu narodowej jedności mają być ci, którzy wcześniej krytykowali Prezydenta i ci, którzy wyłamują się z histerycznego przeżywania żałoby narodowej.

Natomiast autentyczna koncepcja René Girarda wychodzi poza ten pierwotny schemat i przedstawia jego radykalne zakwestionowania na gruncie chrześcijańskim. Według Girarda fundamentem chrześcijaństwa, jego anty-mitem jest ofiara Jezusa Chrystusa, która zostaje opowiedziana z punktu widzenia niewinnej ofiary. Zostaje ujawniony mechanizm zbrodni i jej faktyczni winowajcy. Przez ujawnienie kłamstwa schematu prześladowczego Ewangelie czynią bezsensownymi i nieetycznymi wszelkie ofiary z kozłów ofiarnych. Cywilizacja Zachodu jest pierwszą, w której mechanizm kozła ofiarnego zostaje uznany za etycznie niedopuszczalny i zbędny. Jedność wspólnoty tworzy się dzięki symbolicznemu zabiciu Jezusa Chrystusa przez grzechy wspólnoty, a następnie dzięki Jego zmartwychwstaniu wspólnocie i jej członkom zostają odpuszczone grzechy, zostaje przywrócona jedność sprzed kryzysu i otwarta szansa na zbawienie wieczne.

Pani Bielik-Robson jako ekspert-filozof dokonuje czynu profesjonalnie niedopuszczalnego i głęboko nieetycznego. Używa mianowicie tzw. argumentu z autorytetu (co jest dopuszczalne) światowej sławy uczonego (René Girarda), przedstawia jego koncepcję w sposób redukcjonistyczny i jednostronny, pozbawiając ją najistotniejszej  prawdy, a jednocześnie dając do zrozumienia, że operuje koncepcją pełną i obiektywną. Autorka mogłaby tego od biedy dokonać, gdyby uczciwie zasygnalizowała „kulisy” tej umysłowej operacji: gdyby mianowicie pokazała, jaka jest pełną koncepcją „kozła ofiarnego” René Girarda, przyznała się do krytycznego dystansu wobec jego ujęcia radykalnej oryginalności ofiary Jezusa Chrystusa i powiedziała, że operuje jego przedchrześcijańską koncepcją „kozła ofiarnego”. Tak uczyniłby każdy uczciwy i kompetentny ekspert, nawet w wywiadzie o charakterze publicystycznym, zwłaszcza gdy deklarowałby „bezemocjonalny” charakter swych analiz. Dlaczego pani Bielik-Robson nie była zdolna do tej elementarnej uczciwości wobec czytelnika? Możemy się jedynie domyślać.

Moja hipoteza jest następująca: filozofka uważa, że chrześcijaństwo nie ma współcześnie żadnego znaczenia, dlatego – w domyśle – nie trzeba go brać pod uwagę, analizując rzeczywistość, choćby tak katolickich krajów jak Polska. Pisze o tym m.in. w książce „Na pustyni. Kryptoteologie późnej nowoczesności”: „W książce tej nie poświęcamy religii chrześcijańskiej wiele uwagi, ponieważ wbrew licznym próbom ożywienia jej ducha (…), uznajemy zmierzch chrześcijaństwa za fakt. A przynajmniej, by złagodzić tę tezę: za fakt w sferze filozofii.” Tezę tę Autorka wygłasza nieomal ex cathedra, nie podbudowując jej żadną próbą uzasadnienia (sic!). Uznając chrześcijaństwo za „nieważne”, może w swoim „profesjonalnym sumieniu” z tą samą nonszalancją i bez żadnych tłumaczeń wobec czytelników usunąć z przywoływanej przez siebie koncepcji „kozła ofiarnego” René Girarda wyraźny rys chrześcijański i operować jedynie koncepcją wypracowaną na „materiale z dziejów pogańskich”.

Według pani Bielik-Robson Polacy przeżywają swą narodową żałobę jako rytuał czysto pogański: jednoczą się wokół zmityzowanej ofiary założycielskiej, dysząc żądzą znalezienia i zabicia „kozła ofiarnego”. Przeżywają antyracjolną regresywną histerię, która znajdzie swoją konsekwencję w prymitywnej brutalizacji życia publicznego, kiedy to jedna z partii zdobędzie władzę, szantażując społeczeństwo majestatem żałoby i śmierci narodowych ofiar. Dla „udowodnienia” swoich z góry przyjętych tez filozofka używa selektywnych wypowiedzi niektórych polityków i publicystów. Jej ignorancja wobec jawnie chrześcijańskiego sposobu przeżywania ofiary tragedii smoleńskiej wśród Polaków, wyrażającego się choćby poprzez modlitwy, msze święte, formy definicji żałoby, zasadnicze wygaszenie konfliktów, skupienie ludzi, autentyczny żal i ból, który nie przeradza się w agresję, jest uderzająca. Autorka podnosi do rangi nieomal absolutu medialne doniesienia o skrajnych wypowiedziach czy protestach niewielkich grup, pogardliwie lekceważąc fakty o dużo większym znaczeniu i powszechności.

Z podobną nonszalancją wobec faktów stwierdza, że to Lech Kaczyński jest realnie winien katastrofy pod Smoleńskiem i śmierci 95 pozostałych pasażerów, bo już wcześniej naciskał na pilotów, by wykonywali manewry wbrew zasadom bezpieczeństwa lotniczego. Taka teza ma wyraźny charakter insynuacji, czyli próby negatywnego przedstawienia osoby i jej czynu w świetle wątpliwych i niedowiedzionych faktów.

Składając deklarację bezemocjonalnej  analizy narodowej tragedii i żałoby milionów ludzi, pani Agata Bielik-Robson ujawnia skrajną naiwność metodologiczną w dziedzinie etyki i duchowości. To rodzaj pseudonaukowości, która myśli, że etykę i duchowość ludzi, zwłaszcza w sytuacjach granicznych, można badać „bez użycia emocji”, chłodnym okiem eksperta. W dodatku ta deklarowana metodologiczna „beznamiętność” – w domyśle bezstronność – okazuje się głębokim fałszem, bo wywiad z panią Bielik-Robson aż kipi pasją i negatywnymi emocjami. Tak głębokie redukcje, nierzetelności i brak obiektywizmu Autorki nie byłby możliwy bez głębokiego i niemal niekontrolowanego przeżycia emocjonalnego.

Na podstawie dwóch błędnych i niedowiedzionych założeń – fałszywie interpretowanej koncepcji „kozła ofiarnego” René Girarda oraz zakwestionowania chrześcijaństwa jako ważnego źródła życia duchowego Polaków i przeżywanej przez nich tragedii – pani Bielik-Robson wyciąga fałszywe wnioski: w żałobie narodowej dokonuje się sztuczne i regresywne pojednanie, pozornie znoszące konflikt i domagające się ofiary z „kozła ofiarnego”, a ów pogański rytuał pojednawczy pogłębi polskie nieszczęście, czyli politykę jako jatkę. Po prostu według Autorki tragedia smoleńska oraz żałoba narodowa prowadzą do nieszczęścia i zła, a nawet zbrodni, jeśli za taką uznamy represję wobec osób, które nie weszły w krąg narodowego pojednania, a także negatywne konsekwencje polityczne w postaci zdobycia władzy przez antyracjonalne i opresyjne ugrupowanie. Głęboko duchowe i etyczne doświadczenie Polaków związane z tragedię smoleńską i przeżyciem tragedii Autorka interpretuje w kluczu zasadniczo politycznym i psychoanalitycznym, a więc w kategoriach interpretacyjnie podrzędnych i pośrednio deprecjonujących wydarzenie i wspólnotowe przeżycie.

Na głębszym poziomie obsesja pogardy Autorki wobec żałoby narodowej Polaków, przeżywanej zasadniczo w duchu chrześcijańskim, wydaje się ujawniać jej głęboką niechęć wobec samego chrześcijaństwa. Niepozbawione przecież słabości przeżywanie tragedii przez zasadniczo chrześcijańskie społeczeństwo jest mocnym świadectwem żywotności polskiego katolicyzmu i obecności Boga, Jezusa Chrystusa w życiu Polaków i Polski. Dla pani Bielik-Robson, która uważa chrześcijaństwo za „skończone”, tak wyrazisty znak przeżywania tragedii w duchu chrześcijańskim jest bolesnym policzkiem i zakwestionowaniem jej filozoficznych uprzedzeń. I – jak przypuszczam – właśnie ta żywotność chrześcijaństwa i chrześcijańskiego Boga, Jezusa Chrystusa, jest najsilniejszym źródłem agresji i osobistą „tragedią” pani Agaty: stąd ten niesłychany zaślepiający narcyzm Autorki i zupełna nieczułość wobec rzeczywistej tragedii narodowej. Ale takich rzeczy zwykle się nie mówi. Lepiej z pogardą kłamać i nadużywać autorytetu nauki, niż spróbować zmierzyć się z prawdą, która boli, której się nie akceptuje i do której wstyd się przyznać.

Wywiad „Polska żałoba. Między świętem a dajanizacją” kompromituje Agatę Bielik-Robson jako eksperta-filozofa, człowieka i Polkę. Parafrazując Autorkę, można powiedzieć: ogarnięta histerią pani Agata Bielik-Robson projektuje agresywnie na społeczeństwo polskie – jej osobistego „kozła ofiarnego” – swoje głębokie lęki, używając insynuacji, kłamstwa i nadużywając własnego oraz cudzego autorytetu uczonych. Jako ekspert-filozof pani Agata Bielik-Robson kompromituje się skrajną nierzetelnością intelektualną i pochopnością w wygłaszaniu powierzchownych, błędnych ocen, tworzeniem sztucznych konstrukcji, w które nieudolnie próbuje wepchnąć nierozumianą przez siebie i nieakceptowaną rzeczywistość. Jako człowiek pani Agata kompromituje się pogardą i lekceważeniem dla swoich bliźnich, insynuacjami wobec tragicznie zmarłych, brakiem elementarnej wrażliwości i zaufania wobec cierpienia i duchowości innych osób. Jako Polka pani Agata kompromituje się żarliwą niechęcią wobec swojej Ojczyzny, jej tradycji, zwyczajów, historii i symboliczno-urzędowych autorytetów.

Pani Agata Bielik-Robson ma prawo wypowiadać dowolne opinie i świetnie, że to chętnie czyni. Natomiast każdy ma prawo dokonywać analizy tych opinii oraz oceniać je w świetle swojej najlepszej wiedzy i sumienia. Ponieważ pani Agata Bielik-Robson należy – w sposób zasłużony – do elity intelektualnej Polski i jest niezwykle aktywna opiniotwórczo, jej wypowiedzi i opinie – zwłaszcza w ważnych kwestiach, a taką niewątpliwie jest tragedia smoleńska i żałoba narodowa – powinny być poddane szczególnej analizie i ocenie. Z bólem serca napisałem powyższy tekst, z głębokim współczuciem wobec cenionej i lubianej przeze mnie Autorki. Mam nadzieję, że mój tekst i krytyczne echo jej wywiadu u innych poruszy choćby intelektualne sumienie pani Agaty Bielik-Robson. Tak wielki talent szkoda marnować na wątpliwej jakości obsesje.

 

Agata Bielik-Robson, Polska żałoba. Między świętem a dajanizacją

 

Teksty na temat tragedii smoleńskiej i żałoby narodowej:

Tragiczny dzień dla Polski i świata

Pozwólmy, by nas bolało

Spory o Wawel – wsytd i brak wielkoduszności

Pęknięte symbole – Wawel polityków i kardynałów?

To nie Wawel nas podzielił, ale brak miłości

Żałobne sensy

 

Recenzja książki Agaty Bielik-Robson: "Na pustyni. Kryptoteologie późnej nowoczesności":

Prorokini Errosa

 

Komentarze

  1. Malgorzata

    Odpowiedzialność i uczciwość intelektualistów

     Dziewięciodniowy okres narodowej żałoby przypomniał wiele polskich problemów, o których na co dzień nie chcemy pamiętać. Przy okazji tej – bardzo moim zdaniem trafnej – analizy wypowiedzi pani Agaty Bielik-Robson zatrzymam się przy jednej sprawie: odpowiedzialności i uczciwości intelektualistów. 

    W dniach, gdy szukaliśmy sensu smoleńskiej tragedii, a potem uzasadnienia postaw, jakie wobec niej zajęliśmy, wsłuchiwaliśmy się w głos ludzi, do których mogliśmy mieć zaufanie ze względu na ich status naukowy czy miejsce w kulturze, zagwarantowane wcześniejszymi dokonaniami. To dość naturalne, że w trudnych chwilach szukamy mądrych ludzi, którzy pomogą nam utrzymać w równowadze naszą zachwianą wizję świata albo wypowiedzą za nas to, czego sami nie potrafimy wypowiedzieć przez ściśnięte gardło.

    Takie trudne chwile to jednak czas szczególnej odpowiedzialności mówiącego. Ludzie słuchają uważniej, pod wpływem emocji zapamiętują pewne rzeczy lepiej niż zwykle, narasta zdolność do przebudowywania struktur mentalnych i symbolicznych, tak w wymiarze indywidualnym jak społecznym. To czas szczególnej odpowiedzialności i szczególnej pokusy, aby wykorzystać moment i odcinać od trumny swoje kupony. Sporej mądrości wymaga na pewno rozstrzygnięcie, czy w takich chwilach zamilknąć, aby nie zrobić sobie i innym szkody nierozumnymi wypowiedziami, czy przeciwnie – otrząsnąć się i mimo wszystko zabrać głos w przekonaniu, że ma się coś naprawdę ważnego do przekazania.

    Nie jestem aż tak naiwna, aby oczekiwać, że wszyscy wypowiadający się publicznie o trudnych sprawach będą mędrcami. Marzy mi się jednak, aby w sprawach wspólnoty (w tym wypadku mojego narodu) wypowiadały się osoby mające żywe poczucie więzi ze wspólnotą, niekwestionujące explicite lub implicite tej więzi, a co za tym idzie, rozumiejące, czym jest odpowiedzialność za wspólnotowe sprawy. Niestety, nie zawsze tak było w ostatnich dniach. Wystąpienia niektórych intelektualistów czy ludzi kultury pokazały, że żyją w jakichś własnych światach, w wieżach z kości słoniowej, z których wychylają się tylko, aby przypomnieć o sobie w mediach – oburzeni zresztą najczęściej, że zakłócono im błogi spokój.

    Tyle na temat odpowiedzialności. Sprawę uczciwości poruszył już Andrzej na przykładzie wykorzystania przez panią Bielik-Robson teorii René Girarda. Dorzucę do tego ogródka swój kamyczek, przyglądając się wypowiedzi pani Olgi Tokarczuk dla New York Timesa z 16 kwietnia 2010. Pani Tokarczuk odwołuje się z kolei do Junga, przypominając jego spostrzeżenie, że pod wpływem traumy następuje obniżenie poziomu społecznej świadomości, intelekt ustępuje miejsca mrokom zbiorowej psyche, przerażony umysł w poszukiwaniu sensu pozwala się uwodzić starym mitom. Owszem, brzmi to groźnie i nieprzyjemnie, zwłaszcza dla zdeklarowanych racjonalistów, którzy boją się kontaktu ze światem emocji i ze wszystkim, co wymyka się spod kontroli rozumu. Pani Tokarczuk chociażby przez swoją literacką twórczość dała jednak wcześniej świadectwo dobrej znajomości teorii Junga. Wie zatem doskonale, że takie pogrążenie się wspólnoty w zbiorowej nieświadomości jest właśnie według Junga potrzebne wspólnocie od czasu do czasu, aby mogła przetrwać w swoim symbolicznym wymiarze. Dlaczego pani Tokarczuk, podobnie jak pani Bielik-Robson, korzysta tylko z części swojej wiedzy? Moim zdaniem obydwie panie dopuściły się po prostu manipulacji.

    Intelektualiści mają potężne narzędzie w postaci wiedzy, której nie posiada większość społeczeństwa. Podpierając się autorytetem znanego nazwiska czy naukowych odkryć, mogą kreować rozmaite opinie, symbole, a nawet nowe zbiorowe mity. Przeciętny odbiorca nie potrafi skontrolować takich informacji, więc pozostaje wiara w uczciwość, rzetelność, kompetencje wypowiadającego się intelektualisty. I to dopiero jest bardzo groźne, gdy tak potężnego narzędzia intelektualiści używają nieuczciwie lub z niedostateczną roztropnością.

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Kto zasługuje na zaufanie?……

    Sz.Pani Małgosiu !

    Dziękuję za odniesienie się, do roli i znaczenia takich cnót i uzdolnień, jak odpowiedzialność i uczciwość, oraz  daru, jakim jest zaufanie okazywane ludziom i ich określonym działaniom.

    Napisała Pani : "W dniach, gdy szukaliśmy sensu smoleńskiej tragedii, a potem uzasadnienia postaw, jakie wobec niej zajęliśmy, wsłuchiwaliśmy się w głos ludzi, do których mogliśmy mieć zaufanie ze względu na ich status naukowy czy miejsce w kulturze, zagwarantowane wcześniejszymi dokonaniami."

    Jean – Paul Sartre uważał, że ten, kto ma przeciwko sobie głupców zasługuje na zaufanie. A wg. mnie również ci, co mają przeciwko sobie bezbożników, obłudników, faryzeuszy, cyników, oszustów tj. ludzi mniej lub bardziej podłych i nikczemnych.

    Natomiast w/w złoczyńcy zwykle nie są głupcami, a ludzie szlachetni, prawi, dobrej woli – godni zaufania nie zawsze są ponadprzeciętnie wyedukowani i zasłużeni w nauce, kulturze, a tym bardziej w polityce.

    Jak wg. Pani można skutecznie bronić się i zabezpieczać, przed głupcami, bezbożnikami, obłudnikami, pozorantami, zdrajcami etc?…..

    Szczęść Boże !

    Pozdrawiam Panią serdecznie.

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code