Poza

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

Kościół stał pusty. Było w nim jednak pełno ludzi. Czyli jest jak zawsze, cholernie anonimowo, w spotkaniu z ludźmi bez twarzy. Wtedy chodziło o wspólnotę, zjednoczoną przez obecność Boga w spożywaniu Jego ciała – grupa łączyła się w całość, jednostka rozpływała się w więzi choć nie przypominało to jej negacji. Teraz jest inaczej – siedzisz w ławie i patrzysz na plecy wiernego, jak w muzułmańskich modlitwach: składając pokłon Bogu, widzisz tylko tyłek współtowarzysza. Rytuał, symbole, cała ta sformalizowana praktyka. Ludzie reagują jak na ćwiczeniach fitness, mistyczne chwile ulatują gdzieś między wpisanymi w odgórny rytm zachowaniami.

 

Relacje z innymi pompują dopaminę, zaopatrując całą tą fizjologię w poczucie szczęścia, sensu istnienia, z tym warunkiem że relacje przyjmują formę zróżnicowaną, w rozmowie, śmiechu, wspólnych zabawach, czasem w seksie. Świątynia stoi jednak gdzieś na uboczu tego wszystkiego. Wspólne spotkania redukują się do oddawania anonimowej czci nieznanemu bóstwu – praktyki z esencją wyjałowioną do rdzenia. Eucharystia w kształcie pierwotnym, przypominała spotkania przyjaciół na wspólne kolacji, schodzicie się razem – kolejna dawka słodkiego narkotyku o naturalnym podłożu, sprawiająca że żyjesz, a kolejny dzień zostaje wyposażony w sen motywacji, przesłaniający ciężkie chmury nad głową. Wspólna wieczerza, nie tylko starożytny rytuał, także wymiana bodźców, zacieśnianie więzi, lepsze poznanie drugiego, nowe okazje: układ sympatyczny u swojego szczytu.

 

Zasady co do spożywania ciała Boga: ograniczają niecierpliwość jednych, organizując grupę tworząc zasady społecznej równowagi w skali mikro, równość w hierarchicznym zróżnicowaniu. Dionizos rodzi się na nowo, bez tych moralistycznych napomnień, w miłosnej unii jednoczy twarzą w twarz, znosząc wszelkie granice we wzajemnym pożądaniu bycia razem. Ciągłość jednak zostaje zerwana w kulcie zwróconym ku Bogu trzymanym w rękach kapłana: jak w meczecie widzę jednak same plecy. Zamiast spontanicznego zwrócenia się do osoby obok, zostaje wtłoczony tego substytut manifestujący się w ściśle określonych gestach, wyobcowanych jak mało co. Zamiast zjednoczenia w różnych formach relacji, puste ruchy – mające się przekładać na dalsze kolektywne zachowania, tyle że już poza świątynią, czyli w ogóle. Bez otwarcia, emocjonalnego zaangażowania, kościół stał pusty, było w nim jednak pełno ludzi, poza wszelką zbiorowością.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code