Nastanie Jasność

Rozważanie na III Niedzielę Zwykłą, rok A1
 
 

Z pewnością niejeden człowiek miewa czasami chwile zwątpienia, robi sobie rachunek sumienia i zastanawia się nad sensem swego życia. Rozmyśla też nad tym, co robi czy też zrobił dobrze albo i źle. Są też jednak osoby, które nie odczuwają takich rozterek – żyją z dnia na dzień, nie zastanawiając się zbytnio nad sobą, tematami nie dotyczącymi ich spraw bieżących, takich jak praca, dom, praca, dom…

Czasami mnie to już nawet nie dziwi. Mimo ciągłego postępu cywilizacyjnego współczesny świat potrafi nas sobie całkowicie zawłaszczyć, często odbiera nam czas na refleksję nad sobą, a może i nawet tę umiejętność patrzenia na siebie w ogóle. Pochłonięci walką o przetrwanie nie mamy czasu na to, by przystanąć i choć przez moment zastanowić się nad sprawami niedotyczącymi tak zwanej prozy życia. Zdaje się, że już nawet na ten temat kiedyś pisałem w jednym ze swych wcześniejszych rozważań.

***

Wielu z nas spotyka też coś o wiele gorszego… Ogarnia nas niemal całkowita ciemność, przytłoczeni wieloma problemami wpadamy w otchłań cierpienia, nie mamy już nawet sił nie tyko na kolejne próby uporania się z nimi, ale nawet na poszukiwanie jakiejś pomocy. Ogarnia nas wielka pustka, powoli tracimy wszelką nadzieję, a o tym, by pomagać komuś innemu, nie myślimy już wcale. Jak bowiem mamy pomagać innym, skoro sobie nie potrafimy pomóc? Tracimy wiarę.

Czyż nie jest to jedna z najtragiczniejszych sytuacji, jaka może przytrafić się człowiekowi? Utrata nadziei to przekleństwo, które zabija. Człowiek pozbawiony nadziei należy już do przeszłości. To prawda. Przecież gdy nie widzimy już wyjścia z różnych sytuacji, tylko ta nadzieja pozwala nam dalej żyć. To nadzieja na cud, wiara w to, że wszystko się jakoś ułoży. To też wiara w to, że On nas jednak nie opuścił, jest dobry i mimo wszystko czuwa nad nami.

Wiara, nadzieja oraz miłość to idee połączone ze sobą na wieczność. Gdy zginie jedna, wcześniej czy później umrą i pozostałe. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.

***

Wiedzą o tym doskonale osoby, które dotknęło przekleństwo depresji. Często żyją z dnia na dzień, tylko nadzieją na jakiś cud. Wierzą, że będzie im lżej, że może wyzdrowieją, że stanie się coś, co spowoduje, że będzie im się chciało, że stanie się cud. Jednak, gdy w końcu tracą resztki sił oraz wszelką nadzieję, wchodzą w kolejny, końcowy etap swojego życia, realizują myśl, która dotąd pomagała im jakoś trwać – zawsze przecież mogę zakończyć swoje życie.

Nadzieje należy pielęgnować, troszczyć się o nią i nie zawsze jest to łatwe, ale bez niej nie ma życia, nie. Nadzieja bowiem towarzyszy nam zawsze i jest naszym powietrzem bez którego nie potrafimy oddychać, nie potrafimy żyć. To ona pcha nas do przodu, to ona tworzy nas.

***

Gdy czytamy słowa dzisiejszej Ewangelii (Mt 4,12-23), widzimy, że nawet do krainy ciemności, do krainy śmierci może nadejść promyk ożywczego światła. Boska, pomocna dłoń sięga wszędzie. Musimy jednak wierzyć i tego pragnąć, nie odrzucać jej, nie tracić nadziei. Czasami warto żyć nawet najbardziej złudną nadzieją, warto wierzyć, warto kochać.

Pomocna dłoń Boga może zostać nam podana nawet w najbardziej nieoczekiwanych dla nas momentach. Może też być tak, że On powoła nas na służbę i sami będziemy w stanie nieść światło. Nierealne? Niemożliwe? Nie. Wierzmy. On ma dla nas różne zadania, wszystko ma swój cel. Nawet gdy wydaje się nam, że Go nie ma, że jest daleko od nas, wcale nas nie opuścił. Może nas nawiedzić w każdym momencie naszego życia, jeżeli tylko na to pozwolimy. Jeżeli wczytamy się w Pismo, to odkryjemy, że On powołał swych uczniów w bardzo różnych momentach ich życia. Wcale się tego nie spodziewali, dla niektórych mogło to być nawet szokujące zaskoczenie, ale zaufali, podjęli rozmowę z Nim, poszli za Nim.

Każdy z nas może być uczniem Chrystusa, ale musimy wierzyć, nie tracić nadziei i nie odtrącać Go. Musimy trwać. Jasność nastanie.

Rozważania Niedzielne

nadzieja_i_ja.jpg

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code